cytaty z książek autora "Rosie Nixon"
Na ulicy powitała nas kakofonia trąbiących klaksonów - wieczna ścieżka dźwiękowa Manhattanu - która podziała na mnie niemal kojąco; pomogła mi jakoś obejść wrażenie, że nie znam osoby, którą właśnie śledzę. Rob maszerował w kierunku stacji metra przy Prince Street. Otaczało nas mnóstwo ludzi, ale rozpoznałabym jego chód wszędzie - szedł lekkim krokiem nieco pochylony w prawo. I prawie czułam jego zapach - ciepłą woń proszku do prania i delikatną wodę po goleniu, które przyciągnęły mnie do niego w dniu, w którym go poznałam. W tym momencie przepełniała mnie miłość do niego.
Zamilkłam i stałam przed nim z dłońmi wspartymi na biodrach, silna i prowokacyjna jak swego rodzaju Wonder Woman, nękana potężnym kacem i pełna wielkich pomysłów, choć niepewna tego, czy zdołam je zrealizować.
Oto staliśmy nieszczęśliwi, patrzyliśmy na siebie nowymi oczami i zastanawialiśmy się, czy warto ratować kilka zdjęć i blaknących wspomnień.
Niepewnie położyłam rękę na wątłym jak u dziecka ramieniu i zastanawiałam się, czy istnieje prawo zabraniające kontaktu fizycznego z bezbronną, zapłakaną miniaturową celebrytką.
Niebawem zorientowałam się, że LA bazuje nie tylko na sieci ulubionych kawiarń Mony, ale też najporządniejszych rezydencji i apartamentów w modnych hotelach, gdzie na galę szykowały się gwiazdy, ich rzecznicy, fryzjerzy i makijażyści, asystenci, dietetycy oraz inni pochlebcy.
Zdążyłam się już zorientować, że tym, czego Mona nie znosi bardziej od kiepsko przyrządzonej caffe macchiato, jest autorytet, zwłaszcza jeżeli reprezentuje go ktoś z oczami pociągniętymi zielonym eyelinerem i ubrany od stóp do głów w poliestrowy mundurek.
- Cześć, Vixter, możesz gadać?
- Jasne, o ile nie przeszkadza ci to, że dyszę. Bynajmniej nie ze sprośnych powodów.
Zaśmiałam się.
- Uważaj, ktoś może podsłuchiwać... - Udawałam, że wypatruję kierownika castingu. - Zaraz ktoś cię tu wyrwie.
- Co takiego? Tylko mi nie mów, że zęby Simona Cowella potrzebują dublera?
Możesz ubrać dziewczynę w Valentino, ale nie zdołasz zaszczepić w niej Valentino.
- Kendall Jenner na za piętnaście trzecia - szepnęła do przyjaciółki stojąca za mną bywalczyni imprez z szeroko otwartymi oczami. Mówiła przez zaciśnięte zęby i prawie nie poruszając wargami. Pewnie tak należy mówić o megagwiazdach w rejonie, gdzie wszyscy są sławni, a ty starasz się nie pokazać po sobie, że sławy ci imponują.
- Dostałam pracę!
- Co? Już masz pracę.
- Taką prawdziwą! To znaczy tymczasową. W zasadzie na dwa tygodnie. Ale perspektywiczną!
Wciąż nie potrafiłam zrozumieć, jak to jest żyć w świecie, gdzie tania torebka kosztuje trzysta funtów. Przecież to blisko połowa mojego czynszu za mieszkanie! W pracy zaczęłam się czuć, jakbym rejestrowała w kasie pieniądze z gry w Monopol.
Przed podjęciem pracy tutaj byłam przeciętną wielbicielką domu towarowego Debenhams i fanką Goka Wana. Topshop był moim drogowskazem mody, Armani zaś kojarzył mi się z wodami toaletowymi, które rodzice dawali sobie pod choinkę. (...) pod tą nową błyszczącą powłoką jestem stuprocentową modową oszustką.
