Ile klasy w klasyku: „Śródziemie“

Marcin Zwierzchowski Marcin Zwierzchowski
02.09.2018

W przypadku Tolkiena nie może być dyskusji o tym, czy „Władca pierścieni” to dobre czy złe książki, albo czy się zestarzały. Możemy jednak rozmawiać o tym, jak odbiór historii ze Śródziemia zmienia się wraz z wiekiem i doświadczeniem czytelnika.

Ile klasy w klasyku: „Śródziemie“

Tego roku po raz trzeci wróciłem do Śródziemia, tym razem w oryginalnej, angielskiej wersji, dodatkowo nie czytając książek Tolkiena, ale ich słuchając.

Pamiętam ten pierwszy raz. Było dziwnie. Bo lekturę Władcy pierścieni zacząłem od Dwóch wież. Spokojnie, to był element większego planu: w szkole, gimnazjum, ogłosili konkurs związany ze zbliżającą się premierą filmu, miał on dotyczyć wiedzy o „Władcy…” i miały w nim brać udział trzyosobowe drużyny, wraz z dwoma kolegami podeszliśmy więc do sprawy praktycznie i podzieliliśmy się tomami, by każdy więcej zapamiętał. Pech chciał, że niedługo potem trafiłem do szpitala, konkurs przeszedł nam więc koło nosa, jednak ja sam dzięki temu miałem czas na lekturę i szybko nadrobiłem Wyprawę (teraz to Bractwo Pierścienia), by potem przejść do Powrotu króla.

Cieszę się, że na książki trafiłem przed filmami Jacksona.

Chłonąłem wszystko. Z perspektywy czasu cieszę się, że na książki trafiłem przed filmami Jacksona, ponieważ dało mi to okazję do samodzielnego zbudowania Śródziemia w swojej wyobraźni. (Teraz na mojej półce dumnie stoją wersje bogato ilustrowane przez Alana Lee, wtedy czytałem te dziwne wydania, z psychodelicznymi, szkicowanymi okładkami.) I na tym świecie się wtedy skupiałem, próbując ogarnąć swoim młodym, nienawykłym wtedy do fantasy umysłem elfy, krasnoludy, Nazgule, hobbitów, enty czy gobliny; pamiętam, że wyobrażałem sobie, iż Legolas ma święcące oczy, bo głupio uczepiłem się jednej z metafor Tolkiena. Można więc śmiało powiedzieć, że była to nie tyle pełna lektura, co niespodziewana podróż do świata nieprzebranego bogactwa wyobraźni, które młodego czytelnika wtedy oszałamiało i zachwycało, tak że nawet nie byłem w stanie ogarnąć całości umysłem.

Pamiętam, że przytłaczał nawet Hobbit, mały i skromny „Hobbit”, którego czytałem niedługo później, a który również wydawał mi się olbrzymi i rozbuchany, z pewnością z powodu „Władcy…” wciąż huczącego gdzieś w mojej wyobraźni.

Silmarillion z kolei mnie przytłoczył i przygniótł i trudno mówić, bym po tej pierwszej lekturze wiele z niego wyniósł.

Po raz drugi po Tolkiena sięgnąłem już na studiach, mając zbyt wiele czasu i zbyt mało pieniędzy, by kupować nowe książki.

Po raz drugi po Tolkiena sięgnąłem już na studiach, mając zbyt wiele czasu i zbyt mało pieniędzy, by kupować nowe książki. Wtedy jednak lektura była już „skażona” Peterem Jacksonem, w tym rozumieniu, że nie tylko byłem zachwycony filmami, ale do tego miałem wersje rozszerzone, z wielogodzinnymi materiałami dodatkowymi o realizacji ekranizacji, co pozwoliło mi przyjrzeć się procesowi adaptacji książek na język srebrnego ekranu. Gdy więc wracałem wtedy do „Władcy…”, przyglądałem się tym powieściom bardziej jako podstawom do scenariuszy, niż samodzielnym publikacjom. (I wyszło mi na to, że trudno odmówić Jacksonowi, Walsh i Boyens racji w zmianach fabularnych, których dokonali, do Toma Bombadila, przez Faramira, aż po próby większego zaangażowania Arweny w całą historię.)

