rozwiń zwiń
Tomasz

Profil użytkownika: Tomasz

Kanie Mężczyzna
Status Czytelnik
Aktywność 5 lata temu
60
Przeczytanych
książek
63
Książek
w biblioteczce
35
Opinii
72
Polubień
opinii
Kanie Mężczyzna
Dodane| Nie dodano
Urodzony w 1993 r. w Toronto. Pisze od najmłodszych lat, jego pierwsze teksty trafiły do szerszego grona odbiorców w 2008 r. Współautor antologii "31.10 Wioska Przeklętych" (2012) oraz "31.10 Księga Cienii" (2013). Publikował także w magazynie "Histeria" (nr. 2016/3 oraz nr. 2016/4). Jego opowiadanie "Przełęcz" zostało uznane za najlepsze opowiadanie numeru ("Histeria" 2016/3), zaś opowiadanie "Lusternik" znalazło się wśród finałowych tekstów konkursu literackiego "Dziwowisko" poświęconego twórczości Thomasa Ligottiego. Do ulubionych pisarzy zalicza Lovecrafta, Sapkowskiego i Kinga.

Opinie


Na półkach:

Bardzo dobra pozycja, choć z pewnością nie dla każdego. Książka składa się z kilkunastu opowiadań, przy czym znajduje się w nich wszystko to, co u autora zawsze było na poziomie: piękne kobiety o smutnych oczach, zmysłowość, ale także i smutek przeplatany z grozą i - przede wszystkim! - niesamowity, jesienny klimat, który właściwie jest nie do podrobienia. Ciężko tutaj wskazać jakiś słabszy tekst, tym bardziej, że autor już od dłuższego czasu z chirurgiczną wręcz precyzją dobiera słowa. Kawał dobrej literatury. "Ballady Morderców" to kolejny dowód na to, że horror - choć wciąż niszowy - dzięki wydawnictwu Okiem na Horror i serii Biblioteczka OkoLicy Strachu przeżywa swój złoty wiek.

Bardzo dobra pozycja, choć z pewnością nie dla każdego. Książka składa się z kilkunastu opowiadań, przy czym znajduje się w nich wszystko to, co u autora zawsze było na poziomie: piękne kobiety o smutnych oczach, zmysłowość, ale także i smutek przeplatany z grozą i - przede wszystkim! - niesamowity, jesienny klimat, który właściwie jest nie do podrobienia. Ciężko tutaj...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Głębia: Bezkres” jest zwieńczeniem czterotomowej sagi Marcina Podlewskiego. Zwieńczeniem, przy którym można powiedzieć „wreszcie”.

Wreszcie wszystkie wątki – zgodnie z obietnicą autora – zamykają się.
Wreszcie wszystkie postaci mają swoją głębię (hehe).
Wreszcie! Wciąga od samego początku! Ale po kolei.

Akcja rozpoczyna się tam, gdzie skończyła w części trzeciej. W Wypalonej Galaktyce poza zjednoczonymi siłami ludzkości, obcymi i maszynami pojawia się czwarta siła: armia Bladego Króla o którym dotąd słyszeliśmy jedynie w powiedzonkach, wzmiankach, czy przy okazji krótkich zetknięć z głębią. Taki obrót wydarzeń sprawia, że niemożliwy dotąd sojusz między biorącymi się za łby siłami staje się nagle całkiem realny i – jak to mówią Stripsowie – konieczny. Myliłby się jednak ten, kto sądziłby, iż sojusz taki zostanie zawiązany w gabinecie, gdzie będą dyskutować bogate ważniaki, popijając do tego whisky. O nie, to nie ta bajka. Tutaj każda chwila oddechu dla głównego bohatera, czyli Myrtona Grunwalda, to śmierć jednego ze światów i miliony zabitych. Każde zawahanie się, każda chwila niepewności, każdy błąd ma daleko idące skutki. I właśnie za to pokochałem „Głębię: Bezkres.”

Postapokalipsa w poprzednich częściach była umowna: pojawiały się wprawdzie sektory wypalenia, jakieś zaginione planety, ale co do zasady akcja obracała się tam, gdzie ludzie sobie jako tako radzą. W czwartej części „Głębi” nie ma „jako tako”. Każdy rozdział to gorączkowy wyścig z czasem. Efektownie opisane wymiany ognia przeplatają się z paniczną ucieczką z atakowanych planet. Postaci, które poznaliśmy i polubiliśmy na przestrzeni ostatnich trzech książek giną nagle, bez ostrzeżenia, nierzadko w brutalny sposób. W „Bezkresie” nie ma pewności, która z postaci przeżyje. Zresztą nie ma nawet pewności, czy Wypalona Galaktyka przetrwa…

