cytaty z książek autora "Michalina Olszańska"
Zresztą co to tak naprawdę oznacza zwyciężyć? Czy chodzi o to, żeby coś komuś odebrać, postawić na swoim? A może jedyne prawdziwe zwycięstwo możemy odnieść nad samym sobą, bo ostatecznie wszystko się zaczyna i kończy w nas.
Kiedy chcę być sama, Ty zawsze przychodzisz
Gdy zaś być z kimś pragnę, odchodzisz bez słowa.
Ludzie zwykli postrzegać Dobroć jako żałosną. Odrzucają ją jako domenę słabełuszy i zakłamanych. A tymczasem ona daje siłę, bo wcale nie wiąże się z oddawaniem wszystkiego innym ze szkodą dla siebie. Dobroć to harmonia i per saldo najważniejsze jest dla tego, kto ją posiada. Czynienie jakiegokolwiek zła bowiem, czy będzie to zabijanie życia, prawdy czy piękna, nikogo nie krzywdzi tak, jak właśnie czyniącego zło. Jeśli więc ktoś sądzi, że Dobro jest zbyt ofiarne, niech zrozumie, że ono jako harmonia nie wiąże się z czynieniem czegoś, ale z nie-czynieniem zła. Czyli jest neutralne i doskonałe w swojej istocie.
Czy te lata były w ogóle czymś więcej niż mrugnięciem powiek, ewentualnie krótkim snem, nachodzącym człowieka nad ranem?
Działamy, bo boimy się być. Tak samo jak często gadamy, bo przeraża nas cisza.
Dziwne, że kiedy wracamy do domu, pojawiają się głównie wspomnienia z dzieciństwa, jakby tylko one się liczyły. Może dlatego, że z wiekiem to miejsce przestaje być azylem, a staje się więzieniem. Chcemy się z niego wydostać. Wszystko co kiedyś było ciepłe, bezpieczne i magiczne, zaczyna nas irytować. No, ale kiedy w końcu udaje się uciec, nie mamy już z czym walczyć. Dom odzyskuje dawny urok. Tylko problem polega na tym, że już nie jest naszym domem.
Na wojnie nie ma wygranych, są co najwyżej mniej i bardziej przegrani.
Cel jest nieodłącznym kompanem działania i bywa przydatny, bo kiedy się boisz, skupiasz na nim całą swoją uwagę i możesz się oszukiwać, że później jakoś tam będzie.
Cynizm dawał nam poczucie wyższości, był miarą inteligencji i często jedynym, co nam pomagało przetrwać.
Z przyjemnością dorzuciłabym jeszcze kilka przymiotników. Ale niestety wieki hipokryzji sprawiły, że słowa, opisujące coś tak pięknego i metafizycznego jak seks, brzmią wulgarnie. Nie chcę być wulgarna. Bo i nie było między nami nic wulgarnego.
Wychodzę z założenia, że jeśli z życia nie da się śmiać, to właściwie nic się już z nim nie da zrobić.
Nie można się bać prawdy. To tak, jakby mrużyć oczy przed ciemnością albo szczękać zębami z gorąca. Prawda to prawda. Bać się można kłamstwa. Jeśli się boisz prawdy, to tylko dlatego, że na jej tle wychodzi na jaw twoje kłamstwo.
Łatwe rzeczy rzadko dają satysfakcję.
- Nic nie jest OK.
- No właśnie. Jak nic nie jest, to jakby wszystko było.
Nawet najbardziej uzależniony od siebie człowiek może się kiedyś sobą znudzić.
Niektóre rzeczy po prostu należy robić, nawet jeśli są skazane na porażkę.
- Wyobraź sobie idealne koło. Koło nie ma początku ani końca, każdy punkt na okręgu jest w takiej samej odległości od środka.
- A ja miałam poprawić klasówkę z geometrii...
- A teraz przetnij je prostą. To właśnie nasza jaźń. Ten mityczny wąż. Ma głowę i ogon. Początek i koniec.
- Prosta zdaje się nie ma końca.
- Jasne że ma. Zaczynasz ją rysować w jednym punkcie i w końcu przestajesz.
- Kochana, ty to byś kiblowała w pierwszej liceum do końca świata.
- Świat nie ma końca... Właśnie to próbuję ci wytłumaczyć, skup się.
- Jesteś niezwykła - stwierdziła. Rozwścieczyła mnie tym ostatecznie.
- Właśnie, że nie! Jestem pospolita! Jestem najbardziej pospolitą rzeczą ze wszystkich pospolitych rzeczy na świecie!
- Hej. Nawet gdyby to była prawda, to każde "naj" jest niezwykłe. I jedyne w swoim rodzaju.
Ludzie są śmieszni. Pyszałkowaty gatunek, który wmówił sobie, że siedzi tłustym dupskiem na szczycie łańcucha pokarmowego. A tymczasem imponująca plantacja zabobonów, podlewana hektolitrami głupoty, sprawia, że dupsko może i siedzi na szczycie, ale łeb zwisa i szoruje po dnie.
A przed nikim nie kłamiemy tak jak przed nami samymi. Na niczyim zdaniu nie zależy nam bardziej niż na własnym, dlatego ciągle coś udajemy i tworzymy iluzję, przeznaczoną głównie dla naszych własnych oczu. Wydaje nam się, że zdjęcie jej byłoby jak obdarcie ze skóry, a tymczasem to, co zdrapujemy, to jedynie zrogowaciała, martwa tkanka. Pod tą skorupą czeka sobie nasze maleńkie, golutkie ja. Bardziej lub mniej imponujące, zazwyczaj zupełnie nie takie, jak byśmy chcieli. Mówię wam, trzeba cholernie ogromnej odwagi, żeby na nie spojrzeć. Ale opłaca się. Opłaca się dogrzebać się do tej prostej odpowiedzi.
Wiecie, co co mi chodzi? O subiektywność uczuć. O to, że głodujące dziecko, które straciło rodziców w bombardowaniu miasta, cierpi dokładnie tak samo jak syn miliardera, który nie dostał na urodziny kolejnego ferrari. To może się wydawać śmieszne, ale pomyślcie o tym. Czy kiedy było wam źle, to świadomość, że nie macie najgorzej i inni bardziej cierpią, jakkolwiek wam pomagała? Czy byliście w stanie przekonać siebie, że macie mniejsze prawo do odczuwania bólu niż inni? Nie sądzę.
Zdałam sobie sprawę, że my, ludzie, jesteśmy niewolnikami działania. Nawet ja, która całe życie starałam się nic nie robić. Bierność i lenistwo również są działaniem, aktywnym buntem i na dłuższą metę męczą nas jeszcze bardziej. Próbujemy określać siebie poprzez to, co zrobiliśmy lub czego nie zrobiliśmy.