Jakoś długo nie mogłam się zabrać do przeczytania tej książki, a leży już u mnie od maja zeszłego roku. Wreszcie udało mi się ją nadrobić.
Bardzo przyjemny kryminał, który fajnie mi się czytało. Ciekawe śledztwo prowadzone przez inspektora Igora Niedzwieckiego. Prowadzi on dochodzenie w sprawie śmiertelnego potrącenia.
Choć niewiele było tutaj zwrotów akcji, które tak bardzo lubię w książkach, a akcja toczyła się raczej spokojnie to wcale się nie nudziłam czytając. Autor fajnie opisał prowadzone śledztwo jak i postać samego głównego bohatera. Jeśli lubicie kryminały to gorąco polecam książkę, a jeśli jesteście z Tychów lub okolic to polecam tym bardziej, bowiem akcja książki rozgrywa się właśnie w Tychach. :)
Jak dla mnie trochę zbyt rozwlekłe, powolne i nijakie. Zdarza się śmiertelny wypadek, sprawca ucieka, sprawa trafia na policję i.....dalej dzieje sie bardzo niewiele. Niby jest śledztwo, niby policjanci drążą, przesłuchują kolejnych podejrzanych, ale wszystko w tempie muchy tańczącej w smole. Momentami można przysnąć. Do tego marudnie żałosny główny bohater. Podstarzały rozwodnik, nieumiejący obsłużyć komórki i mający poważne problemy z napisaniem tekstu na komputerze. Rzecz dla dzisiejszych pięćdziesięciolatków niewyobrażalna. Trochę ratuje sytuację karnie przeniesiona do Tych młoda aspirant. Konkretna, racjonalnie myśląca i skuteczna w działaniu. Niestety całość nie zachwyca. Intryga dość prosta, brak większych zaskoczeń, emocjonujących zwrotów akcji. Momentami powieść jest równie porywająca jak relacja z dnia pracy ekspedientki ze spożywczaka. Pod koniec tempo zostaje wyraźnie podkręcone, ale zagadka okazuje sie wyjątkowo przewidywalna. Wielu osobom zapewne sie spodoba, zwłaszcza fankom romansów. Mnie trochę wynudziła. Jeden z bardzo wielu przeciętniaków. Można przeczytać jak nie ma nic innego pod ręką, ale nie będzie to ekscytująca rozrywka. Tak jedynie z braku laku.