cytaty z książki "Powrót do Jedwabnego"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
A gdyby ktoś miał w tym zakresie jeszcze jakieś wątpliwości, musiałby je stracić, czytając właśnie Grossa, który odniósł się do kwestii różnic, tłumacząc je krótko: to tylko nieistotne szczegóły! U znany przez świat „badacz", którego historyjka stała się aktem oskarżenia wymierzonym w cały naród, oświadczył, że sprzeczności, których nie da się wytłumaczyć, a które burzą cały fundament jego narracji, to nic nieznaczące szczegóły. Te pominięte „szczegóły" - to cała prawda o uczciwości i rzetelności Jana Tomasza Grossa.
[…]
Jeżeli zatem fundament, na którym oparł się Gross, jest funta kłaków warty, ile warte jest to, co powstało na takim fundamencie? To początek, a dalej jest jeszcze gorzej. Niezweryfikowane, bezwartościowe materiały, wybiórczy, zmieniający wersje świadkowie - w rzeczywistości przestępcy, szantażyści i kłamcy, których tragicznego dnia w ogóle nie było w Jedwabnem, więc nie wiadomo czego są świadkami, niesprawdzone poszlaki , tuszowane dowody podważające z góry ustaloną wersję, subiektywne wnioski.
[…]
No i te „szczegóły", o których z tak wielkim lekceważeniem mówił Gross - ale to właśnie te szczegóły stanowiły o różnicy, jak ta, która jest między życiem a śmiercią.
Jest faktem, że Żydzi w swojej masie zrobili bardzo niewiele dla odzyskania przez Polskę niepodległości, prawie nic. Tymczasem ledwo Polska odzyskała niepodległość, a już nazajutrz 12 listopada 1918, zażądali od Piłsudskiego autonomii.
Naczelnik państwa posłał ich do diabła - i słusznie, bo to była rozbijacka robota. Następnie to samo zrobił polski Sejm. Ale potem przyszła wojna i Żydzi tę wyśnioną autonomię zbudowali w Polsce sami - no może nie do końca sami, bo przy wydatnym udziale Niemców. Mówię oczywiście o żydowskich gettach, coś, co dla dziewięćdziesięciu dziewięciu procent ludzi, wyedukowanych na filmach rodem z Hollywood, które przedstawiają fikcję, jakby była prawdą, brzmi jak bajka o żelaznym wilku - a przecież to, co mówię o gettach, to najświętsza prawda. I dlatego ją powtórzę: Żydzi cieszyli się, że w okupowanej przez Niemców Polsce mają getta, bo uważali, że to jest ta ich wyśniona autonomia. I przez pierwszych kilkanaście miesięcy wojny naprawdę mieli tam autonomię i byli przez Niemców traktowani nieporównywalnie lepiej niż Polacy. Do tego stopnia, że Polacy, by poprawić swój los, zakładali opaski z gwiazdą Dawida. Oczywiście później historia zatoczyła koło i Niemcy radykalnie zmienili swój stosunek do Żydów, ale to zaczęło się w 1941 i ostatecznie uległo całkowitej przemianie dopiero w 1942. Żydzi wykonali gigantyczna pracę, by te fakty, które tu podaję - bo to są fakty i tylko fakty - ukryć przed światem. I w zasadzie to im się udało.
A udało się z tych samych powodów, dla których w świadomości opinii publicznej na całym świecie Powstanie Warszawskie i powstanie w warszawskim getcie to jedno i to samo powstanie - oczywiście żydowskie powstanie, bo w Polsce, rzecz jasna, tylko Żydzi z Niemcami walczyli, Polacy z Niemcami wyłącznie kolaborowali.
