cytaty z książek autora "Daria Górka"
Mam z nim dwójkę, dzieci, dlatego tak trzymałam się przy nim, bo to tatuś... Baba to jest jednak głupia istota.
Do dziś mam przed oczami policjanta, który siedział obok mnie, już na komisariacie, i trzymał mój dowód. Powiedział: Zabiła pani zwierzę, a pójdzie pani siedzieć jak za człowieka.
W telewizji leciał film, romantyczny. Pomyślałam sobie, ile bym oddała, żeby życie było tak piękne. Niestety, życie jest zupełnie inne.
Gdy kładł się obok czułam wstręt. Obezwładniał mnie strach, to było straszne. Miałam do wyboru stawiać opór i zostać skatowaną albo poddać się.
***
Potem to już poddawałam się, walka nie miała sensu. Beznamiętnie dawałam mu robić ze sobą, co chciał. Byłam dla niego nikim, zabawką.
Miałam dużo koleżanek, zresztą nadal mam. Przyznaję się do tego, że to ja nie chciałam ich słuchać, to była moja wina, tylko moja wina. Jak ktoś mi coś mówił, to odpowiadałam, żeby spadał, bo to nie jego sprawa, nie jego rodzina. I tak w to brnęłam.
Dobierał się do najstarszej i najmłodszej córki. Najmłodsza zeznała to przy pani psycholog, najstarsza była już wtedy w zaawansowanej ciąży, więc nie przyjechała na rozprawę, zeznał to jej mąż. W mojej głowie pojawiło się wtedy" "Kurwa, jednak dobrze".
Nie potrafię zrozumieć, jak ci ludzie, głównie starsi mężczyźni i starsze kobiety, mogą odebrać możliwość wyboru wszystkim rodzinom w tym kraju. Gdy ci ludzie zakładali rodziny, możliwość wyboru istniała. Po co pozbawiać jej kogokolwiek? Wybór, czy zdecydować się na terminację ciąży, czy urodzić chore dziecko, jest okropny. Jakąkolwiek decyzję się w takiej sytuacji podejmie, będzie się z nią żyło do końca. I na to jeszcze nakładany jest element przymusu. To jakiś koszmar.
Byłam w stanie znieść bardzo dużo. W imię czego? Szkoda mi było tego wszystkiego, co mam. Miałam swoje gniazdko. Jak był trzeźwy to było nam razem dobrze. Planowaliśmy wakacje, wyjeżdżaliśmy. Mimo wszystko miałam namiastkę domu, namiastkę ciepła. To dużo. Miałam z kim iść w niedzielę na mszę do kościoła. Wpadłam w monotonię, cieszyłam się z krótkich dobrych momentów.
Państwo polskie to jest dla mnie taki dziwny twór: dopóki chcemy coś przepchnąć, to będziemy się chwalić, jacy jesteśmy wspaniali, jak bardzo chcemy pomagać i jak ważne jest dla nas każde życie. A później, gdy już takie dziecko się urodzi, to "Drodzy rodzice, radźcie sobie sami".
Zrobiłam, co zrobiłam. Zabiłam człowieka, mimo, że nikt nie dał mi takiego prawa. Teraz muszę ponieść karę. Choć znajomy ksiądz na rozprawie wstał i powiedział, że nastąpiła pomyłka, bo na ławie oskarżonych siedzi niewłaściwa osoba, a główny winny w tej sprawie już nie żyje.
Trudno znaleźć temat, który bardziej dzieli. Trudno znaleźć temat, w którym równie ciężko o porozumienie i spokój w dyskusji między konserwatystami a liberałami. Trudno znaleźć temat, po którym łatwiej określić przynależność do jednej z tych grup. Ten jest jak papierek lakmusowy.
Tadeusz Boy - Żeleński, walczący razem z Ireną Krzywicką (publicystką, feministką i pisarką) o dostęp do legalnej i bezpiecznej aborcji, tak opisywał działania Komisji Kodyfikacyjnej II Rzeczypospolitej, która pracowała nad stworzeniem nowego prawa:
Ot, schodzi się kilku poważnych - och, jak poważnych! - panów, którzy wchodząc do sali obrad, starają się pilnie zapomnieć o tym, że są ludźmi, że tam za oknami gabinetu huczy i pędzi życie, że to, co dla nich jest przedmiotem kontrowersji prawniczej, jest dla innych nie raz kwestią życia i śmierci. I pichcą sobie od niechcenia te prawa, a to, co oni upichcą, w tym potem męczą się całe pokolenia.
Agnieszka; Nagle ktoś powiedział, że jego sumienie jest ważniejsze od tego, do czego ja mam prawo.
Jacek: Przerwanie ciąży było zgodne z naszym sumieniem, z naszym. Dlaczego ktoś swoje sumienie postawił nad naszym?
Myślę, że to jest potrzeba czucia nad innymi władzy absolutnej. Politycy nie interesowali się tym, co mówię, nie słuchali społeczeństwa. Można powiedzieć, że chcieli być panami nas wszystkich, i poniekąd tak się stało. Zadecydowali według własnego widzimisię, bo już nawet nie wiem, czy sumienia.
Aborcja nie jest żadnym złotym środkiem, ale dziś nie ma ani wyboru, ani systemu.
Ktoś, kto nie jest w to w ogóle zaangażowany, mówi: "Nie wolno". Ale jak to? Byłeś tam, na oddziale? Doświadczyłeś tego? Widziałeś tę rozpacz? Nie! Jakie szaleństwo mogło spowodować, że takie prawo przeszło?
