Najnowsze artykuły
- ArtykułyDzień Bibliotekarza i Bibliotek – poznajcie 5 bibliotecznych ciekawostekAnna Sierant12
- Artykuły„Kuchnia książek” to list, który wysyłam do trzydziestoletniej siebie – wywiad z Kim Jee HyeAnna Sierant1
- ArtykułyLiteracki klejnot, czyli „Rozbite lustro” Mercè Rodoredy. Rozmawiamy z tłumaczką Anną SawickąEwa Cieślik2
- ArtykułyMatura 2024 z języka polskiego. Jakie były lektury?Konrad Wrzesiński8
Popularne wyszukiwania
Polecamy
William Ritchey Newton
1
7,3/10
Pisze książki: historia
Ten autor nie ma jeszcze opisu. Jeżeli chcesz wysłać nam informacje o autorze - napisz na: admin@lubimyczytac.pl
7,3/10średnia ocena książek autora
4 przeczytało książki autora
39 chce przeczytać książki autora
0fanów autora
Zostań fanem autoraKsiążki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Najnowsze opinie o książkach autora
Wersal. Za fasadą przepychu William Ritchey Newton
7,3
Słowo „Wersal” rozpala wyobraźnię : pałac kapiący złotem, ogromne sale z tysiącami luster i kandelabrów, korytarze stanowiące tło dla wyszukanego ceremoniału dworu króla Francji, ogrody będące miejscem wyszukanych rozrywek arystokracji, skrzące się tryskającymi w niebo fontannami i przystrzyżone żywopłoty ogrodów układające się w misterne wzory… Ale „Wersal” ma też ciemniejszą stronę, będąc synonimem złotej klatki. Uzbrojony w taką wiedzę przystąpiłem do lektury książki „Wersal. Za fasadą przepychu”. Nie spodziewałem się po niej wiele – wychodziłem z założenia, że niczym mnie nie zaskoczy. Jakieś było moje zdziwienie, gdy było wręcz przeciwnie.
Z każdą przeczytaną stroną moje zaskoczenie rosło. Z książki dowiadujemy się o kulisach funkcjonowania wielkiego pałacowego kompleksu w Wersalu, a przede wszystkim o tym, jakie niewygody musieli cierpieć jego lokatorzy: o tym, że był przeludniony i zamieszkiwało go więcej ludzi, niż pierwotnie planowano, o tym, że wybudowano go w miejscu cierpiącym na deficyt wody, i że ogrodowe fontanny były zarazem przekleństwem zarówno pałacu jak i samego miasta Wersal. O tym, że budując pałac nie pomyślano o wystarczającym zapleczu kuchennym dla tak wielkiej masy ludzi, podobnie zresztą jak o zapleczu sanitarnym.
Czytając książkę odkryłem, że lokatorzy – goście króla : książęta, księżne, hrabiowie i hrabinie itp. itd., otrzymywali w pałacu pokoje i apartamenty na zasadzie zbliżonej do naszych mieszkań kwaterunkowych lub socjalnych. Nie będąc właścicielami i nie mając żadnych praw do swoich mieszkań (co więcej – nie mogąc bez zgody króla wyprowadzić się z nich!) skazani byli na nieustanne zabiegi o lepsze lokum lub o utrzymanie tego, które już im przydzielono. Gdy czyta się „Wersal…” niektóre starania arystokratów wydają się śmieszne i żałosne, ale po chwili przychodzi refleksja, jak bardzo są one podobne do zabiegów współczesnych rodzin, które piszą pisma o przyznanie im przez państwo lub gminę lepszego mieszkania kwaterunkowego. Okazuje się, że polepszenie pałacowego statusu można było osiągnąć „wychodząc sobie” apartament z własną kuchnią, albo z podwójnymi szybami, albo bardziej oddalony od smrodliwych wychodków lub z lepiej działającym kominkiem… Ileż śmieszności było w drobnych intrygach, podchodach, przepychankach, skargach, prośbach – i wszystkich tych działaniach, których jedynym celem było załatwienie mieszkania 3-pokojowego z kuchnią zamiast mieszkania 2-pokojowego bez kuchni!
Śledzimy na kartach książki niekończące się pasmo problemów zarządcy pałacu, związanych z zakwaterowaniem wzrastającej liczby arystokratów, z których każdy skarżył się na warunki, w jakich przyszło mu mieszkać. Śledzimy jego walkę z nielegalnie dostawianymi piecykami, wydzielanymi kuchniami zagracającymi pałacowe korytarze, wreszcie z lokatorami niszczącymi przydzielone im mienie. Czy nie brzmi to znajomo? Okazuje się, że XVII-wieczni arystokraci niewiele różnili się pod tym względem od polskich najemców zostawiających po sobie zdewastowane ściany…
Wszystko to składa się na obraz końcowy: w okresie tuż przed rewolucją życie w Wersalu było uznawane za udrękę, a kto tylko mógł – uciekał z niego do Paryża, gdzie życie było znacznie wygodniejsze i pozbawione ograniczeń.
Jedyne, co mi w książce przeszkadzało, to nadmiar liczb. Są miejsca, gdzie autor przytacza tak precyzyjne dane liczbowe, że książka zaczyna nieco nużyć. Na szczęście miejsc takich nie ma zbyt wiele i – jeżeli komuś one przeszkadzają – może je po prostu pominąć.
Nie jest to książka dla ludzi spodziewających się tajemnic, romansów i innych „smaczków” z przedrewolucyjnej Francji. To bardzo rzeczowy obraz życia w wersalskim pałacu – bardzo daleki od powszechnych wyobrażeń. Jak dla mnie – doskonała lektura!