rozwiń zwiń

Kurs pisania #17 - konkursy literackie – warto?

Remigiusz Mróz Remigiusz Mróz
17.05.2015

Rywalizacja jest nieodłącznym elementem pisarskiego fachu. W przeciwieństwie jednak do innych sfer życia, w tym przypadku rywalizujemy na co dzień nie z innymi, a z sobą. Staramy się, by każde zdanie było zgrabniejsze od poprzedniego, każdy rozdział ciekawszy niż wcześniejszy i każda książka lepsza od swojej poprzedniczki. Ta rywalizacja jest – czy raczej powinna być – nieodłącznym elementem naszej pracy. Czymś naturalnym, czymś logicznym i w końcu czymś tak oczywistym, że nie powinniśmy się nad tym zastanawiać.

Kurs pisania #17 - konkursy literackie – warto?

Zastanówmy się więc nad innym wymiarem rywalizacji – tym bardziej tradycyjnym, czyli konkurowaniem z innymi. Pisząc swoją książkę, zazwyczaj kontrolnie przyglądamy się pisarzom, którzy w naszym gatunku wydają lub wydali już jakieś pozycje. Mniej lub bardziej świadomie oceniamy je pod kątem tego, jak wypadają przy naszej powieści – i jak nasza powieść wypada przy ich. Można się zapierać i twierdzić, że jesteśmy przysłowiowym J. D. Salingerem siedzącym w bunkrze, którego nie obchodzi nic poza własnym dziełem, ale ostatecznie pracujemy przecież w jakimś kontekście. I trudno go ignorować.

Kontekst ten powinien działać mobilizująco, choćby w taki sposób, w jaki rywalizacja ze Stephenem Kingiem wpływała na Deana Koontza. Ten pierwszy raczej nie szczędził gorzkich słów temu drugiemu – mówił wprost, że Koontz jest „czasem po prostu… fatalny”, a szereg krytyków szybko przyjął ten punkt widzenia. Przez lata utarło się przekonanie, że Dean Koontz to właściwie leń, „odpowiednik Kinga dla biednych ludzi” i autor niegodnych uwagi horrorów.

Rzeczonemu autorowi „klasy B” wyszło to chyba na dobre, bo zmobilizowało go to do wytężonej pracy. Nie czytałem jego pierwszych książek, podobno nie powalają na kolana, za to późniejszy dorobek jest imponujący. Niech za wymowny argument świadczy fakt, że ten facet od niemal pięćdziesięciu lat utrzymuje się z pisania – i bynajmniej nie zaciska pasa! Napisał do tej pory około setki książek, z których większość trafiła na pierwsze miejsca na listach bestsellerów, nie tylko w samych Stanach. Wydaje mi się, że dzięki nieustannej rywalizacji z Kingiem nauczył się mnóstwa przydatnych rzeczy, w dużej mierze dlatego, że skwapliwie oceniał prozę konkurenta i nie powielał jego błędów. W przeciwieństwie do niego robi dogłębny research, z którego King najczęściej rezygnuje (lub zleca go innym), twierdząc, że zakłóca to proces twórczy. Koontz wplata w swoje książki szczegółowe nakreślenie bohaterów czy sytuacji, ale nie zdarza mu się przy tym odchodzić tak daleko od sedna powieści, jak Kingowi.

Wygląda więc na to, że w jego przypadku rywalizacja okazała się przydatna. Jego konkurent zresztą też na tym skorzystał, bo ci dwaj pisarze stawiając się w opozycji do siebie niemal zdominowali gatunek horroru. Kto słyszał o Clivie Barkerze? Peterze Straubie (to znaczy, gdyby nie napisał książki z Kingiem)? A Scott Smith? Richard Laymon? Robert McCammon? O, w tym ostatnim przypadku można już coś skojarzyć – głównie dlatego, że gdy wyszedł „Łabędzi śpiew” McCammona, rywalizował z „Bastionem” Kinga i był do niego porównywany na każdym kroku. I tym razem więc autor na konkurencji sporo zyskał.

