Kobiety powinny przede wszystkim zaufać sobie – wywiad z Camillą Läckberg

Ewa Cieślik Ewa Cieślik
20.05.2019

Jest zdecydowana, pewna siebie i energiczna, a przy tym niezwykle ujmująca, charyzmatyczna i zabawna. Prawdziwa kobieta sukcesu, która może sobie pozwolić na wszystko. Rozmawiając z nią, można odnieść wrażenie, że nie ma przeciwności, których by nie pokonała, i wyzwań, którym bałaby się stawić czoła. Camilla Läckberg na własnym przykładzie przekonuje, że historia Kopciuszka może stać się rzeczywistością.

Kobiety powinny przede wszystkim zaufać sobie – wywiad z Camillą Läckberg

Ewa Cieślik: Miło mi rozpocząć naszą rozmowę od informacji, że w zeszłym miesiącu w serwisie Lubimyczytać.pl odnotowaliśmy 35 tysięcy odsłon wszystkich pani książek. To niezły wynik, ale nie powinien dziwić, bo w Polsce jest pani jedną z popularniejszych pisarek kryminałów.

Camilla Läckberg: To naprawdę cudowne! Zauważyłam, że Polacy naprawdę interesują się moimi książkami, gdy byłam w waszym kraju dwa lata temu – wielu czytelników miało problemy z wejściem do sali, bo zainteresowanie było tak duże! Poza tym w Szwecji mam przyjaciół o polskich korzeniach i zawsze, gdy jadą oni do ojczyzny, wysyłają mi zdjęcia z polskimi edycjami moich powieści, a potem proszą mnie o ich podpisanie z dedykacją dla kuzyna, ciotki, brata… Uważam, że to cudowne, że Polacy tak lubią moje książki – w sumie wydaje mi się, że Polska i Hiszpania to kraje, w których jestem najbardziej entuzjastycznie witana.

Lubimyczytać.pl organizuje również Plebiscyt Książka Roku, w którym głosują nasi użytkownicy. Pani powieści zawsze są na wysokich miejscach!

To super, ale… oczywiście chciałabym wygrać! (śmiech) To jak w powiedzeniu: „zawsze druhna, nigdy panna młoda” (ang. always a bridesmaid, never a bride – przyp. red.)! Oczywiście żartuję – każdy głos jest dla mnie bardzo cenny.

Akcja książek, które przyniosły pani popularność, działa się w pani rodzinnej miejscowości – niedużej Fjällbace. Czy podczas wydawania pierwszej powieści przeszło pani przez myśl pytanie: co powiedzą sąsiedzi?

Tak, bardzo się tym martwiłam. Zachodziłam w głowę, czy nie zdenerwuję mieszkańców tym, że nie odmalowałam pozytywnego obrazu tego miejsca, tylko raczej dość realistyczny, a w nim zwróciłam uwagę także na sporo negatywnych rzeczy… Dlatego ucieszyłam się, gdy „Księżniczka z lodu” w końcu się ukazała, a ludzie ją pokochali i byli bardzo dumni z tego, że akcja toczy się w ich miasteczku.

Faktycznie opisane przez panią wydarzenia nie zawsze stawiają Fjällbackę w pozytywnym świetle. A jednak my, Polacy – ale też wielu mieszkańców innych krajów – postrzegamy Szwecję niemal jako państwo idealne. Niska przestępczość, wspieranie obywateli przez państwo, przywileje socjalne… Czy to błędne wyobrażenie?

Tak, dookoła świata myśli się o Szwecji jak o raju. Oczywiście to jest dobry kraj – powiedziałabym, że prześciga inne pod wieloma względami, np. finansów czy równości społecznej. Ale mamy też sporo problemów – takich, z którymi borykają się też inne państwa: przestępczość, alkoholizm, przemoc domowa… Myślę, że ten pozytywny obraz Szwecji, z którego wymazane są problemy, powstał w latach 50. i 60., kiedy w moim kraju kręciło się dużo propagandowych filmów, mówiło się też sporo pozytywnych rzeczy o szwedzkim nowym modelu finansowym… Tak, chyba wtedy zaczął obowiązywać taki obraz Szwecji, jeszcze przed erą Olofa Palmego (premiera Szwecji, zamordowanego w 1986 r. – przyp. red.).

