cytaty z książek autora "Magdalena Kozak"
Świszczą tylko kule dookoła, tej która jest dla Ciebie nie słychać.
Traktuj ludzi lepiej, niż na to zasługują, a zrobią wszystko, żeby sprostać swemu nowemu wizerunkowi.
- Są tylko trzy takie zespoły jak wy - orzekł ze zgrozą. - Mazowsze, Gawęda ... i zespół Downa. Trudno powiedzieć, który lepiej strzela.
Ducunt volentem fata, nolentem trahunt - Powolnego losy prowadzą, opornego ciągną siłą
Czegóż innego można chcieć od życia prócz tego, by jeszcze trwało?
Ruszą pierwotne moce, a wtedy przyjdzie jakieś chujwi-co i ich zje. No ale umówmy się: to jest Polska, nie Sahara. Chuj-wi-co ma troszkę daleko, zresztą, chyba nie bardzo się przejmuje tą mizerną imitacją oceanu śmierci, żeby ją zbyt często odwiedzać. Przecież to tylko piaskownica...
- Przyszedłem tutaj tylko, a ty co? Stój, bo strzelam, i od razu seria z empepiątki. Nawet nie bardzo miałbym szansę się zatrzymać, gdybym chciał. Ładnie to tak? – Wolałem być pierwszy – powtórzył Jurek. – Lepiej, żeby mnie czterech sądziło, niż sześciu niosło, wiesz.
- No, nareszcie! - powiedział jeden z nich. - Spóźniliście się! - dodał z lekkim wyrzutem.
- Młody bał się skoczyć - oznajmił Nidor, popatrując na Vespera złośliwie. - Wiecie,
chłopczyk dopiero uczy się latać, a tam tak ciemno na dole... Zanim go skopałem do szybu, trochę mi to zajęło.
- Potem też nie było lepiej - odparował młody natychmiast. - Pan kapitan zapomniał
kodu dostępu. Pięć razy wpisywał i tylko dopytywał, czy nie wiem, z czym on to miał skojarzyć, ze swoją datą urodzin czy z rozmiarami pewnej Winorośli. Gdyby kod był prostszy, na przykład jednocyfrowy, to by mógł sobie własny rozmiar zapamiętać, a tak to przepadło. No za trudne...
Roześmiali się wszyscy czterej, kręcąc głowami.
- Bezczelny małolat - mruknął Nidor. - Teraz jeszcze psie wachty dla niego odrabiam, a ten co? Zero wdzięczności.
Mężczyzna, który jest ci przeznaczonym, przyjdzie do ciebie bez żadnej magii (...)Przyjdzie i zostanie, choćbyś próbowała go odpędzić po tysiąckroć. Zaś taki, którego musisz siłą przywoływać, z pewnością nie jest tym twoim. Więc przyzywanie go nie przyniesie ci szczęścia, jeno ból.
Uzależniona jestem od powietrza i nie potrafiłabym przestać, nawet jakbym chciała.
Wojsko było posrane.
Nie, to polska biurokratyczna rzeczywistość była posrana. Nie, kurczę, nie tylko polska, europejska też. A właściwie to... wychodziło mu niezbicie, że cały jego świat był posrany.
Może lepiej by było zostać tu, na Wyspie?
Coś zostało złamane, wyrwane z korzeniami z samej głębi serca, i to tak drastycznie, że rana, która w ten sposób powstała, do tej pory nie może się zagoić.
- Jeżeli o mnie chodzi, jestem dziko wkurwiony - stwierdził tamten otwarcie. - Dookoła wszystko się sypie, tracimy punkty jeden po drugim. Aranea ma plan i realizuje go powoli, krok po kroku, a my możemy tylko siedzieć i czekać na jej ruch. Ona wie o nas wszystko, my o niej nic. Trzyma nas za jaja po prostu. A ja jestem tutaj, kurwa, uziemiony! - wybuchnął wreszcie. - Siedzę na dupie jak stara ciota i nosa za drzwi nie wychylam! Jeszcze taki Alacer będzie mnie pouczał, jak się akcje prowadzi, a ja co?! Pilnuje domciu! Ja, kapitan nocarzy!
Niedługo zacznę gotować, sprzątać i malować sobie paznokcie!
Vesper uśmiechnął się z ulga. Faktycznie, jak na taka trudna sytuacje, Nidor i tak nieźle
się trzymał.
- I jeszcze tak mnie wszystko, kurwa, swędzi! - pożalił się kapitan na kocu. - No wytrzymać nie idzie, nie masz pojęcia...
