To mógł być ważny głos w dyskusji o prawie do aborcji. Autorka, feministka przyznała, że książka ta powstała również w związku z sytuacją kobiet w Polsce, którym zabrania się decydowania o swoim ciele i życiu. Niestety główna bohaterka książki - 33latka, mieszkanka Oslo – zrujnowała cały koncept gdyż jej zachowania od początku do końca nie można nazwać ani dojrzałym ani racjonalnym. Każda decyzja jaką podejmuje jest decyzją impulsywną, podejmowaną w wyniku splotu niekoniecznie trafnych decyzji. Bohaterka uwikłana w romans z mężczyzną, który nie traktuje jej zbytnio poważanie, zachodzi w ciążę, nieplanowaną, niechcianą ale pomimo skomplikowanej sytuacji zarówno uczuciowej jak i zawodowej – nie potrafi podjąć żadnej istotnej decyzji związanej z jej dalszym życiem. Bohaterka wielokrotnie powtarza, że odmawia myślenia – tym samym nie pozwala sobie autonomię w podejmowaniu tak ważnych dla jej rozwoju decyzji. Bohaterce na pewno przydałaby się solidna terapia. Jak dla mnie zdecydowanie zabrakło poważniejszego podejścia do tematu. Pióro autorki jest lekkie, ale zdecydowanie za bardzo skupiła się na tym aby było kpiąco-śmiesznie, niż na tym aby przekaz, intencje płynące z tematu odpowiednio wybrzmiały.
Co jest nie tak z tymi norweskimi pisarzami? Po totalnej porażce z Erlendem Loe (Muleum),teraz niewiele lepiej. Bardzo ważny problem dostępności aborcji, ośmieszony neurotycznymi i irracjonalnymi działaniami głównej bohaterki, godnymi upalonej nastolatki na gigancie, a nie trzydziestokilkuletniej kobiety. Uzupełniony kilkoma receptami jak się pozbyć niechcianej ciąży i swego życia przy okazji. Książka wbrew intencjom czyni dużo złego, w żaden sposób nie przyczyniając się do rozwiązania podjętego problemu.