Najnowsze artykuły
- Artykuły„Spy x Family Code: White“ – adaptacja mangi w kinach już od 26 kwietnia!LubimyCzytać1
- ArtykułyBracia Grimm w Poznaniu. Rozmawiamy z autorkami najważniejszego literackiego odkrycia tego rokuKonrad Wrzesiński2
- Artykuły„Nowa Fantastyka” świętuje. Premiera jubileuszowego 500. numeru magazynuEwa Cieślik4
- ArtykułyMaj 2024: zapowiedzi książkowe. Gorące premiery książek – część 2LubimyCzytać5
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Aleksander Matiuchin
0
0,0/10
Pisze książki: czasopisma
Urodzony: 24.12.1981
Ten autor nie ma jeszcze opisu. Jeżeli chcesz wysłać nam informacje o autorze - napisz na: admin@lubimyczytac.pl
0,0/10średnia ocena książek autora
53 przeczytało książki autora
3 chce przeczytać książki autora
0fanów autora
Zostań fanem autoraKsiążki i czasopisma
Najnowsze opinie o książkach autora
Nowa Fantastyka 450 (03/2020) Scott Lynch
7,3
Opowiadania:
Magdalena Kucenty – Jednooki Pies
Opowiadanie kryminalne z wyświechtanym przez proceduralne seriale wątkiem „policja potrzebuje konsultanta, żeby pomógł rozwiązać zagadkę”. I okej, nie ma tym nic złego, z takiego motywu też można wycisnąć coś ciekawego. Niestety w tym tekście się to nie udało.
Nie kupuję powodów, dla których główny bohater zostaje wezwany na pomoc, kołek niewiary trzeszczy i urywa się dość szybko. W całej policji nie ma nikogo, kto mógłby zająć się jakimś psiakiem, jest tylko jedna pani detektyw, do której „pies nie podejdzie”. W technologicznie zaawansowanym świecie, gdzie w dodatku magia – organy ścigania nie mają żadnych uprawnień i możliwości, by złowić zwierzaka, który może przyczynić się do rozwiązania sprawy. Ba, mają symulatory, które same rozwiązują śledztwa, ale policjanci nie mogą wejść na teren jakiejś fabryki, bo Jaźń Prawnicza. Logiki w tym niewiele.
A co dalej? Dużo niedopowiedzeń i scen – powiedziałbym – przypadkowych.
A to scena bijatyki napisana chyba tylko po to, żeby było dynamicznie. Scena w domu uciechy, z której niewiele wynika i nie wiadomo po co ona właściwie. Dialogi między parą bohaterów nader często niejasne, niedopowiedziane (ach... te... wielokropki... z zapędu w jednym miejscu pojawił się nawet czterokropek). Autorka daje zbyt mało, by czytelnikowi – przy pierwszej lekturze – tekst automatycznie złożył się w głowie w spójną całość. Niby jest za tym wszystkim jakiś zamysł, ale ginie w niedopowiedzeniach, w natłoku „fajnych scen” i fantastycznego gadżeciarstwa (wyjątkiem jest pomysł na „potworną” bohaterkę - bardzo dobry, nośny).
Finalnie – jeśli ktoś nie zmusi się do cofania, do czytania scen po raz wtóry i tytanicznych domysłów, to niewiele z całości zrozumie, a po skończonej lekturze tekst szybko zapomni.
Prócz zdania, w którym redakcja machnęła cudowną literówkę i wyszło:
„Nie chcę pokazywać, że macałam w tym palce”.
Anna Łagan – LSY
Napisane sprawnie i chyba tyle dobrego można o tym tekście powiedzieć.
Świat żywcem wyjęty z Horizon Zero Down – tak bardzo żywcem i tak bardzo wyjęty, że aż („magini” z metalową płytką za uchem; upadła, zaawansowana technologicznie cywilizacja; grasujące po świecie złe roboty; społeczeństwo walczących ze sobą frakcji/plemion).
Czy jest w tym tekście coś nowego, świeżego? Niewiele. W protagonistce drzemie potencjał na ciekawą opowieść – o jej młodości, wyborach, tym, kim w końcu się stała – ale tej opowieści nie dostajemy. Dostajemy prostą jak linijka historyjkę z ledwo zarysowanym drugim dnem.
W rezultacie tekst wyfruwa z głowy zaraz po lekturze.
Sonia Korta – Śnieniewzięcie
Z notki autorskiej dowiemy się, że mamy do czynienia z „dobrze skrojoną gatunkową fabułą” – tylko, że nie, nie mamy. Mamy do czynienia z prościutką, mało wciągającą fabułką. Autorka nie stawia bohaterom żadnych przeszkód, nie utrudnia, nie tworzy ciekawej opowieści – ot, prosto po sznurku prowadzi czytelnika do finału. Mało zresztą interesującego, takiego, co to kwituje się go wzruszeniem ramion.
I świat przedstawiony, całkiem ciekawy, nie ratuje sytuacji. Bo co czytelnikowi po świecie, gdy bohaterowie niemrawi, a opowieść byle jaka?
A szkoda, bo jest tu potencjał na typową historię eksploracyjną, na – właśnie – „dobrze skrojoną gatunkową fabułę”, na bohatera odkrywającego wraz z czytelnikami nową, fantastyczną rzeczywistość, bohatera dziwiącego się, bohatera próbującego coś osiągnąć, bohatera oszukiwanego, walczącego o swoje i wreszcie – wygrywającego lub nie.
