Strach przez staniem się złą inspiracją jest zawsze obecny. Damian Jackowiak o „Pluszowym misiu”

Paulina Ząbek Paulina Ząbek
29.04.2020

Czy Salinger wiedział, że Mark David Chapman zabije Johna Lennona, a potem wskaże powieść „Buszujący w zbożu” jako swoją inspirację, aby dokonać tego czynu? A gdyby wiedział, to czy by ją napisał? – zastanawia się Damian Jackowiak w odpowiedzi na pytanie o to, czy nie boi się, że psychopatyczny morderca z jego najnowszej książki „Pluszowy miś” znajdzie naśladowcę w realnym świecie.

Strach przez staniem się złą inspiracją jest zawsze obecny. Damian Jackowiak o „Pluszowym misiu”

Okładka książki "Pluszowy miś"[Opis wydawcy] Najstraszniejsze demony nie kryją się w szafie, ale w głębi duszy.

Człowiek zaczyna żyć, gdy zaakceptuje siebie i swoją przeszłość. Feliks Struner nie żył od dwudziestu pięciu lat. Nie potrafił być dobrym ojcem ani chociażby przeciętnym mężem. Nie oszalał jedynie dzięki pracy. Bycie policjantem, obcowanie ze zbrodnią – to gwarantowało mu sen i zarazem… bezsenność. Paradoksalnie, przestępcy trzymali go przy życiu.

Przez dwadzieścia pięć lat demon inspektora był zamknięty w celi jego umysłu. Demon, któremu pozwolił umknąć przed wymiarem sprawiedliwości. Dziś potwór wyrwał się z klatki, by jeszcze raz zagrać ze starym gliniarzem w niebezpieczną grę. W odnalezionych na pobiedziskim rynku zwłokach dziewczynki śledczy zobaczył nie tylko możliwość odkupienia, ale przede wszystkim – zemsty.

Paulina Ząbek: Debiutował pan w 2017 książką „Tożsamość zbrodni”. Jak doszło do tego, że zaczął pan pisać? Czy zostanie pisarzem było pana marzeniem?

Damian Jackowiak: Z perspektywy czasu to dość ciekawe, jak wszystko się potoczyło. Na pewno pisanie stanowiło część przyszłości, jaką dla siebie widziałem. Moja debiutancka powieść nie była pierwszym podejściem do pisania, jednak wcześniej wszystko lądowało w szufladzie albo – co zdarzało się częściej – w koszu. Dziś zachowuję wszystko, co napiszę, i jestem ciekawy, co bym znalazł na tamtych, zapomnianych już stronach. Do „Tożsamości zbrodni” mam mieszane uczucia, bo z jednej strony widzę, jak bardzo byłem nieprzygotowany do pisania całej powieści, ale z drugiej jest dokładnie taka, jaka miała być. To ciekawy paradoks uczuć, ale gdybyśmy nie dokonywali pewnych wyborów, to dziś zapewne bylibyśmy w zupełnie innym miejscu. Reasumując: moim największym marzeniem było po prostu coś, nie umiałem tego zdefiniować, ale dziś czuję, że jestem blisko nazwania tego.

Co sprawia, że podejmuje się pan opowiedzieć daną historię i gdzie poszukuje pan inspiracji?

Ktoś kiedyś powiedział, że pisarz powinien być obserwatorem. Jest nim, jest jedną nogą w fikcyjnej historii i drugą zaczepioną w swojej rzeczywistości. To zabrzmi banalnie, ale to nie ja szukam inspiracji, to trochę bardziej efekt wspólnego wysiłku. Jakby nie było, to wokół nas świat czeka, aby go opisać. Świat jest pełen inspiracji i ludzi, których warto uczynić nieśmiertelnymi. To trochę tak, jakbyśmy wyszli na spacer po alei z tematami. Wystarczy tylko przystanąć i sięgnąć po nie – chociaż nie zawsze się to udaje. W moich książkach tworzę wątki, zaczynając od większej idei, nie tylko od zagadki, śmierci czy mroku, choć są nieodzowną częścią świata przedstawionego.

