Najnowsze artykuły
Artykuły
Utrwalić to, co zapamiętane. Rozmowa ze Stanisławem BrejdygantemAdam Horowski1Artykuły
Dla kogo literacki Nobel 2023? Wytypuj i wygraj książkiLubimyCzytać16Artykuły
Nagroda Nike 2023: Zyta Rudzka laureatkąLubimyCzytać10Artykuły
Wyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na październik 2023Anna Sierant2027
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Olivier Rolin

2
6,3/10
Pisze książki: literatura piękna, reportaż
Urodzony: 1947 (data przybliżona)
jest pisarzem szeroko tłumaczonym. Napisał dwadzieścia powieści, wśród których na szczególną uwagę zasługują L'Invention du monde (1993),Port-Soudan (1994, nagroda Femina) i Tigre en papier (2002, nagroda France Culture). Jest również autorem opowieści z podróży i wielu reportaży, głównie z Ameryki Południowej.
6,3/10średnia ocena książek autora
17 przeczytało książki autora
38 chce przeczytać książki autora
0fanów autora
Zostań fanem autoraNajnowsze opinie o książkach autora
Meteorolog Olivier Rolin 
6,3

Francuski pisarz o lewicowych korzeniach napisał biografię jednego z niezliczonych więźniów stalinowskiego gułagu, geografa Aleksieja Wangenheima, uwięzionego w 1934 i rozstrzelanego w 1937r. To kolejna opowieść o ofierze Wielkiego Terroru i kronika czasów 'realnego socjalizmu', czasów strachu i upodlenia. Napisana kunsztownym językiem wydaje się formą odkupienia autora za jego komunistyczne mrzonki z młodości. Czasami są dłużyzny, ale czyta się dobrze.
Książka opowiada o życiu Aleksieja Wangenheima, geografa, którego pasją było badanie i przewidywanie pogody, i który na początku lat trzydziestych został głównym meteorologiem ZSRR. Aresztowany i skazany pod absurdalnymi zarzutami szpiegostwa w 1934r., odbywa karę w łagrze na Sołowkach; w tym czasie siedział tam prawdziwy kwiat inteligencji rosyjskiej (ci, co nie chcieli albo nie zdążyli wyemigrować),można by z tych ludzi utworzyć dobry uniwersytet. W łagrze degraduje się psychicznie i moralnie: pisze wiernopoddańcze listy do Stalina, układa jego mozaikowe portrety. A potem, w czasie szaleństwa wielkiego terroru, po parodii procesu zostaje rozstrzelany w 1937r. Żona dowiedziała się o jego śmierci (ale nie o miejscu pochówku) 20 lat później, do tego czasu wciąż żywiła nadzieję... To kolejny stalinowski sposób dręczenia ludzi. Ciekawa, iście detektywistyczna jest historia odkrycia jego miejsca kaźni i grobu (i grobów tysięcy innych zamordowanych),udało się to dzięki aktywistom Memoriału w 1997r.
Jest to typowa opowieść łagrowa, czytałem już takich wiele, ale dosyć ciekawie napisana, autor bowiem korzystał z dokumentacji obozowej i listów Wangenheima do żony i córki, pisze wiele o rysunkach wysyłanych do córki, niestety w książce rysunków nie ma. Nie ma też map czy fotografii, o których autor często wspomina. Poza tym rzecz jest przegadana, za długa, zbyt szczegółowa, Wydaje się, że autor nie miał zbyt wiele materiałów o swoim bohaterze, więc ubarwia swoją opowieść opisami różnych typów chmur czy pogodą na krańcach ZSRR, mało to interesujące prawdę mówiąc, chociaż ładnie napisane.
Ciekawsze jest co innego, w końcu książki autor pisze: „Ludzie żyjący w XXI wieku zapewne nie będą już pamiętali o światowej nadziei, jaką wzbudziła rewolucja październikowa, jednakże dla dziesiątków milionów mężczyzn i kobiet, pokolenie po pokoleniu, przez pół wieku i na wszystkich kontynentach była ona obietnicą nadzwyczaj realną, żywą, wzruszającą, była przełomem w rozwoju ludzkości, początkiem nowych czasów” czytam to i przecieram oczy: jacy ludzie, gdzie? Bo na pewno nie w Polsce, gdzie bardzo szybko poznano się na sowieckim 'raju'. Chodzi oczywiście o ludzi z Zachodu, w tym i autora, który w młodości mocno komunizował i dla którego ta książka jest formą odkupienia za przeszłe błędy. No i bardzo dobrze, że gość wreszcie przejrzał na oczy: lepiej późno niż wcale.
Meteorolog Olivier Rolin 
6,3

Aleksiej Vangenheim to typowy przypadek "ślepej sowieckiej sprawiedliwości". Rozstrzelany w latach stalinowskiego terroru (grudzień 1937) a wcześniej zesłany na Sołowki. Jego przypadek wydaje się tym dziwniejszy, gdyż był osobą państwu potrzebną. Był twórcą radzieckiej meteorologii, pierwszym dyrektorem służb meteorologicznych porewolucyjnego państwa. Ba, był osobą wierzącą w komunizm i w Stalina osobiście! Nas już to nie dziwi - terror Jagody (później Jeżowa i Berii) najczęściej działał na ślepo, jakby chodziło o wykonanie planu zsyłek i straceń... Obywatele mieli się bać, a przede wszystkim miał się bać aparat partyjny.
Vangenheim słał z zesłania rozpaczliwe listy do ludzi z otoczenia Stalina z żarliwymi zapewnieniami o swojej niewinności. Nie wiedział, biedny, że każdy, który próbowałby interweniować w jego sprawie, byłby następną ofiarą. Przecież organa bezpieczeństwa są nieomylne...
Długą drogę do otworzenia umysłu przeżył też autor książki, lewicowy aktywista z 1968 r., który jednak nie dał się zaślepić "konieczności dziejowej" wynikającej z "naukowego marksizmu". Badając sprawę Vangenheima zapewne nie raz pomyślał sobie, że w tamtym miejscu i czasach mógłby bohatera swej książki spotkać jako towarzysza niedoli.
Na swoje szczęście, żyjąc nie tam i nie wtedy, włożył dużo pracy by przypomnieć postać nieszczęsnej ofiary. Przekopał się przez sterty dokumentów, dotarł również do cennych pamiątek po zamordowanym meteorologu, czyli do listów, które pisywał on do żony i córeczki. Listy te miały wręcz charakter zielnika, bowiem więzień rysował florą i faunę z miejsca zesłania. Jednocześnie zapewniał o swojej wielkiej miłości do Słońca Ludzkości. Ech, to nieprawdopodobne naiwniactwo "jajogłowych"...
Lapidarna relacja Rolina sprawia, że ta jednostkowa historia przemawia mocniej niż najdokładniejsze statystyki.