Ehtele

Profil użytkownika: Ehtele

Nie podano miasta Kobieta
Status Czytelniczka
Aktywność 8 lata temu
194
Przeczytanych
książek
241
Książek
w biblioteczce
4
Opinii
17
Polubień
opinii
Nie podano
miasta
Kobieta
Dodane| 1 ksiązkę
Ta użytkowniczka nie posiada opisu konta.

Opinie


Na półkach:

Każdy z nas ma jakieś kłamstwa, czy kłamstewka którymi karmi zarówno innych jak i samego siebie. Nie mówię oczywiście, że każdy chowa jakieś okropne tajemnice, za które mógłby trafić do więzienia czy, że każdy z nas jest notorycznym kłamcą (choć gdyby spojrzeć na to ile razy mijał się ktoś z prawdą, czy wymyślał jakąś wymówkę dla wykładowcy o tym jak to pies zjadł jego wypracowanie, albo, że w jednym miesiącu musiał pochować pięć babć, to chyba jednak wyjdzie na to, że tymi notorycznymi kłamcami jesteśmy ) - po prostu są tajemnice, które nie powinny nigdy ujrzeć światła dziennego, nawet gdyby jedynymi osobami, które mają w końcu się z nimi zmierzyć, jesteśmy my sami.

I w gruncie rzeczy Giovanni’s Room właśnie o tym opowiada - David to zwykły około trzydziestoletni chłopak, zagubiony w sobie i rozdarty pomiędzy tym, czego oczekuje od niego ojciec i społeczeństwo, a tym, czego pragnie on sam. A w latach 50. ubiegłego wieku społeczeństwo wymagało niby niewiele, ale jednak za odstępstwo od utartej heteronormatywności karało więzieniem. Zresztą sam James Baldwin nie miał lekko – czarnoskóry pisarz, który nie krył się ze swoją homoseksualnością, a na uwieńczenie tego wszystkiego kreuje swoje postacie jako przedstawicieli rasy kaukaskiej – kiedy zaniósł swój manuskrypt do wydawcy, ten kategorycznie odradzał mu publikację Mojego Giovanniego, twierdząc, że będzie to koniec jego kariery. Na szczęście Baldwin nie uległ, książka poszła w druk i okazała się na tyle wartościowa by zdobyć serce krytyków, którzy nie skreślili jej od razu dzięki wierze w dobre i wyrobione już pióro autora.

I chwała borowi za to, ponieważ mimo swojej małej objętości (zaledwie 150 stron) zawiera wnikliwy portret ludzkiej psychiki. Zarówno osób, które nie da się określić inaczej jak ciotami, jak i osób które odkrywają swoją seksualność i na końcu osób, które z nią walczą. Opis na okładce sugeruje nam trójkąt miłosny pomiędzy Davidem, Hellą i Giovannim, jednakże jest to nieco bardziej skomplikowana sytuacja. Każda z tych osób przechodzi osobno ścieżkę rozwoju emocjonalnego. Na końcowych kartach książki nikt nie jest tym, kim był na początku. I niech nikt nie ma złudzeń co do faktu, że historia ta jest boleśnie realistyczna i dramatyczna. Być może to kwestia utworu jakiego słuchałam pod koniec lektury, być może to zdawkowy, a jednak trafiający w sedno styl Baldwina, ale książkę zakończyłam ze łzami w oczach.
Nie chciałabym streszczać tutaj całej historii, dlatego pokrótce powiem, że autor już na pierwszej stronie zdradza nam co stanie się z Giovannim, co zdecydowanie niechętnie nastawia nas do Davida. Ale jakże człowiek się myli, kiedy myśli, że pod koniec lektury będzie nienawidził głównego bohatera – żałość to słowo klucz.