Jednak czwarta część „Głębi” nie jest opowieścią o gwiezdnych wojnach – choć sceny batalistyczne zajmują połową książki. To przede wszystkim opowieść o ludziach i o człowieczeństwie. To opowieść o Pieckym Tipie i Fibonacci, jego maszynowym ideale. To opowieść o Monsieurze i jego baśniach. I wreszcie to historia Myrtona Grunwalda i głębi, która go pamięta.
To co mnie najbardziej ujęło w fabule to to, że od początku do końca jest ona spójna i wciągająca. Jeżeli pojawiają się jakieś wątpliwości to możemy być pewni, że w końcu zostaną one wyjaśnione.
Także i sam Podlewski zdaje się jest w szczytowej formie. Na jednym z portali z recenzjami znalazłem wzmiankę, że nawet jeśli „Głębia” się komuś nie podoba, to nie sposób nie pochylić czoła z uznaniem dla drobiazgowego warsztatu autora. I jest to prawda. Opisy są plastyczne, niekiedy przywołujące na myśl obrazy Gigera. My nie widzimy tutaj statków – my na nich jesteśmy. I gwarantuję Wam, że kiedy po raz pierwszy zobaczycie Grimy to będziecie mieli ciarki.
Swoją drogą, odnoszę wrażenie, że wiele osób traktuje „Głębię: Skokowiec” jako debiut autora. Tymczasem kilka lat temu Podlewski napisał „Happy End” – pozycję z gatunku weird fiction, raczej niszową, ale świetnie przyjętą. Z pewnością kilka razy osoby znające Szczęśliwe Zakończenie uśmiechną się czytając „Bezkres”.

Było już o warsztacie, o fabule, o postaciach… Czas więc na małe podsumowanie?

Kiedy kilka lat temu Podlewski zaczynał swoją przygodę z Fabryką Słów, na spotkanie z autorem przyszła garstka ciekawskich. Na premierze ostatniej części ludzie ledwo mieścili się w sali, było dużo wzruszających momentów i przede wszystkim czuć było, że Głębia nie podzieli losu wielu innych znakomitych pozycji polskiej literatury, których autorzy doczekali się uznania dopiero po śmierci. Kiedy piszę tą recenzję „Głębia: Bezkres” pnie się w górę listy bestsellerów, wyprzedzając już m.in. Kinga, czy Martina. Ten sukces cieszy tym bardziej, że „Głębia” nie jest pozycją łatwą. Jest napisana niekiedy wręcz naukowym językiem, co dobrze świadczy nie tylko o autorze, który potrafił zafascynować sobą rzesze Polaków, ale także i o samych czytelnikach, którzy w dobie coraz częściej wydawanych literackich gniotów są w stanie docenić dopracowany warsztat i fabułę. No i to, że nie traktuje się ich jak idiotów.

To koniec „Głębi”, przynajmniej na razie. Na horyzoncie zaczyna niewyraźnie majaczyć powieść fantasy Podlewskiego, która z pewnością okaże się równie wielkim sukcesem. Trzeba tylko czekać…
Czy warto kupować „Bezkres”? Tak.
Czy warto zaczynać „Głębię”? Tak, tak, tak.

Bo choć „Skokowiec” zaczyna się powoli i przytłacza ilością informacji, to cierpliwym daje najlepszą przygodę w kosmosie od czasów „Hyperiona”. I ta seria, choć już jest bestsellerem wciąż czeka na Ciebie, czytelniku. Napęd głębinowy już drży. Dotknij nawigacyjnej konsoli. Złap za uchwyt sterowniczy i uwierz. Bo ten skokowiec jest Twój.

Zawsze był.

„Głębia: Bezkres” jest zwieńczeniem czterotomowej sagi Marcina Podlewskiego. Zwieńczeniem, przy którym można powiedzieć „wreszcie”.

Wreszcie wszystkie wątki – zgodnie z obietnicą autora – zamykają się.
Wreszcie wszystkie postaci mają swoją głębię (hehe).
Wreszcie! Wciąga od samego początku! Ale po kolei.

Akcja rozpoczyna się tam, gdzie skończyła w części trzeciej. W...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Najlepsza space opera od dawna. I do tego made in Poland!

Najlepsza space opera od dawna. I do tego made in Poland!

Pokaż mimo to

Więcej opinii

Aktywność użytkownika Tomasz Krzywik

z ostatnich 3 m-cy

Tu pojawią się powiadomienia związane z aktywnością użytkownika w serwisie


statystyki

W sumie
przeczytano
60
książek
Średnio w roku
przeczytane
3
książki
Opinie były
pomocne
72
razy
W sumie
wystawione
58
ocen ze średnią 7,4

Spędzone
na czytaniu
447
godzin
Dziennie poświęcane
na czytanie
3
minuty
W sumie
dodane
0
cytatów
W sumie
dodane
0
książek [+ Dodaj]