cytaty z książek autora "Beck Weathers"
Jeśli nigdy nie czułeś się dobrze ze sobą, to nie spodziewasz się też, że to kiedykolwiek nastąpi, więc nie żałujesz nieznanego ci poczucia szczęścia. Nigdy nie jesteś zadowolony, ale jakoś dajesz sobie radę. Nie znaczy to, że funkcjonujesz normalnie. Nie jesteś emocjonalnie kompletny i nie możesz wnosić zbyt wiele do swoich relacji osobistych. Możesz jednak stawiać jedną stopę za drugą, dzień za dniem, podobnie jak wtedy, gdy wspinasz się na góry. Być może czerpiesz z tego jakąś ponurą satysfakcję, świadom, że nie przegrywasz tylko dzięki sile woli i inteligencji.
Nie ma prostej recepty na radzenie sobie z trudnościami, dobrze jest jednak wiedzieć, że nawet w najczarniejszej godzinie pozostaje nadzieja.
10 maja 1996 roku w Strefie Śmierci na Mount Evereście w straszliwej burzy śnieżnej zginęło dziewięć osób. Następnego dnia jedna z nich dostała szansę na drugie życie. Słabo pamiętam umieranie z 10 maja, zimno mnie znieczuliło, odchodziłem stopniowo, nie wiedząc, że wkrótce doświadczę mojej pierwszej śmierci. Nazajutrz późnym popołudniem, gdy słońce opadało nad horyzontem, wróciłem ze świata zmarłych i otworzyłem oczy. To tajemnica i cud, którego wciąż po tych wszystkich latach wciąż nie rozumiem.
Z najwyższym trudem podniosłem się na równe nogi. Nie wiedziałem, gdzie jestem. Byłem niemal ślepy. Miałem odmrożone obie dłonie. Mróz zniszczył moją twarz. Nie jadłem od dwóch dni i nie piłem od trzech. Prawdopodobieństwo, że o własnych siłach odnajdę obóz IV, było bliskie zera. Pamiętam, jak szedłem pod wiatr, modląc się o ratunek, a jednocześnie powoli docierało do mnie, że nie wyjdę z tego żywy. Podniosłem wzrok. Słońce było jakieś piętnaście stopni nad horyzontem. Zrozumiałem, że za godzinę, gdy znów zapadnie ciemność, po prostu opadnę na kolana i poddam się zimnu po raz ostatni.
Gdybyście wiedzieli albo byli pewni, że za godzinę umrzecie, o czym byście myśleli? Co zaprzątałoby wasze głowy w tych ostatnich chwilach?
Miłość, nawet naprawdę wielka, do bólu, jest konieczna, ale nie wystarczy, jeśli nie ma przy mnie ukochanych osób.
Tamtego dnia na górze wymieniłem moje dłonie za rodzinę i przyszłość.
Gdybyście wiedzieli albo byli pewni, że za godzinę umrzecie, o czym byście myśleli? Co zaprzątałoby wasze głowy w tych ostatnich chwilach? Nic dziwnego, że widziałem wtedy przed sobą moją żonę Peach i dwoje moich dzieci. Oczami wyobraźni widziałem ich tak wyraźnie, jakby naprawdę stali tuż obok mnie. Może wasze ostatnie myśli będą inne, ale mogę was zapewnić, że nie będziecie się skupiać na swoich sukcesach ani na materialnych aspektach życia.
Robiłem to, co zawsze wychodziło mi najlepiej - pracowałem; wymyślałem sobie także różne wyzwania i rozrywki, żeby zająć czymś umysł. Oczywiście była to forma ucieczki. Kiedy coś mnie zainteresuje, początkowo wpadam w lekką przesadę. Jestem zafascynowany, czytam, co mogę na ten temat. A potem, gdy już zaspokoję swoją ciekawość, przechodzę do czegoś innego.
Trzeba mnóstwa wysiłku i dojrzałości emocjonalnej, by wejść na wysoką górę, nie wspominając już o umiejętnościach.
Góry, szczególnie wysokie góry... zmuszają cię do bycia tu i teraz. Koncentrujesz się na tym, żeby iść do przodu, i na tym, co cię otacza. Fizycznie i psychicznie jesteś wolny od świata, który został w dole.
