cytaty z książek autora "Natalia Fiedorczuk"
Macierzyństwo, ta ciepła kołdra z gęsiego puchu, która chroni potomstwo przed zimnem i parszywością otoczenia, przykrywa też matkę. Próby wyrwania się spod tej kołdry, chociaż ciężkiej i niewygodnej czasem, to jak wstawanie w nocy na siku albo wyjście późną jesienią na papierosa przed dom. Tam nic nie ma, sa tylko obcy ludzie, są światy i światła, ożywione rozmowy, filmy i alkohol.
Miałam w swoim życiu wiele przyjaciółek, które znienacka znikały.(...) Nie ma na świecie nic bardziej groźnego i rozwibrowanego niż dziewczyńska szajka. Nic nie promieniuje taką pierwotną i jednocześnie niszczycielską energią, jak dziewczyny zbite w wieloręki i wielogłowy twór, mieszankę seksualności, pędu, ciekawości i irytującego chichotu. (...) Rytuał przejścia od wielogodzinnych rozkmin i narad nad każdym znakiem przestankowym w otrzymanym od chłopca esemesie do dwuosobowej, nastoletniej intymności już nastąpił (...). One już nie były swoje, były czyjeś. Opętane i gotowe na wszystko. Zaczynały mówić o nich, o swoich chłopcach czule i z zachwytem. Że pojechał, a na obozie przepłynął. Że wypił bez popitki. Oczy im okrąglały, policzki płonęły. Po chwili milkły zawstydzone, gromione sztyletami w spojrzeniach koleżanek, nieszczęśnic jeszcze nieprzypisanych. Ale one już nie chciały się podśmiewać i trząść światem w posadach. Czasem po kłótni, bójce czy domniemanej zdradzie przybiegały zapłakane, było jak dawniej, piłyśmy wino fresco, płacząc i rechocząc bez umiaru, jednak był to tylko cień przeszłości, mgnienie, bowiem ich życie było już przycięte, już zeszlifowane. (...) W pewnym sensie podziwiałam ich całkowitą kapitulację. Widziałam, jak znikają, jak pochłania je bezbrzeżna, zachłanna potrzeba uczucia, potrzeba bycia wybraną, potrzebną, bycia Niunią, Kotkiem, Słoneczkiem, Cipcią [s.83-85].
Zatrudnij nianię na parę godzin. Znajdź żłobek. Idź na fitness. Idź na warsztat "Jak być lepszą", idź na terapię, idź do psychiatry, do kołcza, do księdza, niech wypędzi z ciebie to niezadowolenie z siebie, niech dokona egzorcyzmu tłamszącego tęsknotę za szeroko otwartym oknem w samochodzie, za rozkoszą niemyślenia. Daj się szybko naprawić w warsztacie samochodowym dla zepsutych kobiet. Idź, idź i rób. Już' [s.250].
Nabieram przekonania, że szczęśliwe małżeństwa to takie związki, w których jedna osoba bierze na siebie znacząco więcej i uważa to za naturalny stan rzeczy.
(...)Zdaję się mieć niebywałe szczęście, bo koleżanki opowiadają o byłych nianiach niestworzone historie. Jak damy dworu, szlachcianki, zniesmaczone podłym charakterem swojej służby, narzekają, że tym babom marzą się płatne urlopy, nie rozliczają się z zakupowej reszty, a na Gwiazdkę kupiły dziecku plastikowy tani pociąg [s.93].
Za każdym razem, gdy dziecku dzieje się krzywda lub wypadek, całkowitą odpowiedzialność ponoszą rodzice, rozumiani jako matki [s.94].
Zaczynają docierać do mnie informacje z wnętrza mojej głowy, o których istnienie nigdy bym się nie podejrzewała, informacje, że potrzebuję się w dzieciach zatracić, że potrzebuję zanurkować w nich, zawiesić świat na kołku, poświecić się, ale bez poświęcenia, z przyjemnością.
Sosnowy stolik pokrywa się kleistą substancją domu, który nieudolnie prowadze. Jak nowy samochód z salonu: zadbany, pucowany, a nawet czasem z folią na siedzeniach długo po zakupie. Do pierwszej rysy, która bezpowrotnie przekreśla nowość i nieskazitelność. Po tym natychmiast traci totemiczność nowego przedmiotu, który podnosi status i samoocene, a staję sie wyposażeniem codzienności, niedoskonałym, nadpsutym, niczym ja sama.
Jak mogę sprawić, by moje dziecko nie było chore i nieszczęśliwe, skoro sama nie potrafię zapanować nad swoim życiem?
Zamykam się w sobie, kwaszę mikrourazę, co jakiś czas wylewając na ojca dziecka zupę rozgotowanych pretensji.
Poranki zmieniają się w festiwale powstrzymywanego płaczu.
Sosnowy stolik pokrywa się kleistą substancją domu, który nieudolnie prowadzę. Jak nowy samochód z salonu: zadbany, pucowany, a czasem nawet z folią na siedzeniach długo po zakupie. Do pierwszej rysy, która bezpowrotnie przekreśla nowość i nieskazitelność. Po tym natychmiast traci totemiczność nowego przedmiotu, który podnosi status i samoocenę, a staje się wyposażeniem codzienności, niedoskonałym, nadpsutym, niczym ja sama.