cytaty z książek autora "Natalia Sobocińska"
Czym była słabość?
Czy słabością była zgoda na skazanie wielu ludzi na nieszczęście? Podjęcie decyzji, która raniła serce z każdą sekundą po dokonaniu wyboru? Świadomość, że straciło się cały świat zaledwie jednym swoim słowem, jedną myślą, jednym czynem?
Patrzył na mnie wzrokiem, którego nie mogłam znieść – było w nim wszystko. Jednym spojrzeniem omiótł moje całe ciało i lekko się skrzywił. Tak, skrzywił się. Nie byłam tą dziewczyną, którą znał i którą uwielbiał oglądać.
- Wiesz, jak powstał świat? - zapytałam bez zastanowienia,
dezorientując tym Włocha. - Nastąpił Wielki Wybuch. Chyba
przyszedł czas, aby stworzyć nowy świat i złamać przy tym
wszystkie zasady.
Wygrywanie z nim było za proste, choć przyjemne. Znajdował się tak blisko, że niemal czułam nierówne bicie jego serca.
- Nigdy nie zostawisz mnie w spokoju? - rzuciłam zaczepnie, ani na sekundę nie odrywając wzroku od jego oczu, w których powoli zaczynałam tonąć.
- Nie chcesz tego - mruknął, po czym przyciągnął mnie bliżej do siebie.
Matteo posłał mi jeden ze swoich popisowych uśmiechów, nie spuszczając ze mnie oczu, które ponownie przybrały odcień ciepłego oceanu.
- Grę bez zasad czas zacząć.
Wyłączyłam się z ich rozmowy i zostałam sama ze swoimi myślami. On był inny. Za każdym razem poznawałam jego nową cząstkę, która diametralnie różniła się od pozostałych.
Pod maską obojętności starała się ukryć cały ból, który ją wypełniał. Wrednym zachowaniem odrzucała od siebie wszystkich, bojąc się zranienia.
A więc byliśmy niebezpieczni dla siebie nawzajem.
-Zagrajmy - powtórzył, nie spuszczając ze mnie wzroku.
-W chowanego? To się schowaj, ale ja nie będę cię szukać - uśmiechnęłam się, po czym otworzyłam skrzydło szafy, aby wyciągnąć z niej ubrania.
Po raz pierwszy miałam możliwość obserwowania go, gdy śpi. Blask księżyca wpadający przez okno oświetlał jego twarz, przez co blizna na skroni była prawie niewidoczna. Zawsze ułożone włosy były teraz rozczochrane i żyły własnym życiem. Oddychał spokojnie, jego klatka piersiowa poruszała się powoli to w górę, to w dół. Wyglądał inaczej niż zwykle, tak bezbronnie, jak mały, przestraszony chłopiec, który się pogubił.
Tego wieczoru każde z nas poznało inną stronę drugiej osoby. Zdjęliśmy maski, pokazując swoje prawdziwe oblicza. Skończyliśmy udawać.
-To, co dzisiaj zrobiłaś...
-Było właściwe.
-Było gorące.
-Kim jest Ethan?
-Był moim bratem
-Ale?
-Ale już nim nie jest.
-Amy nie wiedziałam że masz chłopaka
-Ja też nie
-I nie będziesz miała. Na pewno nie tutaj
-Zachowujesz się jak ojciec!
-Wystarczy jeden mój krzyk, by Aylyn znalazła się w pomieszczeniu i usłyszała, w co pogrywacie. Jeden telefon, by Amy o wszystkim się dowiedziała. Jeden ruch, by sprezentować wam piekło. Więc co masz mi do powiedzenia w tej sprawie?
-Nie przedstawisz nas, Matteo?
-Jest moją. Nie musisz jej znać.
-Aylyn zostaje na noc u Zacka. Godzą się.Chyba wiesz co to znaczy, hmmm?Mamy całą noc dla siebie.I nie mam gdzie tej nocy spać,mój pokój jest niedostępny, chyba nie zostawisz mnie na pastwę losu.
-No to masz problem.
-Śmiejesz mi się prosto w twarz? Bezczelna.
-Lewis
-Tyle czasu, Cortez.
-Wybacz, ale jestem zajęty
-Ona nigdzie z tobą nie pójdzie
-To się zdziwisz- mruknęłam
-Szczęśliwi pijani głosu nie mają. -Czym się przyjmujesz, Cortez? Jesteś przecież taki sam.
-Możesz pieprzyć się z kim chcesz, nic mnie to nie obchodzi. Możesz ze wszystkimi, tylko nie z nim, Morgan...
Kim my dla siebie byliśmy? Kim jesteśmy dla siebie teraz? Jakie nowe zasady panują w naszej relacji?
Po raz kolejny wybraliśmy zły kierunek.
Jak to się mówi: istnieje głupota w działaniu i mądrość w słowach. Zdecydowanie byliśmy mistrzami pierwszej części tego stwierdzenia.
Była moim cholernym Słońcem za dnia i Księżycem w nocy. Dawała światło, którego potrzebowałem do życia. Była jak Gwiazda Polarna, która wskazywała mi właściwą drogę, A gdy jej przy mnie ponownie zabrakło, zapadła całkowita ciemność.
Poznajcie historię pięknego serca, które poranione krwawiło w ciszy. Ona krwawiła przez ludzi, dlatego ludzi krwawili przez nią. Ranili ją, więc zaczęła ranić ich.
Cała Chloe.
Pierwsza myśl? Niemożliwe.
Druga? Co jest z nią nie tak?
Trzecia? Brzmi jak wyzwanie.
Cholerne wyzwanie, które uwielbiałem.
-Czy ty właśnie mnie obraziłas?
-Ależ skąd! Przypominam ci tylko twój znak zodiaku... Baranie.
-Nie mogę umrzeć. Trzeba przedłużyć gatunek, moje geny nie mogą się zmarnować, bogowie nie umierają.