Na końcu świata najlepiej poradzi sobie introwertyk optymista. Lisa Gardner o „Wszędzie cię widzę”
Lisa Gardner powraca z trzecią książką o Frankie Elkin. Tym razem bohaterka trafia na wcale nie taki rajski hawajski atol, gdzie ma zamiar wypełnić zadanie zlecone jej przez… seryjną morderczynię. Autorka powieści „Wszędzie cię widzę” zdradza, dlaczego i gdzie wybrała się na roczne wakacje i jak stały się one dla niej zastrzykiem kreatywności, dzięki któremu powstała właśnie ta książka. Zapraszam do lektury!
[Opis: Wydawnictwo: Albatros] Najnowszy thriller kryminalny amerykańskiej mistrzyni gatunku.
Frankie Elkin specjalizuje się w poszukiwaniach zaginionych osób, o których świata już zapomniał, ale nigdy nie spodziewała się, że przyjdzie jej szukać siostry seryjnej zabójczyni, która za trzy tygodnie ma zostać stracona. Żaden mężczyzna nie boi się kobiety. Nawet takiej, która jest nieodrodną córką swojego ojca. Ta sprawa była sensacją. Kaylee Pierson od razu przyznała się do winy i zrezygnowała z prawa do apelacji. Mówiła o sobie, że jest „śmiercią”, ale ludzie nazywali ją diablicą. Pomimo, że media rozpisywały się o tragicznych okolicznościach łagodzących – wychowywał ją skłonny do przemocy ojciec – niewielu znalazło w sobie choć cień współczucia dla „Pięknej Rzeźniczki”, która poderżnęła gardła osiemnastu poznanym w barach mężczyznom. Pierson zostało już tylko dwadzieścia jeden dni życia, ale właśnie teraz otrzymała wskazówkę dotyczącą miejsca pobytu uprowadzonej ponad dekadę temu siostry, a dla Frankie wiadomość otrzymana od „Pięknej Rzeźniczki” stanowi niemożliwą do odparcia pokusę: Kiedy ostatnio twoje poszukiwania zakończyły się odnalezieniem żywej osoby?
Dwanaście lat wcześniej pięcioletnia Leilani zaginęła na Hawajach. Głównym podejrzanym był wtedy były chłopak Kaylee, potentat technologiczny, Sanders MacManus. Na odległej wyspie na środku Pacyfiku – w miejscu najnowszego projektu MacManusa – właśnie pojawiły się nowe dowody. Aby poznać prawdę i być może uratować życie młodej kobiety, Frankie musi udać się pod przykrywką do odciętej od świata bazy. Wśród tuzina nieznajomych i niezliczonych niebezpiecznych sekretów, Frankie nie będzie wiedziała, komu może zaufać i nie będzie miała możliwości, żeby wezwać pomoc. Ale naprawdę groźnie zrobi się dopiero, kiedy nadejdzie burza…
Wywiad z Lisą Gardner
Anna Sierant: Roczne wakacje – to brzmi jak spełnienie marzeń dla wielu osób. Jaki wpływ na napisanie „Wszędzie cię widzę” miał twój roczny, choć, jak zaznaczasz na końcu książki, bardzo aktywny wypoczynek?
Lisa Gardner: Uwielbiam podróżować, więc po trzydziestu latach pracy sprawiłam sobie prezent – zwiedziłam wszystkie odległe miejsca, do których zawsze chciałam pojechać i na które zawsze brakowało czasu. Zaczęłam od Antarktydy, skończyłam na Arktyce. Po drodze spotkałam fascynujących ludzi, cieszyłam się szalonymi doświadczeniami i zdecydowanie uzupełniłam zapasy swojej kreatywności. Jednym z miejsc, w których się znalazłam, był odległy atol na Pacyfiku. W momencie, w którym samolot odleciał, zdałam sobie sprawę, że zostałam sama z dwudziestką zupełnie obcych ludzi. Pośrodku niczego. Cóż, powiedzmy, że w tym momencie książka zaczęła się pisać sama. A wkrótce potem po raz pierwszy w życiu stanęłam twarzą w twarz z krabem palmowym.
No właśnie! Muszę przyznać, że pierwszym hasłem, którego szukałam w Google po przeczytaniu twojej powieści, były „kraby palmowe”. Wkrótce mam nadzieję wybrać się na wakacje i okazuje się, że tam, gdzie lecę, mogą się one pojawić. Czy powinnam zacząć się bać?