Modlitwa to nie tylko słowa, lecz coś, w co się wierzy całym sercem, całym swoim jestestwem.
Funkcjonowałem w czymś, co można by nazwać "stanem stabilnym": mogłem wykonywać swoja pracę i żyć z dnia na dzień, ale nigdy nie czułem spokoju czy szczęścia, właściwie nigdy nie czułem się naprawdę dobrze.
Ciężko pracuję. Zapewniam im rzeczy, których potrzebują. Kocham ich. Później się przekonałem, że miłość, nawet naprawdę wielka, do bólu, jest konieczna, ale nie wystarczy, jeśli nie ma mnie przy ukochanych osobach. Jeśli nie ma mnie przy nich, gdy mnie potrzebują, muszą się nauczyć żyć beze mnie. Mogę sobie wmawiać, że kiedyś się odwrócę (...) odkryję tylko, że już sobie poszli.
Bo tak naprawdę tylko to się liczy: ci, których nosisz w swoim sercu, i ci, którzy noszą w sercach ciebie.
Prawda jest taka, że jeśli szukasz kogoś wrażliwego i obdarzonego dużą intuicją, powinieneś wziąć ślub z kobietą.
Gdy znajdziemy się w Strefie Śmierci, powyżej ośmiu tysięcy metrów nad poziomem morza, myśl o jedzeniu zwykle wywołuje u nas obrzydzenie. Nawet, jeśli zmusimy się do przełknięcia jakiegoś pokarmu, nasz żołądek i tak go nie strawi. Jednocześnie spalamy około dwunastu tysięcy kalorii dziennie, co oznacza, że aby utrzymać się przy życiu, organizm musi pożerać własną tkankę - ponad kilogram mięśni dziennie.
Byłem w wielu zimnych miejscach, ale to, co wydarzyło się w tamtej chwili, było dla mnie szokiem.
Zdobywanie (...) jest przedsięwzięciem całkowicie pozbawionym finezji.
Jeśli nie jesteś szczęśliwą osobą, trudno innym żyć w twoim towarzystwie.
Ta wyprawa potwierdziła również zaskakujące odkrycie, którego dokonałem podczas wspinaczki: duży, wysiłek w górskiej dziczy i skupienie na osiągnięciu celu uwalniały mnie choć na chwilę od pogłębiającej się depresji. Tutaj mogłem otrząsnąć się z przygnębienia, bo góry - szczególnie wysokie góry, jak się przekonałem - zmuszają cię do bycia tu i teraz. Koncentrujesz się tym, żeby iść do przodu, i na tym, co cię otacza. Fizycznie i psychicznie jesteś wolny od świata, który został w dole. Wspinaczka stała się więc dla mnie formą kuracji.
Nadal bałam się o Becka, choć nie tyle ze względu na jego myśli samobójcze - co oczywiście również było powodem do zmartwienia - ile dlatego, że nie czuł naszej miłości. Było mi ogromnie smutno, że nie lubi samego siebie i że musi wciąż dowodzić swojej wartości. Nie mógł po prostu wyjechać za miasto i z radością pooglądać wschodów i zachodów słońca. Nie umiał się cieszyć takimi małymi rzeczami. Beck potrafił żyć od celu do celu. Taki człowiek musi być bardzo nieszczęśliwy.
Na Evereście zamarzł mi też nos, który potem także odpadł. Ale w tym momencie nie przejmowałem się ani trochę swoją twarzą. Doszedłem do wniosku, że w najgorszym wypadku będę po prostu nieprawdopodobnie brzydki. Nie podobało mi się wcale to, że muszę wieszać sobie kawałek wieprzowiny na szyi, żeby pies zechciał się ze mną bawić.
Wyhodowali mi nowy nos. Najpierw wycięli fragment skóry o odpowiednim kształcie z mojego czoła. Potem, używając kawałków chrząstki z uszu oraz skóry z szyi, uformowali nowe nozdrza i poczekali, aż całość, ułożona do góry nogami, wyrośnie mi na czole. Uważałem, żeby dzieciaki nie zrobiły mi ukradkiem zdjęć i nie sprzedały ich potem do gazet.
Czuję się najlepiej wtedy, gdy dzięki inteligencji i ciężkiej pracy osiągam upragniony cel w przewidywalny sposób.