Najgorsze jednak jest to, że wszelka miłość jaką Baldwin opisuje w swojej książce jest z rodzaju tych destruktywnych – czy to ojciec Davida nie mogący stanąć na wysokości zadania po śmierci żony, najpierw nie zauważa swojego syna, a później stara się nawiązać z nim kontakt, wywierając na niego wpływ czy to w kwestii wykształcenia, pracy, idealnej partnerki, jednocześnie próbując odgrywać rolę jego przyjaciela. Miłość Helli i Davida też jest destruktywna – oboje wyniszczają się w trakcie swojego okresu narzeczeństwa – ona próbując stać się kobietą poprzez posiadanie mężczyzny, on przez okłamywanie jej co do swoich uczuć, wykorzystując ją jako lekarstwo na swoją miłość do Giovanniego, jako przepustkę do powrotu do całkowicie czystego i heteronormatywnego społeczeństwa. No i na końcu miłość Giovanniego i Davida. Wielu zastanawia się czy David tak naprawdę kochał Giovanniego. Ile osób, tyle interpretacji, ale uważam, że David go kochał. Inną sprawą jest fakt, że nie był w stanie zaakceptować tej miłości. Czuł odrazę do samej jej istoty, gdyż wpojono mu, że to coś nieczystego, nieprawego, coś całkowicie wbrew naturze. I choćby nie wiem jak mocno starał się to akceptować, nie mógł uciec przed wyobrażeniem samego siebie jako Guillaume – cioty napastującej każdego młodego chłopaka, skłonnego wymienić usługi seksualne na jedzenie. Ale Giovanni też nie był święty – nie powinien był pokładać całej swojej nadziei w Davidzie, nie powinien zwalać całej zaistniałej sytuacji na Davida, to nie on zaciągnął go do łóżka, to nie on kazał mu się w nim zakochać, co do jednego się zgodzę z Davidem – od początku mówił mu, że pewnego dnia ich znajomość będzie musiała się zakończyć. I nie, nie bronię tego w jaki sposób David z nim postąpił, nie powinien był kłamać, nie powinien był go unikać i najważniejsze, nie powinien go był nienawidzić.
Nomen omen, jeśli szukacie naprawdę dobrej literatury poruszającej tematykę homoseksualną lub LGBT ogólnie, polecam zapoznać się z tą powieścią. Niczego nie owija w bawełnę, nie upiększa rzeczywistości, ale też nie chańbi tej miłości. I dodatkowo spowoduje, że zaczniecie się zastanawiać nad swoim życiem i nad tym jak traktujecie osoby sobie bliskie – na ile ukrywanie samego siebie przed sobą i przed światem działa destruktywnie na wszystko wokół nas.

Naprawdę muszę przyznać, że od dawna nie czytałam tak dobrej książki, i mam nadzieję, że niedługo uda mi się zapoznać z resztą twórczości Jamesa Baldwina.

http://diabhalta.wordpress.com/2014/06/27/zwykly-pokoj-czy-cela-wiezienna/

Każdy z nas ma jakieś kłamstwa, czy kłamstewka którymi karmi zarówno innych jak i samego siebie. Nie mówię oczywiście, że każdy chowa jakieś okropne tajemnice, za które mógłby trafić do więzienia czy, że każdy z nas jest notorycznym kłamcą (choć gdyby spojrzeć na to ile razy mijał się ktoś z prawdą, czy wymyślał jakąś wymówkę dla wykładowcy o tym jak to pies zjadł jego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Niejednokrotnie marzymy sobie na jawie, jak to bardzo chcielibyśmy cofnąć się w czasie i żyć w pięknych czasach regencji, mając cichą nadzieję, iż każda z nas napotka na swej drodze pana Darcy’ego. Jednakże będąc realistami, po pewnym czasie musielibyśmy sobie uświadomić, że ziemiaństwo nie stanowiło bynajmniej 95% społeczeństwa i ktoś musiał sprzątać, gotować i opróżniać nocniki. I najprawdopodobniej bylibyśmy to my, zwykli śmiertelnicy zakochani w prozie Jane Austen (no chyba, że ktoś mógłby się pochwalić jako takim rodowodem, ale jeśli go brak… Nawet Darcy nie byłby skłonny ożenić się tak mocno poniżej swojego statutu społecznego). Dlatego też bardzo zainteresowała mnie najnowsza powieść Jo Baker, Longbourn, której motywem przewodnim jest opowiedzenie życia codziennego służby w domostwie Bennetów, a wszystko dokładnie ułożone podług wydarzeń w Dumie i uprzedzeniu.

Główna narratorką opowieści jest służąca imieniem Sarah, około dwudziestoletnia niewiasta wzięta z przytułku na przyuczenie przez panią Hill. Swoją opowieść rozpoczyna w dniu prania, obserwując swoje spękane i krwawiące dłonie, pomstując na naszą ukochaną Elizabeth, że gdyby jej samej przyszło prać swoje halki, zdecydowanie ostrożniej stąpałaby po błotnistych łąkach. Ale wkrótce jej rozważania przerwie dość niecodzienna wiadomość – pan Bennet zatrudnił lokaja imieniem James Smith, który lada dzień zjawi się w domostwie. Rzecz wydawałoby się całkiem prozaiczna, jednakże jak nakreśla to autorka, w czasie wojny niezbyt zamożne ziemiaństwo raczej nie mogłoby sobie pozwolić na zatrudnienie młodego i sprawnego mężczyzny – każdy kto zdrów był wzywany do wojaczki. Zatem dlaczego młody, nieschorowany i całkiem przystojny James zgodził się na pracę za tak marne pieniądze jakie był mu wstanie zaoferować pan Bennet? Czy Sarah ma rację podejrzewając, że wzorem wszystkich powieści romantycznych, James skrywa jakąś mroczna tajemnicę? Nie bójcie się, nie ma żadnego mhroku, ani zbyt wielkich grzechów – tajemnicę Jamesa można całkiem szybko rozwiązać, zwłaszcza kiedy zaobserwuje się jego reakcję na często goszczących w Longbourn żołnierzy. Narracja jest prowadzona bardzo przyjemnie, choć pierwszoosobowa, to jednak nie męcząco. W pewnych momentach narratorzy zmieniają się na chwilę i przybierają głosy lokaja Jamesa i pani Hill. Oba te rozdziały są moim zdaniem najbardziej interesujące, zwłaszcza ciekawe ujęcie historii pani Hill – nigdy jakoś nie patrzyłam z takiej perspektywy na pana Benneta, ale w sumie szlachcie wiele wolno. Z kolei rozdział opowiedziany oczami Jamesa daje nam posmak życia codziennego osób, które były otoczone wojskami angielskimi maszerującymi naprzeciw armii Napoleona – czego niestety nie można było odczuć w powieści Austen, mimo stacjonującego w Meryton oddziału milicji.

