cytaty z książki "Gulasz z turula"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Czas należy przeżyć, a nie oszczędzić, bo w pewnym momencie okaże się, że wszystkie te czasowe oszczędności i tak zjadła egzystencjalna inflacja.
Węgrzy cierpią na chroniczne poczucie wyjątkowości. Nie należąc ani do Słowiańszczyzny, ani do Bałkanów, ani do kultury germańskiej, nie mogą odwołać się do żadnej wspólnoty prócz tej z Węgrami żyjącymi w sąsiednich krajach. Najbliżsi krewni, Finowie i Estończycy, są zbyt daleko. Należą do innej kultury - chłodnej Północy, polarnych zim, ekonomicznego dobrobytu. Ostatnie wspólne spotkanie miało miejsce grubo ponad kilka tysięcy lat temu, dziś nie udałoby się już znaleźć wspólnych tematów do rozmowy. Już nie ten sam język, nie ci sami bogowie, została tylko wspólna namiętność do samobójstw i nadużywania alkoholu. I jeszcze węgierski dowcip o tym, że kiedy kilka tysięcy lat temu ugrofińscy nomadowie szli na Zachód, w pewnym momencie zobaczyli drogowskaz: "Mądrzy na południe, głupi na północ" i wtedy Węgrzy skręcili na południe, a Finowie na północ.
Węgrom i Polakom w kluczowych momentach historii brakowało antychrystów, którzy by ich uratowali.
Historia węgierskiej kultury to historia samobójstwa. Odbieranie sobie życia jest nieodłącznym składnikiem, a właściwie konsekwencją węgierskiej nostalgii; nie da się wytrzymać tęsknoty nie wiadomo za czym - zamienia się ona w bezdenną depresję, prowadzącą do pozbawienia się życia.
Ciężar tradycji ma równoważyć monstrualny ciężar walącej nam się na głowę kultury masowej. Tymczasem oba ciągną nas w dół.
Ilona zakochuje się w pianiście, László zgadza się na trójkąt, szanując nowe zaangażowanie uczuciowe kobiety swego życia. Ten mężczyzna, który w imię miłości przystaje na bycie oficjalnym rogaczem, wcale nie jest żałosny, ale wzniosły.
Trudno w pewnym momencie odróżnić - co w sumie nie jest zaskakujące - czy właśnie oglądamy wystawę rzeźby socjalistycznej, czy nazistowskiej: w obu przypadkach ta sama neoklasycystyczno-homoseksualna estetyka. To samo marzenie o silnym, pięknie zbudowanym mężczyźnie, który własnie zdjął świetnie skrojony mundur esesmana lub zrzucił utytłany smarami kombinezon traktorzysty. Tylko gwiazdy albo swastyki na makietach budynków podpowiadają, czy to prezentacja wielkich projektów architektonicznych Alberta Speera, czy jakiegoś radzieckiego akademika.
Balaton najpiękniejszy jest w listopadzie, bo wtedy prawie go nie widać.
Demontować można tylko pomniki dyktatorów, nieprawdziwych bohaterów, prawdziwych , ale niesłusznych, słusznych, ale nieaktualnych. Mit zaś jest niedemontowalny. Jego korzenie sięgają zbyt głęboko.
Życie religijne Węgier jest niezwykle bogate, ale tylko w Magyar Televizio i w telewizji Duna.
Smutek Węgrów bierze się w wielkiej mierze z kuchni. Należałoby przeprowadzić fundamentalne badania dietetyczno-psychologiczne na temat węgierskiego sposobu odżywiania na narodowe i egzystencjalne nastroje.
Pomniki pierwszej wojny są uhonorowaniem najbardziej brzemiennej w mentalne skutki przegranej. Zazwyczaj są to płaskorzeźby w stylu grottgerowskim: grupa honwedów, z których jeden trzyma sztandar, drugi trąbi, trzeci pada, czwarty już leży, piąty podkręca wąsa, szósty wznosi wzrok ku niebu, a dopiero siódmy usiłuje strzelać.
