-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel10
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński40
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant13
-
ArtykułyPaul Auster nie żyje. Pisarz miał 77 latAnna Sierant6
Cytaty z tagiem "abby geni" [3]
[ + Dodaj cytat]
Rozmyślałam o wielorybach. Mick ostatnio podzielił się ze mną pewną ciekawostką. Humbaki znane są z tego, że wiodą życie rodzinne. Bawią się z młodymi, łączą się na stałe w pary, podążają za jednym silnym przywódcą i bez przerwy śpiewają. Ale na przestrzeni lat wielorybnicy zaobserwowali coś dziwnego. (Mick nie jest w stanie wymówić słowa "wielorybnicy" bez krzywienia się. Sporo o nich wie. Za dużo). Jeśli humbak zostaje trafiony harpunem, jego stado odpływa, opuszcza go. Przez jakiś czas żeglarze byli przekonani, że humbaki są niezdolne do odczuwania przywiązania. Zwierzęta wyczuwały krew w wodzie, słyszały bolesne wrzaski i mimo tego nie pozostawały blisko, by móc służyć ofierze pomocą albo dodawać otuchy.
Prawda jednak była bardziej skomplikowana. Ludzie to stworzenia kierujące się przede wszystkim wzrokiem. Wielorybnicy sądzili, że skoro nie widzą już stada, to znaczy, że ranione zwierzę zostało porzucone na dobre. Ale Mick mówi, że to nieprawda. Wieloryby mają wyczulony dotyk i słuch, są świadome istnienia fal dźwiękowych i magnetycznych. Przebite harpunem zwierzę jest ciągnięte za statkiem, rozsiewa po morzu swoją krew. W miarę jak wyciągają je na płytkie wody, gdzie czeka je najgorszy możliwy los, stado pozostaje w pobliżu - głęboko, poza zasięgiem wzroku marynarzy - i śpiewa do niego. Śpiewa aż do samego końca.
Za każdym razem, gdy coś pamiętamy, zmieniamy to. Taka już natura naszego mózgu. Wyobrażam sobie wspomnienia jako pomieszczenia w domu. Kiedy wchodzę do środka, nie mogę się powstrzymać przed zmienianiem pewnych rzeczy - roznoszę po wnętrzu błoto, przesuwam meble, kopnięciem wzbijam w powietrze kłębki kurzu. Z czasem te drobne zmiany się kumulują.
Fotografie jeszcze przyspieszają ten proces. Moja praca jest wrogiem pamięci. Ludziom często wydaje się, że robienie zdjęć pomoże im dokładnie zapamiętać pewne wydarzenia. W rzeczywistości dzieje się coś odwrotnego. Nauczyłam się zostawiać aparat w szufladzie podczas ważnych okazji, ponieważ zdjęcia mają pierwszeństwo przed wspomnieniami. Mogę mieć wrażenia zapisane w umyśle albo obrazy ściskane w dłoni - ale nie jedno i drugie.
Pamiętać oznacza spisywać na nowo. Fotografować oznacza zastępować. Jedyne pewne wspomnienia, jak sądzę, to te, które zostały utracone. To te mroczne zakamarki umysłu. Nieotwarte, niedotykane, nienaruszone.
Trauma i ból są podstawą sztuki. Wierzę w to. Kiedy stajemy w obliczu tragedii, muralista albo akwarelista może pozwolić sobie na to, by w danej chwili zachować się jak człowiek, a dopiero potem jak artysta. W obliczu śmierci ukochanej osoby rzeźbiarz albo portrecista może najpierw ją opłakać, pocierpieć, odzyskać spokój - a dopiero potem tworzyć. Większość artystów w ten sposób kroczy przez życie. Są w stanie normalnie reagować na trudy i próby ludzkich doświadczeń. Mogą iść przez świat, okazując innym współczucie i solidarność.
Swoją sztukę mogą tworzyć później. Na zewnątrz, gdzieś indziej, poza.
Ale fotografia jest natychmiastowa. Nie oferuje luksusu czasu. Stając twarzą w twarz z krwią, śmiercią lub przemianą, fotograf nie ma wyboru - musi sięgnąć po aparat. Najpierw jest artystą, dopiero potem człowiekiem. Fotografia jest neutralnym zapisem wszystkich wydarzeń, kroniką rzeczy wzniosłych i strasznych. By ją prowadzić, trzeba zapomnieć o emocjach, więziach, miłości.