Takim bohaterem, a raczej bohaterką, mogłaby być Roza – ale nie jest. Bo nie jest protagonistką. Jest nim nudny facecik, który się niczemu nie dziwi, który już wszystko widział, który po prostu ma zadanie do odbębnienia. I odbębnia.
Koniec.
Ech.
Podsumowując dział prozy polskiej – teksty mało zajmujące, zachowawcze. Napisane sprawnie i nic ponadto.
Na pewno dobrze, że są to teksty autorek. Historycznie autorek w dziale prozy polskiej NF zawsze było zbyt mało (kolosalne niedopowiedzenie). Miło, że to się zmienia.
Powoli, bo powoli, ale jednak.
Proza zagraniczna
Aleksander Matiuchin – Gadżet mon amour
Szkoda, że ten tekst nie jest dłuższy. Krótka, choć całkiem treściwa opowieść o technologii, która – werble! – jest oczywiście zgubna dla człowieka. Chyba trzeci z rzędu tekst z tym motywem w dziale prozy zagranicznej. Trochę monotematyczne się zrobiło światowe SF (przynajmniej to wybierane przez dział prozy zagranicznej NF).
Niemniej tekst jest niezły. A to za sprawą pełnokrwistej bohaterki, jej emocji, pragnień i tarapatów. Autor stawia na opowieść, prościutką, ale wyciska z niej co tylko może na tak krótkim metrażu.
Scott Lynch – Upadek i wzlot domu czarnoksiężnika Malkurila
Chyba gwóźdź numeru, ale tylko chyba.
To oczywiście dobry tekst, wymykający się gatunkom (już za samo to należy się w dzisiejszych czasach rynkowych łatek ogromny plus). Niemniej opowieść nie porywa.
Jest pewien problem z immersją (oczywiście chodzi o bohaterów, z którymi trudno się zidentyfikować),a jednak opowiadanie czyta się z przyjemnością.
Jest tu nauka i zabawa, czyli wszystko, co być powinno. Jest pomysłowość, świeże spojrzenie na całą garść motywów fantastycznych. Jest dużo dobrego. Nie wiem tylko, czy nie można było całości jednak skondensować, napisać krócej.
No i za cholerę nie potrafię rozgryźć, jakim cudem koboldy, które nie umiały czytać, odcyfrowały nazwy książek i zaczęły używać jako imion.
Podsumowując – dział prozy zagranicznej wygrywa z działem prozy polskiej o kilka długości. Przede wszystkim odwagą. Na szczycie pudła jedną nogą Lynch, nieco niżej Matiuchin.
Na miejscu trzecim Korta – ale tylko za świat, nie za opowieść.
Poza pudłem Kucenty i Łagan.
Nowa Fantastyka 484 (01/2023) Redakcja miesięcznika Fantastyka
6,8
Coś ostatnio jakoś pechowo w tych dwudziestkach. Jak nie pandemia, to wojna. Może 2023 będzie…
Nie lepiej nie zapeszać. I wziąć się do czytania „NF”.
A tu, w numerze styczniowym, taka oto proza polska.
„Ciastko z wróżbą” Marty Sobieckiej – Ja wiem, że dzięki kulturowej inwazji Nipponu japońskość jest bardzo modna, ale ileż można? Już mi tymi skośnookimi się, jak by to powiedziała moja babcia, „chepie”. Czyli już na starcie byłem niechętnie nastawiony do tego tekstu. I mogłoby się to nastawienie zmienić, bo pomysł całkiem niegłupi (spłycając - wplecenie „ludzi-roślin” w infosferę i wszechobecność tejże). Niestety zalew słów nie pozwolił się cieszyć tym opkiem. Gdyby je tak o połowę choć skrócić? I na marginesie – w Japonii mają jakieś inne restauracje? U nas chyba bardzo podaje się „parujące” dania, a tam co i rusz.
„Potwarz” baj Witor Orłowski – co mi się podoba? Podoba mi się zabawa słowami (choćby tytułem) oraz nawiązania do Beatlesów. Co mniej? Wymowa. Bo konstatacja, że nie lubimy/jesteśmy wrodzy wobec tego, czego nie znamy, to ciut za mało jak dla mnie.
Znaczy – czytało się fajnie, ale jednak chciałoby się coś poza wprawkę w sprawnym posługiwaniu się językiem. No i peklowane ogórki: <facepalm>.
Teraz zagranica.
„Mars. Informator turystyczny” Ruth Nestvold – nie jest to może dzieło wybitne, ale fajny pomysł nieźle zrealizowany. Czyli czego chcieć więcej od opowiadania? Się mi!
„Lepsze dziewczyny z odpadków” Nino Cipri – horrorek do przeczytania w wolnej chwili. Prosta, nieskomplikowana historia podana w prosty sposób. W sam raz lektura do kolejki w przychodni.
„Ścieg” Aleksandra Matiuchina – też horror, ale gorszy niż poprzedni. Niemiłosiernie przeciągnięty i mimo wschodnich klimatów, które lubię, nie udało mi się opowiadania przeczytać „na raz”, bo było za długie i rozwlekłe.
W publicystyce tym razem mało dla mnie, bo ani niemiłosiernie schlastanego „Rodowodu krwi”, ani filmów niejadalnych oglądał nie będę. Komiksów raczej nie śledzę, a „Beowulf” kojarzy mi się tylko z „Grendelem” grupy Marillion.
Na szczęście są Klęczar, Orbitowski i Vargas. Te teksty zawsze czytam z przyjemnością!