cytaty z książki "Serce Gryfa"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
- Czuję, że ją straciłem.
- Głupstwa pleciesz. Od razu widać, że jesteście jak dąb i grom, przyciągacie siebie nawzajem.
- Mnie nic do tego - odparł Gryppin. - A wręcz to mi szkodzi. Choć gdyby tu pewnym łajdakom skórę przetrzepano, to ładne by to było. Ale wiecie, ja wolę, jak ludzie wadzą się ze sobą i grzeszą, gorzej mi jak cnota panuje, a kmiotkowie żyją sprawiedliwie i bogobojnie. Tak mi mówi moje doświadczenie kreczowskie, że wśród grzeszników mam więcej roboty, a jak mam robotę, to mogę żyć po swojemu. Wśród sprawiedliwych głodem bym przymierał albo fach musiał zmieniać. A po co mi to?
- Jak poborca przyjedzie podatki zbierać, to dopiero szkoda. Nigdy nie dość mu w gardło, a że mało, to zawsze albo jakąś dziewuchę do posługi zabiera, która jak wraca, to zmarnowana, albo chłopaka by odrabiał na królewskich pustkach. A nie lepiej, gdy się jakiś rycerski pan z wojny napatoczy. Ten jeszcze gorszy od poborcy, bo pacholików tak bije bez dania przyczyny, że miesiącami bez ducha leżą, a dziewki na miejscu marnuje kilka naraz. Stwora ciężka jest, nie przeczę, ale żyć się z nią da. Czemu nie.
Gryppin roześmiał się. Patrzył na tamtego na fresku. Podobny do ryżego z marchii. Wypisz wymaluj ryży. Taki sam, jak każde zło. A to przecież niewolnicy mają być do siebie podobni, nie ich wspaniali panowie. Ale jest inaczej, a to wszystko stąd, że zło nie jest ni twórcze, ni pomysłowe. Sprytne. Tylko skończony głupiec doszukuje się w tym geniuszu. Zło jest banalne i się powtarza. Umie co najwyżej naśladować, wyczyniając przy tym małpie figle.
Każda opowieść dąży do tego, by wybrzmieć w pełni. Szuka dla siebie właściwych słów i obrazów. Jest formą odciskającą piętno na treści, którą zmienia.
Zasada pierwsza: ludzie kłamią. Czynią tak z ignorancji, rzadko ze złej woli. Przeciwnie, zwykle przyświeca im dobra. W badaniu sprawy nie chodzi o umocnienie wiary, lecz o zebranie dowodów.
- O wodnicy usłyszałem, co was dręczy.
- Była taka, ale już jej nie ma.
"Na szczęście" - pomyślał Gryppin, a później z wisielczym humorem dodał w myślach: "Jeśli nie wyschła na wiór z biedy, to pewnie utopiła się z rozpaczy".
Wszystkie dzieci ładne, nawet brzydkie. Tyle że to dzieci. One może wyrosłyby na hoże panny, a może nie. Po pianie nie poznasz, czy piwo smaczne, ni po zielu, czy godne, nim posmakujesz w fajce. Tylko po baranach wszystko od razu widać.
- A może po prostu jedno musi zginąć, by drugie żyło – Brennus nie kpił, starał się zrozumieć. – Trzeba coś zabić, by samemu żyć…
- Oto najpiękniejsze wytłumaczenie serca przebitego strzałą – zachichotał Ner. – Już nie miłość, a pospolity mord. Winszuję!
Żadnej odpowiedzi nie usłyszał. Zacisnął zęby, z uporem wrócił do księgi, by przewracać stare, szeleszczące, suche karty zakurzonych woluminów, z których czasem sypało się coś zetlałego i suchego. Jakieś plewy.
- Lubisz bajki?
- A kto nie lubi, gdy historia kończy się sprawiedliwą karą złego, a chwałą dobrego? Chyba tylko taki, który sam zły. Ja wolę, gdy odwaga, cnota, oddanie i poświęcenie triumfują. Ty nie?
- Mógłbyś zrobić coś dla mnie - szepnęła.
- Zrobię wszystko.
- Nie zrobisz nic, nie umiesz. Nie poświęcisz dla mnie niczego, nawet najmniej ważnej drobinki… A ja nie umiem bez ciebie żyć.
- Teraz to już na pewno ciężko będzie odjechać - rzekł, patrząc za nią. - Coś się stało i na próżno udawać, że nie ma to znaczenia. Niełatwo przyjdzie to odwrócić.
