Czytamy w weekend
W ostatni weekend lata w naszym cotygodniowym cyklu aż dwie wrześniowe premiery. Iza ponownie zanurzy się w prozie mistrza grozy, a Kinga przeczyta książkę o „najlepszym serialu na świecie” w 25 rocznicę emisji pierwszego odcinka „Przyjaciół”. Natomiast Aneta sięgnie po pasjonujący thriller psychologiczny autorstwa izraelskiej pisarki.
Stephen King jest jednym z autorów, którzy towarzyszą mi od dziecka. Znając jego powieści, może to zdanie wydać się trochę przerażające, ale nie było aż tak źle. Kiedy miałam lat 10, starsza kuzynka czytała mi „Miasteczko Salem” do snu. Co skutkowało strachem przed mrokiem za oknem czy przed zostawaniem samej w domu, jednak i tak miło wspominam te literackie przygody. Później King co jakiś czas przewijał się przez moje czytelnicze wybory. Nie przeczytałam wszystkich jego książki (czy to w ogóle jest możliwe?), ale szacuję, że jakieś 2/3. Kilka uważam za wybitne np. „Misery” czy „Lśnienie”, a kilka za zdecydowanie słabsze np. „Joyland” czy „Przebudzenie”. Kilka jest zbyt strasznych, abym mogła doczytać je do końca np. „To”, do którego podchodziłam już 3 razy i za każdym, po przeczytaniu połowy przerywam z powodu nawracających koszmarów, a kilka zupełnie nietypowych jak „Mroczna wieża” czy „Pamiętnik rzemieślnika”. Bardzo ciekawie opisał „Pokolenie Stephena Kinga” Bartek Czartoryski i trafnie zaobserwował, że „Gdy tak patrzę na zarys fabuły nadchodzącego „Instytutu”, wydaje mi się, że sam mistrz horroru bacznie śledzi to, czym zachwycają się miliony, i podpatruje pewne rozwiązania z ekranu, bo fabuła zbliżającej się powieści jako żywo czerpie ze… „Stranger Things”. I to była idealna rekomendacja najnowszej książki Kinga dla mojej spragnionej emocji wyobraźni.
Bardzo cenię sobie literaturę faktu wydawaną przez Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego. Tytuły z serii „Mundus” zajmują równie ważne miejsce na moich czytelniczych półkach, co reportaże z Czarnego. Krakowska uczelnia ma w swojej wydawniczej ofercie również książki beletrystyczne, i im właśnie poświęcam ostatnio coraz więcej czasu. „Seria z żurawiem” kusi mnie egzotyką, zaprasza do odwiedzenia najdalszych zakątków świata. To literatura współczesna, autorstwa osób, które odniosły sukces w kraju swojego pochodzenia lub którym przyznano najważniejsze literackie nagrody. Okładki książek wyróżnia subtelna grafika o pastelowych kolorach, motywy przewodnie są adekwatne do treści, ale nienachalne. Cała seria wydawana jest, mam wrażenie, mimochodem, skromnie i na marginesie. Bez szumnych promocji i chwytliwych blurbów. Łatwo ją przegapić, a wierzcie mi, na pewno na to nie zasługuje. To książki mądre, dobrze napisane i przetłumaczone, o uniwersalnym przekazie. Historie z Japonii, Węgier czy Izraela portretują ludzi takich jak my, pełnych moralnych dylematów, wystawionych na próby, szukających akceptacji i zrozumienia. W gąszczu coraz większej ilości premier, kuszących nas krzykliwą okładką lub opisem wciągającej akcji, warto poszukać właśnie takich perełek. Tytułów, które obronią się same, których tak naprawdę nie trzeba reklamować.
Przede mną weekend i książka „Budząc lwy”. Ten duet bardzo mnie cieszy :)
Gdy trochę ponad rok temu wyprowadziłam się od rodziców, by w końcu zamieszkać sama, czułam, że oto zaczyna się etap życia, na który zawsze czekałam. Gdy będę samodzielna, niezależna i dorosła. Po upływie roku mogę stwierdzić, że ta cała „dorosłość” kojarzy mi się na razie z zawałem serca przy otwieraniu rachunków za ogrzewanie, z pralką, która w momencie wirowania wydaje z siebie odgłosy, jakby miała powtórzyć lot Apollo na Księżyc, i pieszymi wycieczkami (a czasami nawet biegami przełajowymi) do Biedronki na 10 minut przed zamknięciem sklepu, bo okazało się, że mój chłopak zjadł ostatnią bułkę. A miało być tak fajnie, jak w serialu „Przyjaciele”.
No właśnie. Ten serial ukształtował w mojej małej główce obraz dorosłości i naprawdę spodziewałam się codziennych wizyt w kawiarni z pomarańczową kanapą. Kolejne odcinki oglądałam nałogowo i wielokrotnie wracałam do perypetii tej niezwykle śmiesznej szóstki. A skoro w niedzielę mija dokładnie 25 lat o emisji pierwszego odcinka, to lekturą obowiązkową jest nowość wydawnictwa SQN – „Przyjaciele. Ten o najlepszym serialu na świecie”. Zaczęłam już czytać i wiem, że bez karteczek indeksujących i obejrzenia ulubionych odcinków się nie obejdzie. Kelsey Miller nie tylko przedstawia genezę powstania serialu, biografię poszczególnych aktorów, ale próbuje również tłumaczyć jego niesamowity fenomen i to, jak wpłynął na współczesną kulturę i telewizję. Prawdopodobnie nie będę mogła sie powstrzymać przed obejrzeniem po raz kolejny swoich ulubionych odcinków, a może i nawet całych sezonów. Choćby po to, żeby usłyszeć to pamiętne zdanie, które wypowiada Monika do Rachel i które umieściłam na kartce z okazji osiemnastych urodzin mojej siostry. Welcome to the real world. It sucks. You're going to love it!
komentarze [256]
Przeczytane Kwiaty w pudełku. Japonia oczami kobiet
w miedzyczasie slucham audiobooka Głębia. Skokowiec
Jakie odczucia por Kwiatach w pudelku ?
Warto kupic ???
Dzisiaj narysujemy śmierć
Filozofia Kaizen. Jak mały krok może zmienić Twoje życie
U mnie tym razem weekend baśniowy, skończyłam Niedźwiedź i słowik i zaczynam drugą część Dziewczyna z wieży
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Bardzo szybko się czyta Skorpion
W międzyczasie Druga wojna światowa , bo "Arnhem" był genialny.