W swoich poprzednich książkach, ale też w najnowszej „Złotej klatce”, pisze pani sporo o seksizmie wśród męskich bohaterów, a nawet mizoginii. Czy pani zdaniem to odzwierciedla problem Szwecji, czy raczej dotyczy całego świata?

Moim zdaniem Szwecja jest jednym z krajów, gdzie równość społeczna jest najwyższa – ale podkreśliwszy to, muszę jednak z całą mocą powiedzieć, że wciąż jest jej za mało. Jestem matką dwóch córek i dwóch synów, dlatego odmawiam przyjęcia do wiadomości, że moje córki będą miały w jakikolwiek sposób ograniczone możliwości tylko dlatego, że urodziły się dziewczynkami. Nie akceptuję braku pełnej równości i nigdy się nie zgodzę na to, by taki stan rzeczy był obowiązujący. To absurdalne.

„Złota klatka” w dużej mierze dotyczy tego problemu. W tej książce, inaczej niż w kryminałach z Fjällbacki, nie znajdziemy typowej ofiary, mordercy czy policjanta rozwiązującego zagadkę. W zamian mamy tam intymny portret rodziny, z oddaną żoną i kochającą matką oraz nie tak idealnym mężem i ojcem. Czy rezygnacja z kryminału na rzecz powieści, której bliżej do thrillera psychologicznego, była dla pani wyzwaniem?

Tak, było to dla mnie trudne, ale właśnie dlatego chciałam to zrobić. Przez długi czas przebywałam w strefie komfortu, a jako pisarz nie będziesz się rozwijać, jeśli cały czas będziesz robić to samo. Wiedziałam, że to nie będzie łatwe, ale dało mi to też wiele radości. Musiałam znaleźć inny głos do opowiedzenia tej historii, odmienny sposób narracji – z szybszym tempem, z wykorzystaniem mniejszej liczby słów. Fabuła również była skonstruowana w inny sposób, nie ma takich samych retrospekcji jak w serii z Fjällbacki, musiałam też skonstruować zupełnie inny rodzaj bohaterów… Wszystko to było straszne i cudowne jednocześnie.

Tym, co łączy najnowszą książkę z wcześniejszymi, jest miejsce akcji. Wtedy i teraz opisywała pani miasto, w którym żyje – z tym że niegdyś była to Fjällbacka, a teraz jest Sztokholm.

Tak, mieszkam tam już blisko 20 lat, więc zdecydowanie jest to już moje miasto. Teraz pierwszy raz umieściłam akcję mojej powieści w stolicy Szwecji. Dodanie kolejnego miasta do pewnego uniwersum, którym mogę się bawić, daje mi wiele satysfakcji. Sprawiło mi to też trochę ulgi – gdy wcześniej jeździłam na akcje promocyjne związane z książkami, przez 15 lat byłam pytana o Erikę i Patryka (Erika Falck i Patrik Hedström to bohaterowie serii kryminałów z Fjällbacki – przyp. red.). Oczywiście teraz też jestem o nich pytana – wiem, że to się nie zmieni – ale obecnie dziennikarze chcą również rozmawiać o Faye i innych bohaterach „Złotej klatki”. To jest dla mnie wyzwanie i nowa, ekscytująca sytuacja.

Faye, główna postać z najnowszej książki, doświadcza zdrady ze strony mężczyzny. Ale pani powieść jest także – a może nawet przede wszystkim – o sile siostrzeństwa i solidarności kobiet. Czy uważa pani, że współcześnie powinnyśmy myśleć o innych kobietach nie jako o rywalkach, lecz sojuszniczkach?