Mogę ci udzielić pierwszej lekcji, której sama nauczyłam się na atolu: nigdy nie zadzieraj z krabami palmowymi! Skąd to wiem? Tam, gdzie przebywałam, było miejsce zwane Crab Town (Miasto Krabów), do którego wyrzucano resztki żywności. Kiedy zobaczyłam, co krab może zrobić z tuszką kurczaka w niecałą godzinę… Najlepiej odwrócić się i pójść w drugą stronę!
Czasem zdarza się, że pisarze, w ramach np. akcji charytatywnej, organizują licytację, w której można wygrać umieszczenie swojego nazwiska w książce. Ty postanowiłaś podarować taki literacki prezent całej grupie osób – bohaterowie „Wszędzie cię widzę” zapożyczyli bowiem od nich imiona i nazwiska. Czy mogłabyś powiedzieć na ten temat coś więcej?
W trakcie mojej podróży naprawdę spotkałam niesamowitych ludzi! Podczas pobytu na Antarktydzie zaprzyjaźniłam się z innymi poszukiwaczami przygód – wszyscy mieli fascynujące historie do opowiedzenia, różne pochodzenie. Bardzo mi pomogli w researchu, a umieszczenie ich imion w książce, nadanie ich różnym pracownikom bazy, było dla mnie świetną zabawą. Dlatego zawsze kiedy spotykacie pisarza czy pisarkę, bądźcie czujni – możecie potem wylądować w powieści! (śmiech)
A gdybyś mogła na jakiś czas zamienić się miejscami z którymś bohaterem z książki, to kim, choć przez chwilę, chciałabyś być?
Zdecydowanie Aolani! Jestem w niej totalnie zakochana! Ta błyskotliwa architektka została zatrudniona na atolu do zaprojektowania nowoczesnego, ekologicznego kurortu. Jest pracowita, myśli strategicznie, a kiedy robi się ciężko, zamienia się w drapieżnika, którego chcesz mieć u boku, by poczuć się bezpiecznie.
Twoi bohaterowie pracują w – zdawałoby się – rajskim miejscu. Jednak przetrwanie „na końcu świata” wymaga sporo determinacji. Jakie cechy, twoim zdaniem, w tym przetrwaniu pomagają?
Zdecydowanie zdolność do adaptacji! Kiedy po raz pierwszy przybyłam na atol, mieliśmy długą rozmowę poświęconą zdrowiu psychicznemu. Obóz był odizolowany, warunki spartańskie, a w takich okolicznościach nawet małe problemy szybko mogą przybrać monstrualne rozmiary. Dlatego aby je rozwiązać, każdy musiał być gotowy do współpracy. Zapytałam kierownika obozu, w jaki sposób wybierali osoby zatrudnione do pracy w takich warunkach na okres od sześciu do dziewięciu miesięcy. Jego odpowiedź brzmiała: stawialiśmy na optymistycznych introwertyków. To mi się spodobało!
We „Wszędzie cię widzę” Frankie dostaje zlecenie od seryjnej morderczyni czekającej na wykonanie wyroku kary śmierci. Kaylee Pierson chce, by Elkin odnalazła jej siostrę, przebywającą najpewniej na Pomaikai. Czy dla autorki tej morderczej postaci Pierson jest wcieleniem czystego zła? Czy gdyby nie trudne dzieciństwo, jej historia mogłaby się potoczyć inaczej?
Postać Kaylee przez długi czas dojrzewała w mojej głowie. Początkowo chciałam przedstawić brutalną, okrutną morderczynię – kogoś, kto nie tylko przemoc stosuje, ale wręcz się nią rozkoszuje. Ale im bardziej zgłębiałam temat, myślałam o sadystycznym ojcu Kaylee, o jej bezradnej matce, tym bardziej jej współczułam. Bo jej miłość do siostry jest prawdziwa, a potrzeba ratowania jej, chronienia, dodaje tej bohaterce wiarygodności, czyni ją ludzką.
Frankie wybiera się na Hawaje pod przykrywką – będzie tam pracowała jako członkini bazy. A to będzie się wiązało z dodatkowymi wyzwaniami.
Praca pod przykrywką stanowi dla Frankie ciężar, bo ta bohaterka nie lubi kłamać. Trudno też wzbudzić zaufanie innych, kiedy ukrywa się prawdę, a podczas rozmowy z innymi nie ma się czasu na długie zastanawianie się, co by tu powiedzieć. No i warto dodać, że nie tylko ona skrywa na atolu tajemnice – będzie ich więcej, niektóre śmiertelnie niebezpieczne.
Czy twoim zdaniem można by powiedzieć, że ten trzeci tom jest dla Frankie w pewien sposób przełomowy? Że bohaterka uświadamia sobie lepiej niż wcześniej motywacje, które skłoniły ją do zajęcia się poszukiwaniem zaginionych osób?
Pisanie o Frankie jest dla mnie o tyle przyjemne, że ta bohaterka cały czas się rozwija, zmienia. Dlaczego robi to, co robi, czyli – wolontariacko – odwiedza miejsca, w których nigdy nie była, by pomóc osobom, których nie zna? Czy to rodzaj pokuty za jej wcześniejsze decyzje? A może naprawdę jest tym, kim powinna być, i jest tam, gdzie być powinna? Myślę, że z każdą sprawą dowiaduje się o sobie coraz więcej. I my o niej też.
Tym, co odróżnia Frankie od wielu innych bohaterów kryminałów, jest fakt, że nie działa ona jako profesjonalistka. Nie jest policjantką czy prokuratorką. W jaki sposób jej to pomaga?
Zawsze powtarzam, że supermocą Frankie jest jej zdolność słuchania. Jest całkowicie nieoceniającą osobą z zewnątrz, która – jako zdrowiejąca alkoholiczka – oferuje rozmówcom obiektywizm z dozą współczucia. Często to osoba zadająca właściwe pytania we właściwym czasie, a następnie słuchająca odpowiedzi, stanowi najlepszą pomoc w dojściu do prawdy.
„Wszędzie cię widzę” to trzeci tom cyklu z o Frankie Elkin, a to nie pierwsza seria twojego autorstwa. Czy przystępując do pisania serii, wiesz już mniej więcej, co zdarzy się w kolejnych książkach? Czy tworzenie kilku książek z jednym bohaterem jest dla ciebie łatwiejsze, a może trudniejsze niż pisanie jednotomowych powieści?
Tak naprawdę nigdy nie wiem, o czym będę pisać w następnej kolejności. (śmiech) Myślę, że to odebrałoby mi frajdę, jaką daje mi pisanie, przestałoby też być takim wyzwaniem. Każdą książkę piszę więc na bieżąco. Zaletą serii jest na pewno to, że mam więcej czasu i przestrzeni na stworzenie złożonej postaci, takiej jak Frankie właśnie. Poza tym mam tendencję do zakochiwania się w swoich bohaterach, a to oznacza, że chcę z nimi spędzać jak najwięcej czasu. Już teraz tęsknię za detektywką D.D. Warren, agentką FBI Kimberly Quincy i mścicielką Florą Dane. Zastanawiam się, co by się stało, gdyby Frankie wróciła do Bostonu, a D.D. i Flora byłyby gotowe nawiązać z nią współpracę.
No właśnie: skoro o cyklach mowa – czy Frankie znów niedługo do nas powróci? A może właśnie zaplanowałaś kolejne wakacje i na razie zajmujesz się czymś innym niż pisanie?
Tak! Podczas jednej z moich podróży – do Baja California w Meksyku – poznałam niesamowitą parę, która wolontariacko pomaga afgańskim uchodźcom. Przeszkody stojące przed uchodźcami są naprawdę wielorakie – od dramatycznej utraty kraju, bliskich, przez naprawdę przerażające warunki w obozach dla uchodźców, po próbę rozpoczęcia życia w nowym kraju, w którym nie zna się dosłownie nikogo. Wiele się dzięki nim nauczyłam i, przyznam, spędziłam trochę czasu, płacząc. Misja, w którą wyślę Frankie dzięki tej podróży, będzie, jak sądzę, jej największą do tej pory.
Książka „Wszędzie cię widzę” jest już dostępna w sprzedaży online.
Artykuł sponsorowany
komentarze [5]
introwertyk optymista? nie spotkałem jeszcze takiego
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spamNo to masz okazję, oto jestem 😁
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spamNa końcu świata poradzi sobie raczej ekstrawertyk, trzeba z ludźmi gadać, i to najczęściej przy pomocy rąk i nóg jak się akurat nie zna języka obowiązującego na tym konkretnym końcu świata. Trzeba radzić sobie z tubylcami którzy pokazują palcem i wyśmiewają, trzeba wyzbyć się wstydu bo nawet do toalety sam człowiek nie pójdzie na końcu świata. Tubylcy będą ciekawi czy...
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam więcej
Na końcu świata najlepiej poradzi sobie introwertyk optymista
- nie sądzę, bo optymizm to niebezpieczna wada charakteru:
https://autopamflet.blogspot.com/2008/09/optymizm-jest-wada_19.html
Zapraszam do dyskusji.
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam