DNA. Historia rewolucji genetycznej James Watson 8,9
ocenił(a) na 105 lata temu Jednym z podstawowych problemem współczesnych nauk przyrodniczych jest ich odbiór społeczny. Stąd nie bez powodu, w podsumowaniu opiniowanej książki, autorzy przywołują pokutujący do dziś mit Frankensteina i jego laboratoryjnych knowań badawczych prowadzących jakoby do wynaturzeń i moralnie niejednoznacznych ingerencji w tajemnicę życia. Współodkrywca struktury DNA postanowił pokazać, że wiedza pomaga wyzwolić się ze zbiorowych uprzedzeń, które odbierają nam czasem szansę na lepsze i bardziej godne życie, chociażby dzięki niebywałemu rozwojowi genetyki.
"DNA. Historia rewolucji genetycznej" to istotne rozszerzenie treści książki "DNA. Tajemnica życia" (CiS 2003). Doszedł trzeci współautor, kilka kluczowych rozdziałów i jednocześnie stan badan genetycznych został doprowadzony do 2017 roku. Wciąż jednak główny przekaz do czytelników kieruje bezpośrednio dziewięćdziesięcioletni noblista James D. Watson.
Jednym zdaniem - książka fenomenalna na każdym poziomie. Właściwie trudno jest mi zrozumieć sytuację, że tak mało się o takich publikacjach mówi, dyskutuje. Niezawinione cierpienie wywołane mutacjami, które można ograniczać pośrednio poprzez promocję badań, czyli pomagając chociażby w przebijaniu się do świadomości społecznej książek o fundamentalnym znaczeniu dla zrozumienia nas samych, jest obowiązkiem każdego. We wspomnianym posłowiu, autorzy piszą tak (str. 472):
"Nawet jednak ci, którzy rozumieją, że chęć polepszenia losu bliźnich jest częścią ludzkiej natury, nie mogą się porozumieć co do tego, jak robić to najlepiej. To odwieczny temat społecznej i politycznej debaty. Przeważa ortodoksyjny pogląd, że najlepsza pomoc wiąże się ze zwróceniem uwagi na wychowanie. Niedożywione, niekochane i niewykształcone istoty ludzkie są gorzej przystosowane, by wieść godne życie. Ale jak wiemy, wychowanie, choć tak ważne, ma swoje ograniczenia, które najbardziej dramatycznie ujawniają się w przypadkach poważnych wad genetycznych. Choćby nie wiem jak dobrze żywieni i kształceni, chłopcy z łamliwym chromosomem X nigdy nie będą w stanie sami o siebie zadbać, a żadne dodatkowe zajęcia nie zapewnią wolniej kojarzącym uczniom najwyższych ocen."
"DNA" jest książką popularną, której absolutnie nie przeszkadza to w trzymaniu się wysokich standardów merytorycznych. Autorzy w pasjonujący sposób wciągają czytelnika w świat biologii molekularnej, zaczynając od historycznego wprowadzenia. Opisują koncepcje dziedziczenia - te mniej lub bardziej poprawne próby formułowane do połowy XX wieku. Kolejne rozdziały opowiadają o czysto naukowym rozwoju wiedzy genetycznej (jak powstają białka, czym są mutacje, jak ustala się sekwencje zasad,...),o powstaniu biotechnologii i komercyjnych rozwiązaniach implementacji wiedzy, oraz o projekcie poznania ludzkiego genomu. Druga część stanowi pasjonujący opis konsekwencji rewolucji molekularnej. Są uwarunkowania prawne i zmiany w sądownictwie, gdzie dopuszczono dowody uzyskane dzięki genetyce, jest rozdział o paleoantropologii i dywagacje o różnorodności wewnątrzgatunkowej, czy dyskusja nad żywnością modyfikowaną genetycznie i kontrowersje wokół problemu 'geny a wychowanie'.
Jednak istotą przekazu dla czytelnika, jest nadrzędna narracja unosząca się nad każdą stroną książki - walka z niedoskonałością organizmów. Nowotwory, mukowiscydoza, trisomia 21, choroba Alzheimera, zespół Crohna, Duchenne'a, Huntingtona czy Taya-Sachsa. Poznajemy dziesiątki badaczy, którzy poszukują przyczyn różnych schorzeń. Niepowodzenia ich nie zrażają, budują w nich co najwyżej pokorę wobec tego, co jeszcze nieznane. Napędza ich czysta chęć zrozumienia i doniesienia o sukcesach klinicznych. Chyba w każdym musi wzbudzić radość opis emocji chłopca, który cierpiąc od urodzenia na ślepotę, w kilka dni po terapii zaczął widzieć. Wystarczyła tylko wiedza odpowiednio wykorzystana, którą w tym przypadku zreferowano tak (str. 396):
"Corey cierpiał na rzadkie recesywnie dziedziczone zaburzenie znane jako wrodzona ślepota Lebera, którego przyczyną jest defekt genu RPE65, produkującego białko siatkówki zaangażowane w proces wykrywania światła. Podczas operacji gen został dostarczony przez iniekcję, a jako wektor posłużył wirus AAV."