Myślę, że kobiety są swoimi najgorszymi wrogami. Jesteśmy rywalkami i konkurujemy ze sobą, czego nie czynią mężczyźni. Oni się wspierają, cechuje ich braterstwo, wspólnota – czy to w biznesie, czy po pracy na polu golfowym. Dzięki temu wygrywają. Kryją się wzajemnie, służą pomocą, polecają się nawzajem w pracy itd. My z kolei staramy się wygrać z innymi kobietami. To zabiera naszą energię i koncentrację, którą mogłybyśmy spożytkować w o wiele lepszy sposób. Wszystkie byśmy wtedy zyskały. W moim życiu najbardziej rozczarowały mnie kobiety. Jednocześnie jednak kobiety również najbardziej mi pomogły, gdy tego potrzebowałam najbardziej. Jest więc to skomplikowana relacja, nad którą warto się zastanowić.

Na motywie zdrady – koncepcie, że każda kobieta została kiedyś skrzywdzona przez mężczyznę – jest w zasadzie oparta cała książka. Ktoś mógłby zaprotestować, że mężczyźni również byli krzywdzeni przez kobiety. Ale czy nie jest tak, że to kobiety są bardziej podatne na zranienie? Co możemy zrobić, by to zmienić?

Mówienie o tym głośno było jednym z głównych celów, gdy pisałam tę książkę; jestem zawsze rozemocjonowana, gdy przychodzi do tego tematu. Chciałam wstrząsnąć kobietami i powiedzieć im wyraźnie, że nie możemy przyjąć roli ofiary, być zaskoczone i zrozpaczone, gdy po tym, jak oddamy całą władzę w ręce mężczyzny, on nas zdradzi z sekretarką. Jeśli wybierzemy stuprocentową zależność od naszego męża czy partnera, nie powinnyśmy być potem zdziwione takim obrotem sprawy i mówić: „ale przecież myślałam, że on mi zawsze pomoże”… Nie, nie – musimy najpierw i przede wszystkim zaufać sobie. Wiem, że jest wiele kobiet w Szwecji – a domyślam się, że podobna sytuacja ma miejsce w Polsce – których nawet nie stać na rozwód, ponieważ to mężczyzna zarządza pieniędzmi, ma dostęp do konta.

Tak, przemoc ekonomiczna i uzależnienie od dochodów partnera to duży problem.

To pułapka. Kobiety najpierw nie pracują, bo skupiają się na domu, a potem niestety nie mają środków, by odejść od mężczyzny, który stosuje przemoc, albo by wynająć nowe mieszkanie czy wyżywić dzieci. To nasza odpowiedzialność, by pamiętać, żeby zadbać o siebie wcześniej, zanim będziemy zmuszone nauczyć się tego na swoich błędach. Jako kobiety powinnyśmy zmiany naszego sposobu widzenia uczyć się nawzajem. Oczywiście chcemy wierzyć w miłość, lojalność, sens poświęcenia życia dla rodziny… Chcemy wierzyć, że może gdy dzieci podrosną, będziemy miały czas, by wrócić na studia, zadbać o siebie, pójść do pracy… Niestety często jest już za późno, a my kończymy jako smutne i zgorzkniałe.

Te problemy poruszane są w „Złotej klatce”. To pierwsza książka o Faye, ale planowana jest jej kontynuacja?

Owszem, zaczęłam już pisać drugą książkę. Mogę zdradzić, że Faye nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa, jeśli chodzi o Jacka. Otrzymałam sporo wiadomości od fanów, którzy przeczytali pierwszą część i domagali się pociągnięcia wątku zemsty. Mogę obiecać, że Faye jeszcze wszystkich zaskoczy.

Zyskała pani sławę, pisząc książki zakwalifikowane jako kryminały skandynawskie. Wydawać się może, że siłą tego gatunku jest to, że opisują one zwykłych ludzi, nie superbohaterów. Ich cechami są psychologiczna prawda postaci, celny opis codzienności, przedstawienie lokalności w ujęciu uniwersalnym. Czy uważa pani, że po ponad dekadzie popularności kryminały te czeka jakaś większa zmiana?