Można więc powiedzieć, że tak naprawdę „Władcę pierścieni” po raz pierwszy przeczytałem/przesłuchałem w tym roku. Za trzecim razem, opasły nie tylko lekturą wielu, wielu książek autorów na Tolkienie wyrosłych/Tolkienem się inspirujących/od Tolkiena się odcinających, ale również wielu jego nowszych książek, ot choćby w ostatnich latach przekładu Beowulfa, „Opowieści o Kullervo”, rozszerzonej wersji historii Berena i Lúthien, jak i wcześniej wspaniałych Dzieci Húrina.

W efekcie obecnie najbardziej doceniam „Silmarillion” właśnie, oraz „Dzieci…”, jako dwie książki skupiające w sobie wszystko, co najlepsze w J.R.R. Tolkienie.

Bo powrót do „Władcy…”, a jeszcze wcześniej do „Hobbita”, uświadomiły mi, że tak jak nie jestem w stanie nie kochać tych książek, nie zachwycać się i nie chłonąć wspaniałości i rozmachu kreacji Śródziemia, tak już do Tolkiena-powieściopisarza miałbym kilka uwag. W jego stylu widać nie tylko pewną sztywność profesora z Oksfordu, ale też nieustanną ciągotę w stronę nordyckich sag i pieśni, które tak ukochał. To przez to jego postaci mówią, jakby cały czas deklamowały, przez to też doszukiwać się w nich głębszej charakteryzacji, może z wyjątkiem Froda, Sama i Golluma, z którymi spędzamy naprawdę dużo czasu, no i Boromira, który przechodzi swoje przemiany. Bo taki Aragorn na przykład to bardziej pomnik, niż człowiek.

Dlatego wolę, gdy Tolkien w pełni wchodzi w narrację rodem z legend, jak robi to właśnie w „Silmiarillionie”, gdzie takie dialogi są elementem konwencji i doskonale ją uzupełniają. Zresztą, w tych historiach to narrator właśnie przejmuje pałeczkę opowiadania, dialogów jest mniej, przez co nietrudno – zwłaszcza, gdy się ich słucha, a nie je czyta – wyobrazić sobie, że oto ktoś snuje nam przy ognisku historię sprzed czasów, z innej ery świata. To w takich fragmentach prawdziwie ożywia magia Tolkiena.

Podziwiam u Tolkiena doskonałe wyczucie tragedii, smykałkę do… smutku.

Podziwiam też u Tolkiena doskonałe wyczucie tragedii, smykałkę do… smutku, do snucia historii melancholijnych, pełnych bólu i straty – czego przykładem są „Dzieci Húrina”. Potrafi w nich autor być bezwzględnym dla swoich bohaterów, niekiedy wręcz szokująco, co jednak nie tylko potęguje emocje, ale podkreśla również męstwo i poświęcenie postaci, które – jak wiemy z tych historii – narażają się na wielki ból i smutek.

Mógłbym więc podsumować, że Tolkien się nie zmienia i nie starzeje, a tylko jego historie inaczej oddziałują na czytelnika w różnym „stanie”. Nie licząc „Hobbita”, którego nigdy nie byłem wielkim fanem (jako książki stojącej w rozkroku między historia dla dzieci a fantasy dla dorosłych), „Władca pierścieni” i inne teksty ze Śródziemia wciąż fascynują. Czy fantasy poszło przez te wszystkie lata naprzód i styl Tolkiena w zasadzie odszedł w zapomnienia? Owszem – żyjemy w epoce Martina i „Gry o tron”, gdzie ważne są realizm, brud, krew, seks i zadziorność. Brytyjski profesor jednak już od początku pisał coś bliższego starym pergaminom z legendami, niż klasycznej powieści, można więc powiedzieć, że nie tyle wyprzedzał swoje czasy, co już na starcie świadomie pozostawał w tyle – to zaś, co od początku było nieco staroświeckie, nie mogło się szczególnie zestarzeć.