Serce rośnie, gdy się coś takiego czyta.
Dydaktycznie książka jest zrównoważonym źródłem wiedzy o genetyce, bez zbędnego natłoku detali technicznych. Autorzy skupili się na opisie motywacji konkretnych planów badawczych, na uzmysłowieniu stopnia komplikacji i przybliżeniu mrówczej pracy, której wymaga postęp, chociażby w ustalaniu przyczyn kilku-chromosomalnych schorzeń. To z reguły poszukiwanie igły w stogu siana. Zreferowane techniki co rusz pokazują ludzką pomysłowość. Poznajemy bezcenne dla genetyki populacje, w których pula genowa jest istotnie ograniczona w wyniku uwarunkowań geograficzno-kulturowych (Mormoni, mieszkańcy Islandii, Żydzi czy Amisze). Z przyjemnością wyczytywałem smaczki w stylu 'miękkiego lamarckizmu', bo okazuje się, że konsekwencje epigenetyczne modyfikacji doświadczeń rodziców mogą być przekazane potomstwu (str. 422). Z dyskutowanych od lat kontrowersji 'biologia a psychologia' zapamiętałem ciekawe ustalenie, że czasem zaburzona genetycznie produkcja enzymu monoaminooksydazy koreluje się z zachowaniami przemocowymi (str. 432).
Autorzy nie unikają trudnych pytań. Mają wątpliwości wobec, rokującej na przyszłość ale i niebezpiecznej, terapii genowej linii zarodkowej. Pytają o sens patentowania odkryć kolejnych genów, o stopień jawności personalnego genomu i ubezpieczenia na życie z taką molekularną wiedzą o sobie. Pytają o pacjentów 'pod ścianą', którym z dnia na dzień podniesiono cenę 1000x za ratujący ich życie lek na toksoplazmozę, czy o rolnicze monokultury z GMO. Czytelnik prowadzony jest w istotne detale, które opatrzono odpowiednim komentarzem. Watson nie szczędzi ciekawej kuchni prac nad poznaniem genomu ludzkiego (był szefem projektu),czy relacji z przepychanek biznesowych miedzy firmami biotechnologicznych. Jego doświadczenie jest bezcenne, bo podane z pierwszej ręki. Nie ukrywa się ze swoim światopoglądem i apelem o jawność prac genetycznych czy o odwagę badaczy. Słynne moratorium na pewne technik prowadzące ostatecznie do ingerencji w genom człowieka, uzgodnione w Asilomar w 1975 roku, było według niego zbyt zachowawczą deklaracją, która ważne procesy niepotrzebnie opóźniła.
Książka wydana na bardzo dobrym papierze stanowi również przyjemność wizualną. Na większości stron dostajemy ilustracje - grafiki procesów, zdjęcia badaczy, czy przełomowe źródłowe materiały. Wszystkie wciągają i zachęcają do pełniejszego odbioru treści; dopowiadają, a czasem stanowią wręcz komentarz do ważnych wydarzeń z historii rozwoju genetyki szeroko rozumianej (jest protestujący latami rodzic, którego syna dzięki dowodom genetycznym skazano za przestępstwo, szczęśliwa dzięki diagnostyce preimplantacyjnej rodzina, Łysenko w pseudonaukowej zadumie na polu kukurydzy, zjazd bliźniąt jednojajowych, odręczny portret Watsona wykonany przez dziewczynkę - jedną z pierwszych pacjentek terapii genowej, poznajemy kobietę oddaną sprawie poznania potwornej choroby, która tuli dziecko z zespołem Huntingtona, szczęśliwy zespół badaczy zastawiony dziesiątkami tysięcy stron wydrukowanego zsekwencjonowanego ludzkiego genomu, są uliczne protesty przeciw GMO czy wreszcie pasja wielu naukowców podczas pracy).
Zanim zaprotestujemy jednostronnie przeciwko Monsanto (o którego finansowej zachłanności autorzy piszą szeroko, co jednak nie przekreśla zysków społecznych),przeciwko ingerencji w naturę, przeciwko prawu do godnego życia ludzi, których jedyną nadzieją jest postęp w terapii genowej, przestrzegając przed jakoby kolejnymi eugenicznymi eksperymentami, mamy obowiązek zrozumieć zdobytą wiedzę o nas samych, którą rozpoczął przełom w 1953. "DNA. Historia rewolucji genetycznej" pomaga zbudować zobiektywizowane fundamenty o stopniu zdeterminowania nas przez ciąg kilku miliardów symboli ...TGCA...
Gorąco zachęcam do lektury.