Wszystko ewoluuje, także gatunki literackie. Myślę, że wraz z nadejściem nowych pisarzy możemy spodziewać się nowatorskiego podejścia, świeżego spojrzenia. Poszczególne rodzaje prowadzenia narracji przychodzą i odchodzą, a także wzajemnie się przenikają. Co ciekawe, do powstania „Złotej klatki” zainspirował mnie gatunek, który był popularny w latach 80., a potem zniknął. Chodzi mi o powieści pióra Sidneya Sheldona, Judith Krantz czy Jackie Collins. Luksus, imperia biznesowe, intrygi, seks – było tam wszystko! A bohaterkami były silne kobiety, pożeraczki męskich serc, zarabiające własne pieniądze i – co ważniejsze – wydające je na co tylko zapragną. „Złota klatka” to w pewnym sensie hołd oddany tamtym powieściom, zapomnianym i określanym pogardliwie jako „literatura kobieca” – bo to, co „kobiece”, automatycznie oznacza coś gorszego niż „męskie”. Przy okazji zaznaczę, że ta typowo męska literatura – Jack Kerouac chociażby, wszelkiego rodzaju refleksje o życiu samotnego wilka, spisywane po alkoholu etc. – zawsze była dla mnie niezwykle nudna! Akcja „Złotej klatki” dzieje się w społeczności bogaczy, ale tam tak naprawdę nie chodzi o pieniądze – chodzi o władzę. A to jest już uniwersalne i bliskie każdemu. Choć pisanie o życiu milionerów przyniosło mi sporo zabawy! Jestem zafascynowana tym tematem. Sama pochodzę ze wsi, więc zawsze będę się czuć trochę jak ignorantka czy prostaczka (oryg. – hillbilly, przyp. red.), gdy jestem w kręgu bogaczy – nieważne jak dużo pieniędzy będę mieć na koncie ani jak pięknie będę ubrana. Trochę złoszczę się wtedy sama na siebie, że się tak czuję, ale wiem, że nowe pieniądze nie są tak dobre, jak stare pieniądze – te zarobione przez siebie samego zawsze ustępują tym odziedziczonym, wraz z którymi otrzymuje się od razu odpowiedni status i koneksje.

Porozmawiajmy jeszcze chwilę o innych pani książkach, choćby tych dla dzieci. Jak sama pani wspomniała, ma czworo dzieci. Czy chciała pani napisać te książki dla nich?

Od dawna marzyłam o tym, aby napisać książki dla dzieci, bo uważam, że mają wręcz magiczny wpływ na młodych czytelników. Nawet po latach opowieści, które czytaliśmy w dzieciństwie, mają na nas wielki wpływ i przynoszą ze sobą ciepłe wspomnienia – są częścią naszego życia. Gdy byłam w ciąży z trzecim dzieckiem – Charliem – zaczęłam przygotowywać młodsze rodzeństwo na jego przybycie. Zmyślałam historie o tym, że to niezwykłe dziecko, obdarzone nadnaturalnymi zdolnościami. „Gdy spaliście, Super-Charlie latał nad całym naszym miasteczkiem! Zobaczcie, dlatego w jego kołysce jest piórko – na pewno szybował z ptakami!”. Dzieciaki uwielbiały te historyjki, a ja po pół roku zorientowałam się, że stworzyłam doskonałego dziecięcego bohatera! Dziś Charlie ma 10 lat i za każdym razem, gdy wychodzi nowa część przygód „Super-Charliego”, mój syn zabiera cały karton świeżo wydanych książek do szkoły i z wypiekami na twarzy rozdaje kolegom…

Gdy dorośnie, będzie miał niezwykłe wspomnienia!

Tak, jest bardzo dumny z tego, że został bohaterem książek. Gdy ostatnio ukazała się na rynku kolejna część serii, przeprowadził nawet ze mną wywiad przed audytorium złożonym z 200 osób! Miał przygotowane kartki z pytaniami, ale całe popołudnie starał się wszystko zapamiętać, by być profesjonalnym i nie musieć do nich zaglądać. Przemawiał jak rasowy dziennikarz: „Matko, pozwól mi jeszcze zapytać cię o pewną kwestię…”. Poszło mu doskonale. Na koniec to on dostał największe oklaski!

