cytaty z książek autora "Herman Melville"
Do kata, warto się na świat narodzić, choćby tylko po to, żeby zaraz iść spać.
(...)nie masz bowiem na tej ziemi szaleństwa bestii, którego by nie przewyższył nieskończenie obłęd człowieka.
Najcudowniejszymi są zawsze te rzeczy, których nazwać nie sposób.
Namiętność, i to namiętność najwyższa, nie wymaga pałacowego tła do odegrania swej roli. Głębokie namiętności rozgrywają się na nizinach, pośród żebraków".
Lepiej spać z trzeźwym kanibalem niż z pijanym chrześcijaninem.
(...) najpewniejszą i najpotężniejszą odwagą jest ta, która wynika z właściwej oceny napotkanego niebezpieczeństwa, ale też, że człowiek całkowicie pozbawiony lęku jest towarzyszem znacznie niebezpieczniejszym od tchórza.
Na tym świecie, najmilsi, Grzech, któren płaci za drogę, może podróżować swobodnie i bez paszportu, ale Cnotę, jeśli jest uboga, na każdej zatrzymają granicy.
(...) baranie łby nigdy nie powinny szukać logicznych przesłanek.
Ale zdarza się czasem, że kiedy człowiek podejrzewa coś niedobrego, to skoro już się zaplątał w daną sprawę, bezwiednie usiłuje ukryć swoje podejrzenie nawet przed samym sobą.
Starość jest zawsze bezsenna, jakby dlatego, że im dłużej człowiek związany jest z życiem, tym mniej chce mieć do czynienia ze wszystkim, co przypomina śmierć.
Najłatwiejsza to w świecie rzecz, nadawać sobie pozory posiadania wielkiej tajemnicy.
Mimo że w wielu ze swych postaci ten widzialny świat zdaje się być stworzony w miłości, jednakże strefy niewidzialne poczęte zostały w lęku.
Czyż to nie osobliwe, że tak potężna istota jak wieloryb ogląda świat przez oko tak maleńkie i słyszy huk grzmotu uchem mniejszym od ucha zająca? Ale gdyby oczy jego były tak ogromne jak soczewka wielkiego teleskopu Herschla, a uszy przestronne jak portyki katedr, czyż wydłużyłoby to jego wzrok lub wyostrzyło słuch? Bynajmniej. Po cóż więc usiłujecie „rozszerzać" swój umysł? Wysubtelniajcie go.
Istnieje mądrość, która jest nieszczęściem, ale istnieje też nieszczęście, które jest obłędem.
I za to Bogu niech będą dzięki, gdyż wszyscy mają wątpliwości, wielu zaprzecza, ale czy tak, czy owak, tylko nieliczni miewają przeczucia.
Ale może na to, żeby się stać prawdziwymi filozofami, my, zwykli śmiertelnicy, nie powinniśmy być świadomi, że do tego dążym, czy że tak żyjemy.
Zdaje mi się, że ciało moje to jedynie osad lepszej części mojej istoty. Toteż niech ciało moje zabiera, kto zechce, niech je zabiera, powtarzam; ono mną nie jest.
Sucha gorączka na moim czole? O, był czas, kiedy wschód słońca szlachetnie mnie pobudzał, a zachód koił. Już teraz tak nie jest. To cudne światło mnie nie oświeca. Wszelkie piękno staje mi się udręką, skoro nigdy nie potrafię nim się cieszyć. Obdarzony wysokim rozeznaniem, pozbawiony jestem niskiej mocy radości. Jam przeklęty, najprzewrotniej i najzłośliwiej — przeklęty wpośród raju!
Najłatwiejsza to w świecie rzecz, nadawać sobie pozory posiadania wielkiej tajemnicy.
Prócz tego uważał, być może, iż w tym wielorybniczym rzemiośle odwaga jest jednym z głównych artykułów składających się na wyposażenie okrętu, podobnie jak chleb i wołowina, i że nie należy jej trwonić lekkomyślnie.
Tak, wszystkim to wiadomo, że medytacja i woda poślubione są sobie na zawsze.
Ale tak samo przecie pośród huraganowego Atlantyku mojego jestestwa, zawsze w środku raduję się niemym spokojem i podczas gdy ważkie planety nie ustającej zgryzoty obracają się wokoło mnie, gdzieś głęboko, gdzieś daleko w głębi lądu nadal się pławię w wieczystej słodyczy radości.