Ci ludzie chyba nienawidzą kobiet. Taką decyzją rozpierdzielasz komuś życie. Sytuacja była taka: twoje dziecko i tak nie przeżyje, ale masz do wyboru albo je urodzić, albo czekać, aż umrze. Jesteś żywym inkubatorem.
Istnieją teorie, które stawiają znak równości pomiędzy aborcją a traumą, ale prawidłowo metodologicznie przeprowadzone badania nie potwierdzają istnienia syndromu
postaborcyjnego. Bycie w ciąży, w której się być nie chce, rodzenie dziecka, którego urodzić się nie chce, bycie matką w momencie, kiedy matką być się nie chce, może być wydarzeniem dużo bardziej traumatycznym. Nasza reakcja na aborcję będzie zależała od tego, czy w związku
z nią doświadczymy przemocy położniczej. Wpływ na nią będzie miało też to, w jakiej kulturze żyjemy.
Dla mnie to jest kompletna nieznajomość społeczeństwa i problemów, z jakimi się ono boryka. Ktoś się obudził i postanowił zmienić prawo. Nie ma żadnych dyskusji, konsultacji społecznych, nawet nie ma z kim z rządu na ten temat porozmawiać. Rozumiem, że nie możemy wartościować życia dziecka, ale dlaczego wartościujemy życie kobiet? Dla mnie donoszenie ciąży mogło się zakończyć śmiercią. I ktoś miał to gdzieś. To też jest wartościowanie. Wartościowanie życia, które ma perspektywę. Bo dziecko z wadą letalną jej nie ma.
Rządzący żyją w swojej bańce. Niestety tak to jest. I nie chce im się sprawdzić, z czym borykamy się my, ci ludzie na samym dole. Ludzie, których nikt o nic nie pyta.
Właśnie o to chodzi w tej tak zwanej przesłance zdrowotnej. Trzeba minimalizować ryzyko dla pacjentki. Ale niestety dzisiaj dla świata medycznego ważniejszy jest tak zwany płodocentryzm (chociaż to kobiecie przysługuje pełnia praw) i unikanie tematu aborcji. A aborcja najczęściej po prostu ratuje życie - w wymiarze fizycznym, ale też w sensie odzyskania kontroli nad swoją przyszłością.
Ostatecznie dziś jest tak, że obiektywnie pacjentka ma do czegoś prawo, ale z przyczyn praktycznych (tu prokurator się nie odzywa, tu lekarz ją zwodzi) to prawo okazuje się nieskuteczne. Dopóki nie pozbędziemy się tych więzów i nie oddamy sprawczości kobietom, dopóty nic się nie zmieni.
Presja finansowa, dyplomatyczna, społeczna zawsze ma sens. Im więcej skarg, im więcej rekompensat do wypłaty, im więcej szumu w mediach na ten temat, tym więcej presji na rząd. Chodzi o to, by kobiety nie były bierne, by po raz kolejny nie były stawiane w roli ofiary. Chodzi o to, by odzyskały poczucie sprawczości i powiedziały: "Proszę bardzo, złożyłam skargę na swój własny kraj" - a być może później - " i tę sprawę wygrałam. Polska łamie prawa człowieka". W jakim świetle to stawia Polskę?
Każda sytuacja jest inna i przykład z Pszczyny dobitnie pokazuje, że lekarz nie powinien być ograniczony ideologią w podejmowaniu decyzji medycznych.
Mój mąż wielokrotnie mówił, że jeśli zostanie zaostrzona ustawa antyaborcyjna, to kobiety zaczną umierać. I jak widać, miał rację.
W sytuacjach, kiedy decydujemy o zdrowiu i medycynie, nie powinno być przestrzeni na decyzje dyktowane polityką czy światopoglądem. Tutaj powinno być pole jedynie dla nauki, dla medycyny opartej na faktach i dla głosów specjalistów, wolnych od przekonań ideologicznych i poglądów politycznych. Konsekwencje sytuacji, w których nauka miesza się ze światopoglądem, mogą być tragiczne i właśnie tego teraz doświadczamy.
Powiem wprost: nie można wprowadzać nowego prawa, jeżeli nie przygotuje się całej otoczki, systemu ochrony; nie przeprowadzi się wcześniej spokojnej, rzeczowej debaty publicznej, nawet kilkuletniej, jeżeli nie stworzy się systemu pomocy. Zadbanie o to wszystko na pewno jest obowiązkiem państwa i w Polsce tego zabrakło. Potem był ten wielki bunt.
To, czego doświadczyłam na własnej skórze, pokazało mi, że ja w tym kraju jestem nikim. Nie mam nic do powiedzenia, Nie mogę decydować o sobie. Mam płacić podatki, pracować, ale nikt nie zapyta mnie o zdanie w tak kluczowej kwestii. Dosłownie jak inkubator. Byleby donosić, nieważne, z jakim skutkiem. Tak to jest, gdy ideologia wpieprza się w biologię.
Przybyło nam bardzo dużo pracy i pojawiła się specyficzna grupa pacjentek, na którą w ogóle nie byłyśmy gotowe – kobiety, które są w chcianych i planowanych ciążach, a dowiadują się o podejrzeniu poważnych wad płodu; które jeszcze nie podjęły decyzji, jeszcze czekają na wynik amniopunkcji albo innych badań genetycznych, ale cały czas mają nadzieję, że okaże się, że to pomyłka, że jednak
wszystko jest dobrze. Czekają, a my razem z nimi.