Żałoba, pamięć, śmierć. Co mają w sobie tak fascynującego, że chce się o nich czytać?

Aleksandra Przybylska Aleksandra Przybylska
01.11.2021

Szukałam pierwszego zdania tego tekstu od kilku dni. Chodziłam, dumałam, odpuszczałam - może samo przyjdzie. A skąd! Gdzieś pod spodem jest brutalna świadomość: czego bym nie napisała, otrze się o banał.

Żałoba, pamięć, śmierć. Co mają w sobie tak fascynującego, że chce się o nich czytać?

Otrze się o banał, że żałoba nie jest łatwa do przeżycia, że może warto szukać wsparcia w lekturach, byle nie (zdecydowanie nie!) jakichś poradników z piekła rodem. Otrze się o banał, że pamięć i śmierć to wielkie tematy - no bo jak miałyby nie być, skoro i pamięć, i śmierć dotyczą każdego z nas. Nie będzie więc tych banałów, tylko bardziej osobisty zestaw książek, które mnie pomogły po śmierci bliskich. Nie dość, że literacko są świetne, to też skłaniają do refleksji nad wielkimi tematami żałoby, pamięci, śmierci. I może nie warto czekać z ich lekturą aż do czasu, gdy któryś z tych wielkich tematów dogoni nas w życiowych projektach tak bardzo, że będziemy zmuszeni zwolnić.

„Nie ma”, a jednak jest. Chwilami aż do bólu

Nie ma Mariusz SzczygiełMusiała mocno zapaść w pamięć (!) wielu czytelników nieduża książka Mariusza Szczygła „Nie ma”, skoro ten zbiór reportaży nie tylko zgarnął Nagrodę Literacką Nike w 2019 roku, ale i stosunkowo niedawno prestiżową Nike 25-lecia. A przecież było z czego wybierać, w zestawie są nawet dzieła noblistki Olgi Tokarczuk. Oczywiście można to tłumaczyć swoistym efektem świeżości „Nie ma”, ale z drugiej strony ta zupełnie niezwykła książka Szczygła ma właśnie w sobie to coś, co prędzej czy później dopada każdego z nas.

Reportaże na pozór niczym się nie łączą. A to autor przechadza się po Nowym Jorku, a to opisuje willę w czeskiej Pradze (kto z nas nie zakochał się, nieraz na powrót i silniej jeszcze, w Czechach, po przeczytaniu książek Mariusza Szczygła? Nie widzę!), a to odwiedza ukochany sklep ze starociami bodajże w Budapeszcie. Są tu też ludzie, nieraz żyją na skraju swojego życia, swojej codzienności, choroby czy zmęczenia, nieraz mają piękne wspomnienia i teraźniejszość, innym razem – niekoniecznie. I im bardziej czytamy „Nie ma”, tym bardziej wyłania nam się z tego zbioru reportaży jakiś wspólny mianownik – już nie tylko żałoba, już nie tylko odchodzenie, już nie tylko brak, już nie tylko wyrwa, ale jakże dojmujące i narastające poczucie pustki. I to niezależnie od tego, czy odczuwamy je po stracie bliskich osób, domów czy drobnych przedmiotów.

No i jak to jest napisane! Szczygieł w „Nie ma” a to chwyta za gardło, że aż brak człowiekowi tchu, a to łapie za nadgarstek, nakazując niemal zwolnić w codziennej bieganinie za… Właśnie – za czym? Do dziś mnie trzyma choćby ten sklepik ze starociami, dopadł mnie w Brukseli, na jakimś pchlim targu, gdy nie mogłam się pozbyć tych Szczygłowych myśli z głowy, że skoro różne przedmioty są tutaj, do kupienia, to nie ma ich już w czyimś domu, bo pewnie i tego domu nie ma, i tego, kto w nim mieszkał. Od czasu lektury „Nie ma” nie potrafię już kupować w takich miejscach. Coś mnie trzyma i za gardło, i za nadgarstek.