Miał w czubie ten statek niby student, co brzuch ma pusty, ale za to całego Arystotelesa w głowie.
Trudno więc było wątpić, że od czasu owego tak fatalnego spotkania Ahab żywił dziką żądzę zemsty nad wielorybem, tym zacieklejszą, że z właściwą sobie obłędną chorobliwością utożsamił na koniec ze swym wrogiem nie tylko całą swoją cielesną niedolę, ale też wszystkie umysłowe i duchowe rozpacze. Biały wieloryb płynął przed nim jak myśl prześladowcza będąca wcieleniem wszystkich owych złych mocy, które zżerają niektórych ludzi głębokich, dopóki nie pozostawią ich przy życiu z połową płuc i serca. Owej nieuchwytnej, złej siły, która istniała od początku, o której nawet nowocześni chrześcijanie mniemają, iż panowaniem swoim obejmuje pół świata, której pod postacią posągu szatana starodawni ofici Wschodu cześć oddawali — siły tej Ahab nie czcił na klęczkach jak oni, ale przenosząc w szale jej ideę na znienawidzonego białego wieloryba, miotał się na nią, okaleczony. Wszystko, co najbardziej dręczy i doprowadza do szaleństwa, wszystko, co wstrząsa posadami rzeczy, wszelka prawda z utajonym w niej złem, wszystko, od czego pękają muskuły i drętwieje mózg, wszelkie przewrotne demonizmy żywota i myśli, wszystko zło — były dla opętanego Ahaba widomie uosobione i dostępne dla jego ciosu w Moby Dicku. Na garbie białego wieloryba spiętrzył sumę wszystkiej powszechnej złości i nienawiści odczuwanej przez rodzaj ludzki od czasów Adama, a potem, jak gdyby własna jego pierś była kartaczownicą, rzucił we wroga pocisk swego gorejącego serca.
A przecież jakieś znaczenie musi się kryć we wszystkich rzeczach, gdyż inaczej wszystkie one byłyby mało warte, zaś cały ten krągły świat – jedynie pustą cyfrą, chyba żeby go sprzedawać na wzory dla zasypania bagien na Mlecznej Drodze, podobnie jak się sprzedaje wzgórza w pobliżu Bostonu".
Zasiądź po sułtańsku pośród księżyców Saturna i spójrz z wysoka na pojedynczego, abstrakcyjnego człowieka, a wyda ci się cudem, wielkością i niedolą. Ale spójrz z tego samego miejsca na rodzaj ludzki w całości, a w swej większości wyda ci się on tłumem zbędnych duplikatów, zarówno współczesnych jak i dziedzicznych.
Do któregoż spisu żywych zaliczeni są zmarli rodzaju ludzkiego; czemu to powszechnie znane przysłowie powiada o nich, że nic nie mówią, choć znają więcej tajemnic niż piasku Goodwinu ; jak się to dzieje, że do imienia kogoś, kto wczoraj odszedł na tamten świat, dodajemy tak znaczące i pełne niewiary słowo, a jednak nie obdarzamy go podobnym tytułem, jeśli wyrusza w podróż do najodleglejszych Indii tej ziemi żywych; czemu towarzystwa ubezpieczeń wypłacają stawki od śmierci nieśmiertelnych; w jakim to wieczystym, niezakłóconym odrętwieniu, w jakim śmiertelnym, beznadziejnym bezwładzie spoczywa dotąd pradawny Adam, który pomarł okrągłe sześćdziesiąt stuleci temu; jak się to dzieje, że ciągle nie chcemy się utulić po stracie tych, o których przecie utrzymujemy, iż zaznają niewypowiedzianej szczęśliwości; dlaczego wszyscy żyjący takie czynią wysiłki, by stłumić, głosy zmarłych; czemuż jedna pogłoska o tym, że coś zakołatało w jakimś grobowcu, pogrąża w przerażeniu całe miasto? Wszystkie te sprawy nie są pozbawione głębszego znaczenia. Ale wiara, jak szakal, żeruje pośród grobów i nawet z tych śmiertelnych wątpliwości czerpie najżywotniejszą nadzieję.