Przeczytaj wywiad z Michelle Cohen Corasanti

LubimyCzytać LubimyCzytać
01.07.2014

Michelle Cohen Corasanti - urodzona w USA w 1966 roku, w konserwatywnej rodzinie żydowskiej, jest absolwentką studiów bliskowschodnich na uniwersytetach w Jerozolimie i Harvardzie. Prawniczka specjalizująca się w prawie międzynarodowym i prawach człowieka. Mieszkała we Francji, Hiszpanii, Wielkiej Brytanii, Egipcie i Izraelu. Drzewo migdałowe z 2012 roku to jej pisarski debiut, który ukazał się w Polsce nakładem wydawnictwa Sine Qua Non, pod patronatem naszego serwisu.

Przeczytaj wywiad z Michelle Cohen Corasanti

Czy jest to Pani pierwsza wizyta w Polsce i czy to prawda, że ma Pani polskie korzenie?

Tak, to moja pierwsza wizyta w Polsce. Jestem z pochodzenia Polką w jednej czwartej albo w trzech czwartych – zależy, czy Białystok, z którego pochodzili pradziadkowie ze strony mojego ojca uznać za część Polski. Moi pradziadkowie przyjechali do Stanów pod koniec dziewiętnastego wieku. Pradziadkowie ze strony ojca byli piekarzami w Białymstoku. Trzy pokolenia mojej rodziny prowadziły piekarnię w polskiej dzielnicy Nowego Jorku. Tu gdzie mieszkam w Stanach mamy dużą polską społeczność.

Czy mogłaby Pani opowiedzieć pokrótce czym zajmowała się Pani w ostatnich latach, tzn. przed ukazaniem się „Drzewa migdałowego”?

Przez osiem lat, zanim urodziłam bliźniaki, byłam prawniczką. Miałam to szczęście, że mogłam pozwolić sobie na to, żeby zostać z nimi w domu. Zaczęłam pisać „Drzewo migdałowe” kiedy dzieci szły do pierwszej klasy.

Pani powieść świadczy o znakomitym opanowaniu pisarskiego rzemiosła. Czy podejmowała Pani wcześniej jakieś próby pisarskie?

Nie zostałam pisarką, żeby opowiadać historie. Zostałam pisarką, bo miałam historię do opowiedzenia. Niezależnie, czy zabrałoby mi to rok, czy pięćdziesiąt lat, nie miałam zamiaru odpuścić, dopóki nie opowiem tego w sposób, który dotrze do ludzi. Ukończenie „Drzewa migdałowego” zajęło siedem lat, w tym czasie wzięłam udział w dwadziestu jeden kursach pisania, a sam tekst przeszedł przez ręce sześciu redaktorów. Czekałam ponad dziesięć lat, żeby dotrzeć do ludzi, więc miałam zamiar zrobić wszystko, co konieczne, żeby opowiedzieć moją historię jak najlepiej.

Czy ogromny sukces Pani debiutanckiej powieści był dla Pani zaskoczeniem, czy raczej spełnieniem oczekiwań i przewidywań?

To było całkiem niespodziewane. Kiedy pisałam „Drzewo migdałowe”, docelowymi czytelnikami byli Amerykanie, zwłaszcza żydzi. Stany Zjednoczone wspierają Izrael wojskowo i dyplomatycznie, a także finansowo, dając mu ponad trzy miliardy dolarów rocznie. W trakcie rządów Reagana Ameryka wspierała apartheid w RPA. Popierający apartheid dyplomata powiedział dyplomacie amerykańskiemu, że to nic nie szkodzi, że cały świat jest przeciwko apartheidowi, ponieważ dopóki mają poparcie USA, nie potrzebują nikogo więcej. Wydaje mi się, że sytuacja z Izraelem jest podoba. Brakuje nam w Stanach świadomości, co jest prawdą. Jesteśmy bombardowani syjonistyczną propagandą. Kiedy więc pisałam „Drzewo migdałowe”, nie przypuszczałam, że zyska ono międzynarodowy rozgłos.

