cytaty z książki "Zawód wiedźma"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Miecz w moim ręku jest straszną bronią. Przede wszystkim dla mnie.
Kryna skinęła pokrzepiająco i znikła w kuchni, zostawiwszy mnie sam na sam z moim mózgiem, czyli praktycznie w samotności.
Ależ wy, magowie, macie tajny alfabet ani jednej runy nie potrafię odczytać!
- Gdzie? A, to po prostu ja mam takie pismo.
- Jesteś dorosłą, mądrą kobietą! - patetycznie zaczął Len, wyraźnie na potrzeby Starszych ze wzruszeniem przysłuchujących się jego przemowie. (“Ani jedno, ani drugie, ani trzecie" - pomyślałam).
Tylko zerknę, tylko pierwszą linijkę, i tak nie ma w niej nic ciekawego oprócz 'Witajcie, Szanowny...' I rozwinęłam zwój. List składał się z jednej jedynej linijki: 'Wolho, przecież prosiłem!' Dalej zaczynał się sympatyczny atrament.
- Czego stoisz jak słup? Szybciej, proś o spodnie - szepnęłam.
- Odbiło ci! - syknął Len w odpowiedzi. - Biedak jest w takim stanie, że zdejmie własne.
- No to kuj żelazo, póki gorące! Wystarczy tego reklamowania starmińskich szwaczek.
- A co proponujesz?
- Ja nic. Ale jakoś strasznie mi się nie chce umierać.
Zabije!" pomyślałam, cofając się do ściany. Zmierzał do mnie Len, wściekły jak
mrakobies.
- No to co, znalazłaś zaklęcie? - zapytał przesadnie miłym tonem.
- Jakby ci to powiedzieć... - Trafiłam na ścianę i teraz pełzłam wzdłuż niej w kierunku
wyjścia. - Widzisz, Len... Każdy zawód wymaga ofiar...
- A nie przyszło ci do głowy, że „ofiara" może mieć inne zdanie na ten temat? - Głos Lena
dosłownie ociekał słodkim jadem. Fakt, chyba nie najlepiej wyszło. Za moimi plecami pojawiła się
pustka - drzwi. Nie dbając o to, co o mnie pomyślą, odwróciłam się i przy akompaniamencie
gwizdów trolla rzuciłam się do ucieczki.
(...) nieznajomy, zarośnięty i dosyć podejrzanie wyglądający typ demonstracyjnie potrząsał przed końską mordą kuszą własnej roboty z brudnym bełtem wielokrotnego użytku. Nie do końca rozumiałam, kogo on chce ograbić - mnie czy kobyłkę.
- Co ty tam robisz?
- Obserwuję! – krótko odpowiedziała zielarka, pochylając się nad żukiem. – Opryskałam pędy wywarem z tojadu.
- I co?
- On je zjada!
A myślałaś, że ogłosi głodówkę na znak protestu? - prychnęłam.
- Nie, wszystko idzie zgodnie z planem. Teraz czekam aż zacznie zdychać!
- Od dawna?
- Od jakiś trzech godzin.
- To prędzej on ciebie wykończy!
[…]
- O ile wiem najmocniejszym ze stworzonych przez was insektycydów, do tej pory, są kobieciny i małolaty cebrzykami, a agronomowie umieją tylko powiedzieć: „Ażebyś się, cholerniku, udławił!”.
Rozprostowałam palce, efektownie strzelając kostkami.
- Ażebyś się, cholerniku, udławił! – rzuciłam, dodając parę zaklęć.
Chwilowa pauza w wojsku pasiastego wroga zmieniła się w narastający szelest. To zamorskie żuki osypywały się, zlatując w bruzdy. Ostatni raz drygając członowanymi łapkami, zastygały na zawsze. Zbyt późno zrozumiałam czemu radzi się odprawiać egzorcyzmy, stojąc na brzegu pola, I jak się teraz mamy wydostać? Po jest jednolitej, chrzęszczącej masie?
