rozwiń zwiń
Szatynka

Profil użytkownika: Szatynka

Nie podano miasta Nie podano
Status Czytelnik
Aktywność 1 rok temu
36
Przeczytanych
książek
46
Książek
w biblioteczce
36
Opinii
202
Polubień
opinii
Nie podano
miasta
Nie podano
Dodane| Nie dodano
Ten użytkownik nie posiada opisu konta.

Opinie


Na półkach:

Może niech autor lepiej powróci do pisania książęk dla dzieci, bo aby pisać powieści historyczne trzeba mieć wiedzę przynajmniej na poziomie kursu historii dla szkoły podstawowej. Językowo też kiepściuchno.

Może niech autor lepiej powróci do pisania książęk dla dzieci, bo aby pisać powieści historyczne trzeba mieć wiedzę przynajmniej na poziomie kursu historii dla szkoły podstawowej. Językowo też kiepściuchno.

Pokaż mimo to


Na półkach:

„Siostry z Szanghaju” to fascynująca opowieść o Chinach i ich historii. Autorka opisuje wydarzenia od roku 1866 po 2003. To niezły szmat czasu, do tego niezwykle burzliwy, pełen buntów, rewolucji i przemian społecznych, że o dwóch wojnach światowych nawet nie wspomnę. Ten temat to po prostu samograj. Nic więc dziwnego, że powstała książka pasjonująca, wciągająca i bez dwóch zdań godna uwagi, choć niepozbawiona pewnych wad - ale o nich za chwilę.
Dla osób nieznających twórczości Jung Chang, od razu zaznaczę, że mamy do czynienia nie z powieścią, lecz z literaturą faktu. Tekst został przygotowany bardzo staranie, z wielką dbałością o wierność historyczną. Każdy przytoczony fakt ma poparcie w tekstach źródłowych, a bibliografia jest doprawdy imponująca – trzynaście stron drobnym maczkiem. Wisienką na torcie jest bogaty materiał ilustracyjny. Naukowe podejście z pewnością bardzo podnosi wartość informacyjną i edukacyjną książki, choć z drugiej strony sprawia, że miejscami tekst staje się suchy, wręcz podręcznikowy. Gdyby autorka pozwoliła sobie na szczyptę swobody, dodała tu i ówdzie swoją interpretację czy chociażby jakieś osobiste przemyślenia, publikacja nabrałaby nieco więcej lekkości.
Mam podejrzenia graniczące z pewnością, że największym problemem, przed którym stanęła Jung Chang nie było znalezienie ciekawych faktów, które można by opisać, lecz kłopot z ich nadmiarem. Siłą rzeczy musiała pewne rzeczy pominąć, a inne podać w formie skrótowej. Osobiście, chwilami miałam pewne poczucie niedosytu. Wolałabym by pewne tematy zostały potraktowane szerzej, inne pogłębione. Najbardziej brakowało mi właśnie sióstr! Owszem, książka oparta jest na ich losach, ale odniosłam wrażenie, że zostały potraktowane nieco po macoszemu – jako pretekst, wokół którego wije się główna opowieść. Życie trzech sióstr jest kręgosłupem opowiadanej historii – podtrzymuje ją, ale samo jest ledwie widoczne. Na przykład, kila pierwszych rozdziałów poświęcone jest niemal w całości Sun Yet-senowi i jego drodze do władzy, a nie jego późniejszej żonie. Nie zmienia to faktu, że są to rozdziały bardzo ciekawe, szczególnie dla osób mniej obznajomionych z tym okresem historii Państwa Środka. Muszę tu z niejakim wstydem przyznać, że sama zaliczam się do tej grupy. O ile o wydarzeniach nieco późniejszych – powiedzmy tak od drugiej połowy lat dwudziestych ubiegłego wieku mam jako takie pojęcie, o tyle o tym, co się działo w Chinach na przełomie wieków dziewiętnastego i dwudziestego mam dość nikłe pojęcie. „Trzy siostry z Szanghaju” pozwoliły mi choć nieznacznie zapełnić tę dziurę w edukacji i bez dwóch zdań zachęciły do dalszego, samodzielnego zgłębiania tematu. W dalszej części książki sióstr jest znacznie więcej, ale wciąż nie aż tak dużo, jak mógłby sugerować tytuł.
Nad samym doborem faktów oraz rozłożeniem akcentów można by dyskutować godzinami. To odwieczny problem tego typu pozycji – jak tu nie zanudzić czytelnika powtarzaniem oczywistości, a jednocześnie nie pozwolić by się zagubił z powodu pominięcia tego czy owego. Myślę, że autorka „Sióstr z Szanghaju” poradziła sobie tym zadaniem znakomicie. Nie pomija kluczowych faktów, nawet jeśli są one powszechnie znane, ale i nie rozwodzi się nad nimi nadmiernie. Dzięki temu narracja jest spójna, a jednocześnie nie przegadana.
Tym, co mnie w książce irytowało niepomiernie, jest znienawidzona przeze mnie maniera zastępowania przyjętej od lat, polskiej pisowni odpowiednikami anglojęzycznymi. Momentami naprawdę utrudniało to lekturę, szczególnie, gdy chodziło o osoby dobrze znane z podręcznika historii. O ile dość oczywiste jest, że Sun Yat-sen to Sun Jat-sen, to już skojarzenie, że Chiang Kai-shek to Czang Kaj-szek zajęło mi chwilę, szczególnie, że w tekście występuje głównie pierwszy człon, czyli Chiang (Czang).
Lektura „Sióstr z Szanghaju” zajęła mi znacznie więcej czasu niż można by zgadywać na podstawie ilości stron i mojego zwykłego tempa czytania. Nie jest bynajmniej zarzut, wręcz przeciwnie. W książce nie znajdziecie ani odrobiny lania wody. Każde zdanie niesie w sobie ważną informację, do tego informację na tyle ciekawą, że nie chciałam pozwolić jej ulecieć. Czułam, że wszystko co czytam jest warte przemyślenia i zapamiętania.

„Siostry z Szanghaju” to fascynująca opowieść o Chinach i ich historii. Autorka opisuje wydarzenia od roku 1866 po 2003. To niezły szmat czasu, do tego niezwykle burzliwy, pełen buntów, rewolucji i przemian społecznych, że o dwóch wojnach światowych nawet nie wspomnę. Ten temat to po prostu samograj. Nic więc dziwnego, że powstała książka pasjonująca, wciągająca i bez...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Jak wysadzić księżyc” Vince’a Houghtona to prawdziwa gratka dla miłośników dowcipów o amerykańskich naukowcach i ich szalonych pomysłach. Każdy zna przynajmniej jedną taką opowieść. Pomyślcie teraz, co by było, gdyby owych szalonych naukowców wpuścić do jednego pomieszczenia ze zdesperowanymi i cierpiącymi na lekką paranoję pracownikami amerykańskiego wywiadu. A gdyby tak jeszcze dołożyć do tego praktycznie nieograniczone fundusze? Toż by dopiero była mieszanka wybuchowa!
Nie, nie „byłaby” a „jest”! Najlepsze w książce Houghtona jest to, że wszystkie opisane w niej historie - w większości wielce absurdalne - wydarzyły się naprawdę! Ot, chociażby ta z próbą wykorzystania kur do podtrzymania w gotowości broni jądrowej. Tak, tak. NIe pomyliłam się. Kur - takich gdaczący, co to grzebią w piasku, zjadają robaki i znoszą jajka. A to tylko lekki przedsmak tego, co serwuje nam autor.
Vince Houghton, kurator MIędzynarodowego Muzeum Szpiegostwa w Waszyngtonie, to prawdziwa kopalnia wiedzy na temat czasów Zimnej Wojny. Sypie ciekawostkami jak z rękawa. Materiału jest tyle, że autor nie musi lać wody. Udało mu się uniknąć największej (przynajmniej w moim, subiektywnym odczuciu) plagi współczesnej literatury - rozdmuchiwania prostych historii do monstrualnych rozmiarów. U Houghtona nie ma tego nawet w śladowych ilościach. Wręcz przeciwnie, tekst jest zwarty, nasycony faktami, zwięzły, ale nie suchy. Książkę napisano lekkim, żartobliwym stylem. Odniosłam wrażenie, że tak mógłby snuć opowieść dobry przewodnik, oprowadzający po muzeum wycieczkę szkolną (ale może to po prostu podświadome skojarzenie z zawodem autora?). „Jak wysadzić Księżyc” określiłabym raczej jako lekką pogawędkę niż regularny wykład. Choć Houghton jest z wykształcenia historykiem, ma doktorat z historii dyplomacji i wojskowości, to ani na chwilę nie wpada w fachowy żargon. Nie zakłada też z góry, że coś może być dla czytelnika oczywiste. Dba o to, by każdą opowieść osadzić w konkretnych warunkach politycznych. Bez zbędnego gadulstwa, ale i bez nadmiernych uproszczeń, z humorem i swadą opowiada o czasach i kontekście opisywanych wydarzeń. Na tyle szczegółowo, by czytelnik, nawet zupełnie nie obeznany z tematem, nie pogubił się w realiach i na tyle zwięźle, by nikogo nie zanudzić.
W tym miejscu należy zaznaczyć jedno - „Jak wysadzić księżyc” nie pretenduje do miana podręcznika, czy chociażby kompendium wiedzy. To jedynie (a może aż?) zbiór błyskotliwych opowieści skierowanych do szerokiego grona odbiorców, ze wskazaniem na osoby przed trzydziestką. Książkę można czytać po kolei, „od deski do deski”, albo na wyrywki - jak kto woli. Każda historia to zamknięta całostka.
Jeśli coś można tej pozycji zarzucić, to miejscami zbyt pobieżny charakter. Kilka rozdziałów pozostawiło u mnie poczucie niedosytu. Chciałabym wiedzieć więcej, poznać dodatkowe szczegóły. Trudno orzec, czy jest to efektem ubocznym przyjętej przez autora gawędziarskiej konwencji, czy wynika po prostu z braku materiałów. Nie zapominajmy, że mówimy wszak o historiach szpiegowskich. Wiele związanych z nimi faktów nadal nie zostało ujawnione i kto wie, czy kiedykolwiek ujrzą światło dzienne…
„Jak wysadzić księżyc” to wyśmienita lektura na czas podróży, do ogródka albo na plażę. W sam raz na zbliżające się wielkimi krokami wakacje.