W 1939… […] Polacy w rozpaczy - Żydzi w euforii, kompletny rozbrat. Bo tu nigdy nie było żadnej wspólnoty, którą się nam na siłę wmawiało i wciąż wmawia. To piękne, ta wspólnota narodów polskiego i żydowskiego, tyle że kompletnie nieprawdziwe. Oto sedno sprawy. Kto tego nie zrozumie, nie pojmie, dlaczego Żydzi tak a nie inaczej zachowali się podczas kolejnych powstań, w czasie wojny polsko-bolszewickiej w 1920, we wrześniu 1939, a potem w latach czterdziestych, gdy tysiącami mordowali polskich bohaterów - bo tu żadnej wspólnoty nigdy nie było, a jedynie dwie całkowicie obce sobie, a nawet niechętne, nacje, na jednej ziemi. Kropka. Dla Żydów Korona i Litwa były tylko tymczasowym miejscem zamieszkania. Nasze wołanie o wspólną walkę - kiedykolwiek i o jakąkolwiek walkę – trafiało w próżnię, ale my tego nie rozumieliśmy.
[…]
Żydzi nawet w modlitwach marzyli o powrocie, dla nich to cel nadrzędny - zachowanie życia i tożsamości narodowej, przetrwanie w obcych krajach i powrót do ojczyzny, mitycznego Izraela.
A Rzeczpospolita? To tylko Polin. Miejsce spoczynku - nie docelowe.
Walka o niepodległość Rzeczpospolitej była dla nich kompletnie obcą sprawą...
Tak więc Żydzi pod zaborami spadli na cztery łapy.
Dla Polaków nastał czas tragicznej, studwudziestotrzyletniej niewoli. Pamiętny i doniosły, a zarazem jakże tragiczny czas - wielu było w szoku, ale wszyscy byli bezradni.
Najważniejszy dokument dotyczący zbrodni w Jedwabnem, z którego powstały różne, przeczące sobie w wielu punktach tłumaczenia, fundament, na którym oparł swoją historię Jan Tomasz Gross i w którą uwierzył świat przekonany o zbrodniczym polskim narodzie - zaginął!!! To fakt, który świadczy więcej o całej tej historii niż jakiekolwiek słowa.
Zacznijmy od tego, że polskie żydostwo jako zjawisko socjologiczno-historyczne stanowiło ewenement w skali świata. Osiedlając się w Polsce, Żydzi mieli zachowaną tradycję historyczną i zbiorową pamięć o własnym państwie oraz żydowskich władcach, mieli własne religię, język i pismo, mieli tradycję i kulturę - to, czego nie mieli, to ochota na asymilację z Polakami. Przyjeżdżali tu, by żyć - ale nie współżyć, w sensie społecznym, z miejscowymi. Światy polski i żydowski, mimo terytorialnego współistnienia, to były światy równoległe. I tak rodziły się getta - nie były to jednak miejsca, jak błędnie sądzi dziś wielu, w których Żydów zamykano, a enklawy, w których to Żydzi sami odgradzali się od gojów.
Obierając drogę służby w wojsku polskim, Joselewicz [żyd] poświęcił wszystko, bo służbę wojskową w armii polskiej utożsamiano z odejściem od żydostwa, oznaczała wręcz formalne wykluczenie z żydowskiej wspólnoty. Był jeszcze kilkusetosobowy oddział milicji żydowskiej, który walczył w obronie Pragi, ale na tym koniec.
Apele Kościuszki i Joselewicza, formułowane w odrębnych uniwersałach, nie odniosły większe go oddźwięku, bo […] Żydzi nie identyfikowali się z Rzeczpospolitą jako ojczyzną. Tak było, choć mieszkali tu od stuleci.
W kolejnych dziesięcioleciach, podczas kolejnych zrywów powstańczych, powstania listopadowego, wydarzeń z 1846, powstania styczniowego, Polacy potrzebowali w swoich dążeniach solidarności Żydów, właśnie na bazie wspólnego zamieszkiwania na tej samej ziemi, ale nigdy się jej nie doczekali. Przez setki lat Żydzi korzystali z ochrony swojej egzystencji przez I Rzeczpospolitą i to w dużo większym zakresie niż gdziekolwiek indziej, mieli prawa i przywileje, Polacy i Litwini mieli podstawy, by oczekiwać od nich uczestnictwa w walce o niepodległość wspólnego państwa. Wyglądało to jednak tak, jakby w nocy wychodzili szukać słońca. Nie rozumieli, że tego, czego szukali - u Żydów znaleźć nie mogli. A było jeszcze gorzej.
