rozwiń zwiń
Wierna

Profil użytkownika: Wierna

Kraków, Stalowa Wola Kobieta
Status Oficjalna recenzentka
Aktywność 3 lata temu
357
Przeczytanych
książek
376
Książek
w biblioteczce
11
Opinii
267
Polubień
opinii
27
recenzji
Kraków, Stalowa Wola Kobieta
Dodane| 1 ksiązkę
Jestem beznadziejnie zakochaną w książkach studentką, która częściej bywa w odwiedziny u swoich książkowych kumpli niż na wykładach ;). Od czasu do czasu wracam jednak do rzeczywistości, by nakarmić swojego ukochanego kotka Leonidasa (dla przyjaciół Leoś :D), który niestety nie ma swojego konta na Instagramie, ale możecie mi wierzyć, że gdyby miał to byłby celebrytą wśród kotów.

Recenzje

Okładka książki Elect Rachel Van Dyken
Ocena 7,4
Recenzja Gangsterzy w szkolnych mundurkach

Dla wszystkich zakochanych w Nixonie Abandonato mam zarazem dobrą i złą wiadomość. Zacznijmy od tej dobrej. W Polsce pojawiła się kolejna książka z serii Eagle Elitte, co sugeruje więcej jego przystojnej buźki, zwłaszcza że druga część jest pisana z jego perspektywy. Z kolei zła...

Okładka książki Vincent Sarah Brianne
Ocena 7,6
Recenzja Vincent w mafijnym wydaniu

Nie wiem, czy to wina jesiennej melancholii, która w końcu mnie dopadła, czy zbyt długiego pobytu w domu, ale ostatnimi czasy mam fazę na książki mafijne. Czytam prawie wszystko, co choć trochę można zaliczyć do mrocznego, garnituro-pistoletowego świata mężczyzn z dominującym...

Opinie


Na półkach:

SKÓRZANA NIEŚMIERTELNOŚĆ

Wiele razy słyszałam, że nie powinnam oceniać książki po okładce. Że to błąd popełniany przez czytelniczego turystę, będącego na wycieczce po księgarni. Niestety, jako wzrokowiec ciężko mi przejść obojętnie obok pięknie wydanej książki. I choć wielokrotnie przekonałam się, że „ładne okładki” są jedynie wabikiem na „okładkowe sroki” to i tak niekiedy potrzeba posiadania wygrywa ze zdrowym rozsądkiem. Tak też było w przypadku serii książek Alice Broadway pt. „Księgi skór”.

Na szczęście książki mają do zaoferowania znacznie więcej niż tylko ładne okładki. Przede wszystkim mogą poszczycić się świetnie skonstruowanymi zapowiedziami, które obiecują wciągającą i niezwykłą historię fikcyjnego świata, w którym skóra stanowi przedmiot nadzwyczajnego kultu. Kultu, w którym tatuaże mają zapewnić Ci wieczne życie, a ich brak kojarzony jest z buntem, niebezpieczeństwem i niebytem.

Wyobraźcie sobie, że wasza skóra jest płótnem, na którym odmalowywane są wszystkie znaczące momenty w życiu. Każdy element tego płótna jest oddzielnym symbolem, który ma ułatwić waszą identyfikację. W ten sposób wszystkie dokonania i czyny, których się podejmujecie, trafiają na waszą skórę, pokazując jakimi jesteście ludźmi. A teraz idźmy o krok dalej i wyobraźcie sobie, że żyjecie w świecie, w którym po śmierci, odpowiednio wykwalifikowani pracownicy ściągają z Ciebie tę, naznaczoną tatuażami, skórę i robią z niej księgę. Makabryczne?

Możliwe, jednak nie dla Leory. Nasza główna bohaterka od 17 lat żyje w świecie, w którym nic się nie ukryje. Każdy obywatel Saintstone od momentu narodzin staje się częścią społeczności naznaczonych, w której pierwszy tatuaż zdobywany jest wraz z nadaniem imienia. Z każdą podjętą decyzją na skórze pojawiają się kolejne rozdziały życiowej historii, które po śmierci oprawiane są w jedną księgę. O tym, czy dusza, pod postacią księgi skór, jest godna, decyduje „ceremonia ważenia dusz”. To wtedy zapada decyzja, czy księga zmarłego wróci z żywymi do domu i trafi do biblioteki wspomnień, czy też zostanie pożarta przez płomienie, a wspomnienie o niej uleci wraz z dymem. Jest to naturalna kolej rzeczy, której nikt nie kwestionuje ze względu na wiarę, której fundamentem jest czyste sumienie. Tatuowanie przybiera obraz aktu oczyszczenia, w którym tatuażysta odgrywa rolę kapłana, który plamiąc skórę tuszem, oczyszcza sumienie z win.