- Czysta robota!- ochryple rzuciła zielarka, oglądając podniesionego żuka przez lupę. – Faktycznie zdechły! Ale dlaczego?
Może się udławiły? – zasugerowałam niewinnie
Kella zapatrzyła się na mnie ze szczerym przerażeniem.
-Może dorzucę jeszcze kilka kładni i nie będziesz klął aż do końca podróży? -Niewykonalnych zleceń nie przyjmuję - z godnością odparł troll.
Almit westchnął i zakończył bajkę informacją, że żona porzuciła maga już następnego
dnia, mówiąc, że odmawia życia z człowiekiem, który przynosi do domu tego typu robotę i uważa,
że słowa „póki śmierć nas nie rozłączy" jak najbardziej dotyczą trupów w łożu małżeńskim
Uśmiech władcy działał na kobiety tak samo, jak obuch topora rzeźnickiego na krowy.
Niezła polityka - obrzuć błotem, to przynajmniej coś przylgnie
- To ty... to ty jesteś... telepatą? - jęknęłam.
- Absolutnym - odpowiedział po prostu. - Myśli, pamięć, podświadomość, uczucia, dźwiękowe, smakowe i optyczne wspomnienia. Pełnie podłączenie, żeby je cholera wzięła!
- Ujdzie jak jest - powiedział Len, po czym złapał za róg i podniósł wóz. Bez większego wysiłku, spokojnie. I trzymał w ten sposób ze dwanaście minut, póki ja, nie mając najmniejszego pojęcia o remoncie wozów, najpierw nałożyłam koło zła stroną, a potem znów zła stroną. Od tamtej chwili żywię głębokie przekonanie że koła mają nie dwie strony, a minimum cztery, a dziurek to w ogóle pięć.
Nie, nie ma żadnej nadziei. Naprawi mnie tylko mogiła.
- Jest pani jeszcze bardzo młoda (...).
- Rzecz ulotna, zestarzeć się zawsze zdążę.
- Wbrew pozorom to faktycznie kobyłka. Chociaż mnie się z jakiegoś powodu wydawało, że oślica.
Szanuję odwagę, ale głupota powinna być karalna.
Świątynie nie wzbudziła w nas nabożnego szacunku- możliwe, że z powodu nieproporcjonalnie wielkiej skarbonki na ofiary przybitej przy bramie.
-Kobieta ma niewielki wybór: albo jest mężatką, albo panną lekkich obyczajów, albo czarodziejką. Pierwsze dwa zawody mnie nie przekonują.
-O mężczyznach można powiedzieć to samo. Albo jesteś mężem, albo klientem, albo magiem.
-Mylisz się. Żony zależą od mężów, prostytutki od klientów. Tylko magiczka może się roześmiać mężczyźnie w twarz i powiedzieć "To spróbuj mnie zmusić!".
Len przebrał się w luźny strój do konnej jazdy i pozostawił gościnnym gospodarzom nieprzebijaną kurtkę i samostojące spodnie. Nie wątpię, że relikwie te jeszcze długo będą dekorować ich gościnną izbę.
W końcu jestem osobą nieznaczną, niczym się niewyróżniającą, może oprócz rudozłocistych włosów i wrednego charakteru. Pierwsza z tych cech jest dziedziczna, druga - szczęśliwie nabyta.
Bo najstraszniejszy i najbardziej przebiegły potwór wszystkich czasów i narodów to... plotka.
Moja szczegółowa autobiografia - trzy linijki z zkarętasem na myślniku: sierota, osiemnaście lat temu miała pecha przyjść na świat (...) - Panno Wolho, wiem, że to niestosowne pytanie... Ale ile pani ma lat? - zapytał niebieskooki Starszy. - Eee... Dwadzieścia. - Nie skłamałam. Zaokrągliłam.
Mądrość bardzo rzadko zamieszkuje wspólnie z urodą.
Im bardziej komuś zawierzyłeś, tym bardziej go kusiło, by cię zdradzić.