cytaty z książek autora "Sylwia Błach"
Czasem nie jest najważniejsze to, aby spełniać marzenia, ale to, aby uparcie o nie walczyć.
Tylko dwie rzeczy ją przerażały bardziej niż czyn, którego właśnie dokonała: zrozumienie faktu, że chciała się za nim rzucić w pogoń tylko po to, by go zabić oraz myśl, że gdyby mogła, to nie wahałaby się przed powtórzeniem tej sytuacji...
Wyobrażałam sobie, że moje ciało – niczym jajko sadzone – zaczyna rozmiękać pod wpływem wysokiej temperatury. Widziałam, jak stopniowo spływa ze mnie skóra, odsłania splątane warstwy nerwów, by w końcu mięśnie, cicho skwierczące niczym kurczak na patelni, skurczyły się i odpadły, by odsłonić blade kości. Jakie to przykre, że kobieta, która kocha opaleniznę tak jak ja, w środku i tak zawsze pozostanie blada. Krwawa, a jednocześnie bezbarwna – bo gdyby z palety życia usunąć wszystkie odcienie czerwieni, zostałyby tylko biel oraz szarość mięsa i gnatów.
Każdy mógł być bogiem i jednocześnie nikt nim nie był. Pieniądze, władza, sukces – to współczesne bóstwa. Ale też bożki wygrzebane z lasów i dżungli, znalezione w rycinach i na skałach w jaskiniach, nagle rosły do rangi jedynych słusznych. Pomieszanie z poplątaniem! Ateizm był nudnym wyborem.
Proste rzeczy urastają do rangi problemów nie z tego świata. Aż słyszę dobrotliwy śmiech mojego terapeuty: „Świat nie jest tak złym miejscem, masz prawo prosić o pomoc”.
Zdecydowanie lepiej się czuję wydając polecenia.
W życiu każdego człowieka są zarówno chwile dobre, jak i złe. Istotą szczęścia jest to, by tych dobrych było więcej. Jednak jakkolwiek w większości przypadków sami kształtujemy swoją rzeczywistość, tak czasem upór, pasja i cierpliwość nie są w stanie doprowadzić nas do celu. Czasem po prostu trzeba mieć farta...
Dzielimy się na dwa typy ludzi: tych, których myśl o śmierci paraliżuje, i tych, którzy zrobią wszystko, by wykorzystać każdą sekundę, bo są świadomi, że mają tylko jedną szansę.
Słuchanie pierdół o bąbelku jest spełnieniem moich marzeń! Mów więcej, kochana! Rzygasz już? Masz spuchnięte stopy? Chce ci się wyć? Bo wiesz, ja mam okres, jestem odcięta od świata i nie wiem już, czy więcej płaczę, czy się śmieję, bo godziny zlewają się w jedno, dni się mylą i tylko telefony od obsługi hotelowej regulują dobę, bo w tym ukropie, w tym koszmarnym ukropie i ciszy, położyłabym się na łóżku i zgniła w bezruchu, pozwoliła sobie na śmierć, małe wyzwolenie. Bo wiesz, tak nie znoszę bąbelków, a ty mi ciągle o nim pierdolisz, choć też mówiłaś, że ich nie znosisz, ale spokojnie, opowiadaj kochana, porzygam z tobą, będzie nam raźniej!
Przysięgam, że moje serce biło tak, jak serce człowieka widzącego nadjeżdżający pociąg. Ale ja nie patrzyłam na jasne światła pociągu, a w głąb mrocznego tunelu. Konkretniej: prosto w wylot lufy pistolety.
Chwyciła flakon perfum Marescialla marki Novella
Santa Maria i psiknęła na nadgarstek. Drobne kropelki
wniknęły w skórę... Był to zapach, który jej matka dobrała
idealnie do całej sytuacji. Kompozycja wypromowana
została w 1828 roku, ale prawdopodobnie zaprojektowała
ją pewna kobieta wiek wcześniej, tworząc jako zapach do
perfumowania rękawiczek. Kobieta ta została potem skazana
za czary i spalona na stosie, a perfumy, które stworzyła,
otulił czar legendy, przynosząc na myśl wszystkim, którzy
je wąchali, zapach cmentarza, śmierci i umarłej miłości...
oraz tajemnicy.
Właściwie nie wiem, co robię, ale biegnę w stronę drzwi, myślę tylko o narkotykach, przekręcam klucz w zamku i nagle dociera do mnie, że ja też się boję.
Wycieraczka parzy w stopy.
A może tak panicznie boisz się śmierci, że chcesz już mieć to z głowy? Zajrzeć na drugą stronę, w którą nie wierzysz, ale wciąż się łudzisz? Zastanawiałaś się nad tym?
Wzdrygam się na myśl, że miałabym zadzwonić i prosić, by mi je przynieśli. Babcia powiedziałaby, że zachowuję się jak dzikuska, ale moje pokolenie takie jest. Minimalizujemy kontakty międzyludzkie. W sklepach istnieją wyłącznie kasy samoobsługowe, fryzjerki nie zagadują jak kiedyś, bojąc się oskarżeń o naruszenie prywatności bądź praw obywatela. Sprawy urzędowe załatwiamy przez internet.
Myślałam wtedy przede wszystkim o sobie, o tym, jak cierpiałam. Pielęgnowałam pokłady żalu. Żalu, bo krzyczeli na mnie, że jestem nieudacznikiem, a przecież mądry pan w telewizji mówił, że współcześni rodzice wychowują swoje dzieci na nieudaczników. Dają im wszystko jak na tacy, chronią przed każdą porażką, załatwiają oceny w szkole i opłacają stopnie na studiach, a potem żywią pretensje o to, że sobie nie radzimy.
Marysia jest w ciąży. Marysia, która nie kocha swojego męża. Marysia alkoholiczka, intelektualne zero. Trzymam z nią kontakt, bo osadza mnie w rzeczywistości. Jest jak dziwny robaczek, którego obserwuję przez szkło. Fascynująca istota, by nią gardzić. I ta pogardzana istota prześciga mnie w grze zwanej życiem.
Na środku podłogi leżał tampon. Był używany – czerwień wyraźnie odznaczała się na podłodze. Zakręciło mi się w głowie. Siedzenie w samotności może wydawać się zbawienne tylko tym, którzy nigdy nie doznali odcięcia od bodźców. Albo złudzeni pięknym, wygodnym życiem zapomnieli, jak to jest widzieć rzeczy, których nie ma. Zacisnęłam powieki, zadrżałam.
Nie umiałam pohamować łez. Wykrzyczałam:
– A dlaczego ty chcesz mieć dzieci?!
– Chcę coś po sobie zostawić. Kiedyś znikniemy, wiesz?
Radykałowie, którzy odwrócili się w kierunku bóstw, zaczęli oddawać im cześć, oddalili od nauki i każdy swój pogląd traktowali jak świętość. Radykałowie mordujący za aborcję, radykałowie nienawidzący kobiet.
Najpierw usłyszałam jęk, potem krzyk. Zatrzymałam się w drzwiach. Rozpoznałam głos mamusi. Na swój dziecięcy sposób zrozumiałam, że dzieje się coś, na co jeszcze jestem zbyt młoda. Ale ciekawość była silniejsza.
Silne dłonie pielęgniarza, krzyk, kakofonia dźwięków, a wśród nich jeden ryk. Poznaję go, choć nie ma nic wspólnego z ludzkim głosem. To ja krzyczę, gdy kładą mnie na białej, zimnej pościeli, a potem przywiązują skórzanymi pasami do łóżka.
– To dla twojego dobra – szepcze pielęgniarka, chyba. Chyba, bo zamiast tego słyszę: – To ofiara dla szatana.
W kącie pokoju widzę matkę. Płacze krwawymi łzami. Z jej gardła wystaje rurka, w ręce trzyma telefon. Podnosi go przed twarz, wybiera numer, przykłada do ucha. Urządzenie w jej dłoni rozpada się na kawałki.
Szopka, którą odwaliłam, mnie przytłacza, ale przypominam sobie słowa terapeuty, Adama: „Na pewno chcesz tam jechać i siedzieć tyle czasu sama? Na kwarantannie każdemu trochę odbija. A ty jesteś bardziej podatna niż inni”.
Wtedy czułam, że coś się kroi, ale każda przyjaźń jest w pewnym sensie grą. My grałyśmy o władzę – Sandra rozdawała karty, a mnie tego dnia przypadła mieszanina figur i kolorów. Choćbym chciała, nie złożyłabym z niej układu. Dlatego gdy powiedziała, że spotkamy się za szkołą na boisku, nie protestowałam.
Gdy w końcu zanurzyłam nastoletnie dłonie w króliczych trzewiach i wyciągnęłam śmierdzące wnętrzności, Sandra zareagowała:
– Jesteś pojebana.
Po raz pierwszy widziałam w jej oczach podziw. I strach.
Z grzeczności nie zaprzeczyłam.
Adam spojrzał mi głęboko w oczy i tym swoim spokojnym, kojącym, ale przede wszystkim rzeczowym głosem spytał:
– Dlaczego tak bardzo sobie nie ufasz?
Wszystkie kobiety w związkach w to grają – choć marzą o orgazmach, to mają ich mniej niż partnerzy. Bo ich celem jest dawanie, marzeniem dryfowanie. Mężczyzna ma inne potrzeby. Pierwotne, dzikie. Proste. A kobiecy orgazm nie jest prosty.