Henry Miller i dzieło, które wysadzi świat

LubimyCzytać LubimyCzytać
04.05.2017

Pisząc w wieku czterdziestu lat swą pierwszą powieść, Zwrotnik Raka, Henry Miller stawiał sobie ambitny cel: pragnął ująć w niej to, co literatura zwykle przemilcza, stworzyć dzieło, które „wysadzi świat”. Wydana nakładem paryskiej oficyny Obelisk w roku 1934 książka od razu przy niosła Millerowi skandaliczny rozgłos, ale na publikację w jego rodzinnym kraju oraz w Anglii musiała czekać prawie trzy dekady.

Henry Miller i dzieło, które wysadzi świat

Przez te wszystkie lata istniała życiem utajonym, półlegalnym. Uważana za książkę znaczącą, jeśli nie wybitną, przez pisarzy tej miary co T.S. Eliot, Ezra Pound, George Orwell, Blaise Cendrars, Lawrence Durrell i Anaïs Nin, pozostawała nieznana ogółowi czytelników amerykańskich; przemycana do ojczyzny autora nie stała się cząstką literatury światowej; zaklasyfikowana niczym powieści fikcyjnego Kilgore’a Trouta jako pornografia, nie wprowadziła jej autora w główny nurt literatury amerykańskiej. Publikacja „Zwrotnika Raka” w USA (1961 r.), do czego potrzebna była aż decyzja Sądu Najwyższego, niewiele tę paradoksalną sytuację zmieniła.

Na czym polega wielkość powieści Millera dzisiaj? Nie stanowi o niej krytyczne spojrzenie na postęp cywilizacyjny, ponieważ obawy i niepokoje z nim związane stały się dziś powszechne, ani szeroka panorama społeczna, której tu czytelnik po prostu nie znajdzie, napotykając zamiast niej zadziwiający korowód istot niespokojnych, wygnańców i uciekinierów, kurw i artystów — „osobników stukniętych, neurasteników, neurotyków, psychopatów”. Wartość książki nie leży też w jej warstwie filozoficznej ani nie opiera się na erudycji pisarza, choć bywa ona zadziwiająca. Miller to przede wszystkim zmysły, napięcia emocjonalne, nieomylny instynkt, włókna nerwów pulsujące rytmem miejsca i czasu.

Ta rzadko spotykana dziś intensywność uczuć u pisarza nazywanego „facetem o sercu i członku z kamienia” jest najmocniejszą stroną powieści obok niezniszczalnej wiary w człowieka jako jednostkę twórczą, w uzdrowicielską moc sztuki. Anaïs Nin wspomina, że Miller uważał się za ostatniego człowieka na ziemi. Czytając jego powieści odnosi się wrażenie, że było tak naprawdę: obecność autora — wirtuoza, literackiego kuglarza, anarcho-surrealisty, narcyza i megalomana, niemoralnego moralisty i „Wielkiego Speleologa Waginy”, wreszcie intelektualisty swobodnie poruszającego się w świecie literatury, muzyki i malarstwa — stanowi źródło siły jego pisarstwa.

Wizja Millera jest głęboko pesymistyczna, ale — oto kolejny paradoks — nie przygnębia; wręcz przeciwnie — złagodzony ironią i komizmem, zaskakującą metaforą, swobodnym wzlotem surrealistycznej poezji pesymizm pisarza dodaje sił, by przeciwstawić się zgiełkowi codzienności, nowotworowym komórkom zagrażającym naszej osobowości. Tak pisał o tym sam Miller: Jednym z powodów, dla których kładłem w swych utworach nacisk na amoralność, zło, brzydotę, okrucieństwo, była chęć pokazania, że są one równie ważne — jeśli nie ważniejsze — co rzeczy pozytywne […]. W ten sposób oczyszczałem swój organizm z trucizny. I co dziwne, owa trucizna wywierała kojący wpływ na innych. To tak, jakbym ofiarowywał im uodporniającą szczepionkę. Fakt opisania świata w stanie rozkładu staje się aktem obłaskawienia go, zwycięstwem nad losem.

Warto też wspomnieć o jeszcze jednym aspekcie powieści, niezbyt w odbiorze widocznym i w pewnym sensie anachronicznym w dobie literatury postmodernistycznej i nouveau roman: „Zwrotnik Raka” i Sexus to opowieści o miłości, niespełnionej i nieuchwytnej. Autor przyznał pod koniec życia, że we wszystkich swoich przewrotnie autobiograficznych książkach pisał wciąż o jednej kobiecie, swej drugiej żonie June, zwanej tam Marą lub Moną. To ona pobudziła Millera do pisania i chociaż ostatecznie go porzuciła, to nią właśnie nasycony jest opisywany w pierwszej powieści Paryż, to jej twarzy, marmurowych nóg i zawsze gorących piersi szukał na ulicach i w burdelach, u Tani, Germaine i dziesiątkach innych opisywanych kobiet.

Ktoś napisał kiedyś, że „u boku wielkiej sztuki stoją zawsze jej dwie ciemne siostry: bluźnierstwo i pornografia”, i chociaż można by kwestionować poszczególne człony tego twierdzenia w odniesieniu do książek Millera, pozostaje faktem, że nie wszystkim przypadną one do gustu. Rynsztokowy — jak nazywa go sam autor — język może przesłonić inne zalety powieści. Miller przywiązywał sporą wagę do tej kwestii, poświęcając jej osobny esej. Przypomniał w nim dwa przeciwstawne poglądy na naturę słów nieprzyzwoitych. Według jednego obsceniczność, podobnie jak piękno, znajduje się na zewnątrz dzieła sztuki, w jaźni osoby je oglądającej. Zdanie przeciwne sprowadza się do twierdzenia, że obscena są trwałym elementem życia społecznego i odzwierciedlają głęboką potrzebę ludzkie go umysłu. Sam autor tak oto wyjaśniał powód ich stosowania: Gdy w sztuce, a zwłaszcza w literaturze, pojawiają się obscena, spełniają zwykle funkcję środka technicznego; element celowości nie ma nic wspólnego z próbą wywołania podniecenia seksualnego. Jeśli w ogóle można mówić w tym przypadku o jakiejś ukrytej motywacji ze strony twórcy, dotyczy ona czegoś o wiele głębszego niż seks. Celem jest przywołanie i wprowadzenie poczucia realności opisywanego świata. W pewnym sensie stosowanie przez artystę obsceniczności można porównać do użycia elementów nadprzyrodzonych przez starych mistrzów.

Do rąk czytelnika trafiają więc książki kontrowersyjne, ale wciąż żywe. Ta „intymna i prywatna historia, w której się nagle odzwierciedla coś, co jest głębsze i szersze”, przeznaczona jest dla ludzi z otwartą głową. Przed nimi obroni się sama.

W tekście wykorzystano fragmenty posłowia do „Zwrotnika Raka” autorstwa tłumacza Lesława Ludwiga.

Wznowienia książek ukazują się nakładem wydawnictwa Noir sur Blanc.


komentarze [1]

Sortuj:
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
LubimyCzytać 04.05.2017 10:44
Administrator

Zapraszamy do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post