cytaty z książek autora "Estelle Maskame"
Wybaczenie to nie jest coś, czego należy oczekiwać. Na to trzeba sobie zapracować.
Nie wiem, jak powinien się czuć człowiek, który kogoś kocha (…) ale jeśli miłość oznacza, że człowiek myśli o drugiej osobie w każdej sekundzie dnia… Jeśli oznacza, że cały twój nastrój poprawia się, gdy ta osoba jest w pobliżu… Jeśli oznacza, że zrobiłbyś dla tej osoby absolutnie wszystko (…) to jestem w tobie bezgranicznie zakochany.
Najlepsze w deszczu jest to, że można płakać do woli, a ludzie i tak pomyślą, że to krople ściekają ci po twarzy.
Tak to już jest z odległością: albo sprawia, że oddalasz się od kogoś, albo uświadamia ci, jak bardzo go potrzebujesz.
Pragnę ciszy, żeby przyjrzeć mu się dokładniej, dostrzec wszystkie jego wady i zalety. Chcę spojrzeć mu w twarz i pochwycić jego spojrzenie, chcę się uśmiechnąć i pragnę, by odpowiedział tym samym. Chcę widzieć, jak zaciska szczęki i myśli, pragnę, by zaufał mi na tyle, żeby powiedzieć, co chodzi mu po głowie. Chcę spojrzeć na świat jego oczami, tak bym mogła go zrozumieć i zaakceptować.
Szydzimy z siebie, odkąd tu przyjechałam, i kłócimy się, żeby poznać nawzajem swoje słabości. Moją jest brak pewności siebie. Słabością Tylera jest prawda.
-Bo kiedy naprawdę na kimś ci zależy, to chcesz, żeby ten ktoś dobrze się czuł-odpowiadam-Właśnie to robisz, kiedy kogoś kochasz.
- To znaczy: "Nie poddawaj się" - szepce, bawiąc się mazakiem. - Jeśli chodzi o ciebie, to całkiem proste: Tak długo, jak ty się nie poddasz, ja też nie dam za wygraną.
Chcę wam przypomnieć, żebyście mieli gdzieś, co myślą inni. Wasze życie należy do was, wasza muzyka jest waszą muzyką, wasze wybory są waszymi wyborami, a wasza wódka jest waszą wódką. Nie traćcie czasu na gówniane rzeczy. Róbcie wyłącznie to, co chcecie robić. Włóczcie się po klubach, skaczcie z samolotu, odwiedźcie Bułgarię. Mam to gdzieś. Róbcie rzeczy, dzięki którym będziecie szczęśliwi.
Zakupy to jedna z najgorszych form rozrywki, chyba że chodzi o myszkowanie w księgarni.
Życie nie polega wyłącznie na babraniu się w przeszłości i walce z przeciwnościami losu. Czasem należy po prostu się nim cieszyć.
Udaje, jest jak aktor, który wciela się w rolę. Muszę wiedzieć, co dzieje się za kulisami, kiedy przedstawienie dobiega końca i kurtyna opada. Kim wówczas się staje?
Człowiek, który kiedyś był dla mnie całym światem, o czym przekonałam się dopiero wtedy, gdy odszedł i nigdy nie wrócił.
Niczego nie nienawidzę tak bardzo, jak nie wiedzieć czegoś, co wiedzieć pragnę za wszelką cenę.
- Potrzebuję cię, bo jesteś jedną z nielicznych osób, którym ufam. Potrzebuję cię, bo znasz mnie taki, jakim byłem, a mimo to jesteś przy mnie. Potrzebuję cię, bo jestem w tobie zakochany, Eden, i nie mam pojęcia, co bym bez ciebie zrobił.
I nagle wszystko we mnie się rozpada. Moje serce przestaje bić. Płuca zapadają się w sobie. Krew rzednie. Gardło przeszywa ból – całe moje ciało staje się siedliskiem bólu. Głowę mam zbyt ciężką, a kolana uginają się pode mną.
- Przez ciebie nie mogłam zasnąć - mówię mrużąc oczy.
- Że co? - Zerka przez ramię i ściąga brwi.
- Przez to pukanie.
Patrzy na mnie oczami, z których można wyczytać rozmaite emocje, i nagle zaczyna się śmiać.
- Nie pukałem. Ojciec nie wspominał ci, że dom jest nawiedzony? Tu wszędzie są demony.
- Zamknij się - mówię i przewracam oczami - Nie mogłeś spać czy co?
Odwraca się z butelką wody w ręce i kopnięciem zamyka drzwi lodówki.
- Niezupełnie. - Uśmiecha się złośliwie i splata ramiona, dzięki czemu znowu widzę jego tatuaż. - Miałem nadzieję, że się obudzisz i odpukasz.
- Przepraszam - bąkam - Nie byłam w nastroju na komunikowanie się z tobą przez ścianę o czwartej nad ranem.
- Ale ja cię kocham - szepczę. Nie dlatego, iż mam nadzieję, że zmieni zdanie, ale dlatego, że chcę, żeby pamiętał o tym, kiedy zamknie za sobą drzwi .
- A ja ciebie potrzebuję - mówi. To dziwne wyznanie, zważywszy na okoliczności. Przeczy temu, co mówił wcześniej, że nie chce dłużej tego ciągnąć i że się poddaje. - Na tym polega problem, Eden.
Nie wiem, jak powinien się czuć człowiek, który kogoś kocha - wyznaje ze śmiechem Tyler - ale jeśli miłość oznacza, że człowiek myśli o drugiej osobie w każdej sekundzie dnia... Jeśli oznacza, że cały jego nastrój poprawia się, gdy ta osoba jest w pobliżu... Jeśli oznacza, że zrobiłby dla tej osoby absolutnie wszystko - mruczy - to moja miłość do ciebie nie zna granic.
Największą różnica między twoim ojcem a Tylerem - odzywa się szeptem i na chwilę zawiesza głos - polega na tym, że twój ojciec nigdy nie wrócił - dodaje po chwili wahania.
- Myślałam, że taki twardziel jak ty zniesie wszystko.
Wciska pięści w kieszenie spodni i odwraca wzrok do okna. Przez krótką chwilę po prostu gapi się w niebo ze smutkiem w oczach. Między kolejnymi fajerwerkami słyszę jego głęboki oddech. Mruga gwałtownie i zerka na mnie przez ramię.
- A ja myślałem, że się domyślisz, że wcale nie jestem twardzielem.
Właściwie nie wiem, czego się spodziewałam przed przyjazdem do Los Angeles, ale jedno jest pewne: do głowy mi nie przyszło, że mój przyrodni brat okaże się szaleńcem.
Trzyma tę głupią tabliczkę na wysokości nosa i kiedy nasze spojrzenia się spotykają, mruży oczy. Śmieje się. Czuję, że ogarnia mnie spokój. Ucisk w piersi maleje. Serce przestaje obijać się o żebra. Oddech się uspokaja. Po prostu stoję tam, na środku hali przylotów, potrącana i poszturchiwana przez innych podróżnych. Nie obchodzi mnie, że blokuję przejście. Że wyglądam, jakbym się zgubiła. Wiem tylko, że Tyler tu jest, że stoimy naprzeciwko siebie i mam wrażenie, że wszystko wraca na swoje miejsce. Jakby nie było tych trzystu pięćdziesięciu dziewięciu dni.
- Nie rozumiesz? Nie chodzi o to, że pozwalasz mi zapomnieć. Taki właśnie jestem, Eden. Oto cały ja. Takim, jakim widzisz mnie teraz. Sprawiasz, że jestem kompletnie rozbity, ale to nic, bo taki właśnie jestem. Rozbity. Uwielbiam to, że przy tobie mogę być sobą. Bo ci ufam. Jestem jedyną osobą, której zależało na mnie na tyle, żeby próbować mnie rozgryźć.
- Ty pozwalałaś mi zapomnieć - mruczy, głos ma jednak równie szorstki co kilka minut temu. - Ale wygląda na to, że nie mogę cię mieć.
Wychodzi z pokoju, a ja siadam na łóżku i biorę głęboki oddech. Koniec ze łzami i złością. Wbijam wzrok w dywan i siedzę nieruchomo. Myślę wyłącznie o tym, że już więcej tak nie chce. Mam dość poczucia winy, tego, że czuję się skrzywdzona i samotna. Jetem zmęczona.
Po tych wszystkich latach ,po tak wielu przeszkodach ,które musieliśmy przezwyciężyć ,wreszcie jesteśmy szczęśliwi. Nasze życie nie jest idealne. Wciąż jeszcze usiłujemy je poskładać do kupy ,wciąż mamy mnóstwo błędów do naprawienia i zmian do wprowadzenia ,ale liczy się to ,że się staramy. Dorośliśmy , zmądrzeliśmy i co najważniejsze , wreszcie zaakceptowaliśmy to, kim jesteśmy
"Wreszcie" myślę. Wreszcie.
Może jednak ja i Jamie wcale się tak bardzo nie różnimy? Może atakujemy, bo atak jest najlepszą obroną?
Kładę głowę na poduszce, odwracam się na bok i zamykam oczy. Kiedy tak leżę sama w zupełnej ciszy, pragnę, żeby wrócił i został. Chcę, żeby leżał obok mnie, jak wtedy gdy w środku nocy przyszedł do mojego pokoju. Chcę wiedzieć, że jest przy mnie. Czuć jego ciepło i dotyk. Tylko tego potrzebuję. Tylko tego mi brak.
Myślę, że wówczas dociera do mnie, że się w nim zakochałam.
Prawdziwa miłość nie zna granic. Odległość to tylko liczby.