Największym chyba mistrzostwem Mariusza Szczygła jest to, jak fenomenalnie potrafi rozciągać to dojmujące poczucie pustki. Na wiele pięter, na każdą szerokość i długość geograficzną, na różne światy, na nasze, ludzkie wnętrza i zewnętrza. „Nie ma” tak bardzo jest, że aż fizycznie potrafi boleć podczas czytania. A jednak się czyta. Niespiesznie, chwilami boleśnie rozkosznie.

Marcin Wicha przygląda się swoim rodzicom. I trochę też sobie

Jak przestałem kochać designPodobnie zresztą jest i z innym mistrzem słowa, z Marcinem Wichą, choć autor oddał do rąk czytelników książki zdecydowanie bardziej osobiste. Zbiór tekstów „Jak przestałem kochać design” powstał po śmierci ojca pisarza, a „Rzeczy, których nie wyrzuciłem” to książka napisana po śmierci matki. To wspomnienia raz proste, prozaiczne, innym razem poetyckie; raz z najdalszej dziecięcej przeszłości, z pamięci poszczególnych przedmiotów (aż poszłam odnaleźć na mojej dziecięcej półce „Kto pocieszy Maciupka?” Tove Jansson, o którą to książkę mały Marcin z mamą pytali w księgarni co kilka dni – ech, ten PRL…), innym razem z tego, co było zaledwie wczoraj. Każdy z nas ma garść takich wspomnień o rodzicach, o wydarzeniach z czasów, gdy byliśmy dziećmi; każdy z nas ma dotyczące zaprzeszłych zdarzeń przemyślenia.

Rzeczy, których nie wyrzuciłem Marcin WichaNie każdy jednak potrafi pisać o nich tak celnie i tak dobrze, jak Marcin Wicha. Autor, z wykształcenia grafik, pisze, jakby rysował – prostą zdecydowaną kreską. I jest w tych odartych z esów-floresów słowach, w prostych zdaniach wielka siła wyrazu i przekazu. Niejedno mgnienie z „Rzeczy, których nie wyrzuciłem” trafia w samo sedno, trafia w samo serce. To inne pisanie niż u Mariusza Szczygła, bo i rodzaj pustki, rodzaj straty w każdym z nas jest inny. Wszak chodzi tutaj o ludzi nam najbliższych, o tych, którzy, mniej i bardziej świadomie, bo kto umie być rodzicem, w jakiś sposób nas ukształtowali. Nas dzisiejszych, nas obecnych, wybierających także takie, a nie inne lektury.

Literackie próby uporania się z poczuciem straty po śmierci rodziców docenili także polscy czytelnicy - „Rzeczy, których nie wyrzuciłem” dostały w 2018 roku Literacką Nagrodę Nike. Piszę o tym wyróżnieniu, podobnie jak wcześniej w przypadku „Nie ma” Mariusza Szczygła, bo to dla mnie pewien znak czasu. Jakbyśmy wreszcie w pewnej zbiorowości dali sygnał, że tak, że oto jesteśmy już gotowi, by rozmawiać o śmierci, odchodzeniu, żałobie, tym wszechogarniającym poczuciu pustki. Chcemy o tym czytać, chcemy wiedzieć, że inni mają podobnie, że się zmagają z codziennością, w której nagle powstają wielkie wyrwy; wyrwy, na które nigdy – nawet gdy nasi bliscy chorują latami – nie jesteśmy gotowi.

Siła eseju. Pamięć i śmierć poszerzają horyzonty

Kontener Marek BieńczykSama w potrzebie czytania o tym, co ostateczne, w potrzebie oswajania śmierci najbliższych, wpadłam niemal zaraz po „Rzeczach, których nie wyrzuciłem” na „Kontener” Marka Bieńczyka. I tu znów mamy do czynienia z zupełnie innym potraktowaniem tematu śmierci matki przez autora. Tak, są wspomnienia, są – podobnie jak u Wichy – te momenty, gdy starzejący się, schorowany rodzic zapada się w siebie, coraz bardziej tracąc kontakt z rzeczywistością i ze światem. Ale jest też zupełnie inne o tej śmierci pisanie. Bieńczyk, który jest wybitnym eseistą (Nike za „Książkę twarzy” to nie przypadek), ofiarowuje nam a to mgnienia z wakacji, a to zanurza nas nieco w uwielbianego przez siebie Rolanda Barthesa i jego emocje po stracie matki. Wreszcie styl ma skrajnie inny od tego, jak pisze Wicha. I to jest wspaniałą siłą książki „Kontener”, to rozpieszcza zmysły odbiorcy wszędzie tam, gdzie proste pisanie nie dawałoby ukojenia. Aż trochę dziwnie to pisać, lecz obie te książki – Wichy i Bieńczyka – zrobiły mi dobrze po śmierci mamy. Czułam się przez te lektury w jakiś szczególny sposób zaopiekowana na zupełnie dwóch skrajnych biegunach emocji i refleksji. Oby każdemu w trudnych chwilach wpadły w ręce tak dobre książki.