Wszystko to kłamstwo, pomyślał gorzko. Miał się za takiego wielkiego drapieżnika, kiedy paradował w ubranku nocarza i strzelał seriami to tu, to tam. A tu proszę, żaden z niego łowca. Żarcie mu gania po pokoju, a ten je jeszcze przekonuje, że powinni współpracować w imię wyższej konieczności.
Trzeba wiedzieć, kiedy się poddać i żreć swoje gówno z godnością.
Godność... (...). Godność masz zawsze, bracie. Czy żeś królem, czy pastuszkiem (...). Jeno nie zawsze inni dozwalają ci ją okazywać.
Nidor spróbował wykrzesać z głosu nutki optymizmu, popatrzył jednak na tapetę w różyczki, płatami obłażącą ze ścian, i zamilkł.
Wróg, który próbowałby zdobyć budowlę, miałby poważny problem: gdzie przypuścić szturm, by nie zginąć pod gruzami?
No cóż, zdaje się, że będę musiał ożenić się z Księżniczką i adoptować smoka - westchnął Strażnik w duchu. Nie wiedzieć czemu jednak, w obecnej chwili ta perspektywa nie przerażała go wcale.
Bo to jest jak lejek z bardzo szerokim rondem: łatwo weń wpaść, nie sposób się wydostać. Jak bilet do ruskiego muzeum, gdzie wejście kosztuje rubla, ale wyjście już siedem.
- Niniejszym chciałbym zrehabilitować naszego drogiego kolegę Ignisa - oświadczył z mocą. - Najpierw chciałem go opierdolić za bycie totalnym idiotą, ale skoro na tym samym poziomie jest nasz szacowny Lord tudzież jeden z prominentnych Inanitów, nie pozostaje mi nic innego, jak jak publicznie użalić się nad wyszkoleniem strzeleckim w naszej doborowej jednostce.
- Ja wam, gnoje, pokażę prawdziwą rewolucję!
Ignis zaczął się śmiać.
- Jak rozumiem, jako Lord wkurzyłeś się żałosnym poziomem kompetencji buntowników i postanowiłeś zrobić porządny przewrót na własną rękę? Niema twojej zgody na bumelanctwo i brak należytej staranności?
- Nie jesteś moim prowadzącym, wiec nie wydawaj mi rozkazów - obraził się rekrut,
ale zasiadł z powrotem przed komputerem i dużymi literami wstukał „GŁUPIE WAMPIRY”
w Google’a.
Wyniki 1-10 spośród około 1,530 dla zapytania GŁUPIE WAMPIRY. (Znaleziono
w 0,39 sek.), odpowiedziała wyszukiwarka.
(...) - Najpierw zastrzelimy tego przemądrzałego gnojka, żeby się Ultor nie obraził, że mu takie gówno pod nos podtykamy! - wściekł się kapitan. - I ty się dziwisz, że Umens chodzi wkurwiony? Przebywa z nim codziennie po parę godzin! Co-dzien-nie!
[...] winnym pożarcia przez smoka jest tylko i wyłącznie sam pożarty.
- Przepraszam - rzucił skruszony. Zaraz jednak wskazał palcem Vespera. - To jego pomysł! Jego bij!
- Nie chciałaś wiedzieć! - zagardłował Nikt, odsuwając się na wszelki wypadek. - No sama przyznaj, kazałaś sobie nic nie mówić! A że akurat tak żeśmy to wymyślili...
Strix zaczął się śmiać.
- Witaj, Pani! - powiedział wciąż rozbawionym tonem. - I wybacz zamieszanie. Na rozkaz pewnego nietoperka poprawiamy wyjątkowo nieudolną rewolucję. To czasem wymaga pewnych niekonwencjonalnych działań. Chyba rozumiesz.
- I to jest cały Vesper właśnie - westchnął Strix. - Najpierw miota się, rozmyśla, rozpacza, goni to za jednym pomysłem, to za drugim, łapie sto srok za ogon... Ale jak już mu się we łbie poukłada i potem coś pierdolnie, to ino roz!
- Goły, goły. - zamarudził Tiro, również sięgając po dres. - Więcej z tobą pod prysznic nie idę, okropna Winoroślo. I po co ja patrzyłem? Nabawiłem się kompleksów do końca życia!
Niczego już nie muszę udawać. Niczego wytrzymywać dla dobra sprawy. Oto koniec świata. Reszta mojego życia należy do mnie. Wypchajcie się!