Anne Frank żyje

Bartek Czartoryski Bartek Czartoryski
13.07.2019

Piszę te słowa zaledwie miesiąc po dziewięćdziesiątych urodzinach Anny Frank. I zastanawiam się przy tym, co wynika niejako z mojej profesji, jak popkultura na przestrzeni niemal stulecia przemieliła jej historię. Bo przecież nie ma dla niej – i nie powinno być! – żadnych świętości i nie zdziwiłbym się zbytnio, gdybym natrafił na komiks o superbohaterskiej Annie czy jakiś niskobudżetowy film eksploatacji, w którym dziewczyna gołymi rękoma dusi trzymających straż żołnierzy i wyzwala cały obóz.

Anne Frank żyje

Z ciekawości poszperałem i znalazłem całkiem interesujące odpowiedzi. Nieco zdziwiony, bo wydawało się, że historia spisana na kartkach prowadzonego przez ukrywającą się przed hitlerowcami żydowską nastolatkę dziennika jest zbyt kompletna, aby poddać ją tak prostemu i niewybrednemu remiksowi. Umyślnie odsuwam na bok ewentualne refleksje związane z taktownością takowych rozwiązań, bo sztuka z natury rzeczy powinna być amoralna.

Chyba nie ma nikogo, kto choćby nie kojarzyłby tragicznej historii Anne Frank, która przez dwa lata ukrywała się przed nazistowskimi okupantami, przez cały ten czas prowadząc dziennik i – mimo tego, co przytrafiło się jej rodzinie – nie tracąc wiary, że „ludzie są z natury dobrzy”. Dziewczynie nie udało się przeżyć wojny, zmarła na tyfus na krótko przed wyzwoleniem obozu koncentracyjnego pobudowanego nieopodal niemieckiego miasta Bergen. Jej zapiski, dzięki staraniom ojca, zostały opublikowane w 1947 roku i okazały się wydawniczym fenomenem. Polski przekład „Dziennika” ukazał się dekadę później.

Treść pamiętnika Anny analizowano nieraz, choć, jak mi się zdaje, stosunkowo rzadko pod kątem popkulturowym, bo i nie to jest najważniejsze. Do podobnych rozważań skłania jednak pamiętna wizyta Justina Biebera w domu państwa Frank, który w księdze pamiątkowej podzielił się refleksją, że Anna, gdyby urodziła się w XXI wieku, zapewne słuchałaby jego muzyki. Trudno orzec, jak faktycznie wyglądałaby jej lista na Spotify, a i Bieber może sobie wierzyć, w co chce, lecz nastoletnie gusta panny Frank wydają się nieco bardziej wysublimowane. Nie na darmo przecież rozprawia o Liszcie i zachwyca się Mozartem. Przy tym pisze o powieściach dla młodzieży, zastanawia się, jakby to było mieć takiego Rin Tin Tina i duma nad losami hollywoodzkich gwiazd. Na ścianie swojego pokoju miała poprzyklejane wycięte z gazet i czasopism zdjęcia aktorek, między innymi Grety Garbo i Ginger Rogers. I to bodaj ta nadzwyczajna jak na okoliczności zwyczajność dziennika Anny, a także jej optymizm, ujmują najbardziej. Dopiero później, kiedy pomyślała, że może nadać swoim zapiskom formę literacką i przygotować do profesjonalnego wydania – bo przecież do samego końca wierzyła, że przetrwa wojnę – zaczęła dziennik redagować, co, oczywiście, nie wpłynęło na jego autentyzm i jest raczej dowodem na samoświadomość autorki, mimo późniejszych ojcowskich zmian i rodzicielskiej cenzury. Anna przejawiała niemały talent, a przecież forma literacka, o której mowa, polega na zderzeniu doświadczenia osobistego z uniwersalnym; znaleźć złoty środek to niełatwa sztuka.

Nie na darmo tekst Anny przerabiano parokrotnie, chociażby na popularny dramat sceniczny z 1955 roku i jego młodszą o dwa lata pełnometrażową ekranizację wyreżyserowaną przez dwukrotnego laureata Oscara, hollywoodzkiego weterana George'a Stevensa. Główną rolę zagrała Millie Perkins, ale nagrodę amerykańskiej Akademii odebrała wtedy partnerująca jej Shelley Winters. Aktorka swoją statuetkę przekazała później muzeum Anny Frank. Dzienniki doczekały się także adaptacji telewizyjnej – kilkuodcinkowy serial z 2009 roku z Ellie Kendrick (dzisiaj znaną przede wszystkim z przebojowej „Gry o tron”) zrealizowało brytyjskie BBC. A niedawno nakładem polskiego wydawnictwa Stapis ukazała się u nas komiksowa adaptacja pamiętnika ze scenariuszem Ariego Folmana i rysunkami Davida Polonsky'ego, autorów oscarowego „Walca z Baszirem”.

To oczywiście nie wszystko, dzieł zainspirowanych pośrednio i bezpośrednio zapiskami dziewczyny nie sposób zliczyć. Wystarczy sięgnąć nieco dalej i napomknąć chociażby o słynnym motywie dziecka w czerwonym płaszczyku z „Listy Schindlera”, które symbolizowało rzeź niewinnych, z kolei nagradzane „Życie jest piękne” akcentowało wagę nadziei. I choć nie ma chyba namacalnego dowodu, że Spielberg i Benigni czerpali z „Dziennika Anne Frank”, to kusi, by pomyśleć, że tak było.

Lecz zacząłem ten tekst od luźnych rozważań na temat tego, czy drapieżna popkultura zatopiła swoje kły w rzeczonym tekście i nie chciałbym, żeby ktokolwiek z czytających pomyślał, że jednak nie. Bo przecież jedna z postaci drugiego sezonu serialu „American Horror Story” miała być nikim innym jak dorosłą Frank, która spotyka nazistowskiego lekarza z obozu koncentracyjnego i kończy na stole operacyjnym, przygotowana do zabiegu lobotomii. Satyryczna animacja „Robot Chicken” przedstawiała skecz z opatrzoną popowym kawałkiem zajawką filmu o Annie, którą miała zagrać Hilary Duff. Jego hasło reklamowe brzmiało „Naziści są tacy niefajni”. Ba, był nawet komiks sieciowy o cybernetycznie usprawnionej, ożywionej autorce słynnego dziennika, która rozprawia się z nazistami z księżyca. No i Philip Roth wydał książkę o Annie Frank („Cień pisarza”), która przeżyła wojnę i anonimowo zajmuje się literaturą. A zaledwie dwa miesiące temu ukazała się po niemiecku powieść „Liebe Kitty” („Droga Kitty”), będąca poniekąd beletryzacją pamiętnika Anny, której marzeniem było zostać pisarką lub dziennikarką. To swoisty hołd oddany jej życiu i dziełu.


komentarze [9]

Sortuj:
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
Pani Akne 14.07.2019 17:09
Czytelniczka

Słaby artykuł, a raczej artykulik.

Już wstępniak wieści, że autor nie wie o co w tym wszystkim chodzi.
Szkoda, że jej dziennik i jej egzystencja została sprowadzona do, cytuję ,,formy literackiej".

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Armand_Duval 14.07.2019 09:16
Czytelnik

Robert Ludlum też. Ciągle wydaje nowe książki. ;)

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Meszuge 13.07.2019 20:05
Czytelnik

"...bo sztuka z natury rzeczy powinna być amoralna" - czyżby?

Amoralny - niezgodny z normami moralnymi lub zupełnie ich pozbawiony, nieodróżniający dobra od zła (https://sjp.pwn.pl/sjp/amoralny;2549833.html).

W każdym razie uważam, że to dziwny pomysł.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Bogusław 13.07.2019 17:47
Czytelnik

Biedne dziecko... Ale autentyczność pamiętników jest kwestionowana. Dla mnie najbardziej przekonujące są jej zdjęcia. Nikt, w imię czegokolwiek i kogokolwiek niema prawa mordowania dzieci!
Nb ciekawe wydawnictwo przypomnę: After The Battle 102 - Anne Frank.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Hannah 15.07.2019 20:39
Czytelnik

Różni neonaziści i inni tacy kwestionowali autentyczność dziennika (czy wręcz istnienie Anne) ale zawsze to zbijano dowodami. Wiesenthal odnalazł oficera który aresztował Franków; przeprowadzono też pełne badania i potwierdzono autentyczność dokumentu począwszy od takich rzeczy jak papier i atrament.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Bogusław 16.07.2019 18:15
Czytelnik

Ojciec Anny przyznał się do "podszlifowania" dzienników po powrocie z obozu.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Hannah 17.07.2019 15:15
Czytelnik

Ach, podszlifowanie, to prawda. Ale podszlifowanie polegalo na tym ze usunal fragmenty w ktorych Anne zastanawiala sie (i zdumiewala sie) seksem i jego mechanizmami. I gdzie wypowiadala sie bardzo ostro o matce. Nie bylo tego wiele. Wydano pozniej pelna wersje zreszta jesli wierzyc Wikipedii. Zreszta sama Anne zaczela troche redagowac swoj dziennik kiedy ogloszono, ze po...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
konto usunięte
13.07.2019 12:28
Czytelnik

Użytkownik wypowiedzi usunął konto

Bartek Czartoryski 12.07.2019 16:41
Tłumacz/Redaktor

Zapraszam do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post