Warto pamiętać, że w większości powieści, nawet tych z literatury czysto rozrywkowej, między słowami znajdują się intencje, czasami są subtelne w postaci szeptu, a czasami wręcz krzyczą, starając się, by ktoś je usłyszał. Coś jak ofiary w kryminałach i thrillerach, bo nieodczytana intencja staje się ofiarą ludzkiej obojętności. Dlatego też, kiedy podejmuję się opowiedzenia jakiejś historii, chodzi mi o intencje, fabuła powstaje na ich fundamentach.

Pana  najnowsza i zarazem trzecia już książka „Pluszowy miś” to lektura, od której trudno się oderwać. Utrzymuje napięcie, wciąga i przeraża. Opisy niektórych scen są naprawdę makabryczne. Przyznam, że te najstraszniejsze obrazy opisuje pan na tyle sugestywnie, że niełatwo o nich zapomnieć. Czy po ukończeniu książki potrzebował pan jakiegoś resetu?

Bardzo miło mi to słyszeć. Zależało mi na tym, aby te sceny zostały na dłużej, weszły pod skórę czytelnika i go uwierały. Myślę, że kryminały/thrillery pomagają nam zapamiętać, że choć świat Zachodu żyje w umownym pokoju (oczywiście, zbyt często zapominamy, że na Ukrainie trwa wojna, tak samo na Bliskim Wschodzie), to cierpienie, nie tylko emocjonalne, nadal jest żywą częścią naszej cywilizacji. Wiem, że mamy wybitne reportaże czy opisy ludzkich dramatów uwiecznione przez literaturę piękną, jednak kryminały potęgują to doznanie horroru, są swoistym memento naszych ludzkich demonów. Pisanie tego typu scen jest wyczerpujące, jednak jedynym resetem – jeśli uznać to za reset – jest dla mnie sięgnięcie po pusty notatnik, nowy dokument Word i pisanie nowej historii. Nie każda wyjdzie, mam tego świadomość, ale każda strona, każde słowo się liczy, niezależnie od tego, czy kiedykolwiek pokażemy je światu.

Główny bohater „Pluszowego misia” to inspektor śledczy Feliks Struner. Jest to postać wzbudzająca ambiwalentne uczucia. Z jednej strony podziwiamy jego odwagę i determinację w tropieniu mordercy, a z drugiej widzimy go jako jednostkę nieprzystosowaną społecznie. Co było najtrudniejsze w kreowaniu tej postaci?

Jeśli chodzi o moją dotychczasową twórczość, Feliks jest moją ulubioną postacią, właśnie przez tę skrajność, gdy niby wykluczające siebie cechy znajdują swoje miejsce w jednym człowieku. Tworzenie tej postaci było długim procesem, miałem różne koncepcje, ale zawsze chciałem, żeby ten bohater wyróżniał się na tle sztampowego gliniarza, który przeżył swoje i stał się cynikiem. Oczywiście Feliks jest wyplutym przez życie mężczyzną, ale nadal widzimy w nim tlącą się iskrę, czasami przygasającą, a czasami przybierającą na sile, a wokół niej cały ten mrok, jakim sam się otoczył. Myślę, że właśnie ukazanie kontrastu między nadzieją, jakiej się trzymał, a świadomością tego, że on sam jest sobie winien, było może nie najtrudniejsze, ale najbardziej ekscytujące. Czy jeszcze jest dla mnie szansa? Czy zasługuję już tylko na swoje dno? To jest jak pogoń za smokiem, którego nie da się dogonić, a Feliks ma świadomość, że nie ma już zbyt wiele czasu. Gdyby istniał naprawdę, to chciałbym z nim pogadać.

Akcja książki dzieje się pod Poznaniem, w Pobiedziskach. Skąd wybór właśnie takiego miejsca i w jakim stopniu lokalizacja gra dla pana dużą rolę podczas konstruowania fabuły?

To miejsce, w którym się wychowałem i wiedziałem, że kiedyś w mojej książce zbrodnia zawita do tego miasta. W przeciwieństwie do „Tożsamość zbrodni”, gdzie miasto jest fikcyjne, oraz do „The Writer”, gdzie akcja dzieje się w Łodzi i Warszawie, tutaj znam każdy zakątek, każdy budynek, ścieżkę, mam to miasto pod skórą, jest częścią mnie, tak jak ja jestem jego częścią. Pobiedziska czekały na godną historię, wybór był oczywisty. Możliwe, że moja relacja z tym miejscem stworzyła namacalny efekt w książce. Samo miejsce w innych historiach nie grało takiej roli. Oczywiście jest konieczne, by stworzyć realny świat, jednak nie zawsze jest on taki ważny. Kafka w „Procesie” niemalże w pełni pominął opis miasta czy kraju, w którym dzieje się akcja, i skupił się na kilku lokalizacjach, a jest jednym z najwybitniejszych autorów, jakich czytałem. W kolejnych moich powieściach miejsce będzie grało poboczną rolę. Jednak warto wspomnieć, że budowanie świata jest dla wielu pisarzy kwestią priorytetową, na przykład Tolkien stworzył świat namacalny, choć fantastyczny. To, jaką rolę gra miejsce, zależy od historii, którą chce opowiedzieć autor. Granica jest cienka.

W książce wprost pisze pan o tym, że przed transformacją ustrojową polska policja była nastawiona na wyniki, a nie na sprawiedliwość. Wielokrotnie czytamy, że dla śledczych najważniejsza była kariera i to ona kierowała ich zachowaniami, niejednokrotnie przyczyniając się do skazania niewinnej osoby. W jaki sposób przygotowywał się pan do poruszenia takiej tematyki?

Obywatele krajów dawnego bloku wschodniego (w tym również Polacy) mają jeszcze świeże rany po dawnym ustroju. Wydaje się, że nie do końca poradziliśmy sobie z rozliczeniem tego, co było, albo zaakceptowaniem tego, co jest. Politycy, media odgrzewają temat emerytur dawnych funkcjonariuszy UB czy SB, wyciągając na powierzchnię dawne uprzedzenia, po czym i tak nie zamykają tego tematu. Jako społeczeństwo chyba tego jeszcze do końca nie przegadaliśmy. Temat dotyczący policjantów pracujących w czasach Polski Ludowej jest znacznie głębszy i nie dotyczy tylko pogoni za karierą. W „Pluszowym misiu” zamieściłem scenę z drugim dnem, w której Feliks rozmawia z innym policjantem o emeryturach, które rząd obciął za sprawą ustawy dezubekizacyjnej. Zadaję w niej pytania, choć nie wprost, na które mało kto potrafiłby odpowiedzieć bez wątpliwości. Jeśli chodzi o research, poznałem pewne zachowania osób, które wykonywały rozkazy bez mrugnięcia okiem. Te zachowania zostały wplecione w fabułę książki. Oczywiście nie chciałem, aby ten wątek pochłonął całą historię, toteż nie poruszyłem tragicznych wydarzeń mających miejsce w katowniach UB/SB.

Fabuła kryminalna jest bardzo wymagająca, wszak wszystkie wątki muszą się odpowiednio zazębiać. Jak pan nad nią pracuje? Rozpisuje pan konspekt, wypunktowuje zdarzenia, tworzy wcześniej charakterystykę bohaterów lub przygotowuje mapę myśli?

Chciałbym powiedzieć, że piszę powieści z wcześniej utworzonym planem i trzymam się go aż do końca, byłoby to zapewne nieco łatwiejsze i oszczędziłoby długich nocy z rwaniem sobie włosów z głowy. Jednak poza starą tablicą korkową z karteczkami, na których piszę imiona bohaterów, informacje o nich, jak również główne wątki w ciągu danego czasu, to nie organizuję sobie pracy. Staram się jakoś zapanować nad chaosem. Te karteczki to jedyne wskazówki, które z czasem ulegają zmianie. Początkowo „Pluszowy miś” miał się zakończyć inaczej, ale podążając razem z Feliksem przez jego historię, zmieniłem jej bieg. Bohaterowie często mnie prowadzą, a ja staram się dotrzymać im kroku.

Chciałabym jeszcze spytać o szaloną rodzinę Trodalów, właścicieli upiornej rezydencji i znacznego majątku ziemskiego, z którymi ściśle powiązane są losy bohaterów i cała ta mroczna historia „Pluszowego misia”. Skąd pomysł na ten wątek?

