cytaty z książek autora "Roderick Gordon"
Przeszłość zawsze wydawała mu się miejscem o wiele ciekawszym i milszym od ponurej teraźniejszości.
-Gdyby ta biedna kobieta wiedziała, co się teraz dzieje w jej domu...
-Tak, mogłaby się trochę wkurzyć, że dwie bomby atomowe zasłaniają jej telewizor.
-Więc do czego może być ten przewód? - spytał Chester.
-Na pewno nie do lampy na zewnątrz.
-Skąd wiesz?
-Bo nie mamy na zewnątrz żadnej lampy.
I choć paradoksalnie gniew nas niszczy, to zarazem nas określa, sprawia ,że jesteśmy tym czym jesteśmy
Na wierzchu naszej skóry znajduje się martwa warstwa. To niesamowita rzecz. Górna warstwa skóry obumiera i złuszcza się, chroniąc nas w ten sposób przed infekcjami. Bakterie albo zarazki osiadają na nas, ale nie mogą zatrzymać się na dłużej(...). Teraz część ciebie obumiera, jak stary naskórek. To może trochę potrwać, ale w końcu umrze, by cię uratować. Nastepnym razem będziesz twardszy i wytrzymalszy.
Chester stał jeszcze chwilę w bezruchu, wreszcie wzruszył ramionami i sięgnął po kilof.
- Oszalał. Ja też musiałem oszaleć. Co ja tutaj właściwie robię? - mamrotał pod nosem. - Mógłbym teraz siedzieć w domu... grać sobie na konsoli... byłoby mi ciepło i sucho... - Spojrzał na swe ubłocone i przemoczone ubranie. - Po prostu oszalałem - powtórzył i ruszył w głąb korytarza.
Odliczał każdą sekundę, jaka mu została, próbował je zatrzymać i umierał po kawałeczku, kiedy jedna po drugiej odchodziły w przeszłość.
-Chcę... tego... człowieka... Chcę w nim złożyć swoje dzieci.
-Trudno odrzucić taką propozycję.
-To nie jest pułapka. Inaczej nie stałbym tutaj i nie rozmawiał z tobą- powiedział Eddie, po czym opuścił ręce. - A muszę z tobą porozmawiać. To ważniejsze niż wszystkie urazy, jakie możemy do siebie żywić."
- Czasami wydaje mi się, że przez całe życie pakowałem się w różne ciemne miejsca, do których wcale nie chciałem wchodzić - powiedział były renegat ze znużeniem. - Nie ma chyba powodu, żeby teraz się to zmieniło.
-Nie jest sobą - stwierdził cicho były renegat, marszcząc z niepokojem czoło.
-A kto z nas jest? - odparował Will.
-Wpadnę kiedy indziej-powiedziała głośno i zamknęła za sobą drzwi.Wsunęła dłoń pod kurtkę,wyjęła stamtąd buteleczkę perfum i postawiła ją na progu.-To dla ciebie,mamo-wyszeptała i odeszła.
,,Will widział wyraźnie jakąś ciemną postać przemykającą pod drzewem. Wciągnął głośno powietrze, gdy na obrazie z innej kamery pojawił się mężczyzna stojący na tle głównej bramy posiadłości.
-Spójrzcie na broń - powiedział, ponieważ natychmiast rozpoznał karabin z długą lufą i wielkim noktowizorem, używany przez Graniczków - To oni!
- O kurde - szepnął Chester. - To naprawdę oni !
- NO tak, na pewno nie jest o ksiądz dobrodziej, który wybrał się do nas z wizytą duszpasterską. Tam jest jeszcze jedna grupa - zauważył Parry.
Obie to czujemy. Czujemy pustkę rozstania, jakby w naszym życiu nagle kogoś zabrakło.
- Nad emocjami panujemy na różne sposoby. Albo raczej próbujemy panować- odparł Eddie. - I paradoksalnie, choć gniew nas niszczy, to zarazem nas określa: sprawia, że jesteśmy tym, kim jesteśmy.