Polecałbym tylko czytać Tolkiena w odpowiednym momencie, zaczynając od „Władcy…” i „Hobbita”, a „Sillmarillion”, „Dzieci Húrina” oraz „Beren i Lúthien” pozostawiając na później, na czas dojrzalszych lektur.


komentarze [20]

Sortuj:
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
Lukas90 12.09.2018 02:49
Czytelnik

Pisk Nazguli, walka z orkami w Morii czy rozczepiona jaźń Golluma to pierwsze skojarzenia które mi się nasuwają kiedy ktoś wspomina o dziełach Tolkiena. Ale bardziej od książek wolałem filmy Jacksona, bo to od nich zacząłem swoją przygodę z gatunkiem fantasy. Oczywiście po oryginał również sięgnąłem. Po Tolkienie był Sapkowski. Z gatunku fantasy przerzuciłem się na...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
Monika 04.09.2018 02:57
Czytelnik

Biję brawo i proszę o więcej!

Po pierwszym odcinku cyklu wytypować temat drugiego było łatwo. Ale teraz? Cykl ma dotyczyć tylko fantasy, czy całej fantastyki bez szczegółowego podziału na gatunki? W drugim przypadku pragnę i pożądam w następnej kolejności "Diuny". Albo lewej ręki Le Guin, czyli cyklu "Hain". W pierwszym? Cóż, dla porządku trzeba by się może rozprawić z...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
AMisz 04.09.2018 13:19
Bibliotekarka | Oficjalna recenzentka

Już teraz mogę odpowiedzieć, że tym razem nie trafiłaś :) Ale kto wie, może "Diuna" się pojawi za jakiś czas.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
Domi 02.09.2018 21:19
Czytelniczka

Kiedy chodziłam do ogólniaka był wielki boom na Tolkiena, jakoś wtedy premierę miał pierwszy film z serii "Władca Pierścieni", modne były gry RPG i pamiętam, że nawet zdarzyło mi się ze znajomymi rozegrać jakiś scenariusz (mowa o papierowych RPG-ach). Chodziłam na profil humanistyczny, więc oczywistym było, że na języku polskim oprócz całej listy lektur zdarzało się omawiać...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
Kamil90 03.09.2018 17:00
Czytelnik

Niestety ale fantastyka często jest tak odbierana, czego kompletnie nie rozumiem. W czym niby jest gorsza od tak popularnych kryminałów? Stworzenie nowego uniwersum jest moim zdaniem o wiele trudniejsze niż opisywanie realnych miejsc w kryminałach, czy innego typu książkach.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Domi 03.09.2018 22:10
Czytelniczka

Zgadzam się z Tobą.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Monika 04.09.2018 02:35
Czytelnik

To u mnie na szczęście nauczyciele odrobili przynajmniej część lekcji, wiedzieli, że to wielkie i klasyczne i godne uwagi bez względu na zaszufladkowanie do jakiegoś tam gatunku o podejrzanej reputacji. O gatunku pojęcie mieli niestety niskie, ale przynajmniej o niektórych pozycjach wiedzieli, że nie wolno na nie pluć tylko dlatego, że to jakieś tam bajeczki o magii i...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
_sy 02.09.2018 21:12
Czytelniczka

o jezu, jak czytałeś "Bractwo...", a nie "Drużynę..." to współczuję po stokroć, bo tłumaczenie Łozińskiego to jest profanacja Tolkiena.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Vai 03.09.2018 11:35
Bibliotekarz

Zależy które. Teraz funkcjonuje też Łoziński po latach korekty, gdzie wywalili te jego 'krzaty' i przywrócili oryginalne nazwy własne. :)

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
_sy 03.09.2018 13:41
Czytelniczka

niesmak jednak pozostał :D

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Vai 03.09.2018 21:07
Bibliotekarz

