cytaty z książki "Zimowla"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Najbardziej w ludziach irytują nas nasze własne wady. Zarówno te, które z nimi dzielimy, jak i te, które w nas wywołują.
(...) nigdy bowiem nie zrozumiał, że także zapominanie jest warunkiem czasu. Wczesnym, łagodnym i łaskawym przygotowaniem do śmierci.
Cienie zawsze sprawiają, że nocą rzeczy wyglądają na trochę mniej martwe.
Kochała swoją córkę. Po prostu nie zrozumiała w porę, że wiara we wlasne dziecko znajduje się niebezpiecznie blisko wiary w samego siebie.
Widać to było w lekki zaostrzeniu maminego nosa, w wyszczupleniu twarzy, wybiciu policzków. Jakby przez lata ktoś powoli delikatnym pędzelkiem omiatał piasek z jej głowy, by wreszcie dojść do ukrytej wewnątrz formy; jakby jej twarz była kałużą, z której powoli wynurzała się inna, właściwa twarz.
Po chwili wszystkie wyrazy zamieniały się w melodię katarynki, w pusty łańcuszek dźwięków, odległy od języka i jakiegokolwiek znaczenia, i chyba nikt, nawet lingwistka ezoteryczna, nie czuł tego tak jak mój ojciec, kiedy wypowiadał słowa, którym nie potrafił nadać żadnego innego tonu niż ton bezmyślnie grającej pozytywki: że najważniejszym, być może jedynym, zadaniem języka jest jego i nasze w nim umieranie.
Mój ojciec, chociaż głęboko religijny, pozostawał zarazem beznadziejnie niewierzący. (...) Jedynym, w co wierzył, w co nigdy nie zwątpił, czego miał niezbitą, niezachwianą pewność, była jego własna śmierć.
[...] Rójka, wściekle wibrująca, w taki sposób obkleiła ceramiczne ciało, że drobne dziewczęce kształty zmonstrualniały, sukienka zniknęła pod ciemnym kłębowiskiem, wypuczyła się, urosła, zamieniła w ogromny, drgający brzuch, jakby i w środku niego coś rosło; chociaż wszyscy wiedzieli, że to tylko pszczoły, uczucie niepokoju przeniknęło zgromadzony tymczasem na zakręcie tłum. Było to zarazem niesamowite i nieprzystojne. Wydawało się niewłaściwe.
Tak atypowe zjawisko pogodowe może zapowiadać tylko i wyłącznie nadciągające katastrofy i nieszczęścia, bo raz nadpęknięte niebo z pewnością pęknie ponownie. I to już na dobre.
Kiedy się uśmiechała jej oczy oplatała kunsztowna siateczka zmarszczek. Zupełnie jakby jakiś mały pajączek wypełzał z pozłacanych klipsów, ciężkich oprzędów przylepionych do uszu pani Ani i osnuwał powieki kobiety drobną pajęczyną, zarzucał jej na głowę cienisty kaptur wymazując bardzo, bardzo powoli ciało tak aby ona sama nie zauważyła własnego znikania.