Historia „Tuszu” rozpoczyna się od śmierci, której ofiarą padł ojciec Leory. Dziewczyna nie jest przerażona jego odejściem, z niecierpliwością wyczekuje ceremonii, po której będzie mogła mieć go z powrotem w domu. Jednak wkrótce okazuje się, że jego księga jest niekompletna, a ojciec nie był tym, za kogo się podawał. Leora dowie się wielu nowych rzeczy, które zmienią jej życie na zawsze.

Od pierwszych słów w książce wiedziałam, że jest to pozycja, która jak przystało na tytułowy tusz, wejdzie mi pod skórę. Autorka stworzyła świat, w którym nikt nie boi się śmierci, a przerażenie wzbudza raczej życie, w którym nikt nie daje drugiej szansy. Co raz znalazło się na skórze, już na zawsze na niej pozostanie. Wystarczy jedna zła decyzja, by czerń tuszu na wieczność okryła cieniem wszystkie dotychczasowe poczynania, przekreślając szansę na upamiętnienie. W takiej sytuacji znalazł się ojciec głównej bohaterki. Jedna decyzja, podjęta z dobroci serca do drugiego człowieka, wpłynęła na całe późniejsze życie. Jego śmierć jest dla nas punktem wyjścia, z którego wyruszamy w dalszą drogę. Poznajemy historię tego, co dzieje się z jego księgą skór, po odkryciu, że jego tatuaże zostały sfabrykowane, oraz jak to wpływa na jego córkę.

Od początku czułam się oczarowana zarówno okładkami, o których pisałam już wcześniej, jak i zapowiedziami, które roztaczały wokół siebie magiczną aurę tajemniczości, która działała na mnie jak magnes. Nie miałam wątpliwości co do tego, że będą to wyjątkowe pozycje w mojej biblioteczce, bo choć w swoim życiu przeczytałam wiele książek, to w żadnej nie spotkałam się z podobną koncepcją. Jest ona naprawdę wyjątkowa. Podobało mi się odkrywanie tajemnic miasta, w którym wszystko jest transparentne. W którym kolorowi ludzie wiodą czarno-białe życia, pozbawione perspektyw. W którym mieszkańcy przypominają chodzące obrazy, ograniczone ramą swojej wiary. Jednak z każdą kolejną stroną „Tusz” przybierał inny wygląd, by pod koniec przeobrazić się w „Iskrę”, która ma moc spopielić starannie budowany światopogląd, który wcześniej braliśmy za pewniak.

Kończąc czytać „Tusz”, a zaczynając „Iskrę”, byłam pewna jednego, nic nie będzie takie samo. Pierwsza część wprowadza nas za kulisy życia mieszkańców Saintstone. To tam dowiadujemy się, że stworzony przez autorkę świat dzieli się na naznaczonych (czyli wytatuowanych) i nienaznaczonych (czyli ludzi, których skóry nie plami ani jedna kropla tuszu). Ze strony na stronę poznajemy tajniki wiary, opierającej się na podaniach ludowych, w których znaki na ciele mają symbolizować zaufanie, nadzieję i życie. Kończąc „Tusz” masz zbudowany określony obraz nienaznaczonych. Są to niebezpieczni buntownicy, którzy rabują, plądrują i zabijają porządnych i wierzących mieszkańców miasta. Niestety, obraz ten ulega zmianie z każdym rozdziałem „Iskry”. Cały nasz system wartości, pod który fundamenty położyła pierwsza część, pod wpływem nowego otoczenia, ulega przewartościowaniu.

Pod koniec pierwszego tomu dowiadujemy się, że pokryta tatuażami Leora jest nienaznaczoną, która nie jest już tą samą osobą, co na początku. „Nie jest pewna, czy dalej chce żyć w świecie, w którym każdy uczynek musi zostać utrwalony na skórze. Po tym, jak dowiedziała się, że w jej żyłach płynie krew nienaznaczonych, a księga upamiętniająca życie ojca została bezwzględnie spalona, postanawia poznać prawdę o swojej matce”. Po zaskakującym wyborze, którego dokonała na zakończenie poprzedniej części, wszystko powinno pójść gładko. W objęcia przeznaczenia popycha ją sam burmistrz Saintstone, który każe jej natychmiast opuścić miasteczko i zostać szpiegiem w krainie nienaznaczonych.

Tym oto sposobem w drugiej części znajdujemy się w Featherstone, mieście nienaznaczonych. Mamy więc idealny przykład tego, jak dwie książki mogą ukazywać inną stronę tej samej monety. Nagle zdajemy sobie sprawę, że byliśmy, jak potulne owieczki, które wierzą we wszystko, co przeczytają czy usłyszą. Bezrefleksyjnie braliśmy za pewniak to, co przeczytaliśmy w pierwszej części, nie myśląc o tym, że zawsze istnieje druga strona medalu. Autorka w cudowny sposób ukazała, jak, za pomocą przekazywanych historii, można manipulować otoczeniem. Zarówno w „Tuszu”, jak i w „Iskrze” bajki odgrywają istotną rolę – choć niby takie same, to jednak sporo się różnią, i tak, jak głosi napis na okładce „Iskry”: Każda historia ma dwa oblicza. My jako czytelnicy musimy jedynie zdecydować, w którą chcemy uwierzyć.

Choć sama koncepcja jest fantastyczna i można o niej pisać godzinami, to sam pomysł nie wystarczy. Trzeba jeszcze umieć ubrać go w słowa. I tego mi tutaj zabrakło. Z jednej strony muszę pogratulować Alice Broadway jej genialnego debiutu, bo pomysł stworzenia utopijnego społeczeństwa, w którym mieszkańcy traktują swoje ciało, jak otwartą księgę jest fenomenalny, z drugiej jednak miałam ochotę nakrzyczeń na nią za kreację bohaterów, która doprawdy woła o pomstę do nieba. Moim głównym problemem, z tą książką, były luki w fabule, które autorka starała się przykryć podniosłym stylem pisania. Bardzo mnie irytowało, że tyle czasu autorka poświęciła na tworzenie i omawianie różnorodnych historii, a zabrakło jej czasu, na zbudowanie postaci, które mogłyby je w godny sposób zaprezentować. Podobnie wygląda sprawa miejsc akcji, których autorka prawie wcale nie opisuje. Wykreowani bohaterowie byli mdli, a motywacje, którymi się kierowali mocno naciągane i niejasne. Czułam się, jakbym miała do czynienia z dziećmi, które założyły na siebie ubrania rodziców i zaczęły się bawić w dorosłych. Miejscami brakowało wyraźnych powodów, które byłyby wyjaśnieniem podjęcia określonego działania. Skutkowało to sztucznym napędzaniem fabuły, przez co stawała się ona chaotyczna i nie miała większego sensu.

Myślę, że sukces tych książek w dużej mierze opiera się na okrutnej prostocie, widocznej w każdym opisanym elemencie fabuły. Gdzie nie spojrzeć widać ledwo dostrzegalne obrazy męczeństwa, które, w zależności od otoczenia, przybierają inną formę. Mroczny świat, w którym bohaterowie zamiast teraźniejszością, ciągle żyją przeszłością. Wszędzie tylko niewypowiedziany smutek i melancholia, które nie mają możliwości wybrzmieć przez „dziurawych” bohaterów, w których emocje nie rezonują. Powiem szczerze, że z trudem pisałam o tych książkach. Nie mogłam się zdecydować, czy bardziej mi się podobały, czy jednak nie. Z jednej strony nie mogę zaprzeczyć, że książki są wyjątkowe, z drugiej wiele im brakuje.

Podsumowując, wnętrze obu części nie zachwyciło mnie w takim stopniu jak cudowne opakowanie. Po przeczytaniu obu części czułam się trochę tak, jakbym otworzyła prezent, w którym nic nie było. Alice Broadway miała świetny pomysł, którego potencjał nie został w pełni wykorzystany. Książki mają wiele niedociągnięć, których niestety nie mogę zrzucić na debiut autorki, gdyż mankamenty z pierwszej części, w dalszym ciągu pojawiają się w drugiej. Skutkiem tego jest gorszy odbiór książki, która z wyjątkowej staję się jedynie dobra. Mimo wielu braków, nie mogę powiedzieć, że książki w ogóle mi się nie podobały. Po prostu nie są takie, jakimi chamiałbym je widzieć. Nie zmienia to jednak faktu, że „Księgi skór” są lekkim powiewem świeżości w dusznym i parnym wydawniczym świecie. „Tusz” i „Iskra” są wyjątkowe na swój własny sposób, trzeba tylko umieć ją odnaleźć pod warstwą błędów. Myślę, że wielu osobom, które nie posiadają wrodzonego genu czepialstwa, mogą spodobać się bardziej niż mi. Życzę wam tego z całego serca.

SKÓRZANA NIEŚMIERTELNOŚĆ

Wiele razy słyszałam, że nie powinnam oceniać książki po okładce. Że to błąd popełniany przez czytelniczego turystę, będącego na wycieczce po księgarni. Niestety, jako wzrokowiec ciężko mi przejść obojętnie obok pięknie wydanej książki. I choć wielokrotnie przekonałam się, że „ładne okładki” są jedynie wabikiem na „okładkowe sroki” to i tak...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

ZA DUŻO ŚWIATŁA, BY UJRZEĆ GWIAZDY NADZIEI

Pisarze, chcąc walczyć z utartymi stereotypami i dziwnym oporem społeczeństwa, przed czytaniem rodzimych autorów, coraz częściej roztaczają wokół siebie aurę tajemniczości i decydują się na publikację swoich dzieł pod wybranym przez siebie, pseudonimem artystycznym. Staje się to coraz częstszym zabiegiem, na który decyduje się stale powiększające się grono polskich autorów, którzy starając się oszukać przeznaczenie, próbują dotrzeć do jak największej grupy odbiorców. I.M. Darkss, czyli młoda i utalentowana Polka, która wydając książki, spełnia swoje największe marzenie, jest idealnym przykładem jednego z takich autorów.

Nie miałam dotąd okazji zapoznać się z jej debiutem literackim, który został bardzo pozytywnie odebrany i wysoko oceniony przez czytelników na Lubimyczytać.pl. W ostatnich dniach postanowiłam jednak przekonać się, o co tyle krzyku i wzięłam się za jej najnowszą pozycję pt. „Gwiazdy nadziei”.

Przed przystąpieniem do czytania podjęłam decyzję o przeprowadzeniu małego śledztwa w celu rozeznania się z czym, tak naprawdę, przyjdzie mi się zmierzyć. Jak się okazało, autorka jest miłośniczką literatury romantycznej z happy endem, której debiutancka powieść została utrzymana w klimacie paranormalnego romansu, czyli historii miłosnej z odrobiną magii w tle. Niestety pisząc „Gwiazdy nadziei” I.M. Darkss postanowiła pójść w zwykły New Adult, którego tematyka nie sięga ponad wiek i doświadczenie głównego bohatera.

Książka pisana jest z perspektywy Amary, która po wielu latach spędzonych w szkołach z internatem wraca do rodzinnego domu, by… Tak naprawdę to nie wiadomo, w jakim celu postanawia wrócić. Główna bohaterka ani nie ma konkretnych planów związanych ze studiami, ani nie przyjechała z tęsknoty za rodzinką. Amara chyba sama nie jest pewna, po co i dlaczego wróciła, ale z braku perspektyw postanowiła, że będzie pielęgnować nieodwzajemnioną miłość do pewnego właściciela salonu tatuażu, który jest przyjacielem jej starszego brata. Fabuła opiera się głównie na niegasnącym uczuciu głównej bohaterki do Jaksa, który początkowo kompletnie tego nie zauważa, by w połowie książki przyznać się do tego, że nie interesują go związki oparte na uczuciach. Ostatecznie, po wycieczce emocjonalnym rollercoasterem, dowiadujemy się, że tak naprawdę, Rainbow, jak przezywa Amare Jaks, bardzo podoba się naszemu seksownemu tatuażyście, jednak nie mogą być razem, bo jedno i drugie skrywa w sobie mrok, z którym nie mogą sobie poradzić. Mimo to stara dobra ciocia nadzieja nakłania ich, do podjęcia walki o ich wspólną przyszłość. Tak w skrócie wygląda cała fabuła książki.

