cytaty z książki "Taki Dziki Zachód"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Stali tak dobrą chwilę, ale strzały się nie powtórzyły, więc woźnica nakazał koniom ruszyć. Nie ujechali stu metrów, a odgłosy zabrzmiały ponownie. Billowi serce zaczęło walić. […] Pomyślał, że chyba wolałby zawisnąć. Przynajmniej ktoś przyszedłby popatrzeć.
Niemowa Joe słyszał tę historię setki razy i wiedział, że wysłucha jej jeszcze przynajmniej kolejne sto. Dlatego, kiedy Stary Bill wyjął fajkę z ust, zamlaskał i rozpoczął swą opowieść, Joe w ogóle nie był zaskoczony.
— Pamiętam, jak podjechali. Mieli wóz, który wyglądał jak wielkie czarne pudło. Z tyłu zamiast drzwi miał kraty. Ciągnęły go dwa kare konie. Uwierz mi, Joe. Wyglądało to jakby sama śmierć zajechała pod mój próg.
Cholerny dzień, myślał. Cholerny świat. Pieprzony Zachód i jego problemy. Gówniane miejsce, pieprzone słońce, piasek w bucie, biali rycerze na białych koniach i ten gówniarz, zasrany Willy Hopster!
Miąższ dyni daje nam pracę, strawę i poczucie, że ten kraj idzie naprzód – głosił dumny napis nad wejściem do ceglanej fabryki. Tom przeczytał go jeszcze raz, bezdźwięcznie poruszając ustami.
— A jeśli ktoś przywiezie na konkurs inne warzywo?
Bill omal nie zakrztusił się swoją fajką.
Szeryf wyjął z kamizelki rulon banknotów. Same setki.
Kobieta zamilkła.
— Rozumiem — przerwała ciszę. — Mój mąż nie żyje. Nie żyje, tak. Mogło tak się wydarzyć, mógł wypaść. Ostatnimi czasy był nieostrożny. Ale i mógł mieć z kimś na pieńku. Któregoś razu wrócił z samym siodłem i nie pamiętał, czy zgubił konia czy znalazł siodło.
[…] letnie noce pod gołym niebem miały swój urok. Człowiek, nawet tak młody jak ja, czuł się wtedy wolny, a patrząc w gwiazdy, odczuwało się łączność ze wszechświatem. Pomyślałam sobie, że kiedy pierwsi ludzie zaczęli wierzyć w Boga, to musiało być właśnie w takiej scenerii.
Katherine zsiadła z klaczy i poklepała ją po szyi.
— Dzielna staruszka — odezwała się, a postronny obserwator mógłby się zastanawiać, czy chwaliła konia czy siebie samą.
Zdjęła siodło, załadowała amunicję do winchestera, po czym skierowała kroki do jaskini.
Hoyt w tym momencie ogromnie się cieszył, że znajdują się w tej jaskini. Nie widział twarzy panny Coburn, a ona nie widziała jego. Wyznania były dużo prostsze, kiedy padały w ciemność. Nieomal mógł sobie wyobrazić, że rozmawia sam ze sobą.
Czasy były ciężkie jak ołowiane żołnierzyki, które są w stanie przedziurawić każdą kieszeń. Podówczas władzę municypalną w miasteczku Whitebear Mountain trzymał w sękatej garści Joe Wklęsłe Oczko.
[…] — Spotkałem jednego z was. Chodzi w koszuli, pije whisky i mieszka w drewnianym domu. Razem z białym towarzyszem znalazł złoto. Jest teraz nieprzyzwoicie bogaty. Takie życie jest wygodniejsze.
Wysoki Byk spojrzał na mnie z rozbawieniem.
— Więc nie jest już jednym z nas.
Czasem żujesz sobie słodkie źdźbła trawy, myśląc o ulubionej chili con carne u Madame Grzegrzółko, a minuty wloką się jak twój koń po bezkresie wielkich równin i nic nie wskazuje na to, że przez następne dwadzieścia mil coś się zmieni w twoim życiu samotnego jeźdźca. Ceną wolności jest bezustanne wypatrywanie czegoś na horyzoncie, za czym warto podążać. W końcu od tego wypatrywania zaczynasz wariować i widzieć rzeczy, których tam nie ma.
D.M. Rodrigez, mistrz ciętej riposty
pojedynków był mistrzem na słowa.
Wszystkim znany, bo miał język ostry
i uwielbiał się pojedynkować.
Ten nasz D.M. Rodrigez razu pewnego,
choć najlepszy był w swoim gatunku,
przeciwnika napotkał godnego,
co był mistrzem w słownym fechtunku.
I stanęli na ziemi niczyjej,
otoczeni ciekawą gawiedzią,
pojedynek się zacznie za chwilę,
oni wnet coś do siebie powiedzą.