Zachwiała się żałośnie, upadła modnisia balansowała na zawrotnej wysokości obcasach. Jestem pewna, że wszyscy myśleliśmy to samo: "Ona się nie zatruła jedzeniem. Po prostu jest zalana do nieprzytomności". Jeszcze nie miałam pojęcia, jakie to przyniesie konsekwencje, ale coś mi podpowiadało, że kolejny dzień - dzień rozdania Złotych Globów - nie będzie piękny.
Postać, ledwo zauważalnie kobieca, kojarzyła się z tym, jak mogłoby wyglądać podstarzałe dziecko Morticii Addams i Keitha Richardsa po spędzeniu nocy w trumnie.
Mona potrafiła przerazić mnie na prymitywnym poziomie, jak pająki.
Na białej kołdrze na cesarskich rozmiarach łóżku walały się różne przedmioty stylistki na krawędzi: wczorajsze rajstopy cielistego koloru kojarzące się z pomarszczonymi nogami rozpuszczonej modelki, wokół nich rzeczy wyrzucone z torebki ze skóry pytona, zmięte chusteczki, do połowy opróżniona butelka wody, otwarta fiolka tabletek przeciwbólowych, paczka papierosów i iPad z pękniętym wyświetlaczem. Na brzegu łóżka dostrzegałam zarys drobnego ciała pod kołdrą i burzę loków na poduszce.
W LA nikt nie pamięta imienia drugiego człowieka, o ile czegoś od niego nie potrzebuje.
- Przedmucham cię i pożyczę ci jedną z moich sukien Dolce, jeśli chcesz.
- Przedmuchasz?
- Kochanie, jesteś taka urocza. Tak tu się mówi na modelowanie włosów.
Suknia Dolce. Bez konieczności świadczenia usługi seksualnej. Rewelacja!
Świat u podstaw przyjęcia prezentował się dość interesująco: imperium obutych stóp, jedwabiście gładkich nóg i brzegów wyrafinowanych sukien za miliony dolarów.
- Piękno omdlenia w takiej sytuacji polega na tym, że każdy tak bardzo chce przeżyć swoje dwie sekundy z gwiazdami, że nawet by nie zauważył lądowania statku kosmitów, którzy zaczęliby porywać ludzi - oznajmił, a ja się zaśmiałam.
- Chyba że ktoś mógłby zostać pozwany.
Popatrzyłam na nią w osłupieniu.
- Powiedz, że w rzeczywistości nie użyłaś tego zwrotu.
W odpowiedzi wzruszyła ramionami.
- "Świadomie rozdzielić"? Świat jest chyba za mały dla dwóch Gwyneth Paltrow.
Początkowo chciało mi się śmiać. Spojrzałam na swoje współtowarzyszki, aby się upewnić, że to jakieś szaleństwo. Tymczasem kobiety o żelaznych pośladkach i mocnych ramionach wbiły wzrok przed siebie i patrzyły na instruktorkę, jakby powiedziała im, że ta, która minie linię mety jako pierwsza, dostanie darmowe latte z ajerkoniakiem i śmietanką, a liczba kalorii nie będzie miała znaczenia.
(...) tymczasem w holu wpadłam prosto na Monę Armstrong. Wyszykowała się do występu przed kamerą: miała wielkie okrągłe okulary, obcisłe skórzane spodnie, obszerną bluzkę z kremowego jedwabiu, budy do kostek Christiana Louboutina, ogromną czerwoną torbę i dziwaczny matowy gwizdek w czarnym kolorze zawieszony na łańcuszku na szyi. (...) Przemknęło mi przez głowę, że jest to być może jej najnowsze narzędzie dyscyplinowania asystentki - jeden gwiazd oznaczał macchiato, a dwa nurofen.
Celebrytka bez stylistki jest jak Kylie Jenner bez wydatnych ust.