Lilith: Dziedzictwo Jo.E.Rach. 4,7
ocenił(a) na 46 lata temu Zdecydowanie nie zgodzę się co do opinii innych, że książka jest aż tak zła. Zła nie jest, ale nie jest też nie wiadomo jak zachwycająca i porywająca. Na pewno natomiast słabe jest to, że Sha jest tak doskonała, że jej doskonałość wręcz ścieka na otaczających ją ludzi. Ale! Do rzeczy.
Narracja pierwszoosobowa trochę mnie zbiła z tropu, ponieważ wybitnie nie lubię tego typu narracji. Dodatkowo mamy tu do czynienia z potrójną narracją pierwszoosobową co powoduje pewien zamęt, szczególnie na początku. Już myślałam, że każdy kolejny rozdział będzie opisywany z perspektywy innej osoby. Na szczęście okazało się, że mamy tylko trzech narratorów. Biorąc pod uwagę imię zawarte w tytule i "magię liczb" to wcale nie jest przypadek, że jest ich właśnie troje. Ale! istotne jest tu co innego. Tak naprawdę z tej książki nie dowiadujemy się właściwie niczego, bo tak:
- Sha jest doskonała i kropka, może trochę pyskata i bezczelna, ale mimo wszystko doskonała
- Dan jest biedakiem, bo ma ojca gałgana, który zostawił go, kiedy Dan mierzył się z chorobą, przez co jest wyśmiewany w szkole.
- Chris jest obrzydliwie bogaty i z jednej strony chciałby być poczciwy jak biedak Dan, ale pieniądze robią mu momentami sieczkę z mózgu
* Obaj beznadziejnie zachwyceni Sha, przyklejeni niczym Kubuś Puchatek do garnuszka z miodkiem, "a nuż jeszcze kropelka skapnie" tej doskonałości.. Trochę to śmieszne, że obaj zachowują się trochę jak bezwolne kukły, dopiero kiedy Sha mówi wprost, że mają być normalni i zachowywać się normalnie jakby wraca im rozum...
- Ojciec Sha, jest niby spoko, ale dla postronnego obserwatora jest pierdółką bo pozwala Sha na wszystko i to ona decyduje np. na co wydadzą pieniądze (w ogóle ciekawe skąd je mają)
- Marika, matka Dana, gosposia w domu Sha - poczciwa kobiecina, zakochana nad życie w swoim jedynaku, któremu chciałaby nieba przychylić, ale jest "ledwie" kucharką i właściwie nie stać jej na to, żeby zapewnić synowi co najlepsze.
- Ojciec Chrisa - furiat i despota, który odczuwa chorobliwą potrzebę kontroli nad życiem i postępowaniem innych, nie tylko członków rodziny.
Czy brzmi to jak brazylijska telenowela? Owszem, i tak właśnie czułam się czytając tę książkę. Mamy tu zero akcji, właściwie zero fabuły, o bohaterach wiadomo właściwie to co napisałam + opisane są ich traumy, które mają (niby) usprawiedliwiać ich zachowanie wobec innych postaci, ale owe traumy nie czynią w żaden sposób bohaterów wyjątkowymi. Wręcz przeciwnie, jest schematycznie i nudno.
Przez cały czas, jaki poświęciłam na lekturę miałam nieodparte wrażenie, że to jest opowiadanie jakiejś 15latki z Wattpada, tyle że ktoś zdecydował się dać hajs na wydanie tego. No cóż, nie moja sprawa co ludzie robią z pieniędzmi, ale w tym przypadku jedyne na co warto było je wydać to okładka. Jest fenomenalna.
Drugą część przeczytam tylko i wyłącznie z zasady, że zawsze czytam minimum 2 książki, żeby przekonać się jak bardzo jest kiepsko, ale nie wiążę zbyt wielkich nadziei z tą lekturą. Nie mniej jednak, wiem że nie będę płakać nad kolejnymi stronami. Podejmując konwencję to jest nawet znośne, ale to trochę "Ein Buch für Alle und Keinen" - Książka dla wszystkich i dla nikogo.
Dla dzieci odpada zupełnie, dla młodzieży zbyt wulgarna i wydumana - "Rozpoznaję, czy ludzie są dobrzy czy źli - odpowiedziała patrząc mi w oczy intensywnie. - Wyczuwam, czy przeważa w nich dobro, czy zło. Nie ma istoty idealnie prawej i szlachetnej, która nie popełnia żadnych błędów, ale istnieją potwory niszczące wszystko, co piękne, wszystko, co warte miłości, potwory, które są czystą destrukcją, niszczycielską siłą, żywiącą się cudzym cierpieniem. Nie obawiaj się, [...], wiem doskonale, co przeważa w twojej duszy. Choć jesteś zagubiony i szukasz swojej drogi, nie ma w tobie niegodziwości. Dlatego mogłeś zostać moim przyjacielem." - nie, to nie jest Paulo Coelho, to Jo.E.Rach. Dla dorosłych jak widać na załączonym przykładzie też się nie nada.
Znalazłam również wywiad z autorką, w którym mówi: "Losy "mojej" Lilith tylko w niewielkiej części pokrywają się ze znanym mitem, reszta jest wytworem wyobraźni. Podpowiedzią jakiegoś tajemniczego głosu, który dyktuje mi kolejne słowa.". No cóż... pozostaje zacytować Hegla "Jeśli fakty przeczą mojej teorii, tym gorzej dla faktów", niestety tutaj wyszło to nad wyraz mizernie, bo nie trzyma się to ani kupy ani niczego.
Nie mniej jednak można przeczytać bez większej szkody dla mózgu, traktując to np.: jak amerykańską komedię. One też zazwyczaj nie mają większego sensu.