Odwrócił się i poszedł z powrotem.
- Wdzięczny książę dał, ale tu to naprawdę nic nie znaczy, choć nigdy o nim nie powiem złego słowa. Zacny pan.
- Gdy go bieda przycisnęła - roześmiał się Gryppin.
- Jeśli będziesz lekceważył małe rzeczy, stracisz wielkie. Nie rzucaj się od razu na głęboką wodę. Nie chwytaj się magii, bo ona może cię wykorzystać i zdradzić. Nie znasz jej, to ona będzie cię prowadzić, a nie ty ją. Jeśli nie nauczysz się pracować planowo i rzetelnie, ci, którzy tobie zaufali, zapłacą za ciebie.
Nagły błysk rozświetlił mu umysł.
- Na Yawo Miłosiernego! – westchnął. – Przed oczyma to miałem. Nie wszystko trzeba brać dosłownie i chwytać je łapami! Ale ze mnie głupek!
- Ja owczarz. Z wilkami na co dzień mam do czynienia. A wiadomo powszechnie, że owczarze to czarownicy. Ponoć tylko koźlarze gorsi. Do kogo mielibyście zajść, jak nie do mnie? Baran nie jestem, choć z owcami na co dzień mam do czynienia.
- Tak, na odchodnym, mistrzu - to słowo baron przeciągnął - wiedz, że my tu dziewek siłą nie bierzemy i do zachowania cnoty je zachęcamy. Nie pozwalamy młodym na wszystko. Od tego krew się psuje, a duch gnije.
Rzeczka nieduża i niegłęboka, choć przebyć ją łatwo, bo tu wszędzie same płycizny, to most na niej. A na moście mytnik z kilkoma zbrojnymi pomocnikami.
Nie chcę mieć do czynienia z kimś, kto pragnie być najmożniejszy na świecie. Ten, kto pragnie całej władzy, a jest silny, nie układa się z nikim, a najmniej z tym, który też pragnie władzy, a jest słaby.
Nawet w podartym odzieniu, nawet w butach dziurawych, byle z dokładnie wyszorowaną gębą! Taki przymus! To, co bliskie, własne. A co dalekie, już nie.
Nie wszystko z ludźmi da się załatwić krzycząc, rozkazując i żądając. Dużo zyskuje się dobrocią. A najlepiej wszystko ze sobą zmieszać. Różnorodność piękna.
- To taki z ciebie dobroczyńca? Wszystko dla innych? A co ty z tego masz?
Potworobójca się roześmiał. Później wzruszył ramionami.
- Bywam pośród nich. Używam. Jadę dalej.
Stałeś się lepszym człowiekiem. Myślisz, że za to należy się jakaś nagroda?
Gryppin zacisnął zęby i przedarł się przez ten rozgdakany tłum, który tylko pienić się umie, ale nie wzbierze gniewną falą i nie weźmie sprawy w swoje ręce, już nie. Nie dla nich sprawiedliwość. Dla nich bat i korne pokłony! Tu jakiś ryży, gdzie indziej rzadki wąsik albo inna mikra łysa powsinoga. Władcy niewolników są różni, ich rabowie, przeciwnie, zawsze tacy sami - bojaźliwi.
(...) gdy władca gada głupoty, pospólstwo przezornie milczy. Jakby się odezwało, jeszcze by ktoś uznał to za obrazę majestatu, a wtedy robota dla mistrza małodobrego.
Odszedł, czując na sobie jego wzrok, obok dreptał posłuszny zwierzak. Bo w zakonie nawet muły i osły traciły przysłowiowy upór, choć oczywiście nigdy nie stawały się tak karne jak nowicjusze. Nowicjuszowi bowiem po roku zakonnego rygoru kazać na łeb skoczyć ze szczytu stołbu, to on skoczy. Pospolity osioł zapewne miałby niejakie wątpliwości.
- Gdy ludzi pytasz, Gryppinie, oni zwykle kłamią. Jedni powodowani słabością, by ukryć swe przewiny, drudzy z ignorancji. Trzeba takiego dziesięć razy sprawdzić, nim raz się mu uwierzy.
Mrok jeszcze ukrywał się po zakamarkach, ale już z nich nie wyglądał. Cofał się wśród złudnych rojeń, że jakoś przetrwa.
- Nigdy nie wystarcza ci to, co masz - stwierdziła, próbując być wesołą.
- Prawda. Lecz po raz pierwszy nie chcę tylko dla siebie - wreszcie odezwał się jak człowiek.