cytaty z książki "Coś się kończy, coś się zaczyna"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Za stodołą, gdzieś na płocie,
Kogut gromko pieje.
Zaraz przyjdę, miła do cię
Tylko się odleję.
[Jakier] - Masz, napij się (...). Dobrze ci zrobi.
[Geralt] - Bo ja wiem? Yennefer zapowiedziała mi, że jeśli będzie ode mnie zalatywać...
[Jakier] - Pogryziesz nać pietruszki. Pij, pantoflarzu.
Co może być gorszego od idioty w lesie?
Ten z was, który krzyknął, że nic, racji nie miał. Jest coś, co jest gorsze od idioty w lesie.
Tym czymś jest idiotka w lesie.
Idiotkę w lesie - uwaga - poznać można po następujących rzeczach: słychać ją z odległości pół mili, co trzy lub cztery kroki wykonuje niezgrabny podskok, nuci, mówi do siebie, leżące na ścieżce szyszki stara się kopnąć, żadnej nie trafia.
A gdy dostrzeże was, leżących sobie na konarze drzewa, mówi: "Och!", po czym gapi się na was bezczelnie.
- Och - powiedziała idiotka, zadzierając głowę i gapiąc się na mnie bezczelnie. - Witaj, kocie.
Uśmiechnąłem się, a idiotka, choć i tak niezdrowo blada, zbladła jeszcze bardziej i założyła rączki za plecy. By ukryć ich drżenie.
- Dzień dobry, Panie Kotku - wybąkała, po czym dygnęła niezgrabnie.
- Bonjour, ma fille - odpowiedziałem, nie przestając się uśmiechać. Francuszczyzna, jak się domyślacie, miała na celu zbicie idiotki z pantałyku. Nie zdecydowałem jeszcze, co z nią zrobię, ale nie mogłem sobie odmówić zabawy. A skonfundowana idiotka to rzecz wielce zabawna.
- Ou est ma chatte? - pisnęła nagle idiotka.
Jak słusznie się domyślacie, nie była to konwersacja. To było pierwsze zdanie z jej podręcznika francuskiego. Tym niemniej ciekawa reakcja.
Nazwał mnie kilka razy dość brzydko, przypisując mi aktywny kompleks Edypa i pasywny homoseksualizm (...).
Czy nie miewają koty na nietoperze ochoty?
Jestem kotem. Mam dziewięć żywotów. Nie wiem jednak, czy mówiłem wam, że osiem już wykorzystałem.
(...) pisarza, który twierdzi, że większość swych pomysłów nie czerpie z lektur, nazwę łgarzem. Dla wyjaśnienia dodam, że do lektur zaliczam nie tylko gazety, ale też kino i telewizję.
To tylko legenda. Baśń. Fantazja. Krótko mówiąc: kłamstwo.
Tak, to się nazywa mieć szczęście - powiedział, nie spuszczając z Visenny oka. Trafiłem na uzdrowicielkę, w samym środku puszczy, w widłach Iny i Jarugi, gdzie zwykle łatwiej o wilkołaka albo, co gorsza, pijanego drwala.
Sugerowałbym raczej prozę - nie wytrzymałem - poezja się nie sprzeda.
Nasz piękny park nosił niegdyś, jak opowiadał mi nieboszczyk dziadek, imię marszałka Piłsudskiego. Później, w czasie wojny światowej, zmieniono tę nazwę na Park Horsta Wessela. Po wojnie patronami parku zostali bohaterowie Stalingradu i byli nimi bardzo długo - do czasu, gdy marszałek Piłsudski ponownie wrócił do łask, a jego popiersie do parku. Później, gdzieś około roku 1993, nastała Era Szybkich Zmian. Marszałek Piłsudski zaczął się źle kojarzyć - nosił wąsy i robił przewroty, głównie w maju, a nie były to czasy, gdy można było tolerować w parkach popiersia facetów z wąsami, lubiących podnosić zbrojną rękę na legalną władzę, niezależnie od efektu i pory roku. Park przemianowano tedy na Park Orła Białego, ale wówczas inne narodowości, których w Suwałkach było już bez liku, zaprotestowały gorąco. I czynnie. Nazwano więc park Ogrodem Ducha Świętego, ale po trzydniowym strajku banków postanowiono nazwę zmienić. Zaproponowano: Park Grunwaldzki, ale zaprotestowali Niemcy. Zaproponowano: Park Adama Mickiewicza, ale zaprotestowali Litwini, ze względu na pisownię i inskrypcję: "polski poeta" na projekcie pomnika. Zaproponowano: Park Przyjaźni, ale zaprotestowali wszyscy. W rezultacie ochrzczono park imieniem króla Jana III Sobieskiego i tak już zostało, prawdopodobnie dlatego, że odsetek Turków w Suwałkach jest znikomy, a ich lobby nie ma żadnej siły przebicia. Właściciel restauracji "Istanbul Kebab" Mustafa Baskar Yusuf Oglu mógł zaś sobie strajkować do usranej śmierci.
- Zaprawdę powiadam wam - oznajmiłem bez emfazy, podchodząc bliżej - jesteście jako cymbały brzmiące.
- Czy coś się zaczyna, czy coś się kończy?(...)
- Nie wiem(...) Ale jeśli ja tego nie wiem, to nikt tego nie wie. Wniosek: nic nigdy się nie kończy i nic się nie zaczyna.
- Babko?
- Słucham.