Oprócz pisania książek angażuje się pani także w inne przedsięwzięcia – jest pani współwłaścicielką firmy biżuteryjnej, zajmuje się również produkcją filmową i muzyczną…

Jestem niespokojnym duchem – szybko się nudzę i muszę wynajdywać sobie kolejne zadania, którym mogę się oddać. Różne zwariowane pomysły przychodzą mi do głowy przeważnie późnym wieczorem. Następnie nie mogę uwolnić się od takiej myśli przez dłuższy czas – po prostu muszę ją zrealizować! Potem oczywiście sama sobie zadaję pytanie: „co ci strzeliło do głowy, żeby się tego podjąć?!”. Ale gdy już skończę, jestem przeszczęśliwa. Lubię pracować, daje mi to satysfakcję. Oczywiście muszę sobie wyznaczać priorytety. Mój dom nie jest idealny, często panuje w nim bałagan, a moje dzieci są kochane i zadbane, ale Bóg jeden wie, ile razy zapomniałam spakować im kanapki czy stroju na gimnastykę… Nie jestem matką, która zawsze piecze bułeczki cynamonowe na szkolny piknik – kupuję te gotowe, ze sklepu. Korzystam z wielu dróg na skróty po to, by skupiać się na tym, co najważniejsze. Czasem potrafię spędzić niedzielę, gotując przez pięć godzin obiad dla całej rodziny, bo to kocham i relaksuje mnie to. Nie daję się zwariować.

A czy w pani planach jest jeszcze miejsce dla Eriki Falck i Patrika Hedströma?

Tak, mogę zdradzić, że po wydaniu kontynuacji przygód Faye wrócę do Fjällbacki. Cały pomysł jest już w mojej głowie. Znam już postać mordercy, jego motyw… Wymyśliłam też tytuł – mam więc wszystko, czego potrzebuję, by zacząć pisać.

Czy może pani go zdradzić?

Cóż… Mogłabym. Nie wiem jednak, czy w polskim języku, tak jak w szwedzkim, jest słowo określające jaja podrzucane do obcych gniazd przez kukułki.

Używamy określenia „kukułcze jajo”.

W szwedzkim używa się tego określenia dla kogoś, kto znalazł się w nieodpowiednim miejscu. Taki będzie właśnie tytuł jedenastego tomu.

Wieloma szczegółami dotyczącymi twórczości dzieli się pani z fanami za pośrednictwem mediów społecznościowych. Co panią skłania ku temu, aby tak aktywnie wykorzystywać możliwości, jakie współcześnie daje internet?

Po pierwsze – chcę być dostępna dla moich czytelników. Dla mnie zawsze pisarz to był ktoś daleki, kto kontaktował się z czytelnikami tylko za pomocą książek, nie zdradzając nic ze swego prywatnego życia. W opozycji do tego chciałam pokazać, jak zwykła osoba, matka kilkorga dzieci, może zmienić swoje życie i bieg kariery, sięgając po pióro. Udowadniam, że historia Kopciuszka może stać się rzeczywistością! A po drugie – po prostu to uwielbiam. Kocham Instagrama, możliwość kontaktu z czytelnikami. Rozmawiam z nimi przez bezpośrednie wiadomości albo odpowiadam na ich komentarze. Naturalnie nie na wszystkie, ale na sporą część. Wiele mówi się o hejcie w social mediach – oczywiście jest on obecny, ale ja doświadczam więcej miłości niż nienawiści. Dostaję od fanów mnóstwo wsparcia, ciepłych słów, gratulacji – to niezwykłe, że te pozytywne uczucia są dostępne na wyciągnięcie ręki. O tym, co się pojawia na moim profilu, decyduję sama. A jest tam wszystko – od wieczorowego stroju na pełnej przepychu gali po zmienianie pieluch najmłodszej córce. Ot, moje życie, którym się dzielę.

Czy na koniec spróbowałaby pani podsumować swój największy sukces? Jest pani uznaną pisarką, sprzedającą bestsellery na całym świecie – czy zatem kariera?

Nie – zdecydowanie moje dzieci. Są absolutnie cudowne, mądre, zadziwiające. Bardzo je kocham, aż mi trudno o nich mówić… Są wspaniałe. Proszę wybaczyć, ale wzruszenie odbiera mi mowę. Cieszę się, że nie musiałam wybierać między karierą a rodziną. Możliwość cieszenia się z nich obu jednocześnie – tak, to jest mój największy sukces.

 

Poniżej krótkie wideo, nagrane podczas przeprowadzania wywiadu, na którym Camilla Läckberg pozdrawia użytkowników Lubimyczytać.pl. 


komentarze [40]

Sortuj:
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
Dawid Janowski 25.05.2019 20:07
Czytelnik

Szczere słowa.Sympatyczna pani.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
agata65 23.05.2019 22:11
Czytelnik

Cudowna :))

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Fragola 22.05.2019 16:27
Czytelnik

W sumie taki wywiad o niczym szczególnym. Przypomina trochę kampanię wyborczą w Polsce do Europarlamentu.
Wracając do samej już pisarki. Ostatnimi czasy Pani Läckberg nie jest w stanie zaskoczyć mnie niczym pozytywnym, odkrywczym, nowym, oryginalnym.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Meszuge 22.05.2019 15:38
Czytelnik

"Kobiety powinny przede wszystkim zaufać sobie". Wstyd nie przyznać, ale kiedyś robiły na mnie wrażenie takie bombastyczne deklaracje, z których tak naprawdę, nic nie wynika.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
hermilion 22.05.2019 09:52
Czytelnik

"W swoich poprzednich książkach, ale też w najnowszej „Złotej klatce”, pisze pani sporo o seksizmie wśród męskich bohaterów, a nawet mizoginii."

Na całe szczęście też mężczyżni się obudzili i zaczęli rozumieć, że kobiety ich nie lubią, manipulują nimi, zazdroszczą im i często nienawidzą.

Skończyło się i czasy blue pill i naiwniaków nie wrócą już. Nawet w Szwecji się...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
Legeriusz 21.05.2019 22:41
Czytelnik

Kiedy pani Lackberg wypływa na szersze wody, to topi się bezbłędnie. Jak to jest, że nikt tak autorki nie rozczarował jak kobiety, i walczą między sobą, a jednocześnie wmawia się, że to mężczyźni są przeciwnikiem? Dziwna też ta przemoc ekonomiczna wobec biednych kobiet w Szwecji, w kraju o socjalu w pełnym rozkwicie.
Lekceważenie Kerouaca, cóż...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Rafał 21.05.2019 21:08
Czytelnik

Jeśli chodzi o plebiscyt na literackiego gniota dekady to i tak nasz oziębły grafoman wygrywa z Kamilą. Ona ma przynajmniej ma jakiś styl i da się czytać bez odruchu wymiotnego.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
czytamcałyczas 21.05.2019 20:50
Czytelnik

A ja nie mam planów kupić ,Złota Klatka.Może przeczytam jak będzie w bibliotece.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
MundiW 21.05.2019 07:31
Czytelniczka

Podziwiam agenta tej pani, bo jej książka jest chyba wszędzie - w każdym czasopiśmie kobiecym i książkowym, jakie otworzyłam, nie da się nie zauważyć; tysiące wywiadów... Kasa na marketing była. Mnie osobiście nie przekonuje i zastanawiam się, czy to kolejna „królowa kryminału” wypromowana medialnie, by zarobić kasę, bo temat bardzo „modny”, na fali #MeToo. Ktoś wie, z...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
Caramellka 21.05.2019 04:01
Czytelnik

Poprzednie książki lubiłam. Ta najnowsza bardzo mi się nie podoba. Jest dość seksistowska wobec mężczyzn (każdy zdradza, każdy jest zły) przeładowana ideologią, główna bohaterka jest irytująca i nie byłam w stanie jej polubić. Chyba miała być pozytywną bohaterką, ale wyszła prawie psychopatka, która nie cofnie się przed niczym jeśli stoi jej na drodze. W ogóle w poprzednich...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej