cytaty z książek autora "Jerzy Kukuczka"
Widziałem w górach ludzi, którzy nigdy nie chodzą do kościoła. A tam się modlili.
W momencie, kiedy staje się na wierzchołku, nie ma wybuchu szczęścia. Szczęście przeżywa się gdy wszystko pozostaje jeszcze przed tobą, kiedy wiesz, że do celu masz jeszcze kilkaset, kilkadziesiąt metrów, gdy jesteś tuż przed. To właśnie jest czas szczęścia.
Jedno z pytań dziennikarki zadane J. Kukuczce brzmiało: Nelson Piquet - kierowca formuły I (...) powiedział kiedyś "Pogodziłem się z myślą, że zginę na torze wyścigowym". Czy pan godzi się ze śmiercią w górach? Odpowiedź himalaisty: "Wykluczam taką możliwość. Inaczej nie mógłbym się w ogóle wspinać." ...
W samotności wszelkie odczucia są głębsze, inaczej odczuwa się góry. Wiem, że jestem tylko ja i one. (...) Czuję się cząstką tego ogromnego świata.
Podczas jednego ze spotkań z publicznością we Włoszech ktoś zapytał, jak oceniam swoje osiągnięcie jako drugi po Messnerze. Odpowiedziałem pytaniem: Czy jest na sali osoba, która pamięta, kto jako drugi stanął na Evereście? Nie pamiętał nikt.
Przecież wystarczy tylko raz gdzieś coś o kimś powiedzieć, najlepiej na ucho, i taki „smrodek” za człowiekiem się wlecze uparcie.
Otóż kiedy zaczynam schodzić z tej "skradzionej" góry, nie przeżywam bynajmniej wyrzutów sumienia. Wręcz przeciwnie. Cała ta sytuacja dodaje wszystkiemu smaczku, pieprzu. Że jest to kolejna moja góra. Ja na nią wszedłem. Bo zostaje to tylko i wyłącznie moje, dlatego że nie mogę się tym pochwalić. Wierzcie mi, że jest to satysfakcja głębsza. (...) Sama satysfakcja, że to potrafiłem, wystarczyła mi To trochę, jak z kobietą. Jeżeli ją masz, jeżeli jest ci z nią dobrze, to wcale nie czujesz potrzeby opowiadania o tym wszystkim. To jest twoja i jej tajemnica.
Odpocząć. I nie wyobrażam sobie, żeby jakakolwiek siła mogła mnie zmusić do pozostania tutaj. [...] Nie mówią wprost "Może byś z nami został" ... Na swój sposób nie dopuszczam myśli, by te słowa mogły paść. Bym nie musiał się przyznać do tego, że dłużej już tutaj nie wytrzymam, że mam wszystkiego dość.
Siedem kroków i odpoczynek, siedem i odpoczynek. Kiedy mam już dosyć monotonii tych rachunków i próbuję zrobić dziesięć kroków, okazuje się, że dług tlenowy urósł przy tym do takich rozmiarów, że przed oczami zaczynają latać czarne plamy, a oddech jest na granicy wydolności, co działa na moją świadomość jak sygnał alarmowy. Wiem, że gdybym zrobił trzynaście, albo nawet dwanaście kroków, to straciłbym przytomność.
Ten wyścig z Messnerem zrodził się jakby sam, dałem się weń wciągnąć bez przekonania do jego formuły. Nie dlatego, że wystartowałem z tak wielkim opóźnieniem w stosunku do rywala. Samo gonienie po wielkich górach drogami normalnymi tylko po to, żeby je zaliczyć, nie bawi mnie. Fascynuje mnie natomiast pomysł czternastu nowych dróg na czternaście ośmiotysięczników. Realizuję go zapamiętale. Nową drogą, albo zimą, kiedy jeszcze nikt atm o tej porze roku nie był. To jest stawka warta świeczki. Naprawdę wielka gra. A wyścig z Messnerem pomoże mi w realizacji tego planu.
Moja gospodyni puszcza mimo uszu, że odłączyłem się od wyprawy, przedtem byłem na szczycie Dhaulagiri, a teraz przeszedłem przez French Pass [...]
- Tędy o tej porze nikt jeszcze nie przeszedł...
[...]
Wtedy, w ten błogi nastrój włącza się głos radia nepalskiego, przez które podają komunikat: "Polska wyprawa na Dhaulagiri zakończyła się sukcesem : Andaray Chokoyo and Jerry Kukuczak weszli na szczyt, jest to pierwsze w historii zimowe wejście na tę górę..."
[...]
Dostrzegłem coś zupełnie nowego w oczach mojej gospodyni, dopiero później dotarło, że to przecież mówią o mnie. Uwierzyła. Kolejną szklaneczkę "Marpha Brandy" dostałem gratis.
Nie wiem, skąd we mnie ta ochota do żartów [...] siadam w śniegu i czekam. Dopiero gdy zbliżyli się do mnie na dwa metry, podrywam się z okrzykiem:
- Pasowa kontrola! Przepustku mate?
Ta nagła, niespotykana w himalajskiej [Dhaulagiri] scenerii, sytuacja przedrzeźniania stróżów zza bratniej granicy w Tatrach powoduje, że stają w miejscu jak wryci.
Trzeba zacząć od nowa, mówię więc do Wojtka [Kurtyki]:
- Przygotowują dwie polskie wyprawy zimowe w Himalaje, co ty na to?
- Mnie zima nie interesuje - odpowiedział.
- Jest szansa zrobienia dwóch szczytów w jednym sezonie zimowym...
- Bzdura! Niemożliwe! Za krótki czas, to jest szaleństwo - obruszył się Wojtek.
- Ale takie właśnie szaleństwo może być fajne - podsuwam z nadzieją.
- W takim razie musimy się rozstać... - słyszę. I nie pozostaje mi nic innego jak powiedzieć:
- Wiesz co? Może rzeczywiście będzie lepiej, jeżeli weźmiemy chociaż czasowy rozwód? Idź swoją drogą, ja pójdę swoją.
Ten luz trwa także w czasie karawany. Jest sirdar, jest jego zastępca, kilku pomocników, oni załatwiają wszystko. Wpadam przy tym w stresy, bo na moich oczach oszukują, robią Herrligkoffera "w konia". Znam to przecież od podszewki i widzę jak na każdym kroku wyciągają mu pieniądze, a Karl oczywiście płaci, mówiąc jeszcze przy tym:
- Dziękuję!
- Tak trzeba!
Nawet do głowy mu nie przychodzi, że ktoś, patrząc mu prosto w oczy, może oszukiwać. A jest to przecież jego 24 wyprawa w Himalaje. Tak drobne sprawy nigdy pana doktora nie interesowały.