rozwiń zwiń

Kurs pisania #8 - no, także tego… śmiechłem, bo zwała totalna

Remigiusz Mróz Remigiusz Mróz
10.01.2015

Ale tak naprawdę do śmiechu mi nie było. Pochłonąłem erudycyjny wywód Bogusława Karpowicza o retardacji, z dziką przyjemnością dotarłem do puenty, po czym pomyślałem, że fajnie byłoby napisać o tym, co proponował autor (czyli o dialogowych napięciach „na linii autentyzm – językowa norma”). I do tego momentu wszystko było w jak najlepszym porządku.

Kurs pisania #8 - no, także tego… śmiechłem, bo zwała totalna

Naraz jednak uświadomiłem sobie, że artykuł wyczerpuje temat w takim stopniu, w jakim poderżnięcie komuś gardła wypełnia znamiona przestępstwa. Co więc dodać? Gdybym spróbował, byłbym jak spóźniony Hannibal Lecter, który zjawia się na miejscu zbrodni po fakcie i tylko kroi denata, by mieć co podać na kolację.

Mimo wszystko impuls już poczułem – i wiedziałem, że jest za późno, by się wycofać. Pisanie takich artykułów ma dużo wspólnego z pisaniem książek, przynajmniej w wymiarze psychicznym. A pisanie książek ma wiele wspólnego z tym, co robi najlepiej Hannibal Lecter. Resztę możecie sami sobie dopowiedzieć.

(Jeśli nie czytaliście rzeczonego tekstu, zachęcam do wpisania „retardacja” w serwisowej wyszukiwarce lub kliknięcia w link: Ostrożnie z tą retardacją)

Jak realistyczne powinny być dialogi?

Pytanie niby zupełnie podstawowe. Autor zadaje je sobie, kiedy znajduje się jeszcze w literackich powijakach, a potem już się nad tym nie zastanawia. A mimo to redagując w Nowy Rok swoją szóstą książkę, nieraz miałem porządną zagwozdkę. Wypadałoby chyba dodać, że moja redaktorka również. A to jej jubileuszowa, czterdziesta pozycja.

Sprawa jest więc niebagatelna i warta omówienia. Bierzmy się do roboty.
Prawdopodobnie nie napotkamy żadnego problemu, jeśli mamy w powieści cały panteon niespecjalnie wyrazistych postaci. Główna bohaterka zrobiła licencjat i magistra, jej towarzysz uwielbia oglądać „Grę o Tron”, a ich przyjaciele ubierają się w Reserved i H&M. Gorzej, jeśli ktoś się wyłamie. Na przykład protagonista, który w wieku kilkunastu lat rzuci szkołę i odda się szlachetnemu zadaniu kibicowania lokalnej drużynie piłki nożnej. Przywdzieje gustowny dres, nabędzie nie mniej gustowny kastet, a za gumkę od spodni wetknie nasmarowany masłem nóż. Żeby lepiej wchodził, gdy spotka entuzjastę przeciwnego zespołu.

Wówczas autor stanie przed nielichym problemem – jak ów delikwent powinien się wypowiadać? Z pewnością wypadałoby, żeby od czasu do czasu przeplatał swoje kwestie bardziej dosadnym określeniem na jawnogrzesznicę. Stosownie byłoby też, żeby do znajomych odnosił się per „ziombel” i podkreślał, że spędził „całe życie z wariatami”. W dobrym guście byłoby, gdyby nie używał babcinego „zamknij się!”, a szukał bardziej dobitnych alternatyw, jak na przykład „sklej pieroga frajerze!”.

Musi też używać trochę retardacji, o której pisał Bogusław Karpowicz. Nasz oddany kibic wszak zrezygnował z nauki, a więc możemy mniemać, że nie należy do mistrzów retoryki pokroju Cycerona. Powinien co jakiś czas zastanowić się, wydając z siebie przeciągłe „yyy…”, „eee…”, albo tym podobne wtrącenia. Gdyby dotrwał do studiów wyższych, nie musiałby tego robić. Brać studencka świetnie opanowała wszelkie odpowiedniki takich spowolnień. Ot, chociażby „to dobre pytanie, panie profesorze” czy „zastanówmy się nad tym wspólnie, panie profesorze”. Na studiach prawniczych najlepiej zastępowało się je poprzez magiczne sformułowanie „zdania w doktrynie są podzielone”. Ale nasz pasjonat futbolu nie posiadł tej przydatnej umiejętności. Jak więc powinien mówić?

Przede wszystkim powinniśmy uwzględnić dwie rzeczy:
1. Piszemy powieść, nie reportaż.
2. Postacie w książce muszą być „spójniejsze” od prawdziwych ludzi.

Zacznijmy od punktu drugiego, żeby było ciekawiej. Jeśli zaprojektowaliśmy naszego kibica – nazwijmy go Kiełbasą – jako człowieka, który pod pojęciem Dionizji rozumie wyłącznie krótkie posiedzenie z jabcokiem w ręku, musimy się tego trzymać. Wszelkie odstępstwa spowodują konsternację nie tylko redaktorów, ale także czytelników. Czasem najdzie nas ochota, żeby trochę uczłowieczyć naszą postać, wkładając w jej usta słowa, które niekoniecznie pasują do wzorca – ale które w rzeczywistości Kiełbasa mógłby powiedzieć.

Pasjonat futbolu mógłby wszak pewnego dnia odwiedzić babcię, usłyszeć, jak mówi ona o „turbowaniu się”, a potem użyć tego słowa podczas posiadówy na klatce z innymi ziomblami. W rzeczywistości wywołałby może konsternację i wylansował nowe słowo, ale w książce najpewniej oderwałoby się nam za to, że to archaizm, regionalizm i Bóg jeden wie, co jeszcze. Żeby taka scena miała ręce i nogi, musielibyśmy ją uzasadnić – albo poprzez przedstawienie samego spotkania z babcią (co osłabiłoby jurność Kiełbasy), albo poprzez wplecenie w dialog na klatce źródła, z którego Kiełbasa czerpie wiedzę. Możemy mniemać, że przed ziomblami nie chciałby się w tej kwestii specjalnie rozwodzić.

Zmierzam do rzeczy oczywistej, czyli tego, że ludzie nie są jednowymiarowi – podczas gdy bohaterowie książki, przynajmniej na płaszczyźnie językowej, często być powinni. Kiełbasą mogą oczywiście targać różne emocje, gdy wraża nóż w tętnicę szyjną kibica przeciwnej drużyny, ale powinien przy tym być konsekwentny w stylizacji językowej. Wszelkie odstępstwa muszą być porządnie uargumentowane (motyw z babcią to raczej marny wybieg), a co ważniejsze, osadzone w opowiadanej historii. I dobrze byłoby przy całej naszej dbałości o stylizację nie zanudzić czytelnika (to dopiero prawdziwa sztuka).

Ale wracając do punktu pierwszego – nie piszemy reportażu. Nie jesteśmy Jackiem Hugo-Baderem, który wszedł na Broad Peak po to, by napisać o tym, jak wchodzili tam inni ludzie. Nie musimy oddawać wszystkiego tak, jak miałoby to miejsce w prawdziwym życiu. Zamęczylibyśmy czytelnika, a przy okazji spłodzilibyśmy monstrum opiewające na tysiąc dwieście stron – za co głowę ukręciliby nam ekolodzy dbający o drzewostan i wydawcy, którzy mieliby problem ze sprzedażą kobyły.

Dlaczego piszę o objętości? Bo to tego sprowadza się nadmierny realizm. W codziennych relacjach z innymi ludźmi najczęściej nawijamy, co nam ślina na język przyniesie. Oni paplają, my paplamy, a pustosłowie może trwać w najlepsze, zanim przejdziemy do rzeczy. Przeskakujemy z tematu na temat z prędkością właściwą Kiełbasie, kiedy ten opuszcza stadion i pędzi na miejsce ustawki.

Jeśli pozwolimy bohaterom rozkręcać się, tak jak my rozkręcamy się podczas codziennych rozmów, możemy kopać sobie literacki grób. Nie twierdzę, że od razu trzeba przechodzić do rzeczy – bo jest wręcz przeciwnie. Czasem warto trochę pokluczyć, ale zawsze musimy mieć w świadomości puentę, do której dążymy. Im lepsza puenta w danym dialogu, tym dłuższy może być dialog – bo tym lepszy będzie efekt.

Podsumowując: umiarkowany realizm i konsekwencja to dwie rzeczy, o których nie powinniśmy zapominać. Pierwsza to kwestia wprawy, którą zdobywa się nie inaczej, jak przez czytanie książek. Druga to naturalny rezultat zżycia się z bohaterami – jeśli istnieją nie tylko w wordowskim pliku, ale także w naszym umyśle, istnieje duże prawdopodobieństwo, że ich stylizacja będzie mniej więcej spójna (to „mniej więcej” usuniemy potem podczas redakcji).

Złotego środka nie ma. Remedium nie znajdziemy. Każdy przypadek jest inny – czasem książka sama na nas wymusza, żeby dialogi były bardziej realistyczne. Innym razem coś z tyłu głowy podpowiada nam, że powinniśmy jednak naszego Kiełbasę przystopować. Każda powieść ma swój własny balans – naszym zadaniem jest odnalezienie go, a nie dokładanie ciężarków po którejś ze stron.

Przeczytaj także:
Kurs pisania #7 - jak przekonać wydawcę?
Kurs pisania #6 - dzień z życia pisarza
Kurs pisania #5 - płodzimy głównego bohatera
Kurs pisania #4 - jaką narrację wybrać?
Kurs pisania #3 - redakcja, głupcze!
Kurs pisania #2 - headhopping
Kurs pisania #1 - o dialogach kilka słów
 


komentarze [31]

Sortuj:
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
Remigiusz Mróz 24.01.2015 10:28
Autor/Redaktor

Z wielokropkiem jest tak, że po nim czytelnik oczekuje... "czegoś". Albo tej wieloznaczności, o której pisze mirabelka, albo mocnego uderzenia narracyjnego. Jeśli szafuje się tym na prawo i lewo, łatwo kogoś zniechęcić. ;)
http://sjp.pwn.pl/zasady/Przed-wyrazami-ktorych-czytelnik-nie-moze-w-okreslonym-kontekscie-oczekiwac;629816.html

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Logon 14.01.2015 09:53
Czytelnik

Zgodzę się z Anną, w dodatku nie lubię czytać tekstów w których występują takie dziwadła jak „sklej pieroga frajerze!”. Tu, tak naprawdę lepsze jest "Zamknij się!", tylko że odpowiednio zaakcentowane.
Bo czy ktoś słyszał kiedyś o "zlepianiu pieroga"? To jest dopiero babcine!

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Anna 12.01.2015 21:17
Czytelniczka

Można zrazić ze względu na to,że autorowi brakło słownictwa i nie wiedział czym je zastąpić.
Zdecydowane wolę zdania zrozumiałe, ciekawe, dłuższe, ponieważ są one wzbudzają zaciekawienie.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Yumeka 11.01.2015 03:49
Czytelniczka

Czuję się pokonana przez "jurność Kiełbasy", naprawdę, poddaję się. Jeśli pan tak zawsze, to może przekonam się wkrótce, jak Polacy piszą kryminały.

Z tym językiem stylizowanym to w sumie zabawna sprawa. Ci, co piszą książki, i ci, którzy po książki dobrowolnie sięgają, tzw. mowy niskiej właściwie nie używają i nie mają z nią raczej żywego kontaktu. Błędy językowe owszem,...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
Remigiusz Mróz 11.01.2015 19:38
Autor/Redaktor

W książkach staram się być powściągliwy. Ale tylko się staram. (Jeśli ma być kryminał, to polecam poczekać do lutego.) ;)

A King rzeczywiście znajduje złoty środek - choć tłumacz już nie zawsze. Nie wymieniając nikogo z nazwiska, powiem, że przekłady Pana Tomasza uważam za wyjątkowo "kingowskie", ale innym zdarzało się zniekształcić tę ogładę mistrza. ;)

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Yumeka 11.01.2015 21:29
Czytelniczka

(Kiedy ja tak lubię ten debiutancki wstydek przed pisaniem w polskich realiach...)

Państwo: Paweł, Robert, Michał, Danuta, Krzysztof, Andrzej... wypadałoby mi powiedzieć Tomasz #404, ale są jeszcze pozycje z bibliotek. Tak to jest, jak się nie ma nawyku sprawdzania takich rzeczy.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Remigiusz Mróz 12.01.2015 11:03
Autor/Redaktor

Ten wstydek chyba jest wciąż obecny, bo im dalsze realia, tym bliższa jest mi historia (przy czytaniu mam podobnie... jakieś imponderabilia).

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Yumeka 12.01.2015 12:11
Czytelniczka

W takim razie nic dziwnego, że pojawiła się historia wykopana w kosmos.

Ba, nawet nastolatki od blogowej fantastyki wiedzą, że trzeba być sierotą w Nowym Jorku, żeby zostać wilkołakiem albo rozkochać wampira (panią Miszczuk nawet wydali). I w sumie co w tym złego? Czytając teorie spiskowe Pilipiuka w "Kuzynkach", nie mogłam przestać się pukać w czoło. A w realiach...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
Piotr_Ulysses 11.01.2015 00:25
Czytelnik

Dzięki za pomoc. Te wskazówki na pewno przydadzą mi się w pracy. Jest jednak rzecz, na którą zwracam szczególną uwagę w tworzeniu dialogów. Być może idę na skróty, ale staram się tworzyć postać, w której ustach słowa kajet czy chędożyć nie są niczym dziwnym. Stworzenie odpowiedniego portretu osoby jest głównym celem. Może to być nawet kibol, ale powiedzmy, że pochodził z...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
Remigiusz Mróz 11.01.2015 19:15
Autor/Redaktor

Andrzej Pilipuk zrobił świetny zabieg - a przy okazji wykreował iście charakterną postać.
Wielu autorów stara się wybrnąć z takich sytuacji w podobny sposób (tj. przez tło rodzinne), ale nie każdemu się udaje. ;)

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
Dominik 10.01.2015 20:21
Czytelnik

W sumie nie wpadłbym na to aby sformułowanie „zdania w doktrynie są podzielone” używać jako retardacji. Może dlatego, że niezbyt lubiłem to zdanie, gdyż zazwyczaj oznaczało że zagadnienie samo w sobie brzydkie jak noc listopadowa, ma w rzeczywistości jeszcze bardziej niejasną naturę niż się wydawało, a jakby do tego dodać niejednolite orzecznictwo to już w ogóle kupa zabawy ;)

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Remigiusz Mróz 11.01.2015 19:11
Autor/Redaktor

Ooo, kolega po fachu widzę. Rzeczywiście to nie był zwiastun niczego dobrego - choć z drugiej strony pozwalał uciec od kwestii zero-jedynkowych. ;)

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Dominik 11.01.2015 20:18
Czytelnik

Przede wszystkim spory w doktrynie pozwalały "urwać" kilka dodatkowych stron w trakcie pisania pracy magisterskiej :) Zwłaszcza gdy będąc połowie pracy okazywało, że zagadnienia przeznaczone na koniec są uregulowane dość szczątkowo i nawet szperając w czasopismach ciężko znaleźć jakąś ciekawą i wartą uwagi myśl.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
Anna 10.01.2015 13:50
Czytelniczka

Najbardziej nie lubię Remigiuszu takich słów, które są użyte w zdaniach
i stanowią dla mnie niezrozumienie. Mam tutaj na myśli wielokropek użyty w zdaniu, tak zwane zdanie niedokończone.
Lubię jedynie go w chwili kiedy jest to zdanie, które mi się spodoba.
Podczas zadawania pytań staram się użyć prostych form.
Podam przykład.
Czy masz ochotę w tym momencie ...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
Remigiusz Mróz 11.01.2015 19:08
Autor/Redaktor

Prawda - używanie wielokropka to sztuka sama w sobie. Nietrudno przy tym zrazić czytelnika. ;)

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
mirabelka 24.01.2015 09:19
Czytelniczka

Uwielbiam zdania kończące się wielokropkiem, ponieważ można je odczytywać na kilka sposobów. Sama też często je stosuję. No, ale cóż. Jeśli samemu ma się problem ze stosowaniem polskiej składni, to logiczne, że nie lubi się zdań niedokończonych :P

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
Ines 10.01.2015 11:56
Czytelniczka

Myślę, że recepta na dobry dialog w książce to przede wszystkim nie trzymanie się na siłę realności. Można wymyślić jak w rzeczywistości przebiegłaby rozmowa, a potem ten nieobrobiony produkt przecisnąć przez wyżymaczkę. Pozbyć się folkloru i zbędnych słów. Wygładzić mowę, nawet jeśli wciskamy ją w usta nieokrzesanego chłopaczka, który lubi od czasu do czasu sprzedać komuś...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
Remigiusz Mróz 11.01.2015 19:07
Autor/Redaktor

Otóż to, popieram po tysiąckroć! (Chyba że to moja książka poszła w kąt, wtedy tylko po stokroć ;)

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Ines 12.01.2015 19:18
Czytelniczka

Nie, nie, tą znienawidzoną książką jest "Metro 2033", jak ktoś chce zobaczyć jak NIE pisać dialogów to szczerze polecam. Ogólnie książka jest jedną wielką porażką, ale w konkursie wad, złoty medal otrzymały dialogi.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
Bosy_Antek 10.01.2015 11:08
Autor

Mnie najbardziej drażni, gdy bohaterowie zamiast krótszego:

"Pójdziesz ze mną na kawę?"

mówią:

"CZY pójdziesz ze mną na kawę?"

CZY jest zbędne, ale może to tylko moja fanaberia...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Remigiusz Mróz 10.01.2015 13:03
Autor/Redaktor

Mnie też to działa na nerwy - chyba że ma uwydatnić zdziwienie lub teatralność. ;)

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Yumeka 11.01.2015 03:11
Czytelniczka

Gdyby "czy" potraktować jako retardację...

"Czy... *zawieszenie głosu, sekunda na zebranie odwagi* pójdziesz ze mną na kawę?"

Jak dla mnie w pewnych warunkach nawet urocze.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
KotGacek 10.01.2015 10:42
Czytelnik

Balans realizmu kosztem nadmiernej autentyczności często owocuje kompletnym brakiem zindywidualizowania postaci. Czytam właśnie "Drogę królów" Sandersona. Tam niemal każda postać, mówi tak samo: analfabeta (czyli prawie wszyscy mężczyźni w tym świecie), niewolnik, uczona kobieta, piętnastoletnia dziewczyna i król. Nie przeszkadza to za bardzo, bo historyjka jest wciągająca...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej