cytaty z książek autora "Aleksandra Sztorc"
Dom tworzą istoty, a nie miejsca i rzeczy, które się posiada.
Był wielkim marzycielem. Tylko co zrobić, gdy nagle się okazuje, że marzenia zaczynają się spełniać?
Dzieciom należy się prawda, wtedy jest łatwiej zmierzyć się z pewnymi rzeczami. Problemy nie wydają się wtedy takie duże, gdy się wie z czym się ma do czynienia. Wtedy można pomyśleć, co można z tym problemem zrobić, by coś zmienić.
Chodzi o to, żeby mieć relacje z ludźmi, ale żeby każdy był oddzielnie. Żeby był ze względu na to, że jest wartościowy, a nie żeby do czegoś służyć”.
Totalny bezład. Tracę bez sensu czas na myślenie o tym, czego nie mam, śpię w teraźniejszości, żyję przeszłością, na której nigdy nie zbuduję przyszłości.
Niektórzy zapytają, po co mówić obcemu o prywatnych sprawach, to moja sprawa. Takim osobom w żaden sposób nie uda się wytłumaczyć, po co ma to robić. Ktoś, kto podejmuje decyzję o podjęciu terapii, zazwyczaj ma już o niej jakieś pojęcie, wie, na czym mniej więcej to wszystko polega. Tylko wstyd nie pozwala mówić o prywatnych sprawach. Ale czasem przychodzi taka chwila, kiedy od wstydu ważniejsze jest własne dobro, ważniejsza staje się pomoc samemu sobie i w takich chwilach pada decyzja, żeby się ujawnić. A najlepszym miejscem na takie uzewnętrznianie się jest właśnie gabinet wykwalifikowanego psychoterapeuty. Nawet jeśli wstyd w tym przeszkadza. A o wstydzie wiem dużo. Przede wszystkim to, że gdy pewnych spraw człowiek się wstydzi, to gdy zostaną ujawnione, to się ten człowiek odwstydza.
(...) może ty już taka po prostu jesteś i potrzeba ci nauczyć się z tym żyć. Taka smutno-piękna Zuzia. Potrzeba światu wszystkiego i wszystkich. Każda odrobina miłości i piękna jest ważna, a w tobie jest mnóstwo miłości - mówi ze spokojem, a ja płaczę za powiekami, od środka głowy, i nie wierzę w ani jedno słowo, choć bardzo tego chcę.
Musiałem wiele razy upaść, spotkać mnóstwo ludzi, doświadczyć tego co mi się przydarzyło. Musiałem to przeżyć. Tylko w ten sposób mogłem zrozumieć co uczyniłem.
Bycie w terapii, to nie tylko odpękanie tematu na jednej sesji, pogadanka czy narzekanie. To prawdziwa praca nad sobą, i to nie tylko w gabinecie. W procesie jest się cały czas. Cały czas jest się jakby zaprogramowanym na autoterapię, analizuje się właściwie wszystko, zwraca się uwagę na każdą emocję, na każde zachowanie, jest się wyczulonym na stare schematy, zauważa się je, czasem udaje się zareagować inaczej, a czasem nie, robi się samemu sobie taki mindfuck. I to jest niesamowite w byciu w terapii.
Nic nie jest w stanie w tej rzeczywistości sprawić, że poczuję się dobrze. Dzisiaj, w tym zamkniętym świecie, ograniczam się jedynie do obaw. Może nie widzę tego, co jest poza. Może pozostaje jedynie przetrwać".
Samotność to wcale nie jest bycie samej, lecz właśnie to, co teraz czuję. To wcale nie jest pusty dom czy brak ludzi wokół. Samotność to cisza, niezrozumienie w cudzych oczach, zignorowanie cierpienia".
Biorę wszystko, co mogę, by sobie ulżyć, nie chcę czuć, że z minuty na minutę zapadam się głębiej, w miejsca, z których z czasem już nie tyle nie można, co nie chce się wyjść".
Wielką trudność sprawia mi dzielenie się czymś, czego sama nie mam. Kiedyś, dawno temu nauczyłam się, żeby uciekać. Trudne emocje pakowałam szczelnie do brzucha i trzymałam do momentu, aż zapomnę, że coś tam jest. Trzeba było być twardą, bo inaczej mogło się zginąć w piekielnym ogniu wyrzutów, upokorzeń i niewidocznych siniaków. Ale ciało nie jest głupie. Ciało pamięta. I z lęku, wtedy gdy trzeba, zastyga w bezruchu – zawsze, ale to zawsze, gdy doświadcza podobnych sytuacji jak dawniej. Biedne ciało, co ma innego zrobić, jak nie skulić się w sobie. Może ewentualnie skrytykować się jeszcze, a bo za słabe, za brzydkie, za głupie, że to wstyd takie ciało mieć i taką w ogóle być".
Bo każda miłość – każda jedna – jest połączona nie tylko z bólem, ale i ze sobą wzajemnie, każda z nich jest powleczona kolorową nicią. I wyobrażam sobie, że każdy ten kolor kiedyś zaboli. Bo taka jest właśnie miłość. Cierpiąco-rwąca. Rwąca nadzieje, tęsknoty, marzenia, wyobraźnię i cały ten pieprzony świat ratująca. I nie wiadomo, co zrobić z tą miłością i jej całym bólem. Bo boli wszystko i wszystkich. Nie ma człowieka, który by nie cierpiał z miłości. No nie ma. Cierpi się tylko z miłości – albo z jej braku albo z nadmiaru".
Ludzie zdrowi akceptują tylko choroby widzialne, dające dowód w wynikach badań, muszą widzieć cieknące ciecze z nosa, wysokie temperatury na czole, wysypki na ciele. Ludzie zdrowi, niedotknięci chorobą naszego wieku, nie wierzą w depresję, a jeśli już dopuszczą do siebie myśl o istnieniu takiej jednostki chorobowej, złotą radą od nich jest: Weź się ogarnij.
Każdy dzień daje zaproszenie do doświadczania siebie i otaczającego świata, do odkrywania w sobie rzeczy, o których się nie ma pojęcia.
Nigdy nie wiadomo, co komu kto w życie wniesie. Dlatego trzeba być ostrożnym. Trzeba być uważnym, co się rozdaje.
Znasz ten stan, kiedy boisz się powiedzieć na głos, co czujesz, bo masz wrażenie, że się po tym posypiesz?
Gęstą ciemność światło zawsze rozjaśni, natomiast światła ciemność nigdy nie zdoła pokonać.
Jedyne, co może mi pomóc, to wzięcie odpowiedzialności za swoje życie, a więc i za to, co czuję. Bo tak naprawdę zostajemy skrzywdzeni na tyle, na ile dajemy innym przyzwolenie, by coś nas dotknęło, poraniło do żywego, przygniotło jak walący się most. Tylko gdy jesteśmy dziećmi, tak się nie dzieje. Bo kiedy jesteśmy malutcy, to dorośli nas tworzą. Potem, w całkowitej niewiedzy, wypuszczają nas w świat dorosłego, który najczęściej już na starcie jest popsuty. Mała istota, bez żadnych zwałów w głowie, przyjmuje wszystko od otoczenia, nasiąka jak ręcznik pozostawiony pod cieknącą pralką. Ale z reguły jest tak, że po jakimś czasie ręcznik zaczyna śmierdzieć. Poplamiony leży i cuchnie stęchlizną i trzeba coś z tym zrobić. I ten młody człowiek, nasiąknięty ludzką niedołężnością, syfem i nieświadomością, po latach musi się bardzo postarać, żeby sprać stare brudy. Jeśli mu się uda, o ile się uda, to w drodze poznania samego siebie i tego, co się w ogóle stało, zostanie ciężką pracą uświadomiony i osamotniony zarazem, wzięty przez innych za głupka, nikczemnika i egoistę. Bo taki właśnie mamy świat. Nie ma co próbować tego zrozumieć, chyba że chce się człowiek obudzić sam jak palec. Pokaleczony i obolały. Co prawda jest i nagroda, bardzo wysoka, zrozumienie i ocalenie, jeśli ma się w sobie potrzebę rozwoju.
Ale trzeba to zrobić samemu, bo nikt inny tego nie zrobi. Nigdy.
Chyba w życiu każdego przychodzi taki moment, kiedy pojawia się myśl, że to czas, by wyfrunąć z gniazdka. Zabiera się człowiek za to latami albo nie odchodzi w ogóle.
Wiesz, czemu ludzie się kłócą, bo chcą mieć rację. Zawsze. Gdy są atakowani podkurwionym NIE, oddają równie podkurwionym NIE. Nikt nie lubi być pokonany. Nikt nie lubi, gdy mu się udowadnia, że się myli. No nikt.
Wiem, że nie ma co czekać na życie, które gdzieś tam jest w przyszłości. To złudzenie. Nie trzeba karmić się lękiem o to, co może się wydarzyć. Nie mogę też bez przerwy zatracać się w przeszłości, jakakolwiek by ona nie była. To wszystko to iluzja. Sen, z którego jedynie rzeczywistość może wybudzić. Muszę tylko na to pozwolić, dać się ponieść temu, co jest tutaj, teraz, gdy biorę oddech. Tylko to jest prawdziwe.
Przez niewiedzę bagatelizowane są osoby w epizodzie depresji. Jak często słyszy się od znajomych: Nic mi się nie chce, chyba mam depresję, a czuć w wydechu sobotni, przetrawiony alkohol. Albo: Chujowo się czuję, to chyba depresja, a wiadomo z relacji tej osoby, że zawaliła kolejną noc z serialami Netflixa, że pracuje piąty dzień z rzędu po kilkanaście godzin i żre kebaby z mięsem mieszanym. Przesadzam - Nie wiem. Wiem, że przez niewiedzę nadużywa się słowa depresja, poprzez samodiagnozowanie się po kłótni z chłopakiem czy gdy jest się w trakcie trudnej sesji na wydziale prawa czy srawa. Nic dziwnego, że potem nikt poza psychiatrą ci nie wierzy i masz się po prostu ogarnąć.
Zastanawiam się, co jakby tak otworzyć usta i wydać czysty dźwięk w gęstej ciszy... Można by potem prawdziwe słowa sensem smarować (…) jakby tak powiedzieć, co boli, słowem chłodnym i mądrym, można by zapewne ból ujarzmić szczerością. I może nic z tych rzeczy tutaj nie miało miejsca? A tak, żyjąc w strachu, jakim to słowem można cierpienie ująć.
Niektórzy ludzie nie potrafią okazywać miłości, lub myślą, że sposób, w jaki to robią, jest dobry, bo oni sami tego doświadczali w swoich rodzinach.
Wszyscy potrzebujemy, żeby ktoś chciał nas widzieć, dotknąć, przytulić. Chcemy być ważni dla innych.
Za dużo radości naraz. Zaraz pewnie coś pierdolnie. Trzeba uciekać, póki jest idealnie.
Ciemności nie należy się bać. Nie ma w niej nic poza naszymi złowieszczymi myślami.
Słowa trzeba ważyć moja droga… o tak, trzeba na nie uważać.