Dwór Trodalów to jedyne fikcyjne miejsce w książce. Stworzyłem go na ziemiach, które w dzieciństwie wzbudzały we mnie lęk, nie bardzo wiem dlaczego, ale las otaczający jezioro, wąskie ścieżki, odgłosy zwierząt, to wszystko miało w sobie klimat. Rodzina Trodalów symbolizuje większość hermetycznie zamkniętych rodzin i jest czymś więcej niż tylko mirażem jednego rodu, pomijając to, co wydarzyło się w jego historii. Wszyscy mamy jakieś trupy w szafie, natomiast ta rodzina miała ich trochę więcej. Wątek tej rodziny pojawił się dość i szybko stało się dla mnie jasne, że jest potrzebny, by nadać większego sensu całej historii. Chciałbym kiedyś wrócić do tego dworu i poznać drzewo genealogiczne Trodalów. To byłaby ciekawa przygoda.

Na świecie z pewnością grasuje niejeden psychopatyczny morderca. Czy nie obawia się pan, że Zabawkarz mógłby stać się natchnieniem dla któregoś z nich? Co by pan zrobił, gdyby dowiedział się, że policja poszukuje naśladowcy zbrodniarza z „Pluszowego misia”?

Prawdopodobnie udałbym się na terapię. To byłaby miażdżąca wiadomość. Odpowiedzialność spadałby również na mnie, poniekąd pewnie słusznie. Jeśli się nie mylę, to w filmie „Kruk” z Johnem Cusackiem główny bohater naśladował pisarza. Nie pamiętam, jak to się skończyło dla samego pisarza, ale pomagał policji w schwytaniu naśladowcy. Pewnie zrobiłbym to samo. W końcu, jeśli nie możemy zmierzyć się z konsekwencjami swoich czynów, to nie powinniśmy ich robić. Autor to czyn, naśladowca to konsekwencje. Poruszyła pani ciekawą kwestię dotyczącą psychologii oraz socjologicznych aspektów. Wielu twórców musiało się zmierzyć z myślami – co, jeśli moje twory zainspirują kogoś albo ktoś zupełnie inaczej od moich intencji zrozumie mój przekaz? To prawda, że istnieje takie niebezpieczeństwo. Czy Salinger wiedział, że Mark David Chapman zabije Johna Lennona, a potem wskaże powieść „Buszujący w zbożu” jako swoją inspirację, aby dokonać tego czynu? A gdyby wiedział, to czy by ją napisał? Tego typu pytania oczywiście zostaną bez odpowiedzi. Niestety nigdy do końca nie wiemy, jakich konsekwencji się spodziewać, one przychodzą dopiero po faktach. Ale gdybym musiał stanąć przed takimi tragicznymi skutkami, to starałbym się pomóc rodzinom, policji, a później, o ile byłoby to możliwe, chciałbym udzielić wsparcia polskiej psychiatrii. Oczywiście warto zauważyć, że są książki, które powielają pewne schematy i krzywdzące stereotypy, umacniając tym samym pewną niesprawiedliwość, czy nawet legitymizują ją. To jasne, że literatura powinna poruszać tematy niewygodne, nie powinno być w niej tabu, ale zadaniem autora jest, aby jego narrator w żaden sposób nie popierał zachowań swoich bohaterów. Pisząc w trzeciej osobie, musi do samego końca pozostać bezstronny, ale to nie znaczy, żeby nie może wykazywać absurdu pewnych postaw. Konsekwencja jest wskazana, inaczej rzecz ma się przy narratorze pierwszoosobowym. Tu wydaje się sprawa nieco prostsza, ale jest równie skomplikowana, trudniej jest odsunąć na bok własne animozje i nie wkładać swoich słów w usta bohaterów, pozwolić im mówić swoim głosem. Jednak trzeba pamiętać o logice fabuły i kreacji bohaterów; to cienki lód, po którym stąpają autorzy, ale kiedy uważnie stawiają kroki, mają szansę przejść po nim, dając czytelnikowi możliwość wyciągnięcia pewnych wniosków. Strach przez staniem się inspiracją dla nieodpowiednich zachowań jest zawsze obecny. Myślę, że jeśli narrator powieści będzie się wystrzegał perswadowania – bohater to jedno, ale narrator też gra swoją rolę, nie tylko jako opowiadający historię – to będziemy mogli spać spokojnie.

Do jakich czytelników są skierowane pana książki? I jak podchodzi pan do ich opinii – potrafią pana motywować lub wręcz przeciwnie, deprymować?