Turul obsrany przez gołębie - oto prawdziwa węgierska tragedia.
Lista węgierskich zwycięstw jest krótka, łatwiej więc o niej zapomnieć. Jak może szlachetnie cierpieć kraj, któremu zdarzało się wygrywać? Ale kto zabroni użalać się nad sobą krajowi, który zawsze przegrywał? Pamięć o tym, że zawsze się przegrywało, pomaga zapomnieć, że nie zawsze było się ofiarą, ale czasami też katem. Lista węgierskich klęsk łagodzi listę węgierskich przestępstw.
Turul, dziwne skrzyżowanie orła z gęsią, jest połączoną personifikacją węgierskich marzeń i kompleksów.
Czas należy przeżyć, a nie oszczędzać, bo w pewnym momencie okaże się, że wszystkie te czasowe oszczędności i tak zjadła egzystencjalna inflacja.
Nostalgia jest fundamentem, na którym buduje się węgierska tożsamość. Nostalgia za czasami wielkości, choć zbyt często była to wielkość iluzoryczna. Trudno jednak na nieuleczalnym smutku za stratą zbudować tożsamość inną niż nieszczęśliwa. Węgrzy zawsze będą więc nieszczęśliwi.
(...) jak można wytłumaczyć coś idiotom, którzy nawet nie znają węgierskiego?
Moja babcia nazywała się Varga. Jak się nazywał mój dziadek, nie wiem. Mój dziadek bowiem nie istniał. To się zdarza wielu mężczyznom, szczególnie gdy są czyimiś ojcami.
O rodzinnych tajemnicach zawsze dowiadujemy się zbyt późno.
Na węgierskie wsi, choćby najbardziej zapadłej, muszą być dwa kościoły - katolicki i protestancki. Są tak niezmiennym elementem węgierskiego krajobrazu, jak wieże ciśnień, ale te drugie przynajmniej działają, tymczasem kościoły stoją bezużyteczne.
Nie ma bowiem innych czasów niż dawne, które były lepsze, choć nikt nie potrafi powiedzieć sensownie, czym się ta lepszość objawiała.
Podobno w dawnej Rzeczpospolitej szlacheckiej karczmarze potrafili z najlepszego węgrzyna zrobić najpodlejszego sikacza; ta tradycja widać się przyjęła i do dziś Polak pije węgierskie wino najpodlejszego sortu.
Za tysiąc forintów można tu też kupić pięć precli, wielkich, miękkich, nakrapianych pieczonym serem. lub trzy piwa. Albo inne koszulki - ze słynnym cytatem z premiera Gyurcsányego: "Spierdoliliśmy wszystko, nie trochę, ale bardzo". Tak pan premier podsumował działalność swego rządu.
(...)
Ci zaś, którzy w poważniejszy sposób chcą zamanifestować swą postawę moralną i awersję do kłamstw premiera, wybierają pomarańczowe T-shirty z napisem: "Nie kłamię ani rano, ani wieczorem, ani w nocy". Bo premier powiedział: "Kłamaliśmy w dzień, wieczorem i w nocy". W tym momencie mówił prawdę.
Jedzenie na Węgrzech ma w sobie nie tylko smutek i melancholię, jest straceńcze - być może nigdzie nie podaje się większych porcji, nawet w Ameryce, kraju, w którym podobno wszystko jest największe, choć zapewne nie porcje i nie melancholia.
Samobójstwo jest największym sukcesem eksportowym węgierskiej kultury.
Jest w wielu filmach jakaś dziwna potrzeba estetyzacji Holokaustu. (...) Jeśli dzisiejszy widz oczekuje głosu kina we sprawach traum wojennych, to żąda ładnego opakowania. Nie chce się przemęczać okropnościami. Okropności są zarezerwowane dla horrorów o masakrowaniu piłą przez psychopatę - wtedy wiadomo, że to wszystko na niby.
(...) trzeba zrezygnować z marzeń o lepszym losie, bo losu nie można zmienić. Dlatego właśnie jest losem, a nie pomysłem, jak spędzić wieczór, bo ten zawsze można zmienić.