Problem polegał na tym, że kiedy się budził, już po kilku sekundach przypominał sobie, co robi w tym miejscu. Wtedy wracały do niego straszliwe wspomnienia, a razem z nimi - ból. Chester nie mógł już tego znieść, czuł się tak, jakby coś wyjadało go od środka, a zostawiało tylko żal, poczucie straty i otępiający paraliż.
-Tak tu spokojnie, prawda?- westchnął Will.
-Tak- odparł Chester.- Bardzo...eee.. cicho.
-Nie tylko cicho, lecz także ciepło i przytulnie. I ten zapach... Można by powiedzieć, że poprawia człowiekowi humor, uspokaja, co nie? Tata mówi, że stąd pochodzimy- wiesz, jaskiniowcy i tak dalej- no i że wszyscy tu kiedyś trafimy, to znaczy do ziemi. Pewnie dlatego czujemy się tutaj tak swobodnie, jak u siebie w domu.
- Moja mama uważa, że ludzie nie powinni mieć przed sobą tajemnic. Mówi, że tajemnice mają to do siebie, że wcześniej czy później wychodzą na jaw i przysparzają tylko kłopotów. Mówi, że tajemnica jest tym samym co kłamstwo.
Drzwi zamknęły się z sykiem, a kobieta została na pustym przystanku. Mimo siekącego deszczu i przenikliwego wiatru tkwiła przez chwilę w bezruchu, odprowadzając wzrokiem autobus, który powoli oddalał się krętą drogą w dół wzgórza.
Kiedy człowiek dociera do punktu, w którym to jego ciało jest krańcowo wyczerpane, a znużone mięśnie i ścięgna odmawiają posłuszeństwa, jedyne, co mu pozostaje, to siła charakteru, wola i upór.
Jaskinia wypełniła się gryzącym zapachem siarki. Potem, kiedy ryk lokomotywy osiągnął apogeum, z otworu niczym z czarnego gejzeru wystrzelił słup dymu i sadzy.
Był załamany. Czuł się tak, jakby ktoś wbił mu w plecy nóż i obracał nim powoli.
Był tam. Dom z ciemnymi oknami, a na trawniku przed wejściem tabliczka z adresem i numerem telefonu biura nieruchomości.
Jednak ból wywołany kacem był niczym w porównaniu z wypełniającą go pustką- pustką, która teraz była jego życiem.
- Nie znalazłem jeszcze żadnych skamieniałości... czegoś naprawdę starego... ale nigdy nie wiadomo, co kryje się pół metra dalej - powiedział, zerkając tęsknie w stronę tuneli. - Właśnie to jest w tym najlepsze.
Nieznajomy miał dziwnie pociągłą twarz z wydatnym czołem, rzadkie białe włosy i jasnoniebieskie oczy, ledwie widoczne na tle bladej, niemal przezroczystej skóry. Jednak tym, co zaintrygowało doktora najbardziej, był dziwny zapach unoszący się wokół mężczyzny. Zapach stęchlizny, kojarzący się z walizkami pełnymi starych, zapleśniałych ubrań podrzucanych nocą przez nieznanych darczyńców na schody muzeum.
- Zawsze wyobrażałem sobie, że można kopać w tym swoim kawałku ziemi, coraz głębiej i głębiej, setki, tysiące mil, zamiast siedzieć na samej górze, na powierzchni ziemi - tłumaczył Will rozmarzonym głosem.
- Rozumiem - ucieszył się Chester. - Gdybyś tak kopał, miałbyś własny wieżowiec, tyle że skierowany w dół, a nie w górę. Jak włos wrośnięty w ciało.
Wypływająca z kuli poświata, jaką widział w głównej sali, zmieniła się teraz w intensywnie jasnozielone światło. Mógłby przysiąc, że to światło z każdą chwilą nabierało mocy, a płyn uwięziony w kuli wirował coraz szybciej.