„Jak wysadzić księżyc” Vince’a Houghtona to prawdziwa gratka dla miłośników dowcipów o amerykańskich naukowcach i ich szalonych pomysłach. Każdy zna przynajmniej jedną taką opowieść. Pomyślcie teraz, co by było, gdyby owych szalonych naukowców wpuścić do jednego pomieszczenia ze zdesperowanymi i cierpiącymi na lekką paranoję pracownikami amerykańskiego wywiadu. A gdyby tak...

więcej Pokaż mimo to

Więcej opinii

Aktywność użytkownika Szatynka

z ostatnich 3 m-cy

Tu pojawią się powiadomienia związane z aktywnością użytkownika w serwisie


ulubieni autorzy [2]

Katarzyna Anna Urbanowicz
Ocena książek:
7,9 / 10
5 książek
0 cykli
3 fanów
Tomasz Bochiński
Ocena książek:
6,6 / 10
17 książek
3 cykle
Pisze książki z:
10 fanów

statystyki

W sumie
przeczytano
36
książek
Średnio w roku
przeczytane
3
książki
Opinie były
pomocne
202
razy
W sumie
wystawione
33
oceny ze średnią 8,3

Spędzone
na czytaniu
231
godzin
Dziennie poświęcane
na czytanie
3
minuty
W sumie
dodane
0
cytatów
W sumie
dodane
0
książek [+ Dodaj]