cytaty z książek autora "Piotr Wojciechowski"
Za wszystko w życiu płaci się czymś z życia. Ale od tych, co nie osiągnęli nic, życie też pobiera opłatę
Czasy są takie, że samemu się nie wie, czy jest się autorem własnych słów. Może ja piszę tekst jakiś, a może tekst mnie żyje. To znaczy tekst posługuje się mną, aby być napisany
Ty oddalałaś się w bryczce, a kopyta zamurszańskich siwków waliły w moim sercu.
Więc zacząć od ascezy myśli, która ważniejsza jest od ascezy życia?
A może naszego obowiązku smakowania jednak urody świata za tych, którym świat zamienia się na wargach w popiół, w knebel czy kłamstwo?
Lasy birczańskie mokną w mgłach późnej jesieni, po szarej jak słoniowa skóra korze buków ściekają krople jasnej wody, widziałem wczoraj rogacza, jak wyszedł na przełęczkę między Babimi Skałkami i stał długo węsząc, nieruchomy jak z drewna, od koloru liści w głowie się kręci, na polanach mietlichy i turzyce wybujały jak dworska pszenica, w paprociach kruchych i rudych jak przerdzewiała do cna blacha żelazna pachnie grzybami, a modrzewie, jeszcze bardziej proste jak sosny, modrzewie – drzewa najbardziej powietrzne obejmują ażurem swoich koron takie przestrzenie nieba, że starczy go dla pary zgorzkniałych czynowników na niejedną zimę.
Za oknem jakby ktoś przewracał kartki albumu ze znaczkami – dżdżysty wiatr to przykleja do szyby kolorowe liście, to odkleja je i miecie dalej.
Może seledynowy wóz powiezie mnie ku nazwom, które brzmią jak potrącenie struny – Umbria, nazwom pachnącym spalonym przez słońce zielem – Siena.
Złośliwy los, czarnobrody i parzystokopytny, pozbawił mnie możliwości odpisania ci na kartkę.
Okrucieństwo jest chorobą zawodową grożącą każdemu żołnierzowi; chorobą, na którą pacyfiści z cywila zapadają szczególnie łatwo. Ci w sztabie łatwo dopuszczają się okrucieństw, bo ich nie widzą; ci na linii również dopuszczają się okrucieństw, bo widzieli ich już zbyt wiele.
Ileż to razy uciekałem od Polaków, nie wystarczali mi tacy, jacy byli, chciałem żeby to oni zawsze byli najlepsi, najpiękniejsi, najdzielniejsi.
-Wyszukał pan pieniędzy?
- Spotkałem znajomych, będę mógł pożyczyć.
- Czasem pożyczyć od nieznajomych taniej wypadnie.
Jest chyba taki obłęd, który zaczyna się od zgubienia proporcji pomiędzy ilością stawianych sobie pytań a ilością odpowiedzi, które mogą być dane.
Tuż za poręczą werandy połyskiwały ozdobne kępy ostrokrzewu, gotowe podpowiedzieć każdemu miłe kłamstwa świątecznych wspomnień.
Byli to mali, wystraszeni urzędnicy i ktoś, kto sam nigdy nie był małym, wystraszonym urzędnikiem, uwierzyłby łatwo, że rzeczywiście nic nie wiedzą.
Możliwość utraty życia i możliwość zabijania okazywały się nagle równouprawnionymi właściwościami mojego ciała.
Przypomniał mi o okrucieństwie losu, o tym, że pełne ładu konstrukcje nadziei narażone są w każdej chwili na stratowanie bezrozumnym kopytem na oślep kroczącego czasu.
Kto wyrywa zęby bez bólu, potrafi również zadać ból, wobec którego wyrywanie na żywca jest fraszką.
Rzadko, nadzwyczaj rzadko udawało się rozkwitnąć wspanialej frontowej miłości, głuszył ją chwast łatwizny, żarł robak złej zazdrości.
Wydało mi się wtedy, że pojąłem miłość, że najważniejszy w niej jest ten ogromny głód cudzej wdzięczności.
Byłem Polakiem, bo każdy musi mieć jakąś narodowość.
Człowiek jest najmądrzejszy, gdy ma siedemnaście lat. Potem jest tylko bardziej doświadczony.
To wszystko napełniło jej słowa treścią drapieżną i kobiecą, czułością tym groźniejszą, ze bardzo mi było potrzeba czułości.
...Ktoś szedł z pomarańczową lampą przez pokoje ciemnego domu, światło przepływało z szyby na szybę, a na bodiakach pod oknami pełzały jasne wachlarze. Chciałem, aby napełnił mnie spokój tego obrazu, bo serce moje było bardzo niespokojne.
Paryżowi wystarczyłoby odciąć dopływ kawioru i wina, żeby następnego wieczoru, co ja mowie: tego samego wieczoru, poszedł lizać buty oblegającemu miasto, każdemu oblegającemu. Miasto dziwek i miasto dziwka.
Dała mi lekcję najtrudniejszej cnoty – pokornego przyjmowania litości.
Wiosna przyszła wcześnie, natarczywa, gwiaździsta i bezsenna.
Kawa jest paliwem dla maszynki mózgu i tego paliwa trzeba co do kropli oszczędzać, a już jak ta maszynka miele - to sprawa następna.
-Jeszcze małe wyjaśnienie dla pana profesora, dla tego erudyty od hollywoodzkich chwytów, od awangardy teatralnej podzielonej na rubryki, od budowania postaci z cech antropologicznych jak z patyków. Ja pluję na pańską wiedzę. Pan tu zaraz palnie ocenę mojego scenariusza, zacznie pieprzyć o analogiach ze Ślubem Gombrowicza, z Weselem Wyspiańskiego, a może nawet Weselem Figara i Ślubami panieńskimi. Ja pluję na te analogie, na analizy, wskazówki, wszystkie punkty zwrotne konstrukcji scenariuszowej.