cytaty z książek autora "Eugeniusz Paukszta"
Że nie wolno się poddawać, że w żadnej sytuacji nie wolno się załamać... Jak te drzewa, które się nie poddają, do ostatka broniąc się w sprężystym odporze. Niektóre jakby rezygnowały, wtedy dla nich już nie ma ratunku, zostaną wiatrołomami, po które przyjdzie potem leśny robotnik, by je przeznaczyć na cięcie i wywieźć z lasu. Tak i ludzie, słabsi zlegną, ci, którym zabraknie hartu, żelaznej wytrzymałości. Inni będą się giąć, zmagać na każdy sposób, aż wreszcie wyprostują się znowu do słońca.
W życiu zawsze się gdzieś odjeżdża i dokądś wraca.
Nie można tkwić bez przerwy w przeszłości, wtedy gaśnie odwaga zdobywania teraźniejszości...
Po cholerę dręczyć się spoglądaniem na zakazany owoc, zwłaszcza gdy owoc ten ochoczo spada w obce ramiona.
[...] tamten trud i walka odżywają w ludzkiej pamięci. Porządkuje się cmentarze, stawia pomniki, wytycza szlaki turystyczne, wiodące śladami kołobrzeskiej kampanii. Jeszcze kilka lat temu było inaczej. Ci żołnierze żyli częstokroć zapomniani, zostawieni samym sobie. Nie chodziło im o jakieś profity, sami umieli dać sobie radę. Brakło im czegoś innego: nastroju ciepła, serdecznej pamięci, może nutki wdzięczności. Ludzkie to, w ich przypadku bardzo usprawiedliwione. W niektórych zaczynała się już rodzić zgorzkniałość i zniechęcenie, jakby cień niewiary w celowość własnego wysiłku, tamtej wielkiej ofiary.
O czymże myślała? O uczuciu, wielkiej, pełnej miłości. Żeby była mocna, przepojona ufnością i siłą. Żeby z niej czerpać oparcie, w niej znajdować energię i radość życia.
[...] to chyba jeszcze nie miłość. [...] skończą się wakacje, rozjedziemy się, dziękuję, cześć, do widzenia. Wspomni się raz i drugi, a później nie będzie się nawet pamiętać.
Są różne charaktery, zradzają się, nie wiedzieć skąd, także i złe. Jeszcze jedna barwa naszej codzienności, żeby nie była zbyt mdła. Obok jasnych kolorów, czystych, także ciemne i zamazane.
- Patrz, najmniejszego śladu nie znajdziesz na dowód, że o ten dworzec toczyły się straszliwe walki, że tyle ludzi tutaj zginęło. Jakby nigdy nic, nadjeżdżają pociągi, wysypują się setki i tysiące wczasowiczów, chorych, miejscowych mieszkańców. Jeden czas przemija, zastąpiony bez reszty przez drugi.
Pocałunki mogły być wynikiem nastroju, sympatii, szczególniejszej przyjaźni. Tym nie wystawia się moralnego kwitu. Choć to prawda, nie szafuje się też nimi na prawo i lewo...
Ty jeszcze nie pojmujesz, jak czasem jest trudno, nie wiadomo, na jakiej drodze szukać wyjścia... Ostatnio myślę, że w ogóle szukać nie trzeba. Niech się wszystko rozwija, jak samo chce. Lepiej o niczym nie myśleć...
Las, to ci ludzie, z którymi tu żyjesz. Leśniczowie, nadleśnictwo, robotnicy z leśnych, zagubionych osad, jak twoja Zimna Woda, to dopiero tworzy całość, od niej zależy, czy wszystko będzie grało w rejonie. Ty, Pawle, chciałeś bez ludzi, sam. I dlatego przegrywasz.