Przykład Zelmana Sznejora, pierwszego rabina Litwy, który współpracował z carem Aleksandrem i stworzył szpiegowską siatkę śledzącą ruchy wojsk francuskich, czy postawa lwowskich Żydów, którzy po upadku Napoleona w kwietniu 1814 wznieśli z tej okazji bramę triumfalną i świętowali do białego rana, są więcej niż wymowne.
- Mówimy o XIX wieku, a mnie przypominają się słowa Marka Edelmana, do którego w 1976 zwrócili się sygnatariusze „Listu 1O1", protestu do władz PRL-u przeciwko zmianie Konstytucji. Do Edelmana przyjechała Teresa Bogucka, a on pyta, czemu właśnie do niego, skoro to nie dotyczy spraw żydowskich. Wspominając to wydarzenie napisał: „w ten sposób pod postacią przemarzniętej Teresy Boguckiej przyszła do mnie Polska". Facet urodzony w Polsce, całe życie mieszka w Polsce i okazuje się, że nigdy nie spotkał tej Polski?
- Bo nie chciał spotkać, nie obchodziła go, po prostu. I trzeba sobie uświadomić jedno: to, co się działo od rozbiorów, a co przez Polaków powszechnie utożsamiano ze zdradą, nie zostało zapomniane i w późniejszych latach stało się jedną z podwalin wielkiej niechęci, a niekiedy - antysemityzmu.
Jan Dobraczyński, pisarz , który ocalił przed śmiercią tysiące Żydów, a trzeba pamiętać, że przed wojną był przecież członkiem Stronnictwa Narodowego - ugrupowania uważanego przez wielu za wprost antysemickie.[… : ] „Proszę pani - powiada - nasz antysemityzm czy jakbyśmy tego nie nazwali, miał podłoże ekonomiczne. Dwanaście procent ludności Polski, Żydzi, opanowało całkowicie całe obszary gospodarki, w tym handel, który bez reszty znalazł się w rękach żydowskich kupców. Podobnie drobne rzemiosło, bankowość, przemysł. Były »wasze ulice, nasze kamienice« i to wszystko razem wzięte wywoływało konflikty społeczne, protesty czy bojkot. Ale jednak polski antysemityzm nigdy nie miał podłoża religijnego, jak na Zachodzie. A już ten „subtelny" antysemityzm niemiecki był najgorszy ze wszystkich, bo miał podłoże wprost rasowe i był nastawiony na fizyczną eliminację Żydów. W Polsce, na masową skalę, życia Żydom nie chciał odbierać nikt - w Niemczech chcieli tego prawie wszyscy. A jeśli chodzi o te żydowskie dzieci - cóż, były przez Niemców skazane na śmierć, a w takiej sytuacji obowiązkiem każdego człowieka, szczególnie każdego katolika, było zrobienie absolutnie wszystkiego, by je ocalić. I dokładnie to starałem się robić. Tylko tyle.
- Historia Dobraczyńskiego jest rzeczywiście niesamowita - antysemita ryzykujący życie swoje i najbliższych, by uratować tysiące żydowskich dzieci, a jednak przez Żydów przekreślony, bo „antysemita".
Warto w tym miejscu przypomnieć słowa wielkiej filozof żydowskiej Hannah Arendt, zniszczonej przez środowiska żydowskie za mówienie prawdy o Holokauście. We wspaniałej pracy „Eichmann w Jerozolimie" Arendt napisała: „Rola, jaką przywódcy żydowscy odegrali w unicestwieniu własnego narodu, stanowi niewątpliwie najczarniejszy rozdział całej tej ponurej historii. Zarówno w Amsterdamie, jak w Warszawie, w Berlinie tak samo jak w Budapeszcie można było mieć pewność, że funkcjonariusze żydowscy sporządzą wykazy imienne wraz z informacjami o majątku, zagwarantują uzyskanie od deportowanych pieniędzy na pokrycie kosztów ich deportacji i eksterminacji, będą aktualizować rejestr opróżnionych mieszkań, zapewnią pomoc własnej policji w chwytaniu i ładowaniu Żydów do pociągów, na koniec zaś - w ostatnim geście dobrej woli – przekażą nietknięte aktywa gminy żydowskiej do ostatecznej konfiskaty".
Po wojnie znaleźliśmy się za żelazną kurtyną, pod sowieckim butem, zdominowani przez Żydów, którzy zajmowali kluczowe stanowiska w państwie, zostawieni i zdradzeni przez Zachód, wyniszczeni i stłamszeni - kto miał o tym mówić? Kto miał walczyć o prawdę i pokazać, że Żydzi w pierwszej fazie okupacji z Niemcami współpracowali i potem próbowali ten absolutnie dyskredytujący dla nich fakt ukryć, odwracając kota ogonem? Kto miał pokazać, że wymyślili własną opowieść o zagładzie? Opowieść niezwykłą – ale nieprawdziwą?
A udało się z tych samych powodów, dla których w świadomości opinii publicznej na całym świecie Powstanie Warszawskie i powstanie w warszawskim getcie to jedno i to samo powstanie - oczywiście żydowskie powstanie, bo w Polsce, rzecz jasna, tylko Żydzi z Niemcami walczyli, Polacy z Niemcami wyłącznie kolaborowali. Taki był przekaz i tak do dziś uważa świat, a uważa tak, bo komuś bardzo zależało i wciąż zależy, by tak uważał. To „pomyłki" w artykułach, filmach, Netflixach, w których przemyca się przekaz o polskich nazistach, polskich obozach koncentracyjnych i tym podobne brednie - to nie są żadne pomyłki, to działanie na zasadzie: „kropla drąży skałę" albo „cierpliwy ugotuje kamienie na miękko". To dzieje się od lat, ale w Polsce ludzie dostrzegli to całkiem niedawno i tylko dlatego, że ostatnio to zjawisko nabrało tempa, bo komuś wyraźnie zaczęło się śpieszyć...
Dwa słowa o Judenratach, które odgrywały w gettach ważną rolę. Realizowały zadania administracyjne, zajmowały się utrzymaniem porządku, ewidencją ludności, zbieraniem kontrybucji i grzywien, organizowaniem wytwórczości na rzecz przemysłu niemieckiego, nadzorem nad szkolnictwem, opieką społeczną i emigracją, a w późniejszym okresie udziałem w organizowaniu wywózek ludności żydowskiej do obozów zagłady. Z puntu widzenia Niemców instytucja bez wahania wykonująca polecenia, administrująca kilkoma milionami ludzi, dbająca o bezpieczeństwo wewnętrzne, dystrybucję żywości i aprowizację mieszkańców - to było coś bardzo wygodnego, bo przy zadowalających efektach nie absorbowało sił niemieckich. Zaskakująca może być natomiast łatwowierność elit żydowskich w odniesieniu do współpracy z Niemcami, nie tylko zresztą w Generalnym Gubernatorstwie. Dobrze obrazują to słowa Hannah Arendt, która napisała wprost: „Na podstawie inspirowanych, ale nie dyktowanych przez nazistów manifestów, które funkcjonariusze ci ogłaszali, możemy się przekonać - jeszcze dzisiaj - jak wielką rozkosz sprawiała im nowo pozyskana władza: Centralna Rada Żydowska otrzymała prawo wyłącznego dysponowania wszelkimi dobrami duchowymi i materialnymi Żydów - a także wszelką żydowską siłą roboczą".
Jak wiele osób wie, że elity żydowskie, bez przymusu, sfinansowały budowę muru oddzielającego w okupowanej przez Niemców Warszawie „świat gojów od świata Żydów"? Pytanie nie jest trudne, a odpowiedź właściwie banalna: niewiele. Żydowski historyk Henryk Makower w „Pamiętniku z getta warszawskiego" napisał tak: „Mieliśmy więc powód do radości, bo nam dali takie duże i ładne getto w Śródmieściu". Z kolei Ringelblum, opisując ukończenie budowy murów wokół dzielnicy żydowskiej w Warszawie, dodaje: „Nie jest to getto, lecz zamknięta dzielnica mieszkaniowa, która, jak i przedtem, będzie zaopatrywana przez magistrat w artykuły żywnościowe. Ludzie wykupują obecnie gorączkowo lekarstwa. Zaopatrują się w nie bez miary, zajmują się tym Komitety Domowe, jak również poszczególne osoby. Niemcy z kierownictwa guberni krakowskiej (Generalnej Guberni) są przeciwni gettu. Schon, organizator getta, przepadł przy wyborach w partii. Żywi się nadzieję, że wpłynie to na położenie Żydów w Warszawie. Niemcy mieli podobno podać jako przyczynę utworzenia getta konieczność ochrony Żydów przed Polakami".