Setki recenzentów porównywało „Drzewo migdałowe” do Chłopca z latawcem. Moim zdaniem Khaledowi Hosseiniemu udało się sprawić, że czytelnik spojrzał na świat oczyma Afgańczyka. Za pomocą porywającej opowieści pokazał nam kawałek nieznanego nam jak dotąd świata. W „Drzewie migdałowym” próbowałam sprawić, żeby czytelnik spojrzał na świat moimi oczami, żeby mógł doświadczyć tego, czego byłam świadkiem i czego się nauczyłam.

W wielu wywiadach mówiła Pani, że do napisania powieści zainspirował Panią właśnie „Chłopiec z latawcem” Khaleda Hosseiniego. Jacy jeszcze pisarze Panią inspirowali? U których podpatrywała Pani tajniki pisarskiego warsztatu?

Moją wielką inspiracją była „Chata wuja Toma” – powieść napisana przez białą kobietę, opowiedziana głosem czarnoskórego niewolnika. Podobno prezydent Lincoln powiedział, że Stowe, autorka książki, przyczyniła się do wybuchu wojny domowej, która położyła kres niewolnictwu. Potrzebowałam jakiegoś wzorca. Powieść Stowe zaczyna się w Kentucky, stanie, w którym niewolników traktowano wyjątkowo łagodnie, ponieważ nowe pojęcia należy wprowadzać stopniowo. Gdyby zaczęła w Luizjanie, dla czytelników jej współczesnych mogłoby to być za trudne. Uważała również, że białe kobiety będą miały więcej współczucia dla niedoli niewolników, dlatego wymyśliła postać taką jak Ewa, która jest piękna, delikatna, i która jest przeciwko niewolnictwu. Była osobą, którą czytelniczki mogły chcieć naśladować. Używała też chrześcijaństwa jako swoistego pomostu. Takie elementy „Chaty wuja Toma” wpłynęły na mnie.

Inspiruje mnie też Karol Dickens, ponieważ jest świetny w opisywaniu paskudnych warunków. Dalej „Płacz, ukochany kraju”, książka napisana przez białego pisarza z RPA, której narrator jest czarny. „Zabić drozda” Harper Lee. Oprócz klasyków, czytam wiele bestsellerów, żeby wiedzieć, co się czyta obecnie.

Czy wśród Pani lektur znalazły się książki polskich autorów?

Ulubioną książką mojego męża jest „Jądro ciemności” Josepha Conrada. Inni znani mi autorzy to Szalom Asz i Issac Bashevis Singer. Skończyłam arabistykę, więc czytam wielu autorów arabskich i żydowskich. Leon Uris był także w połowie Polakiem. Chętnie przyjmę jakieś sugestie. Czytam wiele książek, których akcja toczy się w Polsce, ale zdecydowanie za mało autorstwa polskich pisarzy.

#####

Pani powieść jest powszechnie chwalona, ale okazjonalnie była też krytykowana. Chyba najbardziej znaną przeciwniczką Pani książki jest palestyńska pisarka, Susan Abulhawa. W swoim artykule dla Al Jazeery „Drzewo migdałowe: gdy powieści fałszują obraz walki” zarzuciła Pani nieznajomość palestyńskich realiów, w tym zwyczajów weselnych. W odpowiedzi stwierdziła Pani, że jej własny ślub - inaczej niż oponentki - odbył się właśnie w Palestynie. Czy zechciałaby Pani powiedzieć coś więcej na ten temat. Jak poznała Pani swego męża? I jak Pani żydowska rodzina przyjęła decyzję o poślubieniu Palestyńczyka?

Szczerze mówiąc, wszystko, co napisała Susan Abulhawa w swoim artykule, było nieprawdziwe. Wysłałam tekst do Al Jazeery z odpowiedzią na zarzuty, ale według Susan Abulhawy, Al Jazeera odmówiła opublikowania go. To jest moja odpowiedź dla Susan Abulhawy, a nie to, co zostało opublikowane w Mondoweiss.

Napisałam o tym, czego doświadczyłam i nauczyłam się podczas siedmioletniego pobytu w Izraelu i w ciągu kolejnych lat, kiedy byłam już żoną Palestyńczyka z Izraela. Jego historia była zalążkiem mojej powieści.

