Od kilku tomików mam mieszane uczucia. Autorka wprowadza lekki chaos, przez co historia momentami w ogóle nie trzyma się kupy.
Nie jestem pewna, czy podoba mi się kierunek, w jaki idzie ta manga, bo czasami robi się dziwnie.
Mamy sporo dramatycznej akcji. Kaname do reszty zwariował a tego, co zrobił, w moich oczach już nie da się wybaczyć, cokolwiek by się nie wyjaśniło w przyszłości. Istne szaleństwo.
Z Sary też nie jest niewiniątko.
W ogóle od tych wszystkich postaci i ich relacji zaczyna mi się już mieszać w głowie. Tego jest za dużo, czasami nie rozróżniam już postaci.
Ale przynajmniej czuć, że małymi krokami zbliżamy się do wielkiego finału.
Na to czekałam przez dziesięć tomów! Czemu tego nie było w anime?
Tomik pełen jest romantycznych momentów, które włączyły we mnie fangirling. Mój ship choć przez chwilę uzyskał spełnienie a inny ship się narodził. Bardzo się cieszę, że poświęcono więcej uwagi Kainowi, bo to bardzo interesująca postać.
Akcji jest nieco mniej niż poprzednio, ale relacje przedstawione w tym tomiku wszystko rekompensują. Tego potrzebowałam w tej serii.