Nie chcę wyjść na ignorantkę, ale według mnie, jak na taką historię, książka liczy zdecydowanie za dużo stron. Nie jestem typem osoby, którą przerażają książki liczące ponad 200 stron, po prostu nie lubię niepotrzebnego rozpisywania się, podczas gdy wszystko można ująć w jedno zgrabne zdanie. A ta książka ma to do siebie, że czytając, cały czas odnosi się wrażenie, jakbyśmy w kółko czytali jedno i to samo. I mimo usilnych starań autorki, która stara się nadać bohaterom głębi, nie czułam się z nimi w żaden sposób związana, jakbym obserwowała wszystko, co się dzieje z daleka. Trochę jak „wszyscy święci, którzy balują w niebie;)” i bez zaangażowania obserwują co się zaraz stanie.

Motyw „trudnej” miłości, opatrzonej milionem niedopowiedzeń, w której bohaterowie prowadzeni przez nadzieję, toczą miliony bitew, nie tylko o siebie nawzajem, ale również z samymi sobą jest schematyczny i przewidywalny. Wewnętrzne opisy przeżyć ciągnące się na parę stron skradły miejsce przeznaczone na zarysowanie miejsc akcji, wyglądu i charakteru bohaterów drugoplanowych czy rozwinięcie wątków pobocznych. Brakujące elementy pojawiały się okazjonalnie, by główna bohaterka jeszcze bardziej mogła pogrążyć się w rozmyślaniach nad własnym smutnym losem.

Jestem też bardzo zawiedziona błędami, które pojawiały się dość często. Możliwe, że niektórzy nie zwrócili na nie uwagi, jednak moje wrodzone czepialstwo i skłonności do perfekcji nie pozwoliły pozostawić tej kwestii bez komentarza. Częste literówki, powtórzenia bądź błędy składniowe znacznie obniżały poziom książki i niekorzystnie wpływały na jej odbiór.

Niemniej jednak muszę pogratulować autorce przenikliwości, towarzyszącej w przelewaniu uczuć i emocji na papier. Widać, że autorka ma talent pisarski, którego nie można jej odmówić, jednak nie jest on jeszcze do końca wykształcony. I.M. Darkss błądzi, szukając swojej niszy, co jest zabiegiem naturalnym, zważywszy na jej krótki staż literacki. Mam nadzieję, że przy następnym spotkaniu z twórczością tej autorki moje przemyślenia będą bardziej pochlebne. Pragę jednak dodać, że moja opinia nie jest kropką nad „i” we frazie „nie polecam”. Wręcz przeciwnie, jako niepoprawna optymistka muszę zgodzić się z autorką w jednym, zawsze trzeba mieć nadzieję i próbować aż do skutku. Oby „Gwiazdy nadziei” zaświeciły dla was jaśniej niż dla mnie.

ZA DUŻO ŚWIATŁA, BY UJRZEĆ GWIAZDY NADZIEI

Pisarze, chcąc walczyć z utartymi stereotypami i dziwnym oporem społeczeństwa, przed czytaniem rodzimych autorów, coraz częściej roztaczają wokół siebie aurę tajemniczości i decydują się na publikację swoich dzieł pod wybranym przez siebie, pseudonimem artystycznym. Staje się to coraz częstszym zabiegiem, na który decyduje się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Woja oczami matki
Wojna nie uwiedzie nikogo, kto ją widział i przeżył. Pociąga tylko tych,
którzy nie wiedzą, jaka jest naprawdę…

Reportaże to literatura którą określiłabym jednym słowem – TRUDNA. Jest taka nie tylko ze względu na swoją treść, sposób pisania autora czy przeświadczenie że nie będzie drugiej części, zwiastującej ciąg dalszy i dającej nadzieję na szczęśliwe zakończenie. Jest trudna bo pokazuje prawdę o naszym świecie. Ale nie tą, którą przekazują nam dobrotliwi dziennikarze, w serwisach informacyjnych. Chodzi o tą szczerą i często trudną do przyjęcia prawdę, o której większość obywateli nie ma pojęcia. A dzieję się tak, ponieważ ta jedyna i często niewygodna prawda staje ością w gardle. Może zbudzić obywateli z pięknego snu o świecie, w którym żyją. Lepiej jak się ją obierze ze skórki, pokroi i przeżuje żeby społeczeństwo nie musiało bawić się w kucharzy. Poda im na wspaniałej, złotej tacy danie gotowe do pochłonięcia. Idealnie wysmażone, kolorowe i pięknie podane . W końcu łatwiej jest żyć w niewiedzy. Nikt nie chce słyszeć w jakim, tak naprawdę, świecie żyje.
Dlaczego o tym mówię? Bo uważam, że zanim zaczniemy oceniać cokolwiek należy to najpierw zrozumieć. W swoim życiu przeczytałam już trochę reportaży i wydaje mi się, że pojęłam ich istotę. Dostrzegam wartość odkrytej przez autora historii, którą chcę przekazać dalej. Otworzyć oczy śpiącemu społeczeństwu. Wypowiadanie się na pewien temat wymaga jego dogłębnej analizy. Dopiero wtedy człowiek może spojrzeć panoramicznie na świat, który oglądał dotychczas przez ramy telewizora.
Problemów w dzisiejszym świecie jest pod dostatkiem. Do wyboru do koloru, jak to się mówi. Ja jednak postanowiłam dowiedzieć się czegoś więcej na temat ludzi gotowych poświęcić swoje życie w imię wiary w Allaha. Jako przewodnika po tym temacie wybrałam wspaniałego reportażystę XXI w. Wojciecha Jagielskiego i jego najnowszy reportaż pt. „Wszystkie wojny Lary”.
Jest to książka pełna melancholii, tęsknoty, bezwarunkowej matczynej miłości ale również niezrozumienia wobec okrucieństwa wojny, która ma prowadzić do zbawienia. Jagielski bazując na szczerej rozmowie z matką dwóch czeczeńskich mudżahedinów przybliża pojęcie świętej wojny, toczącej się na Kaukazie i w Syrii. Wytrwale i umiejętnie lawiruje po meandrach bliskowschodnich zależności, pokazując w jaki sposób słaby umysł, zarażony wirusem fanatyzmu staje się nosicielem ekstremizmu. „Wszystkie wojny Lary” to opowieść kobiety, która starała się za wszelką cenę ustrzec swoich, ukochanych synów przed nieszczęściem. Historia matki, która poniosła najgorsze z możliwych konsekwencji, dwóch wielkich, współczesnych wojen: tej czeczeńskiej i tej świętej, syryjskiej.
W tym obcym i nieznanym świecie autor od pierwszych stron książki prowadzi
czytelnika za rękę. Jest mu przewodnikiem, tłumaczem i nauczycielem. Jagielski w ciekawy i nienachlany sposób nakreśla tło historyczne, będące scenerią opowiadanej przez Larę historii. Jest ono niezbędne do zrozumienia wielu zbiegów okoliczności i nieszczęść, z którymi musiała się mierzyć główna bohaterka. To dzięki niemu zgłębiamy historię doliny Pankisi i jej mieszkańców. Poznajemy losy partyzantów walczących o niezależność swojego kraju oraz zostajemy wtajemniczeni w tajniki wiary żołnierzy, gotowych oddać życie w świętej wojnie.
Mimo tak „ciężkiej” tematyki książkę czyta się bardzo szybko. Dzieje się tak przez przejmującą historię opowiadaną przez główną bohaterkę. Tytułową Larę poznajemy w jednej z restauracji McDonald. Jak dowiadujemy się z okładki książki, jest ona matką dwójki dzieci. „Jej synowie, gruzińscy Czeczeni, ruszają do Polski. Tutaj Szamil i Raszid zostają Europejczykami. Potem wyjeżdżają dalej na Zachód, gdzie zakładają rodziny. Po latach europejski raj zaczyna ich jednak przerażać obcością i duchową pustką. Wciąga ich święta
wojna – wojna o wartości ich zdaniem największe. Tak trafiają do Syrii.” Jest to bardzo duży skrót wszystkich wydarzeń opisanych w książce. Oprócz rzeczy które „obiecuje” okładka, książka ma do zaoferowania o wiele więcej.
To nie tylko opowieść matki, która pragnie powrotu synów do domu. Błędem jest
analizowanie książki tylko pod tym kątem. Bo to co najważniejsze jest ukryte. Istotą tej książki nie jest historia życia Lary, ale szczegółowe studium jednej z dróg, którą obiera coraz więcej muzułmańskich mężczyzn.
Walka za i w imię Allaha to święty obowiązek każdego mudżahedina. „Nie jesteśmy tu dla dóbr doczesnych, tylko żeby dowieść swojej miłości do Boga. Mudżahedin, ten kto gotów jest oddać życie za wiarę i za braci, którym dzieję się krzywda, najprędzej zasłuży na łaskę i zbawienie. Uniknie mąk choroby i niedołęstwa, a na dodatek będzie miał prawo wstawić się u Najwyższego za swoich bliskich. To jest moje przeznaczenie i droga, którą chcę do Niego iść.” Jagielski w swojej książce wyjaśnia motywację takiej postawy. Wracając wraz z Larą śladem jej życiowej historii, oboje starają się znaleźć odpowiedzi na dręczące ich pytania. Zrozumieć dlaczego mudżahedini cenią śmierć ponad życie. Co skłania ich do podęcia takiej decyzji? Dlaczego życie i rodzina nie jest warte codziennej walki?
Ja podobnie jak Lara, mimo szczerych chęci, dalej nie potrafię pojąc takiej postawy. Nie rozumiem jej synów i decyzji, które podjęli. Nie umiem zdiagnozować co było przyczyną choroby na którą zapali. Choroby wyniszczającej i okrutnej w swej prostocie. Choroby, która stała się plagą XXI w. Choroby na wskutek której życie straciło dziesiątki tysięcy ludzi. Jeżeli chodzi o książkę to polecam ją każdemu. Bez wyjątku. Myślę że dzięki niej łatwiej jest rozumieć mechanizmy rządzące dzisiejszym światem. Przekonać się co kieruje tymi ludźmi. Dlaczego robią to co robią. Nie mówię, że jest ona odpowiedzią na pytanie: Jak zlikwidować problem terroryzmu i dżihadu? Ale może pomóc w rysowaniu prawdziwego obrazu naszego świata. Świata w którym ofiarami terroryzmu czy świętej wojny nie są tylko zabici i ich rodziny, ale również matki, którym syna odebrała im ślepa wiara w krainę wiecznej szczęśliwości.