Nomen omen powieść dość interesująca, dobra do poczytania w trakcie jazdy komunikacja miejską, czy w chwili relaksu po dniu pełnym zajęć na uczelni. Nie jest to jakieś ambitne dzieło, ale daje się odczuć, że autorka nie podeszła do tematu pobieżnie i odrobiła swoje zadanie domowe z życia służby w tamtych czasach. I takie właśnie nawiązania do prozy Austen lubię – nie cierpię, kiedy dodaje się tam jakieś zombie, czy wplata tajemnicze morderstwa, albo nie daj Boże, całkowicie zmienia bieg historii i charaktery głównych postaci. Austen to Austen, a cechą dobrego fan fiction jest łatanie tych fragmentów historii, które są nam nieprzedstawione w oryginale. Dlatego, jeśli martwicie się, iż nabawicie się niestrawności poprzez lekturę kolejnego dziełka chcącego dorobić się na fenomenie Dumy i uprzedzenia, to spokojnie możecie odłożyć herbatki miętowe, ponieważ głównych bohaterów Austen jest tu jak na lekarstwo – tym razem to oni poruszają się po obrzeżach gospodarstwa Longbourn, i choć Sarah towarzyszy Lizzy w jej podróżach po kraju, perypetie panien Bennet nie stanowią niczyjej bolączki. Wręcz przeciwnie, to pan Collins wzbudza należyte zainteresowanie w kuchni Longbourn i to jemu służba stara się ze wszech miar przypodobać, próbując nawet w pewien sposób zeswatać z nim Mary.


Recenzja zamieszczona pod adresem: http://diabhalta.wordpress.com/

Niejednokrotnie marzymy sobie na jawie, jak to bardzo chcielibyśmy cofnąć się w czasie i żyć w pięknych czasach regencji, mając cichą nadzieję, iż każda z nas napotka na swej drodze pana Darcy’ego. Jednakże będąc realistami, po pewnym czasie musielibyśmy sobie uświadomić, że ziemiaństwo nie stanowiło bynajmniej 95% społeczeństwa i ktoś musiał sprzątać, gotować i opróżniać...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Potterland aż wali po oczach, zaś sama akcja to cliche na chliche, przykryte jeszcze większą ilością cliche. Aczkolwiek najprawdopodobniej doczytam serię do końca, choćby tylko po to, aby przekonać się co jeszcze można skopiować i jak bardzo można jeszcze pójść ścieżką najmniejszych oporów (naprawdę, brak linearności i odrobiny logicznego myślenia u bohaterów mnie przeraża, a co jest jeszcze straszniejsze, byłam pewna, ze Draco Dormiens było pisane lepszym stylem...)

Potterland aż wali po oczach, zaś sama akcja to cliche na chliche, przykryte jeszcze większą ilością cliche. Aczkolwiek najprawdopodobniej doczytam serię do końca, choćby tylko po to, aby przekonać się co jeszcze można skopiować i jak bardzo można jeszcze pójść ścieżką najmniejszych oporów (naprawdę, brak linearności i odrobiny logicznego myślenia u bohaterów mnie przeraża,...

więcej Pokaż mimo to

Więcej opinii

Aktywność użytkownika Ehtele

z ostatnich 3 m-cy

Tu pojawią się powiadomienia związane z aktywnością użytkownika w serwisie


statystyki

W sumie
przeczytano
194
książki
Średnio w roku
przeczytane
9
książek
Opinie były
pomocne
17
razy
W sumie
wystawione
189
ocen ze średnią 6,1

Spędzone
na czytaniu
1 071
godzin
Dziennie poświęcane
na czytanie
8
minut
W sumie
dodane
0
cytatów
W sumie
dodane
1
książek [+ Dodaj]