cytaty z książki "Lolita"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Lolito, światłości mojego życia, ogniu moich lędźwi. Grzechu mój, moja duszo. Lo-li-to: koniuszek języka robi trzy kroki po podniebieniu, przy trzecim stuka w zęby. Lo. Li. To. Na imię miała Lo, po prostu Lo, z samego rana, i metr czterdzieści siedem w jednej skarpetce. W spodniach była Lolą. W szkole – Dolly. W rubrykach – Dolores. Lecz w moich ramionach zawsze była Lolitą
Wyobraź mnie sobie; nie zaistnieję, jeśli mnie sobie nie wyobrazisz.
Wiesz, w umieraniu najstraszniejsze wydaje mi się to, że człowiek jest zdany tylko na siebie.
Była to miłość od pierwszego wejrzenia, od ostatniego wejrzenia, od każdego, wszelkiego wejrzenia.
Natychmiast, obłędnie, niezdarnie, bezwstydnie, boleśnie zakochaliśmy się w sobie; należy dodać, że i beznadziejnie, bo tę frenetyczną żądzę posiadania dałoby się ukoić jedynie wtedy, gdybyśmy dosłownie wessali i wchłonęli nawzajem każdą cząstkę swych dusz i ciał.
Wkrótce potem jechałem w mżawce dogorywającego dnia, a wycieraczki chodziły na pełnych obrotach, ale były bezradne wobec moich łez.
Na mordercę zawsze można liczyć, że błyśnie kunsztowną prozą.
(...) a ja wpatrywałem się w nią i wpatrywałem, wiedząc już z całkowita pewnością, jak to, że umrę, iż kocham ją ponad wszystko, co widziałem lub wyobrażałem sobie na ziemi, albo czego się spodziewałem gdziekolwiek indziej.
Lolito, światłości mojego życia, ogniu moich lędźwi. Grzechu mój, moja duszo. Lo-li-to: koniuszek języka robi trzy kroki po podniebieniu, przy trzecim stuka w zęby. Lo. Li. To.
...nigdy nie zdążyłem przywyknąć do ustawicznego niepokoju, z którym żyć muszą winowajcy, ludzie wielcy, tkliwe serca...
I wiedziałem - ponad wszelką wątpliwość, tak jak wiem, że umrę - że kocham ją bardziej niż wszystko, co dotąd ujrzałem lub wyobraziłem sobie na ziemi, bardziej niż wszystko, co mam nadzieję napotkać gdziekolwiek indziej.
To miasto to dopiero coś. Taki smog, że nawet nie widać tych wszystkich kretynów.
... gdy słońce świeci o północy, sny bywają na ogół wybitnie kolorowe...
Rozumiecie, kochałem ją. Była to miłość od pierwszego wejrzenia, miłość do ostatniego wejrzenia, miłość od każdego i każdego wejrzenia.
Od początku dostrzegałem jej zaborcze skłonności, lecz nigdy bym nie pomyślał, że stanie się tak dziko zazdrosna o wszystko w moim dawnym życiu, co nie było nią. Tak zajadle, nienasycenie ciekawa mojej przeszłości. Żądała, żebym wskrzeszał wszystkie dawne ukochane, a potem znieważał je, deptał, odżegnywał się od nich odstępczo i bez reszty, unicestwiając tym samym ową przeszłość.
Miała takie dobre serce, taka była koleżeńska, że oddałaby się, przypuszczam, pierwszemu lepszemu żałosnemu stworzeniu albo złudzie, staremu złamanemu drzewu lub jeżozwierzowi w żałobie, z prostej sympatii i współczucia.
Kochałem cię. Byłem pięcionogim potworem, ale cię kochałem. Byłem nędzny, nikczemny, brutalny i co tylko chcesz, mais je t'aimais, je t'aimais!
Tyleż naiwna, ile kłamliwa, tyleż urocza, ile wulgarna, równie skora do mrocznych dąsów, jak do różanej radości, Lolita potrafiła stać się arcynieznośnym bachorem, gdy miała taki kaprys. Niezbyt sobie radziłem z jej napadami rozprzężonej nudy, z zapalczywym, namiętnym zrzędzeniem, z luzackim, mętnookim tumiwisizmem, z tak zwanym "świrowaniem", czyli ogólnie błazeńskim stylem, który uważała za "charakterny" - w chłopięco chuligańskiej manierze. Pod względem umysłowym okazała się obrzydliwie konwencjonalną panienką. Słodki hot jazz, sqnare dancing, maziste melby z czekoladą, musicale, czasopisma filmowe i tym podobne bzdury obowiązkowo trafiały na listę jej ukochań. Bóg raczy wiedzieć, iloma drobnymi monetami nakarmiłem wielobarwne szafy grające, obecne przy każdym naszym posiłku!
Wszyscy mamy takie nasycone przeznaczeniem obiekty - dla jednego będzie to krajobraz powracający jak echo, dla innego liczba - jedno i drugie starannie wybrane przez bogów, żeby przyciągało zdarzenia szczególnie dla nas znamienne: tutaj John zawsze się potknie; tu serce Jane zawsze pęknie.
Dewiza skautki jest także moją dewizą. Życie upływa mi na szlachetnych uczynkach, takich jak... no, mniejsza. Mam obowiązek... być użyteczną. Sprzyjam zwierzętom płci męskiej. Słucham poleceń. Jestem pogodna (...) Jestem oszczędna i popełniam absolutne plugastwa myślą, mową i uczynkiem.
Moja Carmen, moja mała Carmen!
Coś tam, coś tam, te jakieś tam noce,
Pełne gwiazd, szybkich jazd, zwad z żandarmem,
Nasze kłótnie - dziś jeszcze się pocę.
Tamto miasto, i to tak bałamutne
Szczęście nasze, i ostatnia scysja,
I broń, z której cię, Carmen, zatłukłem,
A teraz ją w garści ściskam.
Była muzykalna, a przy tym słodka jak jabłko.
Jej nogi podrygiwały z lekka na mym
zelektryzowanym łonie; głaskałem je, a ona rozkładała się w prawym rogu, prawie rozkraczała, podlotna Lola, pożerając swój przedwieczny owoc, i śpiewała przez kapiący sok, i spadał jej kapeć, i tarła piętą w nieświeżej skarpeteczce o spiętrzoną na wersalce po mojej lewej stronie stertę nieświeżych czasopism - a każdy jej ruch, każde przesunięcie czy drgnienie pomagało mi tym bardziej zataić i ulepszyć sekretny system dotykowych korelacji między piękną a bestią - między moim zakneblowanym, spęczniałym bestialstwem a pięknem jej dołeczków pod niewinną bawełnianą sukienką.
Pewne łagodne duszyczki uznać mogą "Lolitę" za książkę pozbawioną znaczenia, ponieważ nie płynie z niej żadna nauka. Nie jestem czytelnikiem ani autorem prozy dydaktycznej, a za "Lolitą", wbrew twierdzeniu Johna Raya, nie wlecze się żaden morał. Utwór prozatorski istnieje dla mnie tylko o tyle, o ile daje mi coś, co bez ogródek nazwę rozkoszą estetyczną (Nabokov o Lolicie)