Susan Abulhawa nigdy nie była żoną Palestyńczyka. Ja byłam. Spotkałam męża, kiedy byliśmy oboje na Harwardzie. On był na stażu podoktorskim z chemii fizycznej, razem z laureatem Nagrody Nobla i z profesorem z Izraela. Tak samo jak ja ukończył Uniwersytet Hebrajski. Kiedy był mały, jego ojciec na czternaście lat trafił do więzienia, a on musiał zbierać owoce, żeby utrzymać ośmioro młodszego rodzeństwa i niepiśmienną matkę. Ponieważ był uzdolniony matematycznie, udało mu się zdobyć stypendium na Uniwersytecie Hebrajskim, chociaż nie uczęszczał regularnie do szkoły. Pobraliśmy się w jego wiosce w Galilei i mieliśmy tradycyjny palestyński ślub. Stąd znam te zwyczaje. Mieszkałam z nim tam w lecie. Byłam też na innych palestyńskich weselach w Izraelu, kiedy byłam studentką.

Pani Abulhawa twierdzi, że tylko w najbardziej tradycyjnej rodzinie palestyński pan młody podnosiłby welon panny młodej mieczem. Proszę obejrzeć film „Wedding in the Galilee”, autorstwa palestyńskiego twórcy Michela Khelifi, który tak jak mój bohater dorastał w Izraelu. Jego film opowiada o weselu w palestyńskiej wiosce w Izraelu, czyli dokładnie o tym, o czym ja pisałam. Dokładnie w 1:13:53 palestyński pan młody podnosi welon panny młodej mieczem: 

Po tym, jak opowiedziałam rodzicom, czego byłam świadkiem podczas siedmiu lat życia w Izraelu, stracili oni całą nadzieję na to, że poślubię żydowskiego mężczyznę. Nie dałam rodzicom wyboru. Mój były mąż, jako Palestyńczyk z Izraela, miał izraelskie obywatelstwo, przypuszczam więc, że moi rodzice powiedzieli znajomym, że jest Izraelczykiem i nikt nie wnikał w to, że nie był żydem.

Niestety, ponieważ jestem żydówką, mogłam mieszkać w Izraelu przez siedem lat. Pisałam o Palestyńczykach przebywając na terytorium ustalonym w ramach rozejmu palestyńsko-syryjskiego z 1949 roku, wewnątrz Izraela. Pani Abulhawa nigdy nie mieszkała wewnątrz Izraela. Przez większość życia mieszkała w Stanach. Spędziła dwa lata, jako piąto- i szóstoklasistka, we Wschodniej Jerozolimie, w sierocińcu. Byłam w tym miejscu, ponieważ sponsorowałam dziewczynkę tam mieszkającą. Jest to ogrodzony i strzeżony teren. Potem wyjechała do Stanów do rodziny zastępczej. To trochę niezręczne, ale w przeciwieństwie do pani Abulhawy, ja widziałam na własne oczy, jak wygląda sytuacja Palestyńczyków w Izraelu.

Pani Abulhawa to Amerykanka palestyńskiego pochodzenia. Mój obecny mąż jest Amerykaninem włoskiego pochodzenia, ale nie wie więcej o Włoszech niż ktoś, kto tam mieszkał przez siedem lat, chodził do szkoły średniej i studiował, kto studiował italianistykę przez dziesięć lat i kto jest w związku małżeńskim z Włochem.

Palestyńczycy w Izraelu podlegali izraelskiemu prawu wojskowemu aż do 1966 roku. Wchodzenie w kontakt z kimś, kto był związany z czymś, co Izrael określał mianem „organizacji terrorystycznej” było niezgodne z prawem, a nikt nie wiedział dokładnie, kto będzie należał do tej kategorii. Izraelscy Palestyńczycy nie mogli wyjechać do kraju, który był wrogo nastawiony do Izraela. Co więcej, większość Palestyńczyków w Izraelu to ludzie pochodzący z terenów wiejskich. To wszystko świadczy o tym, że to pani Abulhawa nie wie nic o tych Palestyńczykach.

Mówi ona, że mój bohater pochodzi z Zachodniego Brzegu. Jej brak zrozumienia wypacza całą jej analizę. Na przykład twierdzi ona, że to niewiarygodne, że dostał on stypendium na izraelskim uniwersytecie w Jerozolimie. Mój bohater jednak nie pochodzi z Zachodniego Brzegu. Pochodzi z Trójkąta, zwanego też „Małym Trójkątem” – zbiorowiska palestyńskich wiosek i miast położonych w pobliżu zielonej linii.

Moja opowieść rozpoczyna się w 1955 roku, kiedy wioska mojego bohatera podlega pod izraelskie prawo wojskowe. Taki stan trwa przez ponad sto stron „Drzewa migdałowego”, aż do 1966 roku, kiedy prawo to przestało obowiązywać w Trójkącie. Zauważcie, że Izrael nie okupował Zachodniego Brzegu aż do 1967 roku, wcześniej Zachodni Brzeg pozostawał pod kontrolą Jordanii.

Palestyńczycy żyjący za zieloną linią mogą studiować na izraelskich uniwersytetach i otrzymywać stypendia. Tak naprawdę w 1976 roku do prasy wyciekła wiadomość o polityce Izraela, mającej na celu zachęcanie Palestyńczyków do studiowania nauk ścisłych po to, aby usunąć ich z kraju. Była ona częścią większego pakietu zaleceń znanego jako Memorandum Koeniga, przedstawionego po kryjomu premierowi w tym samym roku. Jako że praca w naukach ścisłych często bywa powiązana ze służbą wojskową, Palestyńczycy z tytułem doktorskim często musieli szukać pracy za granicą.

Pani Abulhawa twierdzi także, że droga do sukcesu musi wieść przez izraelski system edukacji. W mojej powieści, bohater wygrywa konkurs matematyczny, w którym osiąga wynik wyższy od wszystkich żydowskich studentów, ponieważ jest od nich lepszy. W ten sposób zdobywa stypendium i dostaje się na studia. Gdyby próbował dostać się na jakąś uczelnia na Zachodnim Brzegu albo w Strefie Gazy, musiałby się dać deportować i nie mógłby powrócić do Izraela, żeby zobaczyć się z rodziną, nie mówiąc nawet o siedzącym w więzieniu ojcu. Biorąc pod uwagę fakt, że z trudem utrzymywał swoją rodzinę, zostawienie ich własnemu losowi po to, żeby uniknąć przyjęcia stypendium od izraelskiej instytucji nie wydaje się sensowne. Nawet gdyby to zrobił, wystawiając siebie i swoją rodzinę na poważne ryzyko, jako że mógłby zostać uznany przez Izraela za wroga, w jaki sposób miałby dostać się do Jordanii, sfinansować swoje studia i pokryć inne koszty, zważywszy na to, że w 1966 roku granice były zamknięte?

Artykuły w „Huffington Post” i w „The Daily Star” mówią, że „Drzewo migdałowe” może zmienić zasady gry. Pani Abulhawa mieszka w Stanach i zarabia na życie „przemawiając w imieniu” Palestyńczyków, ale są też ci Palestyńczycy, którzy cierpią w Izraelu i ich los powinien być ważniejszy niż to, żeby pani Abulhawa utrzymała monopol na opowiadanie o Palestynie.

W przypadku gwałtu, zeznania napastnika prowadzą do jego skazania, podczas gdy zeznania ofiary niekoniecznie mają taką samą wagę. Ja jestem w tym przypadku uważana za napastnika i nie potrafię zrozumieć jej ataku. Atakowała już innych, między innymi palestyńskiego autora na wpół autobiograficznej książki „Miral”, która została też sfilmowana. Pani Abulhawa stwierdziła, że „Miral” jest rozczarowaniem dla Palestyny i poddała książkę miażdżącej krytyce.

Uważam, że artykuł pani Abulhawy mówi więcej o niej samej, niż o mojej powieści. Pomimo że przeczytała moją odpowiedź, odmówiła poprawienia błędów w swojej recenzji „Drzewa migdałowego”. Niestety, cierpią na tym Palestyńczycy. Nie uważam pani Abulhawy za rywalkę. Jesteśmy po tej samej stronie. Pani Abulhawa używa słowa „orientalistyczny” w taki sam sposób, w jaki syjoniści używają słowa antysemityzm. Przeciwko Palestyńczykom popełniono już wystarczająco wiele zbrodni, nie trzeba wymyślać kolejnych.

#####

Wracając do zarzutów Abulhawy. Jeden z nich, dotyczący rzekomo izraelskiej formy imienia głównego bohatera, chyba Pani uwzględniła, gdyż główny bohater powieści w oryginale noszący imię Ichmad w polskim tłumaczeniu nazywa się Ahmad. Również pisząc o nim np. na Facebooku, nazywa go Pani Ahmedem. Skąd ta zmiana?

Nie, nie zgodziłam się z nią, ponieważ nie miała racji. Pani Abulhawa twierdzi, że zna wszystkie rodzaje akcentu używane w Trójkącie na Zachodnim Brzegu i że nikt nigdzie nie wymawia imienia Ahmed w taki sposób. Niestety, pani Abulhawa nie wiedziała nawet, skąd pochodzi mój bohater. Urodził się w Trójkącie wewnątrz linii demarkacyjnej, a nie na Zachodnim Brzegu.

Zdecydowałam, że mój bohater będzie z Trójkąta, ponieważ mój palestyński mąż był z Galilei. Jego życie mnie zainspirowało, ale to nie jest jego historia. To jest historia wielu Palestyńczyków, których poznałam i pokochałam. Z tego powodu chciałam, żeby mój bohater się od niego różnił. W Izraelu, Palestyńczycy z Trójkąta mówią inaczej niż ci z Galilei. Nie zdawałam sobie jednak sprawy, że Palestyńczycy spoza Izraela nie będą się orientować w różnych akcentach. Jako że powody, dla których zdecydowałam się na takie właśnie imię okazały się niezrozumiałe dla większości czytelników, zdecydowałam się je zmienić. Imię Ahmed wymawia się Ichmad na wiejskich terenach w Trójkącie. Mój nowojorski sąsiad jest osiemdziesięcioletnim Palestyńczykiem z Trójkąta i może potwierdzić, że imię Ahmed wymawiano tam jako Ichmad. Mój bohater urodził się w 1948 roku. Ja mieszkałam w Izraelu w latach 80., w czasach przed Internetem. Sporo się od tego czasu zmieniło, ale w okresie, w którym toczy się akcja mojej opowieści, w Trójkącie, Ahmed wymawiało się jako Ichmad. Oto moje wyjaśnienie:

Pani Abulhawa twierdzi, że pisownia imienia bohatera, Ichmad, jest izraelską wersją imienia Ahmad. Według Wikipedii, imię Ahmad ma następujące wariacje: Achmad, Achmed. Jak już powiedziałam wcześniej, Ichmad jest z wioski w Trójkącie, wewnątrz zielonej linii. W wioskach na tym obszarze ludzie często wymawiali A jako I. W ten sposób Achmad stał się Ichmadem.

Co więcej, pani Abulhawa sugeruje, że Ichmad jest formą arabskiego czasownika, który znaczy dusić lub tłamsić. Jak zaraz pokażę, Ichmad nie ma wspólnych korzeni z tym arabskim czasownikiem.

Po arabsku Achmad pisze się: أحمد. Litera ح albo Het nie istnieje w angielskim. W języku hebrajskim Achmed pisze się אחמד. Litera ח albo Het nie istnieje w języku angielsku,. Ḥet albo H̱et (pisane także Khet, Kheth, Chet, Cheth, Het, albo Heth) jest ósmą literą wielu alfabetów semickich, włączając hebrajskie ח i arabskie ح.

Litera ח albo Het jest często pisana jako ch, kiedy słowa hebrajskie zapisuje się w języku angielskim. Na przykład takie słowa jak challah, chutzpah i Chanukah zaczynają się na het. Wikipedia wymienia Palestyńczyków spoza zielonej linii – wśród nich piłkarza Achmada Saba’a jako jednego z tych, którzy zapisują swoje imię z ch. Ch w imieniu Achmad oznacza arabską literę ح albo Het.

Problem z angielską transkrypcją arabskich słów jest taki, że litery ح (Ch jak Chanukah) i خ (Kh jak Khaled) nie istnieją w języku angielskim. Jeśli wpiszecie następujące słowa do translatora Google, oto jak zostaną przetłumaczone na arabski:

Hanukah = هانوك Pierwsza litera to ه.

Chanukah = حانوكا ح to ta sama litera, co w imieniu Achmad. Ichmad pochodzi od słowa حمد “chwalony.”

khaled = خالد خ to litera, która jest używana w słowie ugasić lub zdławić (np. ogień) إخمأد To słowo pochodzi od خمد. Jest to inne słowo niż to, od którego pochodzi imię Achmad أحمد. Podczas gdy خ (wymawiane jako kh, tak jak Khaled) znajduje się w słowie “ugasić”, litera ح (wymawiana jako ch, tak jak Chanukah) jest w słowie „chwalić”, od którego pochodzi imię Achmad.

Tak więc imię Ichmad pochodzi z użycia I zamiast A, tak jak już wcześniej wspomniałam. Drugą literą jest ح, które można pisać jako h lub ch. Żydowscy czytelnicy tłumaczą ח, które jest bardziej podobne do ح, niż zwykłe h, jako ch. Dlatego zdecydowałam się na formę Ichmad zapisywaną przez ch.

Pani Abulhawa zdaje się wierzyć, że Izraelczycy nie potrafią wymówić Ach/Ah i że właśnie dlatego zdecydowałam się zamienić A w imieniu mojego bohatera na I. Jednakże w hebrajskim wiele słów zawiera dźwięki Ah/Ach. Jako przykład można podać choćby słowo oznaczające numer jeden rodzaju żeńskiego - אַחַת (Achad/Ahad), albo słowo „ostatni” - אחרון (Acharon/Aharon), i wiele innych. Te słowa pisze się po hebrajsku przez alef, z samogłoską „a” i następującą po niej literą c/het. Izraelczycy nie wymawiają tych słów z użyciem dźwięku „i”, jak również nie wymawiają Achmed przez „i”. Pani Abulhawa po prostu nie zna hebrajskiego.

Kiedy rękopis mojej powieści był już skończony, przeczytał go profesor lingwistyki arabskiej. Spytał o to, dlaczego tak, a nie inaczej zapisałam to imię, ale nigdy nawet nie wspomniał, że taka pisownia mogła mieć związek z arabskim czasownikiem oznaczającym „dusić” lub „tłamsić”, jak sugeruje to pani Abulhawa.

#####

A teraz być może najtrudniejsze pytanie. Konflikt palestyńsko-izraelski trwa nieprzerwanie od 1948 roku, czyli od początku istnienia Izraela. Izrael nie uznaje państwa Palestyńskiego, proklamowanego w 1988 roku, z kolei wielu Palestyńczyków nie uznaje Izraela. Wyobraźmy sobie jednak, że z upoważnienia obydwu stron konfliktu ma Pani moc podjęcia konkretnych, realnych decyzji dla jego rozwiązania. Jakie by to były decyzje?

Wierzę w utworzenie jednego państwa na całym terytorium rządzonym przez Izrael, w powrót uchodźców, demokracją, prawo do głosu dla każdego obywatela i równość dla wszystkich.

Na swojej stronie the almondtreebook.com poinformowała Pani czytelników, że kończy swoją nową książkę, której tematem będzie relacja Ahmeda i Nory z jej punktu widzenia. Co zadecydowało o takim wyborze tematu? Czy wiadomo już, kiedy ta książka się ukaże?

Moja następna powieści zaczęła się w taki sposób, ale od tego czasu rozwinęła się w coś znacznie bardziej ambitnego. Moje powieści piszą się same i nie umiem przewidzieć, w jaki sposób potoczą się losy bohaterów. Nie mam zamiaru naśladować Khaleda Hosseiniego, ale moja kolejna powieść jest napisana z punktu widzenia dwóch kobiet.

To opowieść o zakazanej miłości, zdradzie i rodzinnych sekretach. Toczy się w dwóch epokach, a historie łączą się pod koniec, kiedy wszystkie tajemnice wyjdą już na jaw, a bohaterowie będą mogli pogrzebać duchy przeszłości i poddać się leczącej sile miłości. Pomyślcie o „Sierocych pociągach”, „Kluczu Sary” i „Those who save us”, ale z zakazaną miłością w centrum wydarzeń. Akcja toczy się w Europie, Palestynie i Stanach Zjednoczonych i obejmuje większą część XX wieku.

Trochę o fabule:

Ester Jabotinsky, córka zamożnych Żydów z Odessy, traci wszystko, kiedy władzę przejmują komuniści. Musi uciekać do Palestyny. Tam zakochuje się w Yusefie Rahmanie, Palestyńczyku, ale zostaje zmuszona do małżeństwa z wyznawcą tej samej religii. Zakazana miłość jedna trwa, prowadząc do tragedii, która zmieni jej życie.

W 1990, kiedy Rebekah Rose, amerykańska Żydówka spotyka Amira Hamida, Palestyńczyka z Izraela, od razu wie, że to mężczyzna dla niej. Czy ich miłość pokona historię, politykę, religię i nienawiść?

I jaka tajemnica łączy obie te historie?

„Drzewo migdałowe” koncentruje się na okresie po stworzeniu państwa Izrael, nowa książka pokazuje, jak Syjoniści przejęli władzę w Palestynie i wypędzili z niej Palestyńczyków. Planuję przesłać ukończony tekst wydawcy przed pierwszym lipca.

Czy ma już Pani pomysł na książkę nr 3? Czy spotkamy się w niej po raz kolejny z bohaterami z „Drzewa migdałowego”, czy może będzie to zupełnie inna historia?

Wciąż pracuję nad drugą powieścią. Nie sądzę, żebym miała powrócić do bohaterów z „Drzewa migdałowego”, ponieważ pisanie o bohaterach innej powieści jest dość ograniczające.

Proszę o podanie tytułów 3 ulubionych powieści, 3 płyt i 3 filmów, jakie zabrałaby Pani ze sobą na bezludną wyspę.

To jest zdecydowanie najtrudniejsze pytanie jak dotąd.
Moje trzy ulubione powieści to „Chłopiec z latawcem”, „Kane i Abel” i „Anna Karenina”.
Ulubione płyty to Marcel Khalife “Promises of the Storm”, Fairuz, a konkretnie “The very Best of Fairuz” i “The Buddah Bar”.
Ulubione filmy to „Doktor Żywago”, „Love Story” i „Ojciec chrzestny”.

Na koniec pytanie do Pani bardziej jako czytelniczki. Wiele się słyszy o zmierzchu tradycyjnej książki, wypieranej przez ebooki i audiobooki. Np. Dominic Basulto w artykule "The future of books: from Gutenberg to e-readers" (The Washington Post) zastanawia się, na ile książka w formie ebooka może zastąpić książkę tradycyjną. Jakie jest Pani zdanie na ten temat?

Niestety, obawiam się, że to jest powiew przyszłości. W Stanach zamyka się wiele księgarni. Większość książek można już dostać w formie ebooków.

Bardzo dziękuję w imieniu swoim oraz czytelników serwisu lubimyczytać.pl.

Autor pytań: Bogusław Karpowicz – oficjalny recenzent serwisu lubimyczytać.pl.  


komentarze [4]

Sortuj:
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
kotuczko 02.07.2014 09:14
Czytelniczka

Przeczytałam i teraz już się nie wymigam od tej książki. Muszę ją mieć. Bardzo ciekawy wywiad.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Paulina 01.07.2014 19:28
Czytelnik

Bardzo ciekawy wywiad. Gratuluję.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Pollyanna 01.07.2014 15:42
Czytelnik

Genialny wywiad, zarówno pod kątem przeprowadzenia jak i wypowiedzi Autorki- która wykazała ogromną klasę, samoświadomość, wiedzę, talent oraz zaangażowanie. Jestem zaintrygowana jej nowowydaną powieścią o której mowa, i nie jest to zasługa szerokopasmowych reklam.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
LubimyCzytać 01.07.2014 13:36
Administrator

Zapraszamy do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post