cytaty z książek autora "Rani Manicka"
Młodość to kapryśny przyjaciel. Możesz mu poświęcić wszystko, a i tak Cię porzuci. Prawdziwy przyjaciel to starość. Nie opuści Cię, dając z siebie coraz więcej i więcej, aż do dnia twej śmierci.
Siedząc na kolanach wuja, handlarza owocami mango, pierwszy raz usłyszałam zdumiewającą opowieść o zbieraczach ptasich gniazd na dalekich Malajach. Śmiało wspinali się setki stóp w górę bez latarek, po gnących się tyczkach, by dotrzeć, do sklepień górskich jaskiń. Obserwowani przez duchy tych, którzy spadli w objęcia śmierci, niebezpiecznie wysoko nad ziemią śięgali po smakołyk bogaczy - gniazda ulepione z ptasiej śliny. W ciemnościach nie wolno było wypowiedzieć słów: strach, upadek krew, bo, odbite echem, mogły skusić złe duchy. Jedynym przyjacielem zbieracza gniazd jest bambusowa tyczka. Nim zacznie się po niej wspinać, stuka lekko w bambus, a gdy ten smutno westchnie, natychmiast go porzuca. Jedynie wtedy, gdy bambus zaśpiewa, zbieracz gniazd ośmiela się podjąć wspinaczkę. Wuj powiedział, że moje serce jest moim bambusem - jeżeli będę je dobrze traktować i włucham się w jego pieśń, to wdrapię się najwyżej i zdobędę największe gniazdo.
Przyszłość to zbiór prawdopodobieństw. W każdej chwili zmieniamy przyszłość za sprawą naszych myśli, decyzji i czynów. Istnieją nawet sposoby, by zmienić przeszłość, jeśli się wie, jak to zrobić. Najmniejsza zmiana w jednym człowieku może wywołać wielkie fale w jego przyszłości, a czasem cała przyszłość ludzkości może się odmienić z powodu jednej decyzji jednej osoby w maluteńkim zakątku świata.
Najmniejsza zmiana w jednym człowieku może wywołać wielkie fale w jego przyszłości, a czasem cała przyszłość ludzkości może się odmienić z powodu drobnej decyzji jednej osoby w maluteńkim zakątku świata.
W świetle dnia nawet najgorszy demon wygląda głupio i śmiesznie, ale o zmroku olbrzymieje
Tylko miłość trwa poza śmiercią. (...) Miłość, tylko miłość jest przyczyna stworzenia i istnienia wszystkich rzeczy.
Nie wiesz, że w naturze człowieka leży niszczenie tego, co idealne? Że pragnie tego, co upadłe? Zachwyca nas niedoskonałość, skaza, ruiny zamaskowane pnączem. Nasza własna niedoskonałość czerpie pociechę z wiedzy, że gdzieś tak, ukryte przed ludzkim okiem, są obszary zniszczenia.
Myślałem, że tamtego
dnia pochwyciłem księżyc, i dopiero po wielu latach zrozumiałem, iż dotknąłem tylko jego
odblasku w niebieskim plastikowym wiadrze. A sam księżyc jest poza moim zasięgiem.
Zmieniając sposób postrzegania, odmienisz rzeczywistość.
Prawo wszechświata mówi, że rzecz można poznać tylko wówczas, gdy spojrzy ona na swoje własne odbicie. Tak więc bez przerwy tworzymy dla siebie. Ludzie wokół nas i choroby właśnie w ten sposób nam służą. Nasza ograniczona zdolność postrzegania sprawia, że choroby i dolegliwości uważamy za coś złego, lecz w istocie stanowią one jedynie odbicie naszego widzenia siebie.
Nie ma nic na tym polu rozkładu, co może trwać i co trwa. Nawet kamienie rozpadną się w proch. Wszystko się zmienia. Sztuka polega na tym, by całkowicie zanurzyć się w chwili, przeżyć ją, a gdy odchodzi, nie mieć ani krzty żalu czy chęci spojrzenia wstecz.
Wiedzieć, że odejdzie i nie opłakiwać. Zostawić
-Mogę na jakiś czas powstrzymać chorobę, ale rak to energia.Jest żywy i ma świadomość.Gdybyś miał oczy zdolne go zobaczyć ujrzałbyś szary obłok, który całkowicie przesłania człowieka, wysysając z niego siły.Przychodzi do ludzi, którzy w pewnym okresie swojego życia, na najbardziej podstawowym poziomie,odrzucają życie. I zawsze powraca, jeśli chory nie nauczy się w pełni cieszyć światem jeśli nie odnajdzie w sobie ducha czystej radości. Muszę dodać, że radość to nie szczęście. Szczęście jest uzależnione od czynników zewnętrznych. Radość płynie z wnętrza bez żadnego powodu.
Obserwowałam kiedyś małą dziewczynkę po drugiej strony ulicy. Po deszczu wyszła na dwór w kaloszach. Na początku grzecznie omijała kałuże, ale nie minęło wiele czasu, a zaczęła w nie wchodzić. Kiedy to nie wystarczało, brodziła w wodzie, tupiąc i rozkosznie chlapiąc ubranie. Tego też było mało. Zdjęła kalosze i nalała do nich wody po brzegi. Patrzyłam na nią z zazdrością; na tę niebywałą przyjemność czerpaną z tego, że jest niegrzeczna i że potrafi się zbuntować. Było to wprost cudowne. Kiedyś ja też nosiłam kalosze. Ja też kiedyś byłam dzieckiem i wiedziałam, czym jest świadomy bunt. Dopóki nie zaprzedałam siebie.
Każde z nas przyszło na ten świat z kilkoma kawałkami układanki wielkiej jak wszechświat. Ilekroć kogoś spotykamy, nieświadomie pokazujemy mu nasze kawałeczki by sprawdzić, czy ma takie, które pasują do naszych. Jeżeli ich nie ma, idzie swoją drogą, a my nie mamy z nim więcej do czynienia. Ale jeśli ma, ha...Wtedy pojawia się pociąg, nienawiść, zazdrość, miłość, cierpienie i nauka.
-Może byłoby ci łatwiej, gdybyś pobyt na Ziemi traktował jako święty i uczący pokory akt miłości. Akt przyjmowania ograniczeń fizycznej postaci, którego celem jest przekształcenie negatywnych uwarunkowań człowieka, niespełnienia, bólu, gniewu, chciwości, nienawiści i zagubienia, w miłość.
Jesteśmy tu po to, by wypełnić pewne misje, największą zaś i najważniejszą z nich jest kochać samych siebie. Nie w sposób narcystyczny, lecz ze współczuciem i bezwarunkowo.
Widzisz, jestem irlandzkim elfem, a irlandzkie elfy to te niezdecydowane anioły, które podczas wielkiego buntu w niebie nie potrafiły opowiedzieć się po żadnej ze stron. Ponieważ okazało się, że nie są ani na tyle dobre, by zostały zbawione, ani na tyle złe, by je potępić, zesłano je na ziemię i kazano mieszkać w ciemnych i dalekich zakamarkach. To właśnie jest mój ciemny i odległy zakamarek. Kiedyś ja też nie mogłam się zdecydować i tylko obserwowałam pewien bunt. Nie robiąc nic. I za moje niezdecydowanie zostałam wypędzona.
Bliźniaczki, jak zwykle idealnie piękne, wstały, trzymając się za ręce, i podeszły się przywitać. Może już je poznałaś. Są z Bali. Lubię je. Pochodzą z pogańskiego świata, gdzie seks nie został jeszcze zinterpretowany przez Freuda, a namiętność nie jest nalaną dziwką, lecz piękną bosą nimfą, pragnącą wstąpić w nowe progi.
Ojciec spojrzał w małe czarne wyloty luf japońskich karabinów maszynowych. Śmierć istotnie była brzdącem o promiennych oczach, rozczochranym, zaspanym, uroczym. Dziecko uśmiechnęło się do niego. Wygiął usta w lekkim uśmiechu. Był gotów.
Musiał to być cud "wyłącznika", który już dawno temu odkryłam w swojej głowie. To wprost genialna sprawa móc wyłączyć się i nie czuć nic, żadnego strachu, żadnego bólu, nienawiści, smutku czy radości. Od czasu do czasu tłumione emocje dają o sobie znać w postaci paraliżującego ataku paniki, ale w sumie wyłącznik działa znakomicie.
Szszsz - ostrzega Wuj, wpychając butelkę Bells głębiej między poduszki. -
Obudzisz Matkę Ryżu.
- Kogo? - pytam.
- Dawczynię Życia. Na Bali jej duch żyje w kukłach uplecionych z wiązek ryżu. Z
drewnianego tronu w rodzinnym spichlerzu strzeże obfitych plonów, które dzięki niej zebrano na
ryżowiskach. Jest tak święta, że grzesznikom nie wolno przed nią stanąć ani uszczknąć choćby
jednego ziarenka z jej figurki. - Wuj Sevenese kiwa na mnie palcem. Najwyraźniej się upił. - W tym
domu Matką Ryżu jest twoja babka. Jest strażniczką snów. Patrz uważnie, to zobaczysz: siedzi na
drewnianym tronie i w silnych rękach trzyma wszystkie nasze nadzieje i marzenia, małe i duże,
twoje i moje. Nie osłabła z wiekiem.
- Zgubię je - jęknęłam, myśląc o niezliczonych bransoletkach, łańcuszkach i kolczykach, które w ciągu krótkiego życia dostałam od babci i zgubiłam.
- To się kupi drugie - odparł, a do jego głosu wkradła się niczym stary kamerdyner, który już nie puka, wchodząc do pokoju pana, ostra nuta. Ale na widok mojej nagle zalęknionej twarzy pośpiesznie odprawił starego sługę i delikatnie dotknął moich włosów. - Ubezpieczymy tę błyskotkę - pocieszył mnie i wziął w mocne ramiona. - Zjesz dziś ze mną kolację?