- Czy dla mnie, jak dorosnę, też złapiemy męża?
- Oczywiście.
- Najwyraźniej pragniesz mi o czymś opowiedzieć. Zrób to i oddal się. [...]
- Ja coś wiem! - wrzasnął cienko.
- Nareszcie. Natura jest nieogarnięta w swej łaskawości.
Wyjazd miał dla Moniki być jeszcze jedną próbą udowodnienia sobie, że lubi towarzystwo. Próba, jak wiele poprzednich, była nieudana. Monika po raz kolejny nie udowodniła sobie niczego poza faktem, że nienawidzi samotności.
Tak już jest, że to, co nienaturalne, budzi strach. I wstręt.
Na nieróbstwo, jak mawiają, trzeba sobie zapracować.
Cóż, na psy schodzi ten świat. Żadnych względów i żadnego szacunku nie okazuje się już śpiącym lub odpoczywającym kotom. Gdzie te czasy, gdy prorok Mahomet, chcąc wstać i iść do meczetu, a nie chcąc budzić kotki uśpionej w rękawie jego szaty, uciął rękaw nożem. Nikt z was, założę się o każde pieniądze, nie zdobyłby się na równie szlachetny czyn. Dlatego też nie przypuszczam, by komukolwiek z was udało się zostać prorokiem, choćby jak rok długi biegał z Mekki do Mediny i z powrotem. Cóż, jak Mahomet kotu, tak kot Mahometowi.
A potem znaleźli się ponownie w łóżku, w rozburzonej pościeli, jeszcze ciepłej i pachnącej snem. I zaczęli się nawzajem poszukiwać, i poszukiwali się długo i bardzo cierpliwie, a pewność, że przecież się odnajdą, napełniała ich radością i szczęściem, i radość i szczęście były we wszystkim, co robili. I chociaż tak bardzo się różnili, rozumieli, jak zawsze, że nie są to różnice z tych, które dzielą, ale z tych, które łączą i wiążą, wiążą twardo i mocno, jak wysieczony siekierą zacios kroki i kalenicy, zacios, z której rodzi się dom.
- Coś się kończy(...) Coś się kończy(...)
- Nie(...) Coś się zaczyna.
- Co to jest Graal?
- Coś, czego się szuka(...) Coś, co jest najważniejsze. Coś, bez czego życie traci sens. Coś, bez czego jest się niepełnym, niedokończonym, niedoskonałym.(...)
- Cały wieczór(...) siedziałeś obok twego Graala, matołku.
*Jest to rozmowa między Galahadem, a Jaskrem, który przekonuje go, że to Ciri jest jego Świętym Graalem.
Rekord padł jednak w saksońskim Kwedlinburgu - sto strzydzieści trzy kobiety spalono tam... jednego dnia. A w śląskim mieście Nysa - iście renesansowo, zgodnie z duchem postępu, jak przystało na wiek wykluwającej się rewolucji przemysłowej - cech zdunów skonstruował na zamówienie braci dominikanów specjalny piec do palenia czarownic. Postęp!
Pół życia nas rozdziela. (...) I czas, okrutnie szybko mknący. Nigdy już o mnie nie pomyśli w latach młodości nadchodzącej...".
Co to jest Graal? - Coś, czego się szuka - Galahad uniósł na poetę swoje rozmarzone oczy. - Coś, co jest najważniejsze. Coś, bez czego życie traci sens. Coś, bez czego jest się niepełnym, niedokończonym, niedoskonałym.
Powodem zwolnienia był, jak się twierdzi, nieuregulowany stosunek do wiary i brak poszanowania dla symboli, które są święte dla wszystkich Polaków.
- Analiza - powiedziałem szorstko. - Ksiądz Kociuba jest bałwan i pieprzy farmazony. Zaraz ci udowodnię, że znam się na katechizmie i Piśmie. Albowiem napisane jest w... liście Ambrożego do Efezjan...
Analiza przestała płakać i patrzyła na mnie z otwartymi ustami. Nie było wyjścia. Jechałem dalej Ambrożym.
- Napisane jest - trułem, robiąc mądrą minę - że przyszli kadeceusze...
- Chyba sadeceusze?
- Nie przeszkadzaj. Przyszli sadeceusze i ci... no... celnicy do Ambrożego i rzekli: "Zaprawdę, święty mężu, czy popełniła grzech Żydówka, której rzymscy legioniści ściągnęli przemocą majtki?" A Ambroży narysował na piasku kółko i krzyżyk...
- Co?
- Nie przerywaj. I rzekł święty: "Cóż to widzicie?" "Zaprawdę to widzimy kółko i krzyżyk" - odrzekli celnicy. "Tak tedy zaprawdę powiadam wam - rzekł Ambroży - oto dowód, że nie popełniła grzechu owa niewiasta i lepiej idźcie sobie do domów waszych, celnicy, bo nie jesteście wszak bez winy i nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni. Idźcie sobie, albowiem zaprawdę powiadam wam - zaraz wezmę kamień i rzucę w was tym kamieniem". I odeszli celnicy z wielkim wstydem, albowiem zbłądzili, oczerniając ową niewiastę. Zrozumiałaś, Anka?
I chociaż tak bardzo się różnili, rozumieli jak zawsze, że nie są to różnice z tych, które dzielą, ale z tych które łączą i wiążą. Wiążą twardo i mocno jak wysieczony siekierą zacios krokwi i kalenicy. Zacios z którego rodzi się dom.