Woja oczami matki
Wojna nie uwiedzie nikogo, kto ją widział i przeżył. Pociąga tylko tych,
którzy nie wiedzą, jaka jest naprawdę…

Reportaże to literatura którą określiłabym jednym słowem – TRUDNA. Jest taka nie tylko ze względu na swoją treść, sposób pisania autora czy przeświadczenie że nie będzie drugiej części, zwiastującej ciąg dalszy i dającej...

więcej Pokaż mimo to

Więcej opinii

Aktywność użytkownika Wierna

z ostatnich 3 m-cy

Tu pojawią się powiadomienia związane z aktywnością użytkownika w serwisie


ulubieni autorzy [8]

Penelope Douglas
Ocena książek:
7,5 / 10
20 książek
3 cykle
Pisze książki z:
736 fanów
Belle Aurora
Ocena książek:
7,5 / 10
17 książek
7 cykli
Pisze książki z:
240 fanów
Gena Showalter
Ocena książek:
7,0 / 10
80 książek
17 cykli
302 fanów

Ulubione

Maja Lidia Kossakowska Siewca Wiatru Zobacz więcej
Maja Lidia Kossakowska Siewca Wiatru Zobacz więcej
Maja Lidia Kossakowska Siewca Wiatru Zobacz więcej
Maja Lidia Kossakowska Siewca Wiatru Zobacz więcej
Maja Lidia Kossakowska Siewca Wiatru Zobacz więcej
Lewis Carroll Alicja w Krainie Czarów Zobacz więcej
Maja Lidia Kossakowska Zbieracz Burz. Tom 1 Zobacz więcej
Maja Lidia Kossakowska Zbieracz Burz. Tom 1 Zobacz więcej
Lewis Carroll Alicja w Krainie Czarów Zobacz więcej

statystyki

W sumie
przeczytano
357
książek
Średnio w roku
przeczytane
40
książek
Opinie były
pomocne
267
razy
W sumie
wystawione
355
ocen ze średnią 6,4

Spędzone
na czytaniu
2 292
godziny
Dziennie poświęcane
na czytanie
51
minut
W sumie
dodane
0
cytatów
W sumie
dodane
1
książek [+ Dodaj]