Pamięci, pamięci StiepanowaA skoro już o znakomitych esejach mowa, to nie sposób pominąć przy temacie pustki książki Marii Stiepanowej „Pamięci pamięci”. Tu już oczywiście pędzi z pomocą komputerowa korekta, podkreślając totalnie bez sensu drugą pamięć z tytułu jako zbędną (ech, ten XXI wiek, te algorytmy, ta sztuczna inteligencja). Droga Komputerowa Korekto, ta druga pamięć w tytule jak najbardziej powinna zostać, gdyż eseje Stiepanowej poświęcone są właśnie „Pamięci pamięci”. Dla polskiego czytelnika to prawdziwy rarytas; rzadko wydaje się dziś u nas rosyjskich autorów, a książka Stiepanowej została uznana za jedną z najlepszych w Rosji w ostatniej dekadzie. Znajdziemy tu losy rodziny autorki o rosyjskich i żydowskich korzeniach; znajdziemy kobiety, które wiodły lud na barykady jeszcze w czasie rewolucji 1905 roku, by potem uciekać przed carskim gniewem hen na zachód, do odległej Francji, i studiować medycynę na Sorbonie, a po latach wrócić do leninowskiej już Rosji Radzieckiej (tak, też w to nie wierzyłam i serce mi się krajało podczas czytania, no ale tak się rzeczy mają z prawdziwymi rewolucjonistami); znajdziemy wreszcie u Stiepanowej niejeden obraz rosyjskiej wielkomiejskiej biedy, a w nim choćby przepisy na potrawy, których dziś nikt by nie tknął, ze składników, których nie wzięlibyśmy do ust. A także pamięć jednego czy drugiego przedmiotu, jak choćby okładkowych porcelanowych mrożonych figurek Charlotte – w XIX wieku służących do wypychania skrzyń z wartymi o wiele więcej przedmiotami czy do kąpieli, bo pusta w środku porcelana powodowała, że Szarlota unosiła się na wodzie. Dziś taka figurka, nawet bez nogi czy bez ręki to przedmiot pożądania wielu kolekcjonerów na świecie.

Stiepanowa napisała esej wybitny. „Pamięci pamięci” zabiera nas w świat, który jest tuż obok, a którego tak bardzo nie znamy. I to zarówno na płaszczyźnie polsko-rosyjskich animozji, jak i melancholii, nostalgii, postrzegania rzeczywistości i rządzących nami emocji.

A czy ty rozmawiałeś już o śmierci przy kolacji?

Porozmawiajmy o śmierci przy kolacjiLast but not least Michael Hebb ze swoją książką „Porozmawiajmy o śmierci przy kolacji”. Nie sposób nazwać tę pozycję poradnikiem, to raczej przystępny, a jednocześnie głęboki i przenikliwy dzięki ludzkim historiom, przewodnik po projekcie autora. Hebb jest współtwórcą ruchu, w ramach którego nieznający się ludzie zasiadają do kolacji przy wspólnym stole, by – niejako przy okazji, choć właściwie o to głównie chodzi – porozmawiać o śmierci. Tak jak o życiu, o codziennych ważnych problemach.

Bo koniec końców czym tak naprawdę jest śmierć? Jak chciałbyś/ chciałabyś umrzeć? A jak chcesz być zapamiętana/ zapamiętany? Pytań wokół śmierci i umierania jest mnóstwo, można by je mnożyć bez końca. Michael Hebb podaje też proste wskazówki, jak przygotować tę kolację ze śmiercią w roli głównej, jak zaprosić na nią gości (i czy dzieci także). Ale najbardziej fascynujące w książce są właśnie opisy tych niecodziennych spotkań nieznających się wcześniej osób oraz historie, które opowiadają sobie ludzie, wreszcie to, jak przebiega to niezwykłe doświadczenie w zależności od kultury, w jakiej żyjemy – bo tu naprawdę bywa różnie w Europie czy w Azji.

„Porozmawiajmy o śmierci przy kolacji” jest też całkiem udaną próbą oswojenia tematu, od którego na co dzień stronimy, zgrabnie uciekamy, albo który zdaje się nas nie dotyczyć, choć przecież na logikę dotyczy jak najbardziej każdego z nas i osób nam bliskich. Hebb zachęca, by o śmierci rozmawiać otwarcie – to pewien znaczący przełom w naszej zachodniej, kręcącej się wokół młodości i długowieczności kulturze, a dla mnie też kolejne potwierdzenie, że książki, o których pisałam wcześniej, nie bez powodu otrzymują nagrody, o których decydują czytelnicy. A o śmierci przy kolacji przeczytajcie koniecznie. Potem będziecie już wiedzieli, co zrobić.


komentarze [12]

Sortuj:
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
MogwaiGirl 04.11.2021 10:40
Czytelniczka

Dodałabym do tego zestawienia  To, co musimy utracić, czyli miłość, złudzenia, zależności niemożliwe od spełnienia oczekiwania, których każdy z nas musi się wyrzec, by móc wzrastać - wspaniałe...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
 To, co musimy utracić, czyli miłość, złudzenia, zależności niemożliwe od spełnienia oczekiwania, których każdy z nas musi się wyrzec, by móc wzrastać
silentlyhere 02.11.2021 15:52
Czytelniczka

mnie to jak na razie najbardziej przerażają te Sodoma. Hipokryzja i władza w Watykanie i Gomora. Władza, strach i pieniądze w polskim Kościele  , bo ktoś w końcu  mówi prawdę o Kościele katolickim -,-

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Róża_Bzowa 02.11.2021 08:37
Bibliotekarka | Oficjalna recenzentka

Nie sposób nie wspomnieć dwóch wybitnych książek o żałobie po stracie bliskiej osoby:  Smutek Rok magicznego myślenia
Warto także przeczytać
Bezmatek Umarł mi. Notatnik żałoby

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
 Smutek  Rok magicznego myślenia  Bezmatek  Umarł mi. Notatnik żałoby
konto usunięte
01.11.2021 23:21
Czytelnik

Użytkownik wypowiedzi usunął konto

L_Settembrini 01.11.2021 21:43
Bibliotekarz

Z tzw. klasyki Kiedy umieram

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
 Kiedy umieram
Outsider 01.11.2021 18:48
Czytelnik

Cieszę się, że powstał ten tekst i ten wątek.
Zgadzam się, że należy rozmawiać o śmierci otwarcie, traktować ją jak część życia, bo i przecież nią jest, podobnie jak narodziny. To może pomóc osowić lęk z nią związany, który wielu z nas odczuwa, a może nawet i się z niego wyzwolić.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
FioletowaRóża 01.11.2021 18:18
Czytelniczka

Jest to temat uniwersalny i powinno się go traktować jako wątek książkowy. Śmierć spotka każdego, ale szkoda, że nie do końca jest sprawiedliwa- nie wiemy, kiedy nadejdzie i czy PO życiu coś jeszcze nas czeka. Dla wielu nadchodzi też za szybko... 

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
John_Doe 01.11.2021 20:28
Czytelnik

@FioletowaRóża Lepiej nie wiedzieć kiedy nadejdzie śmierć. Może jutro 😜. 

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
FioletowaRóża 01.11.2021 20:54
Czytelniczka

Oczywiście:) Szkoda tylko, że życie często odbiera nam ktoś, w dodatku ekspresowo:/ 

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
Jolanta 01.11.2021 17:11
Czytelniczka

Można dorzucić  Rozmowy o śmierci i umieraniu.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
 Rozmowy o śmierci i umieraniu
Aleksandra Przybylska 01.11.2021 17:01
Redaktorka

Zapraszam do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post