Zainteresowałam się tematem, bo sama po raz pierwszy czytałam właśnie 'Łozińskiego po korekcie' i bardzo mi się podobało, nawet bardziej niż fragment tej drugiej tłumaczki, który kiedyśtam przekartkowałam dla porównania.
I jak mi wtedy mi internet powiedział o krzatach i zmianie nazw własnych, tom ręce załamała. xD

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Ailleann 06.09.2018 23:42
Czytelniczka

Nazwy własne w tłumaczeniu Marii Skibniewskiej uchodzą za jedyne słuszne, i wielu czytelników ma Łozińskiemu za złe, że nie zostawił ich w takim brzmieniu. Dlaczego? Ponieważ objęte są prawem autorskim, i nie jest to kwestia uznaniowa (swego czasu spadkobierca Marii Skibniewskiej straszył procesem Amber i Frąców).

Wychowałam się na przekładzie pani Marii i cenię go, ale...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
FannyBrawne 02.09.2018 15:34
Bibliotekarka

Tom Bombadil był bardzo barwną postacią, która dodała uroku, więc nie zgodzę się, że dobrym pomysłem było pominięcie go w filmie. Natomiast co do wplecenia Arwen w fabułę całkowicie tak - nie chodzi o wymóg, że kobiety muszą odgrywać istotną rolę, bo posypią się oskarżenia o seksizm(chociaż u mnie historie z ciekawymi postaciami kobiecymi zawsze mają dużego plusa), tylko o...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
Monika 04.09.2018 02:22
Czytelnik

Ja z kolei Toma Bombadila jestem w stanie odżałować. Postacią jest niewątpliwie ciekawą, ale jednak dla fabuły w zasadzie nieznaczącą. Jest elementem nieznanego, tajemnicy głębi tego świata, ale do wyprawy nie wnosi nic istotnego, jego zniknięcie nie powoduje fabularnej luki i potrzeby uzupełniania działaniami innych postaci. Zupełnie inaczej niż w przypadku Glorfindela,...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
konto usunięte
02.09.2018 12:56
Czytelnik

Użytkownik wypowiedzi usunął konto

Monika 04.09.2018 02:05
Czytelnik

Dodałabym jeszcze nieco mniej rzucające się w oczy, ale za to chyba istotniejsze, bo dotyczące pewnego ogółu, a nie jednostek, zmiany w wizerunku elfów. Chodzi mi o to ukazanie w filmie ich odchodzenia ze Śródziemia tak, jakby to było uciekanie z tonącego okrętu. Świat się wali, Zły wydaje się wygrywać, a przynajmniej bardzo poważnie zagrażać, więc spierdalamy, bo dbamy...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
PietrekLecter 02.09.2018 12:43
Czytelnik

Hmm... Ja jednak będę obstawał, że najwybitniejszym dziełem Tolkiena jest „Władca Pierścieni”. Czytałem wszystko 2-3 klasa podstawówki, a jedynym, co przeczytałem za wcześniej, była zbyt smutna „Nain i Hin Hurin. Opowieść o dzieciach Hurina”.
Najbardziej lubię lekkie i inteligentne dialogi w stylu Jarmuscha czy Tarantino, ale u Tolkiena patetyczność i „pomnikowość” postaci...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
behemot 02.09.2018 12:37
Czytelnik

Generalnie zgadzam się z ogólnym przesłaniem artykułu, chociaż są pewne niuanse, które odbieram nieco inaczej.
„Hobbit” nigdy do mnie nie trafił. Może jednak w mniejszym stopniu jest to kwestia faktycznie pewnego rozkroku między książką dla dzieci i mroczną fantasy dla dorosłych, a bardziej sprawa krótkiej, ograniczonej formy, która nie daje możliwości nakreślenia pełnego...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
czytamcałyczas 02.09.2018 13:24
Czytelnik

Bym się ) pokłócił,czy to bajka dla dzieci

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
Marcin Zwierzchowski 30.08.2018 10:16
Bibliotekarz | Oficjalny recenzent

Zapraszam do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post