Ale skupmy się na tym, ile my możemy wynieść ze współzawodnictwa, kiedy zawodnikami drużyny przeciwnej są osoby, o których nic nie wiemy. Nie pierwsi będziemy zastanawiać się nad tym, czy warto brać udział w konkursach literackich – robił to już siedemnastoletni Jack London (na długo przed tym, jak napisał „Białego kła” czy „Wilka morskiego”). W jego przypadku pomogła matka. To ona namówiła przyszłego pisarza, by wysłał swój tekst na konkurs, o którym przeczytała w lokalnej gazecie. Opowiadanie Londona wygrało, a autor zgarnął – bagatela – dwadzieścia pięć dolców. To jednak nie nagroda, a to, co za nią poszło, było najważniejsze. Po tym sukcesie Jack London wiedział, że resztę życia chce spędzić przy maszynie do pisania.

Sama publikacja specjalnie jednak nie pomogła mu w karierze. Wysyłał swoje teksty do wydawców przez kilka lat, otrzymując same odmowne decyzje. Normalny człowiek najpewniej by odpuścił, ale Jack London tego nie zrobił, przekonany, że pierwotny sukces nie był przypadkowy. Wyrobił w sobie rutynę, by pisać co najmniej tysiąc słów dziennie, a w końcu w wieku 27 lat wydał pierwszą powieść. Stała się z miejsca hitem i przyniosła mu zarówno sławę, jak i spełnienie marzeń.

Ale jak to jest dzisiaj? Czy konkurs literacki rzeczywiście może otworzyć wrota do świata literatury? Wrota, które z zewnątrz wyglądają na pozamykane na cztery spusty?

Kiedy nasz tekst zostaje odrzucony w normalnym procesie „przedwydawniczym”, winę możemy zrzucić na karb układów, spisków, znajomości i innych tego typu zakulisowych czynników. Pod pojęciem wspomnianych czterech spustów rozumiemy wówczas bariery, które pojawiają się przed każdym człowiekiem „z zewnątrz”. Ci, którzy już wydają, na pewno znali wydawcę albo kogoś w wydawnictwie, stąd ich sukces. My zaś musimy dobijać się tradycyjnymi metodami.

To oczywiście tylko usprawiedliwienia, bo nikt o zdrowych zmysłach nie wydaje książek, by zrobić przyjacielowi przyjemność – musiałby prowadzić działalność wydawniczo-charytatywną. Ale w konkursach literackich ten element odpada. Jest jury, które będzie oceniać prace i zazwyczaj otrzymuje je jako anonimowe dzieła (a przynajmniej powinno tak być). W takiej sytuacji po pierwsze nie widzimy żadnych czterech spustów (chyba że jesteśmy wyjątkowo pesymistycznie nastawieni), a po drugie wrota nie są już wrotami, a zwykłymi drzwiami. I wcale nie trzeba ich wyważać, wystarczy porządnie przyłożyć się do naciśnięcia klamki.

Nie mamy w Polsce rozwiniętej tradycji konkursów literackich, bo i nasz rynek książki właściwie dopiero wychodzi z fazy niemowlęcej. W Wielkiej Brytanii na masową skalę sprzedaje się powieści od dziewiętnastego wieku, u nas po długiej przerwie wróciliśmy do szanowania praw rynku dopiero po ’89 roku. Na palcach jednej ręki można policzyć konkursy dla aspirujących autorów, które organizowano z odpowiednim rozmachem.

Weźmy na tapet ostatnie lata. W tamtym roku zakończyła się jedna z największych inicjatyw – konkurs Wydawnictwa Znak o chwytliwym tytule „To się musi powieść!” przyciągnął nieprawdopodobne rzesze pisarzy. Swoje propozycje przysłało aż osiemset osób, ale, co ciekawe, tylko sześćset pięćdziesiąt spełniało wymogi formalne. Bardziej od nich powinno nas jednak interesować to, co stało się z osobą, która zajęła pierwsze miejsce. W konkursie zwyciężyła nieznana wcześniej czytelnikom Żanna Słoniowska, a jej powieść ukazała się drukiem w lutym tego roku. Nie odniosła może spektakularnego sukcesu, ale na jej przykładzie możemy zobaczyć, jak wiele daje wygrana w konkursie. Przede wszystkim autorka otrzymała kilka mocnych rekomendacji na okładce – od Jarosława Czechowicza, Sylwii Chutnik czy innych jurorów. W normalnej sytuacji byłoby to niemożliwe. Nawet jeśli książka jest dobra, mało kto zdecyduje się poświęcić swój czas, by przeczytać dzieło anonimowego autora i jeszcze zarekomendować je czytelnikom. Druga ważna kwestia to krótka, acz treściwa informacja na okładce, że powieść zajęła pierwsze miejsce w dużym konkursie literackim. Trudno to przecenić, bo taki przekaz działa podprogowo, informując, że materiał był lepszy od tysiąca innych.

Czasem zdarza się też tak, że książka, która przepadłaby w miriadach pozycji przysyłanych do wydawnictw, dostaje główną nagrodę. Powód jest prosty – nie czyta jej w takiej sytuacji jedna para oczu, a kilka. Istnieje większe prawdopodobieństwo, że powieść zostanie dostrzeżona taką, jaką jest – a nie taką, jaką zareklamował ją wydawcy autor.

Innym przykładem chodliwego konkursu jest Literacki Debiut Roku organizowany przez wydawnictwo Novae Res, który doczekał się już czwartej edycji. W trzeciej zwyciężył Sławomir Michał, a jego książka została wydana w październiku 2014 roku. Wydaje się, że przeszła bez echa, ale i sam konkurs nie miał takiego zasięgu, jak inicjatywa Znaku. Wciąż to jednak dobra, godna pochwały inicjatywa, która zapewne niejednego zmobilizowała do pisania, by oddać tekst na czas. Ostatnio do tak szlachetnych działań przyłączyła się nawet Biedronka, która zapewniła sobie rozgłos w mediach, informując, że zwycięzca otrzyma sto tysięcy złotych (autorów książek dla dorosłych muszę rozczarować – w grę wchodzą tylko pozycje dla dzieci). Ze swoją inicjatywą wystartowało także Wydawnictwo MG, zapewniając sporo patronów medialnych w konkursie na dokończenie minipowieści Leopolda Tyrmanda. Inną oficyną, która regularnie proponuje pisarzom rywalizację, jest Nasza Księgarnia. Widać zatem, że tendencja jest zwyżkowa, a nie dzieje się tak przecież bez powodu – cała ta operacja musi być korzystna zarówno dla lekarza, jak i pacjenta (choć trudno powiedzieć, kto miałby być kim).

I w końcu jest mój wydawca – Czwarta Strona – i konkurs, w którym mam przyjemność zasiadać w jury. Po znajomości zachęcam Was oczywiście do udziału, choć w żadne konszachty nie możemy wejść, bo wszystkie teksty są przekazywane członkom składu orzekającego jako anonimowe dzieła. Szczegóły konkursu „Czwarta strona fantastyki” możecie poznać na Lubimy Czytać, więc od siebie dodam tylko, że warto zakasać rękawy, zasiąść nad klawiaturą i dać się porwać Waszej własnej historii.

Warto, bo od momentu podjęcia decyzji włączamy tryb rywalizacji. Już nie tylko z samym sobą, ale także ze wszystkimi innymi, którzy będą konkurować z nami o uznanie jury. Niektórzy powiedzą, że taka świadomość z tyłu głowy nie licuje z pisarstwem, a w dodatku zamiast pomagać, przeszkadza – ale oni nie będą chyba autorami międzynarodowych bestsellerów. Wszak ci zawsze podkreślają, że literacki romantyzm literackim romantyzmem, ale podczas pisania książki zawsze mają poczucie, że ich pozycja musi być lepsza od innych powieści w gatunku. Debiutantowi rzadko towarzyszy takie przekonanie – a jeśli wybiega myślami w przyszłość, kalkuluje raczej, by wydawca w ogóle przyjął jego powieść do druku. W przypadku rywalizacji konkursowej nasza podświadomość zrobi jednak swoje. Na jakiejś płaszczyźnie będziemy wiedzieli, że musimy napisać książkę lepszą, niż kilkaset innych osób.

Ostatecznie, co nam szkodzi? W najgorszym wypadku będziemy mieć ukończoną powieść, nad którą będziemy mogli popracować, a potem wysłać temu samemu lub innemu wydawcy – nic nie będzie stało temu na przeszkodzie. W dodatku otrzymamy dobry bodziec do tego, by nad sobą pracować. Porażki to w końcu części składowe sukcesu.

A w najlepszym? Uda nam się i na okładce naszej powieści pojawi się informacja, że oto drogi Czytelniku otrzymujesz coś, co wybiło się z całego tłumu innych, dobrych materiałów. Dlatego zamykajcie przeglądarki, włączajcie Worda, Pages czy Writera i do dzieła!


komentarze [38]

Sortuj:
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
BOOK-MAC 17.06.2015 19:13
Czytelnik

Panie Remigiuszu! Mam zamiar wystartować w Czwartej Stronie Fantastyki. Ten "odcinek" był jednym z lepszych,a w dodatku przydatny dla mnie. Dziękuję.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
dymitrop 15.06.2015 17:52
Czytelnik

a jak ktoś napiszę powieść, wyśle wam, nie wygra to może samodzielnie próbować publikować ? <listy przegranych raczej nie dają, prawda?>

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
MontyP 21.05.2015 09:54
Czytelnik

Remigiusza lubię coraz bardziej i chyba w końcu kupię jakąś jego książkę. :) Z konkursami jestem sceptyczny. Nie będę się powtarzał co do zasad konkursu oragnizowanego przez 4 stronę, tzn. przekazanie praw autorskich. Dla mnie dyskwalifikuje akcję.
A teraz uwaga ogólna. Jak pokazuje życie, nie wszystko powinno być kapitalistyczno-wolnorynkowe. Za tzw. "komuny" w...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
Aithne 25.05.2015 17:57
Czytelniczka

W większości konkursów przekazywane są autorskie prawa majątkowe i prawa do publikacji, więc konkurs Czwartej Strony nie jest wyjątkowy pod tym względem. Co do uwagi ogólnej, to masz rację, ALE nie przesadzajmy, powieści "trudne i wybitne" wydawane są, tylko jest ich mniej i tu raczej chodzi o dysproporcje; po prostu cienkich pisarzy jest więcej (wliczając w to większość...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
Beata Worobiec 19.05.2015 10:50
Autorka

Tekst niby dobry, ale zabrakło najważniejszej rzeczy - pisać powinny tylko osoby, którym sprawia to przyjemność. Udział w konkursach powinny brać osoby, które lubią rywalizować. Warto brać udział w konkursach nie dla wygranej, ale dla samej radości tworzenia. Wiele konkursów literackich ma z góry narzucony temat, co sprawia, że możemy podjąć wyzwanie. Dużo ciekawiej...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
Russkaya 18.05.2015 10:10
Czytelnik

Panie Remigiuszu! Lubię Pański cykl, NADAL go lubię, ale im dalej w las, tym nudniej i jakoś bardziej na siłę. Po pierwsze: czy Pan nie zna innych autorów poza Kingiem? (Tzn. oczywiście, Pan zna, London się pojawił, ale czy nie mogłoby być JEDNEJ części bez Kinga?)
Po drugie: rekomendacja na okładce, że powieść coś wygrała, niekoniecznie musi mieć wiele wspólnego z jakością...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
Remigiusz Mróz 18.05.2015 22:15
Autor/Redaktor

Zobaczę, co da się zrobić w kolejnym odcinku. :)
Co do takiej rekomendacji - oczywiście, nie jest wyznacznikiem jakości. Choć na dobrą sprawę nie wiem, czy cokolwiek nim jest. Sprzedaż? Często nie przekłada się na realną wartość. Recenzje? Są subiektywne. Blurb? Także, a w dodatku często pochodzi od znajomego. :)

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
Dariusz Karolewski 17.05.2015 23:57
Czytelnik

Swoją drogą, aby wygrać NIKE, trzeba urodzić się w Krakowie, chodzić do ich uniwersytetu, a książkę wydać najlepiej w Wydawnictwie Literackim. :)

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
blawoj 18.05.2015 09:28
Czytelniczka

Taaa, nie od biedy jest tu związek z sekretarzem... ;]

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Russkaya 18.05.2015 10:06
Czytelnik

Czy kwestia wydawnictwa oznacza, że Katarzyna Michalak ma szansę?

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
blawoj 18.05.2015 11:40
Czytelniczka

Bardzo możliwe, trzymam kciuki! :)

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
Powiało_Chłodem 17.05.2015 23:09
Czytelnik

Tak sobie czytam teksty pana Remigiusza i nie mogę wyjść z podziwu! Są naładowane taką mocą sprawdzą i energią motywującą, że zawsze po ich lekturze mam ochotę zasiąść do pisania. I tworzyć. Jakoś wtedy ta romantyczna wizja utrzymywania się z własnych książek staje się realniejsza, bardziej prawdopodobna, niemal wręcz namacalna. A potem człowiek budzi się i musi znów iść do...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
jerzujerzu 18.05.2015 09:14
Czytelnik

I popełniać. Proszę się trzymać poprawnego słownictwa. :>:>:>

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
Meszuge 17.05.2015 19:44
Czytelnik

Mnóstwo osób zamieniłoby się z kimkolwiek, komu cokolwiek opublikowano. :-)

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Meszuge 17.05.2015 18:02
Czytelnik

„Nie odniosła może spektakularnego sukcesu, ale… /…/ Wydaje się, że przeszła bez echa, ale…” – o dziełach laureatów konkursów. I już wiadomo, czy warto brać w nich udział.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Remigiusz Mróz 17.05.2015 18:25
Autor/Redaktor

W przypadku Żanny Słoniowskiej rzeczywiście "spektakularnego" sukcesu nie było, ale myślę, że wielu już publikowanych autorów zamieniłoby się z nią bez wahania, gdy chodzi o poziom sprzedaży. ;)

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
Tomek Dwurznik 17.05.2015 17:49
Czytelnik

Panie Remigiuszu, jak to jest z tym pisaniem. Otóż mam wewnętrzny problem, polegający na rozpoczęciu przygody z czytaniem dopiero od 18 roku życia (Teraz mam prawie 21 lat) Łamię się na myśl, że wielcy (większość pisarzy) chwali się tym, że czytali od dzieciństwa. Przez to mam wewnętrzną walkę ze sobą, czy w ogóle warto się za to zabierać, jeśli nie mam aż tak potężnego...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
Grzegorz Bryk 17.05.2015 18:42
Autor

Nie warto. Żeby coś porządnego napisać, trzeba wpierw swoje w życiu przeczytać. Inaczej nie masz porównania i będziesz zalewał ludzi grafomańskimi bzdurami.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Michał 17.05.2015 18:49
Czytelnik

Nie jestem Panem Remigiuszem, ale pozwolę sobie odpowiedzieć na to pytanie. Wydaje mi się, że nie ma reguły... Było wielu domorosłych pisarzy, którzy swoje talenty odkrywali dopiero po latach. Przykładem, który przychodzi mi do głowy jako pierwszy, to Sergiusz Piasecki - człowiek, który literackiej polszczyzny nauczył się dopiero w wieku 30 lat - i to w więzieniu o...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
Misaki 17.05.2015 20:06
Czytelnik

Też pozwolę sobie odpowiedzieć. Z jednej strony Stephen King w ,,Pamiętniku Rzemieślnika'' pisze, że jeżeli ktoś nie ma czasu na czytanie, nie powinien również pisać. Czytając dokształcamy warsztat, poznajemy nowe słownictwo, różne triki. Nie da się tego wszystkiego wyjąć z pustki i bez poznania innych tytułów, zacząć to wykorzystywać w swoich opowiadaniach lub powieściach....

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
Dariusz Karolewski 17.05.2015 23:45
Czytelnik

Ale pewne minimum trzeba mieć, aby nie pisać w bulu i nadzieji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Nefra-Nafteta 18.05.2015 01:03
Czytelniczka

Jeżeli masz historię do opowiedzenia, to nieważne jakim językiem będzie napisana - jeżeli historia sama w sobie złapie za serce, to PISZ! Bo nawet najlepsi pisarze bez dobrej historii napisali takie badziewia, że nie dało się ich czytać!

A od BULU i NADZIEJI są korektorzy i auto-formatowanie :)

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Hirek 18.05.2015 08:34
Czytelnik

Pisz, pisz, pisz. I czytaj. I nigdzie się nie spiesz - to przede wszystkim. Potem poluj na sukces :P.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Kaliber48 01.06.2015 00:13
Czytelnik

@Grzegorzu!
Jakże się mylisz! Wiek i liczba przeczytanych książek miarą późniejszego sukcesu pisarskiego? Przeczytaj sobie ilu znakomitych pisarzy zaczynało znacznie później niż w wieku @Tomka (choćby mój ukochany Boris Vian)i jednak zacytuję @Hirka, choć ciut, ciut nade mną: "Pisz, pisz, pisz. I czytaj. I nigdzie się nie spiesz - to przede wszystkim. Potem poluj na sukces...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się