Najmniejsze miasteczka skrywają największe tajemnice. „Chichot” Grety Drawskiej

LubimyCzytać LubimyCzytać
02.07.2021

 „Chichot” to trzeci tom cyklu z prokurator Wandą Just i komisarzem Piotrem Dereniem, niepokojący kryminał z Bornem Sulinowem w tle. Wkrótce ekranizacja serii! Rozmawiamy z jej autorką, Gretą Drawską. 

Najmniejsze miasteczka skrywają największe tajemnice.  „Chichot” Grety Drawskiej

Wandzie przeszło przez myśl, że gdyby nie zwłoki w kałuży krwi, ten dom byłby idealny. Designerska rezydencja w środku lasu zasługiwała na coś więcej niż protokół z miejsca zbrodni. Dziwna śmierć, jakby sam ją sobie napisał… Popularny, uwielbiany, a jednak anonimowy autor, polski Stephen King dostający milionowe zaliczki.
Dlaczego niedawno interesował się ruinami radzieckiej bazy atomowej w pobliskim lesie? Czego szukał w miastach widmach? Prokurator Wanda Just i podkomisarz Piotr Dereń muszą zajrzeć w epokę, gdy zasieki z drutu kolczastego pilnie strzegły tajemnic, a za zdradę dostawało się bilet w jedną stronę. Oboje aż za dobrze wiedzą, że powtarzane kłamstwo nigdy nie stanie się prawdą.

Trzeci tom cyklu z prokurator Wandą Just i komisarzem Piotrem Dereniem. Seria kryminalna hipnotyzująca jak True Detective. Wkrótce ekranizacja!

Seria o prokurator Wandzie Just i komisarzu Piotrze Dereniu to mój gatunkowy debiut. Stąd zrodziła się potrzeba pseudonimu, który nawiązuje do Pojezierza Drawskiego – mówi Greta Drawska, a właściwie Małgorzata Hayles. - Chciałam w ten sposób uhonorować miejsce, które niespodziewanie pojawiło się w moim życiu, zaczarowało od pierwszego wejrzenia i zainspirowało do opowiedzenia kilku, mam nadzieję, ciekawych historii.

Karina Caban-Rusinek: Dlaczego zdecydowałaś się napisać trylogię o prokurator Wandzie Just i komisarzu Piotrze Dereniu pod pseudonimem?

Małgorzata Hayles / Greta Drawska: Długo zastanawiałam się nad tą decyzją, bo pseudonim to czapka niewidka ze wszystkimi plusami i minusami takiego rozwiązania. Siostry Brontë podpisywały się męskimi pseudonimami w czasach, gdy rolą kobiety było wyłącznie trwanie przy mężu. Elena Ferrante, tajemnicza autorka lub – jak się obecnie uważa – autor popularnego cyklu neapolitańskiego, wspomina w wywiadach o większej wolności artystycznej. Stephen King pisał pod pseudonimem Richard Bachman, J.K. Rowling stworzyła Roberta Galbraitha, a nasz rodzimy autor, Remigiusz Mróz, powołał do życia Ove Løgmansbø, bo przyświecała im chęć ponownego sprawdzenia się w roli debiutanta i odcięcia od poprzedniej twórczości.

Poza przytoczonym tu przykładem sióstr Brontë każda z tych motywacji jest mi bliska. Bezpośrednio przed napisaniem serii drawskiej wydałam przecież (wspólnie z Magdaleną Kawką) cykl „Kobiety nieidealne”. Trudno o książki mniej kojarzące się z kryminałami.

Seria o prokurator Wandzie Just i komisarzu Piotrze Dereniu to mój gatunkowy debiut i stąd zrodziła się potrzeba pseudonimu, który nawiązuje zresztą do Pojezierza Drawskiego. Chciałam w ten sposób uhonorować miejsce, które niespodziewanie pojawiło się w moim życiu, zaczarowało od pierwszego wejrzenia i zainspirowało do opowiedzenia kilku, mam nadzieję, ciekawych historii.

Paradoksalnie, choć pseudonim to sztuczna tożsamość, jest coś prawdziwego w utworze pozbawionym kontekstu autora. Zostaje nagi tekst i sam musi się obronić.

To skąd teraz ten coming out?

Pseudonim powstał na potrzeby serii drawskiej, można więc powiedzieć, że z końcem trylogii minął jego termin ważności. W ostatnim tomie „Chichot” zamordowany zostaje autor powieści kryminalnych, który nomen omen wydaje je pod pseudonimem. Podświadomie rozprawiłam się więc ze swoją nową tożsamością, stworzoną dla potrzeb cyklu.

Polubiłam Gretę Drawską. Wyobrażam sobie, że to chłodna wysoka blondynka, która w niczym mnie nie przypomina. Niemniej żegnam się z nią bez żalu. Wzbogaciła mnie jako autorkę o kolejne doświadczenie, ale cenię sobie żywy kontakt z czytelnikami i bardzo mi go brakowało.

Gdy zastanawiano się, kim jest tajemnicza Greta Drawska i dlaczego nigdzie nie ma informacji na jej temat, czułam się z tym źle. Zrozumiałam, jak ważne jest dla mnie przyjmowanie odpowiedzialności, spójność i autentyczność we wszystkim, co robię. Pisząc, sięgam mocno do swojego wnętrza, więc w dłuższej perspektywie nie dałoby się inaczej. Z przyjemnością wracam do swojego nazwiska jak do domu.

Co takiego urzekającego jego jest w okolicach Drawska, że umieściłaś tam akcję swojej kryminalnej trylogii? Czy to naprawdę magiczna okolica?

Polska w ogóle jest piękna i trzeba było pandemii, by niektórzy z nas zdali sobie z tego sprawę. Pojezierze Drawskie to jedna z niedocenionych pereł krajobrazowych, mijanych w pędzie nad Bałtyk. Może to i dobrze, bo dzięki temu nie zostało jeszcze zadeptane i obfituje w dzikie miejsca.

To polodowcowy raj pełen jezior (dwieście pięćdziesiąt z nich ma powierzchnię powyżej hektara), morenowych wzniesień i wąwozów. Ten krajobraz nigdy się nie nudzi. Najchętniej spędzam czas właśnie tam, w ponad stuletnim domu nieopodal jeziora Komorze.

Otoczone gęstymi lasami bukowymi, z mało dostępną linią brzegową, przypomina schowany przed ludzkim okiem klejnot. Drawskie jest idealną scenerią dla kryminałów i thrillerów, bo nie od dziś wiadomo, że doskonale gra się na kontrastach.

Sielski krajobraz to znakomite tło dla najgorszych zbrodni. Poza tym to obszar, tzw. Ziem Odzyskanych, gdzie nawet teraz, po latach, tożsamość regionalna dopiero się kształtuje. To bliski mi temat, bo sama pochodzę z Lubuskiego. Wpływa to mocno na specyfikę społeczności. Do tego przez wiele lat znajdowała się tam tajna baza Armii Czerwonej, przez co pojezierze nabrało jeszcze bardziej tajemniczego charakteru.

Małgorzata Hayles / Greta Drawska

No właśnie. W trzeciej części, Chichocie, pojawia się jeszcze jedno niesamowite miejsce, Borne Sulinowo? Skąd taki pomysł?

Przyświecała mi myśl, by w fabułę każdego tomu wpleść wątki historyczne powiązane ze współczesnym śledztwem. W „Rytuale” jest to historia budowy Pałacu w Siemczynie i pewnego obrazu, w „Stosie” opowiadam historię Sydonii von Borck, najsłynniejszej pomorskiej szlachcianki oskarżonej o czary i spalonej na stosie, a w „Chichocie” pojawia się nowsza historia radzieckich wojsk stacjonujących w Bornem Sulinowie, w którym wcześniej mieścił się niemiecki garnizon wojskowy.

To jednak seria kryminalna, nie historyczna, dysponowałam więc ograniczoną przestrzenią fabularną. Zdecydowałam się wpleść te wątki, by dać szersze tło, zbudować klimat i rozbudzić apetyt czytelników na więcej. Do niektórych bardziej przemówi historia obrazu, do innych dramatyczne losy Sydonii czy poradzieckie miasta widma. Odwiedziny w przeróżnych zakątkach Drawskiego stymulują wyobraźnię, a ludzie, których spotykam, często mówią: hej, a o tym pisałaś? Jeszcze nie? No, to koniecznie musisz o tym napisać!

Która z części trylogii jest dla Ciebie najważniejsza?

To jak części tryptyku, który dopiero w całości nabiera przestrzeni, koloru i głębi. Choć poszczególne tomy można czytać oddzielnie, bo zagadka kryminalna jest inna w każdym z nich, najlepiej zapoznać się z całością.

W „Rytuale” zawiązują się wątki obyczajowe. To w nim powołałam do życia Wandę i Piotra. W „Stosie” uwielbiam Sydonię von Borck, jedną z tych kobiet, które wyprzedzają epokę i nie boją się iść pod prąd. Jej życie i legenda dodają temu tomowi, cóż, namacalnego wręcz blasku.

Za to „Chichot” jest mi szczególnie bliski, bo przeplatają się w nim wątki ze świata wydawniczego i literackiego. Zadedykowałam go „pisarzom, tym pięknym wariatom”.

Nie mogę się doczekać ekranizacji serii i mam nadzieję, że niebawem dojdzie ona do skutku. To będzie nowe doświadczenie – zobaczyć swoich bohaterów na ekranie.

Kogo widziałabyś w roli Wandy i Piotra?

Mamy wielu zdolnych aktorów, ale jednym z polskich seriali, który bardzo lubię jest „Wataha”. I choć w powieści Wanda jest blondynką, widzę w tej roli Aleksandrę Popławską, a u jej boku Leszka Lichotę.

Fragment książki „Chichot”

Wanda uniosła brwi. Cóż, choć Wrzos miał rację na temat jej stosunku do literatury popularnej, zdaje się, że będzie musiała się zapoznać z twórczością denata.

- Co o nim wiemy? Poza tym, że był znanym pisarzem, który z jakiejś przyczyny ukrywał się pod pseudonimem? – zapytała Piotra, gdy stali już na zewnątrz, a ciało Jakuba Tomczyńskiego było w drodze na sekcję zwłok.

Przed kilkoma tygodniami zauważyła, że Dereń schudł, a teraz zamiast cameli pykał elektronicznego papierosa, jakby to była fajka. Po raz kolejny pomyślała o Gandalfie. Gdyby tak jeszcze długie włosy i płaszcz… Zamrugała, by wyrzucić ten obraz z głowy. Był to w każdym razie kolejny dowód na to, że plotki, które do niej dotarły, prawdopodobnie nie mijają się z prawdą. Słyszała, że podkomisarz spędza dużo czasu na nowej siłowni na komendzie i że spotyka się z jakąś kobietą. Cóż, najwyraźniej rzucił dla niej substancje smoliste, choć nie nikotynę – pomyślała z przekąsem.

- Na razie niewiele. Na pewno miał nietuzinkowy gust. – Piotr kiwnął głową, wskazując płaski dach pokryty darnią, nad którym szumiały konary dębu. Wanda widziała drzewo zaraz po przyjeździe, ale była przekonana, że rośnie za domem, a nie przestrzeliwuje się przez strop. – Dobrze wychowywałoby się tu dzieci, nie uważasz?

- W sensie: sarenki i jelenie podchodzące pod same okna? Marzenie myśliwego.

- Ale z ciebie cynik, czy raczej powinienem powiedzieć: cyniczka. Podobno teraz lubicie, jak do wszystkiego dodaje się żeńskie końcówki.

- Nie wiem, co inne kobiety „lubicie”, ale sama nigdy nie byłam fanką poprawności politycznej. Za bardzo trąci dog- matyzmem, który podobno stara się zwalczać – dokończyła może odrobinę za ostro, ale nigdy nie lubiła się identyfikować z żadną grupą, ani zawodowo, ani prywatnie. A jeśli Piotr myśli, że ona i jego nowa kobieta mają ze sobą coś wspólnego, to się grubo myli.

Odwróciła się w stronę domu, żeby ukryć zdenerwowanie. Kamienna bryła wtapiała się w krajobraz, zdawała się stać tu od zawsze. Tuż za płotem rozpościerał się las; sprawiał wrażenie, jakby rozstąpił się jedynie na chwilę, by zaraz pochłonąć tę przedziwną budowlę, ukryć ją w swej gęstwinie. Gdyby tylko wynieśli się stąd ludzie, natychmiast wziąłby ją w posiadanie. Korzenie drzew wrosłyby w darń na dachu, okna pokryłby mech, a w zacienionych zakamarkach rozpoczęłaby się cicha owadzia kolonizacja.

Brązowopiaskowy kamień, którego użyto do budowy, pochodził zapewne z rozbiórki poniemieckich stodół, które wciąż można było znaleźć w okolicy. Z boku dobudowany był przeszklony pawilon, który wcześniej Wanda wzięła za ogród zimowy, ale teraz, gdy podeszła bliżej, widziała, że jest tam basen. Niewielki, w kształcie fasolki jak w hotelowym spa, wyłożony płytkami nadającymi wodzie idealnie lazurowy odcień. W odbiciu za sobą zobaczyła twarz Piotra. Teraz, gdy zgubił kilka kilogramów, znowu przypominał chłopaka sprzed lat, z którym mieszkała w jednej kamienicy.

- Jak się trzymasz? – zapytał.

Wiedziała, że nie ma na myśli oględzin i ciała z wbitym kołkiem. Od zamka na dole jej kurtki odchodziła niebieska nitka i Wanda próbowała ją urwać, ale ta trzymała się zbyt mocno, więc zwinęła ją w małą kulkę. Znacznie większą poczuła w gardle.

- Nie było mnie wtedy na miejscu. Gdybym był, przyszedłbym na pogrzeb. Mam nadzieję, że o tym wiesz.

Książka „Chichot” jest już dostępna w księgarniach internetowych.

Artykuł sponsorowany


komentarze [3]

Sortuj:
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
czytamcałyczas 02.07.2021 17:42
Czytelnik

Chcę czytac

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Armand_Duval 02.07.2021 14:30
Czytelnik

Pani autorka powinna ogarnąć, że do wywiadu nie daje się zdjęć z Tindera. :)

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
LubimyCzytać 02.07.2021 10:46
Administrator

Zapraszamy do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post