cytaty z książek autora "Mary Beth Keane"
Nauczyła się, że początek życia ma największe znaczenie, że okazuje się największym obciążeniem dla przyszłości.
Jeśli każdy, kto się rodzi, umrze, żeby potem zmartwychwstać i cieszyć się życiem wiecznym, w porównaniu z którym nasze życie doczesne to tylko kilka sekund, jej zbrodnia jest zaiste niewielka... Nie większa od zbrodni East River, która utopiła Alberto Borriello.
Chcę powiedzieć też, że jeśli istnieje niebo, jest w nim ten mały cudowny chłopczyk: mam nadzieję, że mnie pamięta, że podbiegnie do mnie i wszystko mi wybaczy.
Potem przypominała sobie, że East River nie jest oceanem, nie jest nawet tak szeroka jak potężny Hudson, i wtedy ogarniał ją wielki niepokój, a lekarze twierdzili wówczas, że szaleje. Staje się wojownicza. Trudna. Uparta. Przekorna. Tępa. Jak kobieta. A na drugim brzegu normalne życie wiodło blisko pięć milionów dusz.
- Chodzi o to, Peter, że dorośli wcale nie wiedzą lepiej od dzieci, co powinni robić. Taka jest prawda.
Kate uważała dzień ślubu za pewnego rodzaju podsumowanie, natomiast Peter - za początek. Wzrastanie kontra opadanie fabuły. Jakby czytali inne książki.
Od czasu do czasu, jeśli obudził się gwałtownie, zabierał ze snów poczucie zupełnej dezorientacji i w ułamku sekundy miał wrażenie, że choć osobą leżącą obok niego jest Kate, to wydawała mu się zupełnie obca, wszystko w niej - profil, włosy rozrzucone na poduszce - wydawało mu się obce. Nie tylko obce, ale wręcz straszne w swej domniemanej familiarności, jak w jednym z tych filmów, w których człowiek budzi się w innej rodzinie i nikt nie wierzy, że nie jest tym, za kogo się podaje.
Oboje się nauczyli, że pamięć to fakt tak wiele razy farbowany, przycinany i zmywany, że wydaje się w końcu niemal nierozpoznawalny dla kogoś innego, kto był w tamtym pokoju, kto stał na trawie pod słupem telefonicznym.
Oboje pod pewnymi względami tęsknili za Irlandią, a może była to tęsknota za dzieciństwem, czasem, zanim musieli podejmować decyzje, zanim okazało się, że można żałować.
Francis dostrzegał w Anne ten sam nienazwany żal - nie całkiem nostalgię za domem, raczej duszony gniew, że w ogóle musiała wyjechać, gdy miała tak niewiele pieniędzy i mądrości, i zostać w miejscu niebędącym domem, choć tam właściwie już nie było domu - co więc im zostawało?
Troska o Petera, którego obie najbardziej kochały, związała je, wsadziła do tej samej łodzi - mogły teraz zgodnie wiosłować albo zaczną dryfować i pozwolą mu się utopić.
Kiedy teraz ze sobą sypiali, to na brzegu tak odległym od tego, z którego wyruszali, że Kate zaczęła oglądać się przez ramię, spoglądać na migoczące światła ich początków, aby porównywać raz po raz to, jak było kiedyś, i to, jak jest teraz. To, co dawniej zdawało się płynne, zmieniło się w niezrozumiałe, dużo trudniejsze do przetłumaczenia.
A potem zobaczyła aż zbyt wyraźnie całą trajektorię ich życia, podwójną flarę świateł na metalicznym zimowym niebie: rodzimy się, chorujemy, umieramy. Początek, środek, koniec. Widziała swoje życie utrzymywane w powietrzu przez jej własną dłoń, z której w sekundzie mogło zostać wyrwane. Gdzie chciała, aby wylądowało? Znalazła się w środku. Dokładnie w środku. Peter - również. Jak mogła nie zauważyć, że początek dobiegł końca?
Patrzył na jej twarz od tak dawna, że czasami zapominał ją zauważyć.
Kiedy matka szła do pokoju, cisza panująca w domu nie była uspokajającą ciszą biblioteki, w ogóle nie była spokojna. Była bardziej, tak to sobie wyobrażał Peter, wstrzymywanym oddechem w chwili pomiędzy wciśnięciem guzika i detonacją albo rozbrojeniem bomby. Czuł w takich chwilach bicie swojego serca. Słyszał krew płynącą w żyłach.
Kate obróciła się, aby uważnie spojrzeć na Petera szeroko otwartymi orzechowymi oczami. Jakby patrzyła na wzburzone wody uspokajające się w gładkie szkło.
Myśli, uczucia, wszystko to, co, jak się mówi, pochodzi z serca, wnętrzności, to wszystko procesy fizyczne, nie bardziej abstrakcyjne niż kość czy ścięgno.
Nie da się przewidzieć, jak potoczy się życie. Nie da się po prostu czegoś spróbować i najpierw sprawdzić, czy to lubisz, bo kiedy próbujesz i próbujesz, i próbujesz jeszcze dłużej, po chwili już tym się stajesz.
Kiedy się zaczęło? Gdyby miała komplet informacji, może potrafiłaby to określić, wskazać ów krytyczny moment w czasie, kiedy sprawy mogły potoczyć się w jednym kierunku, ale ruszyły w innym.
Peter powiedział jej kiedyś, że gliniarz potrafi rozpoznać pijanego kierowcę nie po tym, jak nierozważnie się zachowuje, ale po tym, jak ostrożnie jedzie. Obie dłonie na kierownicy, poniżej dozwolonej prędkości, aż nagle - ups - samochód wyjeżdżał odrobinę za podwójną ciągłą. Przypomniała sobie te wszystkie wieczory, kiedy Peter nakrywał do kolacji - uważnie, z rozmysłem. Albo kiedy pytał ją o miniony dzień, jak równo układał jedno słowo obok drugiego i otwierał usta we właściwy kształt.
Jeśli ich ślub był podsumowaniem, co to znaczyło dla każdego dnia, który nastał później?