Od pierwszych dni po wrześniowej klęsce Polacy przystąpili do budowy podziemnego państwa, którego nadrzędnym celem była walka z okupantami. Żydzi - przeciwnie. Uznali, że wojna jest sprawą polsko-niemiecką, a dla nich nadszedł wreszcie dogodny czas, by zrealizować marzenie o autonomii. Jak zawsze w historii relacji polsko-żydowskich, przyjęli „postawę cudzoziemską" i uznali, że w tej nowej rzeczywistości najlepszym rozwiązaniem będzie współpraca z Niemcami. Napaści Niemiec na Polskę w zdecydowanej większości nie traktowali jako „sprawy żydowskiej" i, jak tyle razy w historii, obrali drogę koegzystencji z okupantem. Jednym słowem: umarł król - niech żyje król. I tyle.
W „Kronice getta warszawskiego" Emanuel Ringelblum opisuje, jak to się odbywało. Rzeczy, które wielu mogą szokować: „znajomość języka niemieckiego była ważnym czynnikiem zbliżenia się z Niemcami. Pan Icchak [Gitterman] uważa, że w Stargardzie 95% Niemców to porządni ludzie. Symbioza niemieckich i żydowskich rzemieślników: pożyczają sobie pieniądze na procent. [Stosunek] przedstawicieli władz niemieckich niezły" - i tak dalej. Jak na martyrologię Żydów, która podobno trwała od pierwszych chwil okupacji, zadziwiająca relacja, ale przecież potwierdzona przez wiele innych. Połączone w całość dowodzą przede wszystkim jednego: to, co nam wmawiano o stosunkach żydowsko-niemieckich w pierwszej fazie wojny, można włożyć między bajki. Według wielu - żydowskich przecież - źródeł warszawscy Żydzi podziwiali kulturę i dobroć niemiecką. A to, że później srogo się zawiedli - to już zupełnie inna sprawa.
Jak w słynnym powiedzeniu premiera Wielkiej Brytanii Winstona Churchilla: człowiek, który zgadza się ze wszystkimi, nie zasługuje na to, by zgadzał się z nim ktokolwiek.
Niekonwencjonalnie, że tak to ujmę, zachował się też Ronald Lauder, prezes Światowego Kongresu Żydów, który w 2016 zażądał od polskiego rządu, by zmusił do przeprosin burmistrza Jedwabnego Michała Chajewskiego. I za co? Za zezwolenie na zbieranie podpisów pod apelem o ekshumację w Jedwabnem. Gdzie my żyjemy i kim my dla nich jesteśmy?
Dwa pytania. Pierwsze: dlaczego nas tak traktują? Drugie: dlaczego nie reagujemy twardo, zdecydowanie, naród z taką historią, jak nasza?! Odpowiedź nie jest skomplikowana: traktują nas tak, jak im na to pozwalamy. A że pozwalamy prawie na wszystko, to tak nas traktują. Czują, że my - że nasz rząd się ich boi. Niepotrzebnie. Z Żydami trzeba rozmawiać twardo, asertywnie. Tymczasem my tańczymy, jak nam zagrają. Stworzyli szereg instrumentów do odzierania polskiego społeczeństwa z poczucia dumy, do której mamy pełne prawo, bo w trakcie II wojny światowej zachowaliśmy się tak wspaniale, jak żaden inny naród. To, co robią, od wielu już lat nazywam „pedagogiką wstydu". Zagraniczne media chlastają nas nieustannie, a w Polsce palmę pierwszeństwa od lat dzierży tu Adam Michnik.
Mieszkający w Polsce Żydzi nigdy, przenigdy nie identyfikowali się z Polską. Mieszkali tu, to było miejsce ich pobytu, ale kompletnie nie interesowały ich polskie kultura, historia czy nawet język, do nauki podchodzili bardzo niechętnie, co wynikało z tradycji historycznej. Wyjaśnił to profesor Chone Szmeruk: „Jeśli już mówiący w jidysz Żydzi znali język sąsiadów, czyli Niemców - jidysz to język powstały na kanwie starogermańskiego dialektu i języka polskiego - to jednocześnie nie znali i nie chcieli znać alfabetu łacińskiego, bo kojarzył im się po prostu z chrześcijaństwem".
Żydzi polscy, choć od wieków tu mieszkali, nie myśleli o Polsce jak człowiek myśli o ojczyźnie, za wolność której, jeśli trzeba, warto oddać życie. Mieli mocno wpajaną przez religię świadomość przynależności do narodu wybranego i mieli własną historię - i własną ojczyznę: mityczny Izrael. Dla nich Polska oznaczała tylko Polin - miejsce tymczasowe. Nic trwałego.
[…]
W 1939 bramami z kwiatów witali Sowietów i przez długi czas mieli całkiem sporo sympatii do Niemców - rzecz, która wydaje się dziś nieprawdopodobna, a jest po prostu prawdziwa i której ślady można znaleźć w żydowskich pamiętnikach i kronikach. To dlatego tak wielu z nich nie chce, a nawet nie pozwala tłumaczyć z żydowskiego.
Pamiętniki Czerniakowa zwróciły moją uwagę na inne niż w Archiwum Ringelbluma, ale nie mniej ważne aspekty rzeczywistości 1939-1940. Okazuje się, że w postrzeganiu burmistrza warszawskiego getta władza niemiecka stanowi zastępstwo tej uprzedniej, polskiej – prawie jak po wyborach, a nie przegranej wojnie. U Czerniakowa niemal każdy dzień i każda sprawa koncentrowały się wokół wizyty w SS czy Gestapo, uznanie tej nowej, niemieckiej władzy było tak widoczne, że bardziej już nie musiało. Z zapisków wynika, że początkowo Niemcy traktowali Żydów bez opresji - utrudniając niekiedy codzienność, ale zarazem szukając rozwiązań i w wielu sprawach wychodząc naprzeciw. Niejednokrotnie po wizycie u Niemców Czerniaków osiągał zamierzony cel: wypuszczenie Żydów, otrzymanie pożyczki czy dopłaty - burmistrz warszawskiego getta szukał symbiozy i kooperacji z Niemcami, każde naruszenie prawa skutkowało donosem do SS, każda sprawa przechodziła przez Niemców. Nie było, jak nas wyedukowano, że od pierwszego dnia niemieckiej okupacji Żydzi byli non stop mordowani, oddzieleni od okupantów murem zbrodni i nienawiści - przeciwnie, przez długi czas posłusznie wykonywali nakazy nowej, totalitarnej władzy, by osiągać i realizować własne cele.
Wiedząc to, co wiedziałem, rozumiałem dobrze, że podpisana przez amerykańskiego prezydenta Justice for Uncompensated Survivors Today Act, znana w Polsce jako Ustawa 447, to nie żarty - i wiedział to każdy, kto potrafił usłyszeć, co w trawie piszczy.
Teraz to my mieliśmy podążyć drogą Szwajcarów. Tyle że od Szwajcarów wyegzekwowano kilka miliardów dolarów - nas szacowano na kilkaset. Realizacja takiego planu w skrajnym wypadku oznaczałaby finis Poloniae, w najlepszym razie - „subtelne" kolonizowanie i wielopokoleniowy drenaż gospodarki. Efekt w sumie podobny, tyle że rozłożony w czasie. Wiedziałem o tym tak dobrze, że nie musiałem już lepiej, i wiedziało o tym grono osób, które podnosiły alarm. Ale inne grono osób, bardziej liczne i zdecydowanie bardziej wpływowe, zrobiło wiele, by ludzie nie zrozumieli istoty tego alarmu. Gdy wracający zza oceanu minister spraw zagranicznych Jacek Czaputowicz dał do zrozumienia, że podpis amerykańskiego prezydenta pod Ustawą 447 znaczy tyle co zeszłoroczny śnieg, nikomu nie przyszło do głowy zapytać, czy przedstawiciele wpływowych środowisk żydowskich od lat zabiegający o ten podpis to zwyczajni idioci. Bo tylko idiota dokładałby tylu starań, by uzyskawszy wszystko, o co zabiegał - nie uzyskać nic.
Mówimy o czasach, gdy Sowieci w polskich mundurach i Żydzi w polskich mundurach mordowali niedobitki prawdziwych polskich bohaterów, opór już właściwie nie istniał.
Żydzi, o których pisał Finkelstein, nie poszukiwali prawdy. Była dla nich towarem niechcianym, jak w dowcipie, który krąży wśród kanadyjskiej Polonii. Dzwoni premier Morawiecki do premiera Netanjahu i mówi: mam pomysł na zakończenie waśni między nami: wy przestaniecie o nas kłamać - my przestaniemy mówić o was prawdę. Bohaterowie książki Finkelsteina nie chcieli prawdy - chcieli pieniędzy. Niczego nie budowali i niczego nie tworzyli - zależało im na roszczeniach. Przykład Szwajcarii pokazał, że działali według sprawdzonego schematu. Kiedy upatrzyli ofiarę, najpierw uruchamiali światowe media i włączali starą śpiewkę: „chodzi o sprawiedliwość. Nikt na świecie nie cierpiał tak, jak Żydzi. Holokaustu nie da się porównać z niczym. Nadal będziemy przyjaciółmi. Tylko zapłaćcie" .
Potem włączali się politycy i światowe autorytety moralne. Kiedy już grunt został odpowiednio przygotowany, uruchamiali wpływy, zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych. Mówienie o tym, że lobby żydowskie za oceanem jest potężne, to ogłaszanie jako własnego odkrycia spraw powszechnie znanych - jak to, że woda jest mokra albo że po nocy następuje dzień. Uruchomienie takiego lobby - finansowego, politycznego, medialnego, nie zapominając o filmowym w Hollywood - ma większe przełożenie na to, co myśli świat, niż wielu mogłoby się wydawać. To walec, który takich Szwajcarów, przecież nie frajerów, zmiażdżył, nim zdążyli policzyć do pięciu. Amerykanie tańczyli jak im zagrali i uruchamiali naciski jako Amerykanie właśnie. Początkowo subtelnie, później bez owijania w bawełnę, do skutku.
My byliśmy następnym celem.
Oddajmy głos świadkom wydarzeń - Jerzy Matysiewicz w tamtym czasie miał zaledwie dziesięć lat:
„[...] Na Brzeskiej, na wysokości mleczarni, Żydzi wznieśli bramę tryumfalną na cześć bolszewików. Ta radość z ich przybycia, to wynoszenie się, strącanie z budynków polskich symboli państwowych, palenie polskich flag, to było powszechne ze strony Żydów. Nikt tego nie rozumiał, bo przed wojną żyliśmy zgodnie. Jedna scena-symbol, która utrwaliła się w moich oczach: budynek magistratu, dzisiejsza poczta przy Placu Wolności - kilku Żydów zrzuca polskiego orła, który rozpryskuje się na kawałki. Do tych szczątek dobiega kilku innych i kopią w to, co zostało z godła. Dookoła stało wielu ludzi i wszyscy mieli łzy w oczach...".
Zbigniew Jasiński, mieszkaniec miasta: Bandy „milicjantów", komunistów i Żydów - bo to były bandy - biegały jak oszalałe po mieście, na miejscu wymierzając „sprawiedliwość", ale przede wszystkim wskazując Sowietom mieszkania i domy polskich oficerów. 8 października 1939 Rosjanie wycofali się za Bug, zabierając ze sobą Żydów i setki mieszkańców miasta, rodzin inteligenckich i polskich żołnierzy. Nikt więcej ich nie widział" .
Strach przed prawdą okazał się jednak zbyt wielki - tak wielki, że rabini w panice opuścili Jedwabne i w sposób zakulisowy za pomocą argumentów, które pozostają tajemnicą, zakulisowo wymusili na polskich władzach wszystko, co tylko chcieli. Dla mnie to przerażające.
- Dla mnie przerażająca była wypowiedź niejakiego Jonny'ego Danielsa, że choćby pod petycją w sprawie ekshumacji w Jedwabnem podpisało się czterdzieści milionów Polaków, to ekshumacja i tak się nie odbędzie .
- Interesujące, prawda? Zupełnie jak jakiś namiestnik. Szokujące, że po takich wypowiedziach i generalnie po tym wszystkim, co wygaduje, w dalszym ciągu tolerowany jest na terytorium RP. Daniels przekracza wszelkie granice, bo czuje za sobą siłę i wykorzystuje słabość polskich polityków.
Żyjemy po to, żeby być wspomnieniami innych ludzi.
Na konferencji OBWE w 2004 powiedział wiceprzewodniczący Centralnej Rady Żydów w Niemczech Samuel Korn: „Obawiam się, że w wyniku rozszerzenia UE »klasyczny antysemityzm« wschodnioeuropejski zmiesza się z »subtelnym antysemityzmem« w Niemczech i innych krajach zachodnich". […] Żydzi europejscy zostali wymordowani w komorach gazowych skonstruowanych przez subtelnych antysemitów niemieckich, a tysiące „klasycznych antysemitów" wschodnioeuropejskich poświęcało życie, by uratować kilkaset tysięcy Żydów.
Przez dziesięciolecia mamiono nas „historią", która nie miała nic wspólnego z historią, wytrenowano niczym psy Pawłowa. Ciekaw jestem, kto z Was wiedział, że przez pierwszych kilkanaście miesięcy wojny, aż do 1941, Polacy byli traktowani przez Niemców gorzej niż Żydzi? Znacznie gorzej. Na przełomie 1941/1942 to się zmieniło, bo Niemcy pokazali, jaki naprawdę mają na Żydów „pomysł", ale wcześniej wszystko wyglądało dokładnie odwrotnie niż w setkach książek czy filmów Hollywood i na przykład w „Pianiście" Romana Polańskiego, gdzie od pierwszych dni wojny Żydzi na każdym kroku są mordowani tylko za to, że są Żydami, za to goje, niemieccy i polscy, świetnie się dogadują i koegzystują prawie tak, jakby żadnej wojny nie było. Inne przesłanie wynikające ze wspomnień żydowskich kronikarzy dotyczy Żydów - w większości kompletnie niezwiązanych z polskością, z tych dokumentów to aż krzyczy. Uwierzyli Niemcom - w wielu miejscach zapisków przedstawianych wręcz z sympatią! - że będą zamykani w gettach po to właśnie, by oddzielić się od tych strasznych Polaków. Potem mieli dostać nowe miejsce do życia i rzeczywistość w ogóle miała zmienić się na lepsze. Kto z Was wiedział, że los Polaków do 1941 był do tego stopnia gorszy niż los Żydów, iż niejednokrotnie to Polacy udawali Żydów - nie odwrotnie! - i zakładali opaski z gwiazdami Dawida, by ocalić życie, ujść łapankom czy zmienić swoje położenie i że Niemcy, by wyłapywać Polaków chroniących się za żydowską opaską, kazali im mówić w języku żydowskim? Kto z Was słyszał o takich rzeczach albo o tym, że getto warszawskie miało swojego burmistrza, takiego ze służbowym samochodem, szoferem i pensją? Ja nie słyszałem i może dlatego - który to już raz? - byłem zaskoczony, że świat dał się nabrać na żydowski monopol cierpienia i rzekomy polski nazizm.
Ja tylko nie lubię niektórych Żydów, a nie lubię nie dlatego, że są Żydami, tylko dlatego, że bezczelnie kłamią o moim kraju i w dążeniu po nieuprawnione roszczenia niszczą pamięć o naszych przodkach, czyniąc z nich nazistów lub nawet potwory gorsze niż naziści - a raczej ówcześni Niemcy po prostu. A wszystko to dla potężnej kasy, która im się nie należy. Robią to krajowi, który jak żaden inny w świecie okazywał im życzliwość, przychylność i udzielił gościny. Nie ma co, pięknie za to podziękowali. Trudno za coś takiego lubić.
Ale mówiąc dokładnie - ja takich Żydów, o których tu mówię, lubię dokładnie tak samo, jak oni lubią Polaków.