Te kryminały i thrillery, które ze względu na brutalne sceny są skierowane do osób 16+, w kinie zapewne otrzymałyby kategorię R. W pierwszej kolejności – piszę dlatego, że czuję taką potrzebę. Mało kto z grona moich znajomych czytał choćby fragment tekstu, zanim dana powieść nie została zaakceptowana przez wydawcę. Choć nawet i wtedy nikomu nie proponuję, aby przeczytał książkę, zanim wyjdzie w wersji papierowej. Do czasu wydania traktuję książkę bardzo samolubnie, nie dzielę się nią, bo (może to aroganckie z mojej strony, a może tylko potrzebuję mieć poczucie własnej autentyczności) chcę uniknąć sytuacji, w których otrzymywałbym mi rady odnośnie do tekstu. Kiedy już książka jest dostępna na rynku i trafia w ręce czytelników, wtedy doceniam wszystkie opinie. W wielu przypadkach zgadzam się z nimi, tymi pozytywnymi, jak również negatywnymi. W przypadku debiutanckiej powieści po kilku miesiącach wiedziałem, że popełniłem wiele błędów i prawie wszystkie zostały wypunktowane w recenzjach i opiniach czytelników. Mimo to cieszyłem się z tego. Szczerze, to nie przepadam za byciem chwalonym, ale oczywiście jest mi miło słyszeć, że książka się podobała. Lubię konstruktywną krytykę, a zjawisko hejtu nie sprawia, abym chciał zapaść się pod ziemię. Świadomość, że mam pole do rozwoju, wiele rzeczy mogę się jeszcze nauczyć, jest budująca. Wiem, że za rok będę pisał lepiej, za dwa jeszcze lepiej itd. Gdyby dziś ogłoszono mnie pisarzem idealnym, to przestałbym pisać. Nie wierzę, żeby jakakolwiek książka była idealna. Co więcej, nie chciałbym takiej napisać. Bo co by czekało na mnie później?

Jednakże bardzo miło jest widzieć, kiedy czytelnik w serwisie lubimyczytać.pl daje mojej książce dobrą ocenę.

Jak wyglądają pana dalsze pisarskie plany? Czy ma pan już koncepcję na kolejną publikację?

Mam już kilka tekstów, które skończyłem i mam nadzieję, że zostaną wydane. Pojawi się zupełnie inna odsłona mnie, mianowicie powieść z gatunku z literatury pięknej. Książka ukaże się jeszcze w tym roku, więc jestem bardzo ciekawy, jak zostanie przyjęta. Nie chciałbym wiele zdradzać, ponieważ jestem bardzo zadowolony, że wokół tej powieści wysnuła się pewna aura tajemniczości. Skończyłem pisać zbiór opowiadań, co też jest dla mnie nowym i niezmiernie ciekawym doświadczeniem. Chciałbym w pierwszej kolejności wydać ten zbiór. Mam również skończoną historię dla czytelników, którzy lubią kryminały. Dostałem też niedawno świetną wiadomość – moich pięć wierszy ukaże się w antologii w okolicach sierpnia. Pracuję również nad tomikiem poezji, który ma już swój tytuł (kolejny sekret). Ostatni okres był dla mnie bardzo pracowity. Mam wrażenie, że przez minionych osiemnaście miesięcy moje palce scaliły się z klawiaturą, i kiedy siadam i sprawdzam swoje gotowe już teksty, nadal czuję głód pisania. Jeszcze tak wiele mam do opowiedzenia! A gdybym mógł jutro wydać wszystko, co napisałem, nie wiem, na którą powieść zdecydowałbym się w pierwszej kolejności. Każda ma swój głos. Mam nadzieję, że w niedalekiej przyszłości będzie mógł zostać usłyszany.

Dziękuję pani za ten wywiad i wnikliwe pytania. Chciałbym podziękować osobom z Wydawnictwa NieZwykłe, które włożyły wiele pracy w to, aby moja książka ujrzała światło dzienne. Dziękuję także wszystkim patronom medialnym.

Baner sprzedażowy książki "Pluszowy miś"

#czytamwdomu #kupujeksiazki 


komentarze [2]

Sortuj:
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
czytamcałyczas 29.04.2020 16:14
Czytelnik

Bardzo fajny wywiad.I warto pomyśleć by przeczytać.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Paulina Ząbek 23.04.2020 13:33
Czytelniczka

Zapraszam do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post